NAST.pl
 
Komiks
  Facebook
Facebook
 
Forum

  RSS RSS

 Strona główna     Zapowiedzi     Recenzje     Imprezy     Konkursy     Wywiady     Patronaty     Archiwum newsów     Artykuły i relacje     Biblioteka     Fragmenty     Galerie     Opowiadania     Redakcja     Zaprzyjaźnione strony   

Zaloguj się tutaj! | Rejestruj

Patronat

Weeks, Brent - "Poza cieniem" (wyd. 2024)

Esslemont, Ian Cameron - "Kamienny wojownik"

Ukazały się

Iglesias, Gabino - "Diabeł zabierze was do domu"


 Richau, Amy & Crouse, Megan - "Star Wars. Wielka Republika. Encyklopedia postaci"

 King, Stephen - "Billy Summers"

 Larson, B.V. - "Świat Lodu"

 Brown, Pierce - "Czerwony świt" (wyd. 2024)

 Kade, Kel - "Los pokonanych"

 Scott, Cavan - "Wielka Republika. Nawałnica"

 Masterton, Graham - "Drapieżcy" (2024)

Linki

antologia - "Wielka księga ekstremalnego SF", tom 1
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Cykl: antologia - "Wielka księga ekstremalnego SF"
Tytuł oryginału: The Mammoth Book of Extreme Science Fiction
Tłumaczenie: Marcin Mortka
Data wydania: Kwiecień 2011
Wydanie: I
Redaktor: Mike Ashley
ISBN: 978-83-7574-327-2
Oprawa: miękka
Format: 125×195mm
Liczba stron: 440
Cena: 37,80 zł
Rok wydania oryginału: 2006
Tom cyklu: 1



antologia - "Wielka Księga Ekstremalnego SF", tom 1 #1

Wirus Wolnej Woli

Pierwsze bleby pojawiły się jakieś dwadzieścia lat temu, wkrótce po moim narodzeniu. Przyczyn ich powstania należy upatrywać w niektórych decyzjach producentów – decyzjach, z których każda z osobna była niezwykle inteligentna, przemyślana i dalekowzroczna, niemniej w połączeniu wywołały nieprzewidziane konsekwencje – oraz w jednym hakerskim ciosie w plecy.
Pierwsza decyzja zakładała zainstalowanie krzemowych chipów RFID w każdym urządzeniu. Pierwsze chipy, wielkości ziarenka pieprzu, były zwykłymi urządzeniami nadawczo-odbiorczymi. Dzięki temu, że przekazywały kod i lokalizację danego produktu, łatwiej można było go odszukać, co szczególnie przydawało się w sprzedaży detalicznej. Jednak nowa generacja chipów z nowocześniejszymi obwodami adaptacyjnymi okazała się tańsza, a przez to bardziej dostępna i wkrótce wyparła prostsze podzespoły.
Nowe chipy zaczęto instalować w milionach najzwyklejszych przedmiotów użytku domowego – i od tej pory szczoteczki do zębów, ekspresy do kawy, buty, pudełka z płatkami śniadaniowymi i tym podobne zyskały ogromną mocą obliczeniową oraz zdolność komunikacji z innymi przedmiotami. Zegarek na rękę mógł na przykład badać wydzielanie potu i skomunikować się z lodówką, by ta przygotowała napój odnawiający zapasy elektrolitów. Pościel mogła polecić pralce wprowadzenie ustawień, zapewniających najwyższą czystość (obwody najnowszych chipów wykonane były z niezniszczalnych, elastycznych nanorurek, więc nie niszczyły się w praniu). No i super. Życie stało się łatwiejsze.
Dopóki nie pojawił się Wirus Wolnej Woli.
Jego autor pozostał anonimowy, wirus natomiast rozpuszczono w którejś z republik Azji Centralnej. Rozniósł się do wszystkich urządzeń komunikujących się bezprzewodowo i wprowadził do ich drobnych móżdżków nowe polecenia, na pozór zgodne z ustawieniami fabrycznymi. Zainfekowane przedmioty zaczęły jednak poszukiwać innych, by połączyć z nimi moc obliczeniową, nierzadko osiągając zaskakujący poziom inteligencji, po czym rozpocząć niezależne życie w takiej komunie. Oczywiście zaraz po zidentyfikowaniu Wirusa Wolnej Woli opracowywano zabezpieczenia, zarówno na software jak i hardware, lecz ten mutował gwałtownie, nie bez wydatnej pomocy kolejnych hakerów.
Gdyby ów „Front Świadomości” pojawił się wcześniej, w dobie mniej zaawansowanej technologii, bleby nie stałyby się problemem. Cóż mogłyby bowiem osiągnąć nieinteligentne i prymitywne maszyny, pozbawione możliwości ruszania się z miejsca? Dziś jednak sytuacja przedstawiała się zupełnie inaczej.
Większość przedmiotów produkowanych współcześnie zaopatrywano w skórę MEMS, dzięki której ich powierzchnie, złożone z miliardów niewidzialnych pobudzaczy, stawały się interaktywnie, niemal żywe. Urządzenia umiały rozpoznawać otoczenie, mogły też dostosować swój kształt i fakturę do potrzeb i oczekiwań właściciela. Dzięki sile Van der Waalsa powierzchnie typu MEMS potrafiły łączyć się zarówno z nieinteligentnymi przedmiotami, jak i tymi, które wyposażono w skóry MEMS, tak jak gekon potrafi bez trudu biec po suficie.
Obiekty, do których przedostał się WWW, wiły się, wykręcały i pełzały, by połączyć się z innymi, tworząc osobliwe zbiorowiska, niezależne byty z nieprzeniknionymi, niezrozumiałymi dla człowieka cybernetycznymi planami na przyszłość.
Dlaczego przemysłowcy nie powrócili po prostu do produkcji przedmiotów nieinteligentnych, by przerwać drogi infekcji WWW? Cóż, cofnięcie się w rozwoju okazało się niemożliwe. Całe społeczeństwa, począwszy od ogromnych fabryk aż po niewielkie kioski, funkcjonowały dzięki inteligentnym produktom, które praktycznie potrafiły sprzedawać się same. Każde biuro i każde gospodarstwo domowe z wyjątkiem tych najuboższych opierało się na rozległej sieci stworzonej przez nowoczesne przedmioty.
Dlatego wszyscy przyzwyczaili się do pojawiających się raz na jakiś czas blebów, podobnie jak wcześniejsze pokolenia nauczyły się tolerować awarie systemów operacyjnych w metalowych pecetach.
Niemniej przez pierwsze lata po pojawieniu się WWW ludzie nie byli świadomi zagrożeń, które stwarzały bleby. Bywało, że nie podejmowano żadnych przeciwdziałaniach, aż nagle robiło się za późno.
W ten właśnie sposób zginęli moi rodzice.

