NAST.pl
 
Komiks
  Facebook
Facebook
 
Forum

  RSS RSS

 Strona główna     Zapowiedzi     Recenzje     Imprezy     Konkursy     Wywiady     Patronaty     Archiwum newsów     Artykuły i relacje     Biblioteka     Fragmenty     Galerie     Opowiadania     Redakcja     Zaprzyjaźnione strony   

Zaloguj się tutaj! | Rejestruj

Patronat

Grimwood, Ken - "Powtórka" (wyd. 2024)

Iglesias, Gabino - "Diabeł zabierze was do domu"

Ukazały się

Iglesias, Gabino - "Diabeł zabierze was do domu"


 Richau, Amy & Crouse, Megan - "Star Wars. Wielka Republika. Encyklopedia postaci"

 King, Stephen - "Billy Summers"

 Larson, B.V. - "Świat Lodu"

 Brown, Pierce - "Czerwony świt" (wyd. 2024)

 Kade, Kel - "Los pokonanych"

 Scott, Cavan - "Wielka Republika. Nawałnica"

 Masterton, Graham - "Drapieżcy" (2024)

Linki

Wrede, Patricia C. - "Przywołanie smoków"
Wydawnictwo: ISA
Cykl: Wrede, Patricia C. - "Kroniki Zaczarowanego Lasu"
Tytuł oryginału: Calling on Dragons
Data wydania: Styczeń 2008
ISBN: 978-83-7418-173-0
Oprawa: miękka, tłoczona obwoluta
Format: 135x205
Liczba stron: 224
Cena: 21,90 zł
Tom cyklu: 3



