NAST.pl
 
Komiks
  Facebook
Facebook
 
Forum

  RSS RSS

 Strona główna     Zapowiedzi     Recenzje     Imprezy     Konkursy     Wywiady     Patronaty     Archiwum newsów     Artykuły i relacje     Biblioteka     Fragmenty     Galerie     Opowiadania     Redakcja     Zaprzyjaźnione strony   

Zaloguj się tutaj! | Rejestruj

Patronat

Weeks, Brent - "Poza cieniem" (wyd. 2024)

Esslemont, Ian Cameron - "Kamienny wojownik"

Ukazały się

Iglesias, Gabino - "Diabeł zabierze was do domu"


 Richau, Amy & Crouse, Megan - "Star Wars. Wielka Republika. Encyklopedia postaci"

 King, Stephen - "Billy Summers"

 Larson, B.V. - "Świat Lodu"

 Brown, Pierce - "Czerwony świt" (wyd. 2024)

 Kade, Kel - "Los pokonanych"

 Scott, Cavan - "Wielka Republika. Nawałnica"

 Masterton, Graham - "Drapieżcy" (2024)

Linki

Žamboch, Miroslav; Prochazka, Jiří W. - "Agent JFK. Przemytnik"
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Cykl: Žamboch, Miroslav; Prochazka, Jiří W. - Agent JFK
Tytuł oryginału: Agent John Francis Kovář. Pašerák
Tłumaczenie: Andrzej Kossakowski
Data wydania: Maj 2010
ISBN: 978-83-7574-240-4
Oprawa: miękka
Format: 125 x 195 mm
Liczba stron: 216
Cena: 26.90 zł
Seria: Obca Krew
Tom cyklu: 1



Žamboch, Miroslav ; Prochazka, Jiøí W. - "Agent JFK. Przemytnik" #2

Wieczorna przechadzka

Gdy zgrzytnął klucz w zamku, więźniowie osadzeni w celi zbiorowej popatrzyli po siebie. Na kolację było jeszcze za wcześnie, na tyle znali już porządek dnia. Przed zakratowaną celą pojawił się profos, a za nim dwóch łapiduchów z noszami.
– Pod ścianę! – zawołał podoficer. Grupka mężczyzn z wynędzniałymi twarzami i w podartych ubraniach posłusznie
przesunęła się w żądanym kierunku. Zazgrzytał drugi klucz, drzwi się otworzyły. Cała trójka weszła do środka i bez większych ceregieli zrzuciła z noszy pojękującego mężczyznę, po czym wszyscy wyszli.
– Wiedziałem, że na kolację jeszcze za wcześnie – zauważył bezzębny trzydziestolatek.
Starzec z długimi włosami związanymi w warkoczyk skórzanym rzemykiem, zamyślony, przyglądał się przyniesionemu biedakowi. Potem, jakby przypadkiem, poszedł w kąt celi i położył rękę na rurce centralnego ogrzewania. Niebawem zabrzmiał sygnał:
Przeżył cały dzień przesłuchania czwartego stopnia. Uwikłali go w tajne sprawy. Były legionista.
Starzec docenił treść informacji. Mężczyzna leżący na ziemi był ulepiony z twardej gliny, a właśnie takich potrzebowali.
Namacał w kieszeni kostkę cukru. Przydawała się po przesłuchaniu przez przeklętych państwowych czarodziejów. Nienawidził ich, podobnie jak wielu innych. W odróżnieniu od tamtych jednak, on od czasu do czasu podejmował jakieś działania.
– Pomóżmy mu, do cholery, każdy z nas mógł podobnie wpaść – zaburczał na współwięźniów i jako pierwszy pochylił się ku pojękującemu.