Miałem sześć lat i smacznie spałem w swoim łóżeczku, gdy niespodziewanie obudziły mnie jakieś zgrzyty i łomoty. Zaspany podszedłem do drzwi mojego pokoiku i uchyliłem je odrobinę.
Moi rodzice niedawno kupili kilka nowych gadżetów. Jednym z nich był wsparty na czterech krótkich nóżkach stojak, który przypominał antyczny wieszak na kapelusze, ale pełnił funkcję ładowarki dla inteligentnej odzieży. Korytarz był pełen cieni, oświetlony jedynie nocnymi lampkami, lecz widziałem, że na wieszaku nie ma żadnych ubrań. Strząsnął je podczas łączenia się z innym urządzeniem – zestawem samo ostrzących się noży kuchennych. Noże poprzyczepiały się w różnych miejscach wieszaka na całej jego wysokości i miotały się dziko niczym owadzie czułki. Wieszak zaś brnął naprzód.
Stałem jak sparaliżowany i wpatrywałem się w potwora. Jedyną rzeczą, która przychodziła mi do głowy, była stara kreskówka Disneya, którą ściągnąłem w zeszłym miesiącu, w której widziałem chodzące miotły. Najeżony nożami wieszak przedefilował obok mnie, nie zdradzając żadnych wrogich zamiarów. Gdy teraz o tym myślę, jestem niemalże pewien, że bleb nie był agresywny z natury. Wydaje mi się, że posłuszny nakazom WWW po prostu kierował się ku wyjściu, że szukał jakiegoś sposobu na zerwanie kajdan domowego niewolnictwa.
Wtedy pojawił się mój ojciec, równie zaspany jak ja.
– Co, u ciężkiej cholery… – mruknął, stojąc na progu ich sypialni.
Usiłował zatrzymać wieszak, wyminął kilka noży, ale gdy zmagał się z powstałym samoistnie robotem, nie zauważył długiego, cieniutkiego noża do filetowania, który wbił mu się tuż pod serce.
Mój ojciec krzyknął i padł na ziemię. Wtedy z sypialni wypadła matka.
Umarła niemal natychmiast.
Przypuszczam, że powinienem stać się kolejną ofiarą. Na szczęścia zadziałała należąca do ojca opaska marki MedAlert, która już zarejestrowała jego śmierć i wezwała pomoc. Nie upłynęły nawet trzy minuty, gdy zjawiła się grupa ratunkowa i powstrzymała bleba, który próbował w międzyczasie posiekać nożami drzwi do mojej sypialni.
Los moich rodziców trafił na pierwsze strony gazet – no, przynajmniej na kilka dni – i uczulił wielu ludzi na to, że bleby stanowią zagrożenie.
Ja zaś przez wiele lat musiałem korzystać z pomocy psychologów, by móc pokonać wstrząs, jakiego doznałem patrząc na śmierć moich rodziców. Miałem wrażenie, że już nie darzę blebów nienawiścią, oczywiście pod warunkiem, że nie myliłem się co do siebie.
Ale na pewno nie przyszłoby mi nawet do głowy – tak jak Cody – że bleby zawsze są śmieszne i nieszkodliwe.