Wrede, Patricia C. - "Przywołanie smoków" #2

Rozdział 2
w którym Morwena spotyka królika

Panna Eliza, Pogarda i Chaos siedzieli w kuchni, starając się wyglądać tak, jakby czekały na coś ciekawego, nie zaś tak, jakby postępowały zgodnie z poleceniem Morweny. Jedynym osobnikiem, któremu się to udało, była Pogarda, wskoczyła na ławkę obok bocznego okna i zaczęła myć sobie mordkę. Kiedy Morwena weszła do domu, kotka podniosła na chwilę wzrok, po czym wróciła do toalety. W przeciwieństwie do niej Chaos podniósł się niespokojnie, a Panna Eliza Tudor odwróciła wzrok. Nigdzie nie było śladu Nonsensa.
– Archaniz odleciała, a wraz z nią Grendel – poinformowała koty Morwena, stawiając puszkę na stole. – No dobrze, które z was trojga chciałoby zacząć?
– Co zacząć? – spytał Chaos niepewnie.
Pogarda przestała się myć i prychnęła.
– Nie bądź tępy. Chce wiedzieć, dlaczego goniliśmy Grendela.
– Udzieliliśmy już wyjaśnień – bąknęła Panna Eliza.
– Które mnie nie zadowoliły – wyjaśniła Morwena. – Jesteście na tyle mądre, by nie wszczynać bójki z kotem innej czarownicy. Tak w każdym razie sądziłam.
– Naszym zadaniem jest pilnowanie ogrodu – przypomniał Chaos zdziwiony, patrząc swymi szeroko otwartymi zielonymi ślepiami. – Nic innego nie robiliśmy.
Morwena westchnęła.
– No cóż, przynajmniej nie muszę pytać, kto to wszystko zaczął. Co się dokładnie wydarzyło?
Koty wymieniły znaczące spojrzenia.
– Siedzieliśmy przy bocznym ogrodzeniu, nasza trójka, Ciotka Ofelia i Murgatroid – wyjaśniła Panna Eliza. – Chaos siedział na jabłoni...
– Jak zwykle – wtrąciła Pogarda. – Można by pomyśleć, że drzewo jest jego własnością...
– ...i zobaczył, że ta czarownica przeleciała nad wzgórzem za domem. Powiedział, że jej kot zeskoczył z miotły...
– Pewnie szukał tej niebieskiej kocimiętki, która rośnie po drugiej stronie – znów wtrąciła Pogarda. – Grendel to nielichy łasuch, jeśli chcecie znać moje zdanie.
– Nikt o nie nie pyta – poinformował ją Chaos.
Panna Eliza spojrzała na dwa pozostałe koty ze złością i uderzyła ogonem.
– Jeśli mogę kontynuować...
– Nikt cię nie powstrzymuje. – Pogarda, aby okazać swą doskonałą obojętność, wygięła się i zaczęła lizać sobie bok.
– Byłyśmy zaniepokojone – ciągnęła Panna Eliza. – Wydawało się to niezwykłe. Po minucie czy dwóch, kiedy zastanawiałyśmy się, czy coś z tym zrobić, ten czarny kot zbiegł ze wzgórza i ruszył w stronę ogrodu, wrzeszcząc coś o jakimś króliku.
– Głupia wymówka w przypadku kota – mruknął Chaos. – Wiać przed królikiem. Teraz cię pytam o zdanie!
Pogarda tylko prychnęła znacząco.
Panna Eliza popatrzyła na nich.
– Choć nie podobają mi się te niepotrzebne wtrącenia, muszę wyznać, że się z tobą zgadzam. Nie jest to zachowanie, jakiego można by się spodziewać po jakimkolwiek kocie.
– Więc nie mogłyście się powstrzymać i rzuciłyście się na niego – dokończyła Morwena, potrząsając głową.
– Pędził w stronę ogrodu – wyjaśnił Chaos, unikając jej wzroku. – Zrobiłyśmy to, co do nas należało.
– Murgatroid i Ciotka Ofelia trzymały się z tyłu, na wypadek, gdyby ten królik się pojawił – odezwała się Panna Eliza Tudor.
– No, przynajmniej tyle udało się wam osiągnąć – przyznała Morwena. – Myślę, że...
– Morweno? Morweno? Otwórz drzwi i wpuść mnie. Morweno? – dobiegł koci głos od strony tylnego okna.
Marszcząc nieznacznie czoło, Morwena ruszyła do drzwi po tamtej stronie domu i otworzyła je. Ledwie się uchyliły, gdy Ciotka Ofelia, nastroszona szylkretowa kocica, wpadła do środka i wskoczyła na krzesło.
– Dzięki! Już się bałam, że mnie nie usłyszycie.
– Wydawało mi się, że ty i Murgatroid miałyście wypatrywać królików – powiedziała Morwena.
– Znalazłyśmy jednego – przyznała szylkretowa kotka. – I sądzę, że byłoby lepiej, gdybyś sama go zobaczyła.
– Przypuszczam, że ma kły – wtrąciła Pogarda, spoglądając w przestrzeń. – Albo błoniaste łapy.