***

Ktoś na zewnątrz uderzył w wiszący kawałek szyny kolejowej, a dźwięk wdarł się boleśnie do uszu. Na korytarzu stopniowo zaczęły gasnąć światła i żółtawy blask zakurzonych, gołych żarówek w starych popękanych oprawkach zastąpiło przyćmione światło świetlówek o małej mocy, które miały rozjaśnić ciemność na tyle, by strażnicy mogli przechodzić między celami. Kovař siedział tyłem do muru. Czuł się, jakby zakończył dwutygodniową pijatykę, podczas której pobił się z kimś niezliczoną ilość razy, a na koniec dostał zastrzyk dożylny z czegoś bardzo ostrego, co zmuszało jego myśli do szalonego, bezładnego galopu.
Podobnego przesłuchania nigdy nie doświadczył. Albo Grushin był mistrzem hipnozy przeprowadzanej gwałtem, albo używał zupełnie innej techniki. Gdy Kovař wytężał wszystkie siły, potrafił stawić mu opór.
Punktem zaczepienia były pytania, na które szczęśliwym zbiegiem okoliczności mógł odpowiadać zgodnie z prawdą i niczego nie zdradzić. Przeciągnął się ostrożnie i pokręcił głową. Fizycznie czuł się nieźle, ból tkwił tylko w głowie. Z przeciwka obserwowała go przenikliwie para oczu. Należały do starego mężczyzny, który, jak inni, ubrany był w znoszoną odzież, ale w odróżnieniu od pozostałych więźniów okazywał współczucie. Tylko czemu po przesłuchaniu prowadzonym przez kontrwywiad, czy coś w tym rodzaju, umieszczono go w zwyczajnym więzieniu? Kovař nie potrafił znaleźć odpowiedzi na to pytanie, zwłaszcza że z ostatniej fazy przesłuchania niczego nie pamiętał.
– Podobno kontrwywiad zabiera się za uczciwych ludzi – wyraził swoją opinię stary.
– Taa, są nieźle rozjuszeni – Kovař podjął grę.
Wydawało się, że reszta więźniów już śpi.
– Na miejscu została kupa trupów, a oni nie wiedzą, kto to zrobił – kontynuował mężczyzna.
– Taa, a ja dostałem się między dwa młyńskie kamienie, które mnie o mało nie rozgniotły.
– Nazywam się Johan Kress. – Stary nie skomentował ostatniego zdania. – Jak się wydostaniesz i będziesz szukał jakiejś pracy, spróbuj znaleźć faceta o nazwisku Richter. Ma firmę niedaleko mostu Karola. Powiedz mu, że to ja cię przysyłam.
– Rozumiem – przytaknął Kovař.
Wiedział, że pod słowami „jak się wydostaniesz” Kress rozumiał: „jeśli się wydostaniesz”. Po przesłuchaniu przewieźli go do innego więzienia, zapewne bez dokumentów, zapewne na rozkaz kogoś wysoko postawionego. Jeśli coś mu się tu przypadkiem przytrafi , to obędzie się bez większych problemów. I w domu – Kovař uświadomił sobie, że tym słowem określił rzeczywistość, w której żył minione trzydzieści sześć lat – istniały miejsca, gdzie stosowano podobne praktyki. A już na pewno w Gujanie Francuskiej czy Beninie. A jednak tu była Praga albo przynajmniej miejsce do niej podobne, choć mniej więcej w tym samym stopniu, co oryginalna whisky ze szkockiej gorzelni do berbeluchy ze stosowną nalepką z Dolnych Kotehulek.
Milczeli. Kovař namyślał się i równocześnie wyginał w odpowiedni kształt kawałek mocnego drutu, który wyciągnął ze schowka w bucie. Oficer za wszelką cenę chciał się dowiedzieć, dla kogo Kovař pracował i w jaki sposób dowiedzieli się o koordynatach akcji. Z góry zakładał, że Kovař jest śrubką w mechanizmie jakiejś większej organizacji. A sądząc z wyrazu twarzy, wiedział, jaka to organizacja i zależało mu tylko, aby więzień jego domysły potwierdził.
W ciszy nocnej rozległy się powolne kroki. Tak chodzili klawisze, dostojnie, ze świadomością władzy, jaką mieli nad więźniami. Dźwięk rozpłynął się słabnącym echem. Kovař wrócił myślami do chwili, gdy ktoś zabił mężczyznę, z którym walczył wręcz w wykrocie. Tak, to byli ci drudzy, których oficer kontrwywiadu chciał ujawnić.
To, czego się spodziewał, nadeszło po północy. Znów kroki, tym razem podwójne. Niezbyt głośne – gdyby ich nie oczekiwał, nie usłyszałby miękkich odgłosów podeszew na elastycznej zelówce.
– Kovař, John F. Kovař – odezwał się ktoś w ciemnościach.
Stożek oślepiającego światła ślizgał się po twarzach śpiących. Kovař posłusznie wstał i zgarbiony, niepewnym krokiem ruszył ku nocnym gościom. Zaraz za drzwiami założono mu kajdanki na ręce, lecz tym razem nie skrępowano nóg.
Przyszli po niego Denbe i Grabus. Dostatecznie wymowne. Pozwalając się prowadzić bez oporu, próbował przygotowanym wcześniej drutem otworzyć kajdanki. Miał nadzieję, że okażą się typowe. Nie udawało się, dopóki szedł, potrzebował choć chwili bezruchu. Szli teraz nieco lepiej oświetlonym korytarzem na wyższe piętra. Domyślił się, że chcą go wyprowadzić na zewnątrz. To dawało mu więcej czasu, o ile nie mieli w zwyczaju używać tłumika i nie prowadzili go prosto do kostnicy, pomyślał cynicznie. Na kolejnym piętrze, przed ścianą z matowego szkła oddzielającą pomieszczenia biurowe od korytarza, spotkali trzech mężczyzn w cywilu. Wystarczył jednak rzut oka na napięte twarze o chłodnym wyrazie, aby stwierdzić, że to nie cywile i że nie znaleźli się tutaj o wpół do drugiej w nocy bez powodu.
Grabus zwolnił, odsunął się o krok od Kovařa i swego kompana, po czym jakby przypadkiem opuścił rękę ledwie kilka centymetrów od kabury broni. Kovař nie wiedział, co robi Denbe.
– Dokąd to zmierzacie, panowie? – zapytał stojący w środku trójki. W lewym uchu miał słuchawkę, do klapy kołnierza przypięty mikrofon.
– Nic wam do tego. Sprawa kontrwywiadu – osadził go ostro Grabus.
– Bez wątpienia, o ile nie zabieracie naszego więźnia – przytaknął mężczyzna.
Jego towarzysze na chwilę zbliżyli się ku ścianie z matowego szkła. Jednostronne lustro, stwierdził Kovař, jednocześnie zauważając, że drzwi do środka są otwarte.