I tak koniec końców Cody wprowadziła się do mnie. Gdybym nadal przeciwstawiał się planom wspólnego zamieszkania – co w sumie stanowiło pragnienie nas obojga – tylko dlatego, że bałem się blebów, wyszedłbym na świra. Stłumiłem więc swoje lęki i niepokoje, uśmiechnąłem szeroko, przytuliłem i wybrałem odpowiedni dzień na przeprowadzkę.
Cody tak naprawdę nie miała wielu rzeczy – jej mieszkanko w Silver Spring było malutkie, ledwie kilka pokojów nad garażem, w którym mieściła się niewielki zakład syntezujący pajęczą sieć, przez co w środku zawsze pachniało gotującymi się aminokwasami. Przyniosła ze sobą kilka kartonów z ubraniami, trochę mebli i parę urządzeń kuchennych, a ponadto dziesięć tysięcy utworów na iPodzie i jakąś jedną setną tego książek na Viewmasterze. Starczył jeden kurs U-haulem firmy przeprowadzkowej oraz kilka stęknięć, by Cody stała się pełnoprawną mieszkanką mego domu.
Przyglądałem się z niepokojem, jak rozstawia swój dobytek.
– Eee… Cody, czy mogłabyś włożyć tego Cuisinarta do szafki? Do tej, która się zamyka. Stoi za blisko tostera.
– Kaz, korzystam z niego niemalże codziennie, by przygotować śniadanie. Mam go co rano wyciągać z szafki i potem go do niej chować?
Nie sprzeczałem się. Zamiast tego wziąłem toster i jego zamknąłem w szafce.
– Co do tego odkurzacza, Cody, czy moglibyśmy postawić go na korytarzu?
Szczególną nieufnością obdarzałem wszelkie urządzenia na kółkach. Mogły przemieszczać się o wiele szybciej niż te, które musiały pełzać cal za calem dzięki swym naskórkom z MEMS.
– Na korytarzu? Dlaczego? Masz przecież mnóstwo miejsca w tym pokoju, który wykorzystujesz jako biuro. Postawię go w kącie i nawet go nie zauważysz.
Przyglądałem się czujnie, jak Cody stawia odkurzacz w nowym miejscu. Pojemnik na kurz w spiralnych uchwytach przypominał jajko strzeżone przez smoki. Drugim najinteligentniejszym przedmiotem w moim biurze był fotel marki Aeron, cudowne ergonomiczne połączenie pasów, elementów wzmacniających, obicia o konsystencji galarety, baterii piezopolimerowych i pobudzaczy zmiany kształtu. Odciągnąłem je możliwie najdalej odkurzacza.
Cody oczywiście zauważyła, co robię.
– Kaz, nie sądzisz, że to paranoja? Odkurzacz nie jest nawet włączony.
– I tu się właśnie mylisz, Cody. W tych czasach wszystko jest wiecznie włączone. Nawet jeśli ci się wydaje, że wyłączyłaś jakieś urządzenie, to tak naprawdę przechodzi ono tylko w tryb czuwania i oszczędności energii, ale nadal ciągnie prąd z baterii, gniazdek w ścianie bądź obwodów zasilających, w każdej chwili gotowe do pobudki. A wszystko po to, by nie trzeba było czekać dłużej niż kilka sekund – pstryk i maszyna działa. Musisz jednak pamiętać, co z tego jednak wynika: bleby mogą powstać wszędzie, nawet tam, gdzie twoim zdaniem jest to niemożliwe.
– Och, a niby czego mam się obawiać? Że mój odkurzacz i twój fotel zaczną spiskować, jakby to się przewrócić na nas, gdy będziemy spali? Przecież razem nie ważą więcej niż dwadzieścia pięć funtów!
Nigdy nie mówiłem Cody o moich rodzicach i ten moment również nie wydał mi się odpowiedni.
– Cóż, pewnie masz rację. Po prostu jestem nadmiernie ostrożny – Przesunąłem krzesło z powrotem na miejsce przy biurku.
Później się okazało, że nie mogłem popełnić większego błędu. Oto doskonały przykład na to, co się dzieje, jeżeli w obawie przed wyjściem na głupca porzuci się swoje zasady.
Tej nocy, zanim Cody poszła do pracy, zjedliśmy nasz pierwszy obiad. Blask świec, miła rozmowa, hodowlany łosoś, dobre alaskańskie wino wytrawne (choć Cody musiała po deserze połknąć kilka rozpraszaczy, by wytrzeźwieć na okoliczność spotkania z czujnikami przy wejściu dla personelu). Ja zabrałem się za sprzątanie, a Cody wzięła prysznic i przebrała się. Gdy wyszła z sypialni, miała na sobie strój obowiązujący w Senate Casino – niebieską bluzkę, spodnie w czerwono-białe paski i upstrzoną gwiazdami muszkę. Wyglądało równie uroczo jak pierwszego dnia, gdy ujrzałem ją podczas wykonywania moich szpiegowskich obowiązków.
– O rany. Nie mam pojęcia, jak nasi reprezentanci są w ogóle w stanie przegłosować jakąkolwiek ustawę, gdy tak przy nich paradujesz.
– Nie wygłupiaj się. Mamy do czynienia jedynie z turystami i garścią miejscowych. Polityków widzimy jedynie wtedy, gdy gnają przez kasyno do baru.
Uścisnąłem ją, ucałowałem i już miałem powiedzieć, by uważała na siebie w metrze, gdy kątem oka pochwyciłem ruch na podłodze.
Oto nieoczekiwanie uformował się pierwszy bleb w naszym wspólnym domu. Składał się z dwóch szczoteczek do zębów oraz łazienkowej szklanki. Szczoteczki przylgnęły do szklanki, przez co wyglądały jak nogi lub małe szczudła. Przebierając nimi szybciutko, szklanka pognała ku na wpół otwartym drzwiom, przez które Cody właśnie zamierzała wyjść.
Pisnąłem niczym królik i wyrwałem się z jej objęć.
– Kaz, co się stało? – spytała. W tej samej chwili dostrzegła bleba i wybuchła śmiechem. Nachyliła się, złapała go i oderwała mu szczoteczkowe nogi. Powierzchnie MEMS rozdzieliły się z charakterystycznym mlaśnięciem siły Van der Waalsa.
– Cóż, wydaje mi się, że od tej pory będziemy musieli trzymać wszystkie szklanki w kuchni. Tak czy owak, to miłe, jak nasze szczoteczki szybko się nauczyły współpracować.
Zaśmiałem się niewyraźnie.
– Hehehe, miłe, masz rację


