NAST.pl
 
Komiks
  Facebook
Facebook
 
Forum

  RSS RSS

 Strona główna     Zapowiedzi     Recenzje     Imprezy     Konkursy     Wywiady     Patronaty     Archiwum newsów     Artykuły i relacje     Biblioteka     Fragmenty     Galerie     Opowiadania     Redakcja     Zaprzyjaźnione strony   

Zaloguj się tutaj! | Rejestruj

Patronat

McDonald, Ian - "Hopelandia"

Nayler, Ray - "Góra pod morzem" (czarna)

Ukazały się

Clarke, Arthur C. & Lee, Gentry - "Ogród Ramy"


 Kelly, Greta - "Siódma królowa"

 Parker-Chan, Shelley - "Ten, który zatopił świat" (zintegrowana)

 Parker-Chan, Shelley - "Ten, który zatopił świat" (miękka)

 Szokalski, Kajetan - "Jemiolec"

 Patel, Vaishnavi - "Kajkeji"

 Mortka, Marcin - "Szary płaszcz"

 Maggs, Sam - "Jedi. Wojenne blizny"

Linki

Wrede, Patricia C. - "W poszukiwaniu smoka"
Wydawnictwo: ISA
Cykl: Wrede, Patricia C. - "Kroniki Zaczarowanego Lasu"
Data wydania: Styczeń 2007
Oprawa: miękka
Format: 135x205
Liczba stron: 192
Tom cyklu: 2