– To jest nasz świadek, nie podlega jurysdykcji tajnej policji – Grabus przybrał bardziej rzeczowy ton.
Z kieszeni na piersi wyciągnął plik dokumentów i podał je temu naprzeciwko. Drugą rękę wciąż trzymał przy broni. Wyglądało na to, że kontrwywiad i tajna policja niezbyt się kochają. Ktoś poruszył się za szklaną ścianą, Kovařowi towarzyszyło natarczywe uczucie, że ktoś mu się przygląda z bliska. Poczuł zapach perfum
– Zatrzymajcie się tu z nim, zobaczymy, co my tu mamy.
Nie wiedział, czy naprawdę usłyszał te słowa, czy to wytwór jego wyobraźni. Dowódca trójki pobieżnie przebiegł wzrokiem po dokumentach i zwrócił je Grabusowi.
– Muszę się usprawiedliwić, poruczniku, ma pan rację – zakończył ironiczną parodią salutu.
Kovař ruszył dalej z eskortą; wciąż czuł wzrok wbijający mu się w potylicę. Gra trwała. Na zewnątrz było chłodno i wilgotno, jak to czasem bywa w porze zimnych świętych. Na dworze rozpoznał ciemny kształt limuzyny, w bramie stała warta.
– Dasz radę sam? – spytał spokojnie Grabus.
– Jasne – odpowiedział Denbe. Obrócił się na pięcie, w ręce zabłysnął mu obuszek.
Cios był prosty, szybki i doskonale wymierzony. Gdyby Kovař nie oczekiwał czegoś podobnego, dostałby prosto w potylicę, ale zdążył lekko targnąć głową i większość siły uderzenia ześlizgnęła się po czaszce. Cios spowodował, że usiadł na ziemi i wcale nie musiał wysilać się na popis aktorski. Wepchnęli go do auta. Ledwie zamknęli drzwi, wreszcie zdołał otworzyć kajdanki. Usłyszał trzaśnięcie przednich drzwiczek, prawie niesłyszalny silnik zaskoczył.
Tapicerka była skórzana, a samochód duży i przestronny, więc Kovař nie poczuł się zaskoczony luksusem i wygodą. Mogła zaskakiwać jedynie ścianka z pleksi, w której matowo odbijały się światła mijanych latarni. Doskonałe więzienie na drogę bez powrotu. Miał wrażenie, że głęboko we wnętrze wozu wniknął zapach krwi i potu.
Nie jechali dłużej niż pół godziny, ale światła miasta zostały daleko w tyle. Kovař już nie wątpił, że Denbe zamierza go sprzątnąć. Samochód stanął, Kovař przesunął się na stronę, z której go wsadzili. Stalową bransoletkę kajdanek trzymał częściowo ukrytą w dłoni, jej wypukłą część uchwycił jak prymitywny kastet.
Strażnik wysiadł. Zapachy, dźwięki, wszystko nagle wyostrzyło się, zrobiło nienaturalnie wyraźne. Ciało Kovařa napięło się, zmieniło w doskonale sprawny mechanizm zdolny zareagować natychmiast na najsłabszy bodziec.
Kliknął zamek, drzwiczki zaczęły się pomału otwierać. Były opancerzone i grube, dlatego Kovař czekał, dopóki nie ukaże się Denbe. Teraz. Wyskoczył z samochodu, nie próbując się kryć, z całą siłą uderzył mężczyznę w twarz, a następnie złapał go i jeszcze w locie zadał dwa kolejne ciosy. Stal z cichym „krak, krak” złamała chrząstki. Obaj upadli, poczuł na twarzy krew Denbe i drobne odłamki kości. Mężczyzna pod nim zwiotczał, Kovař zwolnił chwyt i w ostatniej chwili wstrzymał rękę z nożem, kierującą się w jego podbrzusze. Denbe był twardszy, niż na to wyglądał.
Kolejne dwa ciosy, ostatniemu towarzyszyło mlaśnięcie rozdzieranego ciała.
Powietrze było świeże i chłodne, ptaki spały i cisza wydawała się zupełna. Reflektory oświetlały gęstwinę krzaków i karłowatych drzew. Nieopodal stał częściowo zniszczony płot z palików, a przed nim świeżo wykopany dół. Wszystko przygotowane, grób już czekał. Kovař przyglądał się nieprzytomnemu Denbe. Oprócz broni przy boku znalazł jeszcze jedną sztukę w kaburze umocowanej przy kostce nogi. Mały automatyczny browning. Teraz czekał już tylko, aż ranny się ocknie. Nie spuszczał wzroku z jego twarzy. Powieka powalonego strażnika drgnęła.
– Dla kogo pracujesz? Dlaczego miałeś mnie zabić? – spytał Kovař.
Denbe przestał udawać nieprzytomnego.
– Jestem porucznikiem kontrwywiadu. Otrzymałem rozkaz – zaseplenił.
W bójce dostało się jego przednim zębom. Dlatego nie stękał ani się nie uskarżał. W rozproszonym świetle reflektorów jego twarz wyglądała jak rozerwany i złożony na pół placek z powidłami.
– Co się działo w tym miejscu, gdzie mnie znaleźliście?
– Mieliśmy rozkręconą pewną akcję, ale wmieszała się do niej tajna policja. Zamieszanie na całego – odpowiedział
Denbe. – Po co mam ci to wyjaśniać? – Wypluł krwawy śluz.
– Powiesz mi, co wiesz, a ja pozwolę ci odejść – Kovař zaoferował układ.
– Gówno! – odszczeknął Denbe.
Kovař wzruszył ramionami, wstał i skierował kroki w stronę samochodu.
– Dureń jesteś. O wiele większy niż myślałem – zatrzymał go szyderczy głos.
Odwrócił się. Denbe celował do niego z małego automatu.
– Nie rób tego – ostrzegł go Kovař.
Mężczyzna tylko się wykrzywił, w ustach pokazały się resztki połamanych zębów. Nacisnął spust. Dało się słyszeć metaliczne kliknięcie. Kovař pokazał rękę, w której ukrywał naboje, a potem podniósł służbową broń Denbe i wypalił.
Przewidział to prawidłowo, rzeczywiście używali tłumika. Strzał zabrzmiał jak suche kaszlnięcie. Wrzucił ciało do dołu i zasypał, tak jak zaplanowano dla niego. Wrócił autem do Pragi. Drogę znał dobrze, choć zabudowa wydawała mu się trochę inna. Zostawił limuzynę na strzeżonym parkingu i zapłacił za dwa dni z góry częścią drobnych, które zabrał Denbemu. Świtało. Potrzebował snu i namysłu, co dalej. Nie chciał pytać parkingowego o nocleg, aby nie zwracać na siebie niepotrzebnie uwagi. Z rękami w kieszeniach chodził po ulicach, dopóki nie zauważył obskurnej fasady hotelu z gatunku tych, których personel nie jest zbyt ciekawski.


