„Wybraniec” jest pierwszym tomem cyklu, będącym jednocześnie kontynuacją pięcioksięgu „Generał”. Co prawda wydawca zalicza tą powieść jako szósty tom, lecz moim zdaniem takie przyporządkowanie jest błędne i nieuzasadnione. Nawiązania do poprzednich części są wyraźne, ale fabuła tworzy wyraźnie odrębną całość.
Akcja powieści rozgrywa się na planecie Visager. W bliżej nieokreślony sposób dostała się na nią sonda z Centrum oraz zaimplementowaną osobowością Raya Whitehalla, bohatera poprzednich części. W skutek zbiegu okoliczności (choć zapewne autorzy będą to tłumaczyć zupełnie inaczej) kontakt z komputerem nawiązuje dwójka chłopców. Na ich młode barki zostaje złożona odpowiedzialność za losy świata. Przez lata śledzimy ich przygotowania do obrony przed najazdem Wybrańców, narodu agresywnego, chcącego zapanować nad światem i zniewolić wszystkie podrzędne ludy. Trwa wyścig zbrojeń, wyszukiwane są coraz to nowsze machiny wojenne, czołgi, samoloty. Śledzimy kolejne wojny, a zagrożenie zbliża się coraz bardziej do granic Republiki Santander. Zbliża się ostateczne starcie.
Tym razem w jednej powieści zawarta jest cała historia konfliktu, a na naszych oczach przewija się niemal całe życie bohaterów. Moim zdaniem wpływa to zdecydowanie ujemnie na odbiór książki. Autorzy musieli się ograniczać, przez co wiele elementów nie zostało opisanych dokładnie, fabuła jest rwana. Zamiast skoncentrować się na wyjaśnianiu przyczyn kolejnych konfliktów oraz dokładnym opisie działań zbrojnych otrzymujemy przetworzoną papkę, z której tak naprawdę niewiele wynika. Ani nie jest to wciągające, ani sprawnie przedstawiające obraz sytuacji. W to wszystko zostało wplecione życie osobiste bohaterów. Niestety ono także zostało potraktowane po macoszemu, przedstawiono nam zaledwie klika scen, które niczego nie wnoszą.
Przedstawiony nam świat też nie powala oryginalnością. Znajduje się na nim pięć państw, a ludność każdego to przejaskrawiony obraz europejskich narodów. Unia del Est to Francuzi, wiecznie kłótliwi, a jeden z przywódców to wykapany Napoleon. Wybrańcy to oczywiście Niemcy za czasów Hitlera, a jakby ktoś nie załapał analogii to autorzy uczynnie stworzyli ich język, różniący się od niemieckiego niewielkimi szczegółami. Z resztą akurat z nimi wiąże się inna historia. Są niemal kopią Drakan z autorskiej powieści S.M. Sirlinga „Piąta kolumna” (a także chyba „Szturm przez Gruzję”, ale tej nie czytałem). Cały obraz społeczeństwa, metody wychowawcze, stosunek do innych nacji, jest taki sam.
Bohaterowie także niespecjalnie przypadli mi do gustu. Nijacy, nie potrafią wzbudzić sympatii. John wybrał karierę polityka i dyplomaty, ale w rzeczywistości jest czymś na kształt Jamesa Bonda. Jeffrey wybrał karierę w wojsku, ale ze świecą szukać go w typowych działaniach wojennych. Jeździ po obcych krajach, szpieguje, jednym słowem robi wszystko, tylko nie typową oficerską robotę. Jeśli dodamy do tego znaczne zmniejszenie roli Centrum, mniejszą liczbę komentarzy oraz Raya zupełnie nie sprawdzającego się w roli wirtualnego konstruktu, to otrzymujemy dosyć bezbarwny obraz.
Obawiam się, że autorzy poszli na łatwiznę. Tworząc nową serię nie starali się wprowadzić zmian, a jedynie lekko zmodyfikowali wykorzystywane wcześniej pomysły. Miałem wrażenie, że czytałem po raz kolejny tą samą książkę, jedynie ze zmienionymi nazwami własnymi i gorzej wykończone. Rozwiązania są sztampowe i nieciekawe. Autorzy niczym nie zaskakują. Mieli niezły pomysł i eksploatują go do granic możliwości. Szkoda, bo fabuła pozostawiała ciekawe możliwości. Jest to wzorcowy przykład zmęczenia materiału. Jednym słowem duży zawód.
Ocena: 5/10
Autor:
Shadowmage
Dodano: 2006-03-26 18:22:39