– Nie powinnaś szydzić z Ofelii – skarciła ją Panna Eliza. – Ten, którego przepędziłam ostatnim razem z krzewów słodkiego groszku, miał jedno i drugie.
– Gdzie jest ten interesujący królik? – spytała Morwena.
– Kieruje się w stronę tylnego ogrodzenia – odparła Ciotka Ofelia ze źle skrywaną ulgą. – Murgatroid siedzi na jabłoni Chaosa i pilnuje go.
Morwena skinęła głową i wyszła na tylny ganek. Ogród wydawał się schludny i spokojny, po lewej stronie kwadratowe grządki warzywne, po prawej zaś bardziej egzotyczne rośliny i zioła. Tuż za grządkami warzyw, niemal równo z ogrodzeniem z żerdzi, biegł rząd jabłonek sięgających jej ramienia. Pierwsza zaczynała wypuszczać listki, druga była upstrzona białym kwieciem, trzecia nosiła z pół tuzina zielonych owoców wielkości kulek szklanych, a czwarta zrzucała już ciemne, rdzawe liście, jakby w przededniu jesieni. Na drugim końcu ogrodu rosło znacznie starsze drzewo, ciężkie od jabłek już pokrywających się czerwienią. Pod nim znajdowała się furtka prowadząca na trawiasty pagórek. Nad ogrodzeniem zwieszał się rosnący po drugiej stronie krzew bzu, niemal tak wysoki jak jabłoń.
Nigdzie nie było widać Murgatroida ani interesującego królika, więc Morwena ruszyła w stronę furtki. W połowie drogi usłyszała głośny łomot, wierzchołek bzu zakołysał się gwałtownie.
– Murgatroid?
Od strony konarów jabłoni dobiegł syk, a w chwilę później bez zatrząsł się jeszcze energiczniej.
– Wynoś się, ty, ty... ty króliku! – parsknął warkliwym głosem Murgatroid. – Ostrzegam cię! Uważaj, Morweno, chowa się w krzewie bzu!
– Tego się spodziewałam – powiedziała Morwena. – Gdzie dokładnie...
– Tutaj – odezwał się głęboki posępny głos. – Utknąłem.
– Jeśli złamiesz którąkolwiek z tych gałęzi, Morwena zamieni cię w jaszczurkę – wrzasnął Murgatroid z jabłoni.
– Jaszczurkę? – odezwał się Nonsens zza pleców Morweny. – Wydawało mi się, że specjalizuje się teraz w myszach.
– Spokój! – rzuciła Morwena, nie odwracając się. – Ty, w krzewie bzu, siedź nieruchomo. Murgatroid, przestań go denerwować. – Otworzyła furtkę i obeszła wolno krzew. – No... wielkie nieba!
Po drugiej stronie bzu stał wielki biały królik. Miał przynajmniej sześć stóp wzrostu, nie licząc uszu, które opadały mu żałośnie na plecy. Pomijając rozmiary, nie był jakoś szczególnie niezwykły: miał błyszczące czarne oczy, różowy nos i długie wąsy. Przednia łapa zaplątała mu się w gałęzie krzewu.
– Nie wydaje mi się, byś mogła coś na to poradzić – odezwał się ponuro. Szarpnął łapą i wierzchołek bzu zakołysał się dziko tam i z powrotem.
Murgatroid znowu zasyczał ze swego miejsca. Królik się skulił.
– Przestańcie, obaj – nakazała czarownica. – Myślę, że zdołam ci pomóc, jeśli nie będziesz się ruszał. A tak przy okazji, jak się nazywasz?
– Zabójca – odparł tym samym melancholijnym głosem królik.
Morwena zamrugała, potem potrząsnęła głową. Króliki wpadały na najdziksze pomysły, gdy chodziło o imiona. Może dlatego, że musiały ich tyle wymyślać. Zajrzała w splątany gąszcz bzu, wsunęła dłoń przez zewnętrzne gałązki i chwyciła jedną z grubszych łodyg pośrodku. Patyk odgiął się powoli na zewnątrz, wydając oporny trzask, i uwolnił łapę Zabójcy.
– Och! – jęknął królik. Spojrzał na swoją kończynę, jakby nie był do końca pewien, czy jest odpowiednio przymocowana, potem potrząsnął nią i poruszył palcami. – O matko. Bardzo dziękuję, proszę pani.
– Na imię mam Morwena. I chętnie posłuchałabym jakiegoś wyjaśnienia.
Jakby na potwierdzenie tych słów od strony jabłoni dobiegł ostrzegawczy pomruk i w chwilę później po gałęziach zsunął się Murgatroid i wylądował na ogrodzeniu.
Zabójca obrzucił kota nerwowym spojrzeniem i zaczął się wycofywać.
– To nie jest szczególnie ciekawa historia. Jestem pewien, że macie coś lepszego do roboty, zamiast mnie słuchać.
– Wszystkie? – spytała Morwena, zerkając przez ramię. Nonsens, Panna Eliza, Ciotka Ofelia, Jasmina, Kłopot, Chaos i Pogarda ustawiły się w długim szeregu w ogrodzie, wlepiając wzrok w królika. Przedstawiali sobą groźny widok. Kiedy Morwena ponownie spojrzała na królika, ten zdążył się już cofnąć o kilka kolejnych kroków. Morwena obrzuciła go gniewnym spojrzeniem.