Dodano: 2010-05-24 21:32:09
Komentarze
-Jeszcze nie ma komentarzy-
Komentuj


Artykuły

Plaża skamielin


 Zimny odczyt

 Wywiad z Anthonym Ryanem

 Pasje mojej miłości

 Ekshumacja aniołka

Recenzje

Fonstad, Karen Wynn - "Atlas śródziemia


 Fosse, Jon - "Białość"

 Hoyle, Fred - "Czarna chmura"

 Simmons, Dan - "Modlitwy do rozbitych kamieni. Czas wszystek, światy wszystkie. Miłość i śmierć"

 Brzezińska, Anna - "Mgła"

 Kay, Guy Gavriel - "Dawno temu blask"

 Lindgren, Torgny - "Legendy"

 Miles, Terry - "Rabbits"

Fragmenty

 Grimwood, Ken - "Powtórka"

 Lewandowski, Maciej - "Grzechòt"

 Howard, Robert E. - "Conan. Księga druga"

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku" #2

 Sherriff, Robert Cedric - "Rękopis Hopkinsa"

 Howard, Robert E. - "Conan. Księga pierwsza"

 Howey, Hugh - "Silos" (wyd. 2024)

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku" #1

Projekt i realizacja:sismedia.eu       Reklama     © 2004-2024 nast.pl     RSS      RSS