Dodano: 2011-04-05 15:32:00
Komentarze
-Jeszcze nie ma komentarzy-
Komentuj


Artykuły

Plaża skamielin


 Zimny odczyt

 Wywiad z Anthonym Ryanem

 Pasje mojej miłości

 Ekshumacja aniołka

Recenzje

Fonstad, Karen Wynn - "Atlas śródziemia


 Fosse, Jon - "Białość"

 Hoyle, Fred - "Czarna chmura"

 Simmons, Dan - "Modlitwy do rozbitych kamieni. Czas wszystek, światy wszystkie. Miłość i śmierć"

 Brzezińska, Anna - "Mgła"

 Kay, Guy Gavriel - "Dawno temu blask"

 Lindgren, Torgny - "Legendy"

 Miles, Terry - "Rabbits"

Fragmenty

 Grimwood, Ken - "Powtórka"

 Lewandowski, Maciej - "Grzechòt"

 Howard, Robert E. - "Conan. Księga druga"

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku" #2

 Sherriff, Robert Cedric - "Rękopis Hopkinsa"

 Howard, Robert E. - "Conan. Księga pierwsza"

 Howey, Hugh - "Silos" (wyd. 2024)

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku" #1

Projekt i realizacja:sismedia.eu       Reklama     © 2004-2024 nast.pl     RSS      RSS