– Och... no... już miałem sobie pójść – wyjąkał niepewnie królik. – Widzicie, jestem spóźniony.
– Dokąd spóźniony? – spytała Morwena.
– Mam do załatwienia sprawę, wierzcie mi. Co prawda, nie jest to zbyt istotne. Widzicie, zawsze się spóźniam. Cecha rodzinna, mój brat załatwił sobie nawet duży złoty zegarek kieszonkowy, a mimo to nigdzie nie może zdążyć.
– W takim razie nic się nie stanie, jeśli się trochę spóźnisz. W jaki sposób zaplątałeś się w mój krzak bzu?
Królik westchnął.
– Chciałem coś zjeść, a ta rzecz... bez, tak chyba powiedziałaś? – wydawał się odpowiednio duży jak na posiłek. Muszę się zdrowo napchać, skoro jestem taki duży. Tylko że nie mogłem sięgnąć do kawałka, który mnie interesował, a kiedy próbowałem, gałęzie się skręciły i utknąłem, a potem ten na mnie prychnął... – Zabójca urwał i skulił się, gdy Murgatroid zademonstrował groźne prychnięcie na użytek Morweny.
Morwena popatrzyła ze zmarszczonym czołem na królika.
– Od kiedy mierzysz sześć stóp wzrostu?
– Siedem stóp, jedenaście cali – skorygował Zabójca. – Wliczając uszy. Od dzisiejszego ranka. I to nic zabawnego, wierz mi. Cały czas jestem głodny i nie mieszczę się w swojej jamie, poza tym nie mogę się chować pod krzakami tak jak dawniej.
– Jak to się stało, że tyle urosłeś w tak krótkim czasie?
– Nie wiem. – Zabójca westchnął, a jego uszy podniosły się i opadły wymownie. – Właśnie skubałem sobie swoje poletko koniczyny, kiedy nagle wszystko zaczęło się kurczyć. W mgnieniu oka osiągnąłem wzrost niemal ośmiu stóp – wliczając uszy – a koniczyny było za mało jak na przekąskę, co dopiero mówić o śniadaniu. Nie smakowała nawet tak, jak powinna – dokończył ze smutkiem.
– Przed czy po tym, jak zacząłeś rosnąć?
Uszy królika zesztywniały, gdy zmarszczył w skupieniu czoło.
– Smak? Przed. Zdecydowanie przed. Liście były odrobinę kwaśne, a łodygi nie chrupały odpowiednio.
Wyglądało to tak, jakby trochę zaczarowanych nasion zostało zmieszanych z koniczyną, Zabójca zaś spożył kiełki. Jeśli Morwena miała szczęście, to królik nie zjadł wszystkiego. Roślina, która powodowała u kogoś przyspieszony wzrost, stanowiłaby cenny nabytek do ogrodu, nawet jeśli działała tylko na króliki.
– Chciałabym zobaczyć to poletko koniczyny.
– No... – Zabójca wskazał jej towarzyszy. – Musisz brać je ze sobą? Nie lubię kotów.
– Nie wydaje mi się, bym potrzebowała wszystkich – zgodziła się Morwena. – Ciotka Ofelia, Kłopot i Panna Eliza wystarczą w zupełności.
– Dlaczego nie mogę iść? – Nonsens podbiegł truchtem do furtki i przyjrzał się przez sztachety królikowi. – Nie załapałem się na gonitwę za grubasem ani na gonitwę za królikiem. Rany, ale jest wielki. I nie dostałem żadnej ryby.
– Gadasz za dużo, ot co – wyjaśnił mu Kłopot.
– Może powinieneś pójść i powiedzieć Jasperowi, co się stało – wtrąciła Panna Eliza.
– Słusznie – przyznał Nonsens. – Może złapał mysz, kiedy my omawialiśmy tu sprawę królika. A nuż się ze mną podzieli!
I oddalił się w podskokach.
– Optymista. – Pogarda odprowadziła go wzrokiem.
– Jeśli mamy oglądać jakieś warzywa – zauważyła Ciotka Ofelia tonem, który dowodził jej krytycznej opinii o całym przedsięwzięciu, to może byśmy do tego przystąpili?
– Skończyłaś chwilowo, Morweno? – spytała Jasmina. – Bo jeśli tak, to wracam na parapet, zanim ktoś inny zajmie mi miejsce.
– Nie krępuj się – odparła Morwena. Jasmina i Pogarda bezzwłocznie pogoniły w stronę domu. Czarownica zwróciła się do królika: – No dobrze, wracając do tej koniczyny...
Zabójca opadł na cztery łapy, dzięki czemu jego głowa znalazła się na tej samej wysokości, co twarz Morweny. Wciągnął w nozdrza dwukrotnie powietrze i zastrzygł prawym uchem.
– Tędy.
Ruszył przed siebie, Morwena zaś, z trzema kotami, podążyła jego śladem.

* * *

Po dziesięciu minutach Morwena żałowała, że nie wzięła ze sobą swojej miotły. Zabójca narzucił niezwykle szybkie tempo, wykonując dwa czy trzy długie skoki za jednym zamachem i niemal znikając w dali, po czym przystawał, by węszyć w powietrzu i poruszać nerwowo wąsami. Morwena pomyślała, że znacznie łatwiej byłoby lecieć za nim wysoko w powietrzu, nie odezwała się jednak nawet słowem, gdyż sprowokowałoby to koty do narzekań. Zwłaszcza Kłopot czuł się obrażony, że musi ustąpić królikowi miejsca na czele pochodu. By sobie to wynagrodzić, udawał, że ściga Zabójcę, przemykając między drzewami niczym szary cień i mrucząc coś pod nosem. Ciotka Ofelia i Panna Eliza zadowalały się złośliwymi uwagami. Na szczęście Zabójca był zbyt daleko, by cokolwiek słyszeć.
Kiedy w końcu dotarli do poletka koniczyny, Morwena poczuła się niemal tak zniechęcona jak jej koty. Zabójca jakby tego nie dostrzegał. Przysiadł na tylnych łapach, pomachał dumnie i oświadczył:
– Jesteśmy na miejscu!
– To tutaj? – zdziwił się Kłopot, spoglądając na nieregularny spłachetek drobnych zielonych roślinek. Miał nie więcej niż cztery stopy szerokości, a jedna trzecia była starannie oskubana, zostały tylko krótkie, nagie łodyżki. – I to wszystko?
– Wydają się znacznie większe, kiedy odznaczam się normalnymi rozmiarami – wyjaśnił przepraszającym tonem Zabójca. – No i mają znacznie lepszy smak niż koniczyna rosnąca obok małego stawu czy krzewu porzeczek. Przynajmniej kiedyś tak było.
Morwena stłumiła westchnienie irytacji. Pomyślała, że skoro zaszła tak daleko, to warto by się wszystkiemu przyjrzeć, nawet jeśli rzecz nie wyglądała zbyt zachęcająco. Poprawiwszy okulary – zsunęły się bowiem odrobinę z jej nosa podczas marszu – uklękła obok poletka koniczyny.
Na pierwszy rzut oka wszystko wyglądało normalnie. Kłopot przycupnął obok i powąchał rośliny.
– Nie skub żadnej z nich – ostrzegła go Morwena.
– Nie jestem głupi – obruszył się.
– Nie jesteś, ale zdarzało ci się wcześniej robić różne rzeczy – włączyła się do rozmowy Ciotka Ofelia. – Nie przeszkadzaj Morwenie, kiedy pracuje.
Kłopot oblizał dwukrotnie przednią łapę, okazując obojętność wobec świata w ogólności, po czym skoczył na wyimaginowaną mysz pośrodku poletka koniczyny.
– Morweno, tu jest coś dziwnego – zauważyła Panna Eliza. Przycupnęła po przeciwnej stronie poletka, a nerwowy ruch jej ogona kłócił się z niedbałym tonem głosu. – Kiedy znajdziesz wolną chwilę, może zechcesz rzucić na to okiem.
– Znajdę ją teraz – oświadczyła Morwena, podnosząc się z klęczek. – O co chodzi?
– Spójrz na to. – Panna Eliza przysiadła i wskazała łapą mech przed sobą. Jego pas o szerokości sześciu cali, rosnący wzdłuż spłachetka koniczyny, upstrzony był małymi brązowymi kropeczkami, jakby ktoś ponakłuwał go końcem ołówka.
– Masz rację – przyznała Morwena. – To dziwne. Zabójco, pamiętasz, którą część poletka skubałeś, kiedy zacząłeś rosnąć?
– Niezupełnie. Ma to jakieś znaczenie?
– Niewykluczone. Kłopot, możesz się rozejrzeć i sprawdzić, czy nie ma gdzieś więcej tych kropek?
– Och, naturalnie – odparł obojętnie Kłopot, ale jego żółte oczy promieniowały zadowoleniem, gdy zaczął okrążać poletko koniczyny.
– Co to takiego? – spytała Ciotka Ofelia, przyłączając się do Morweny i Panny Elizy. – Pomijając to, że jest dziwaczne?
– Nie wiem. Wyglądają jak pomniejszona wersja...
– Morweno! – zawołał Kłopot od strony podnóża pobliskiego drzewa. – Tutaj jest większe!
Z uczuciem coraz silniejszego przygnębienia Morwena podeszła wraz z kotami do miejsca, gdzie stał Kłopot. W mchu u podnóża drzewa, dokładnie tam, gdzie ktoś mógłby oprzeć laskę o pień, widniało ciemnobrązowe kółko o średnicy dwóch cali.
– Mag! – oznajmiła Morwena. – Tego się właśnie obawiałam.



Dodano: 2007-12-28 11:04:19
Komentarze
-Jeszcze nie ma komentarzy-
Komentuj


Artykuły

Plaża skamielin


 Zimny odczyt

 Wywiad z Anthonym Ryanem

 Pasje mojej miłości

 Ekshumacja aniołka

Recenzje

Fonstad, Karen Wynn - "Atlas śródziemia


 Fosse, Jon - "Białość"

 Hoyle, Fred - "Czarna chmura"

 Simmons, Dan - "Modlitwy do rozbitych kamieni. Czas wszystek, światy wszystkie. Miłość i śmierć"

 Brzezińska, Anna - "Mgła"

 Kay, Guy Gavriel - "Dawno temu blask"

 Lindgren, Torgny - "Legendy"

 Miles, Terry - "Rabbits"

Fragmenty

 Grimwood, Ken - "Powtórka"

 Lewandowski, Maciej - "Grzechòt"

 Howard, Robert E. - "Conan. Księga druga"

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku" #2

 Sherriff, Robert Cedric - "Rękopis Hopkinsa"

 Howard, Robert E. - "Conan. Księga pierwsza"

 Howey, Hugh - "Silos" (wyd. 2024)

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku" #1

Projekt i realizacja:sismedia.eu       Reklama     © 2004-2024 nast.pl     RSS      RSS