Wrede, Patricia C. - "W poszukiwaniu smoka" #3

ROZDZIAŁ 3
w którym Mendanbar otrzymuje radę od czarownicy

Zanim Mendanbar pokonał połowę drogi przez ogród, drzwi domku otworzyły się nagle i wymaszerowało przez nie siedem kotów różnych kolorów i rozmiarów, a każdy z wysoko uniesionym ogonem. Przepłynęły przez stopień, po drodze zabierając śpiącą białą kotkę, i ustawiły się w równym rzędzie. Mendanbar zatrzymał się, spojrzał na nie i zamrugał. Wszystkie osiem zamrugało równo w odpowiedzi, jak wyszkolone.
– Słucham? – odezwał się głos.
Mendanbar uniósł wzrok. W drzwiach stała niska kobieta w luźnej czarnej szacie. Jej jasne imbirowe włosy były uczesane w wysoki kok. Król podejrzewał, że używa magii, aby utrzymać fryzurę, gdyż każde pasemko znajdowało się dokładnie na swoim miejscu. Na nosie miała okulary w złotych oprawkach z prostokątnymi szkłami, a w ręku trzymała miotłę.
– Z pewnością jesteś Morwena – rzekł Mendanbar z większym przekonaniem, niż naprawdę odczuwał, gdyż była całkiem ładna i gdyby nie czarna szata i miotła, wcale by nie wyglądała na czarownicę.
Kobieta skinęła głową. Król wykonał grzeczny ukłon i kontynuował:
– Jestem Mendanbar. Poradzono mi, abym z tobą porozmawiał o... no cóż, o problemie, który odkryłem. Mam nadzieję, że nie wychodziłaś właśnie. – Wskazał miotłę.
Morwena przyglądała mu się przez chwilę, po czym skinęła głową.
– A więc jesteś królem. Wejdź i opowiedz, z czym przyszedłeś, a zobaczę, co mogę dla ciebie zrobić.
– Skąd wiesz, że jestem królem? – zapytał Mendanbar, podczas gdy koty porozumiały się wzrokiem i rozeszły w różne strony.
Był trochę niezadowolony, gdyż nie zamierzał o tym wspominać. Ale przynajmniej Morwena nie dygała, nie wdzięczyła się i nie zaczęła zwracać się do niego “Wasza Wysokość”. Może więc wszystko dobrze się skończy.
– Poznaję cię, oczywiście – odparła, opierając miotłę o ścianę za drzwiami. – Masz trochę dłuższe włosy, ale to niewielka różnica. A Mendanbar nie jest obecnie zbyt popularnym imieniem. Zamierzasz stać tu przez cały dzień?
– Przepraszam. – Mendanbar wszedł za Morweną do domu. – Nie wiedziałem, że się już poznaliśmy.
– Nie poznaliśmy się. Kiedy pięć lat temu wprowadziłam się do Zaczarowanego Lasu, postarałam się dowiedzieć, jak wyglądasz. Inaczej sama prosiłabym się o kłopoty.
– Aha – zdziwił się Mendanbar.
Nigdy nie myślał o sobie, jak o jednym z zagrożeń Zaczarowanego Lasu, na które ktoś inny wolał się przygotować. I teraz, kiedy już mu to uświadomiono, ta myśl wcale mu się nie spodobała.
Morwena wskazała mu solidne krzesło obok dużego stołu pośrodku pokoju.
– Usiądź. Napijesz się cydru?
– Chętnie.
Król usiadł, a czarownica podeszła do kredensu przy przeciwległej ścianie i zaczęła wyciągać kubki i butelki. Ucieszył się, że ma chwilę, aby się zastanowić. Nie był do końca pewien, jaka jego zdaniem powinna być Morwena, lecz stanowczo taka nie była.
Dom też nie był taki, jakiego się spodziewał. Wnętrze okazało się równie uporządkowane i czyste jak otoczenie domu. Ściany jedynego pokoju pomalowano na kolor bladosrebrzysty, a sześć dużych okien przepuszczało światło i powietrze ze wszystkich stron. Nie widział żadnych gargulców ani wykrzywionych masek, plątaniny dzikich gąszczy i zarośli wyrzeźbionych na parapetach, drewnianych ozdób wokół sufitu ani skomplikowanych wzorów na podłodze. Jeden z kotów wszedł do środka i mył teraz łapy, siedząc na dużej kwadratowej skrzyni. Inny leżał w otwartym oknie i miał oko na podwórze. W kącie obok kredensu tkwił duży czarny piec, a przy stole, gdzie siedział Mendanbar, stały jeszcze trzy krzesła. Wszystko wydawało się bardzo miłe i nie zagracone. Pożałował, że nie ma przynajmniej kilku takich komnat w swoim zamku.
– Proszę. – Morwena postawiła na środku stołu spory błękitny dzbanek i dwa pasujące do niego kubki. – A teraz powiedz, z czym przychodzisz.
Mendanbar odchrząknął i zaczął:
– Mniej więcej godzinę temu trafiłem na zniszczony fragment Zaczarowanego Lasu. Drzewa wypalono do suchych pni, a na ziemi nie pozostał nawet mech. Obawiam się, że to mógł być jakiś zdziczały smok. Znalazłem w popiołach smocze łuski, a wiewiórka zasugerowała, żebym przyszedł się z tobą zobaczyć.
– Smocze łuski? – Morwena zacisnęła wargi z wyraźnie ponurą miną. – Przyniosłeś je ze sobą?
– Tak – odparł, wyjął łuski z kieszeni i rozłożył na stole.
– Hmmm. – Morwena pochyliła się nad blatem. – Nie podoba mi się to wszystko.
– Możesz powiedzieć coś o smoku na podstawie jego łusek? – spytał król.
– Przede wszystkim te łuski wyglądają, jakby nie pochodziły od tego samego smoka – odparła czarownica i mocniej zmarszczyła czoło. – A przynajmniej nie powinny.
– Skąd wiesz? – zdziwił się Mendanbar, czując, że zamiera mu serce.
– Przyjrzyj się kolorom. Ta jest żółtozielona, tamta ma szarawy odcień, a ta tutaj fioletowy połysk. Na jednym smoku nie spotyka się takich różnic.
– O nie – jęknął król, zamknął oczy i oparł czoło na dłoniach.
Miał nadzieję, że to tylko jeden smok. Byłoby to kłopotliwe, wymagałoby złożenia skargi u Króla Smoków, czekania na odpowiedź. Ale to wszystko lepsze od wojny. Jeśli grupa smoków zaatakowała Zaczarowany Las, wojna wydawała się praktycznie nieunikniona.
– Jesteś pewna, że brało w tym udział kilka smoków?
– Tego nie powiedziałam – rzuciła gniewnie. – Stwierdziłam tylko, że łuski wyglądają, jakby pochodziły od różnych smoków.
– Ale jeśli pochodzą od różnych smoków...
– Tego też nie powiedziałam – przerwała mu Morwena. – Powiedziałam – powtórzyła – że wyglądają, jakby pochodziły od różnych smoków. Okaż trochę cierpliwości.
Mendanbar otworzył usta, by jeszcze coś powiedzieć, lecz zaraz je zamknął. Morwena patrzyła w skupieniu na jedną z łusek, w kolorze najjaśniejszej zieleni. Nie wyglądało na to, by chciała, aby jej w tym przeszkadzać. Nagle wyprostowała się i jednym szybkim ruchem zebrała łuski razem niczym talię kart. Stuknęła nimi o blat, by je wyrównać, a potem położyła z wyraźną satysfakcją.
– Ha! Tak myślałam, że jest w nich coś dziwnego – powiedziała na wpół do siebie.
– Co takiego?
– Poczekaj chwilę, a pokażę ci.
Morwena wróciła do kredensu, wyjęła niewielką miseczkę i kilka słojów różnych rozmiarów. Kiedy nakładała ich zawartość do miseczki, mieszała je i mruczała, Mendanbar czuł, jak wokół niej zbiera się magia, jakby to mrowienie w powietrzu z wolna koncentrowało się wewnątrz naczynia. W końcu zakryła słoje, a wypełnioną magią miseczkę przeniosła na stół.
– Nie zbliżaj się – ostrzegła, gdy król się pochylił, by lepiej widzieć.
Wyprostował się zatem, ale uważnie patrzył. Czarownica ułożyła pięć smoczych łusek w jednej linii: fioletową na jednym końcu, a jasnozieloną na drugim. Potem uniosła naczynie nad środkiem tego rzędu, nabrała tchu i powiedziała:

Wiatr dla czystości,
Kamień dla trwałości,
Strumień dla zmiany,
Ogień dla prawdy.
Bądźcie, czym jesteście!

Mówiąc, przechyliła miseczkę i cienką strużką ciemnego płynu wykreśliła długi pas przez środek pięciu łusek.
Błysnęło fioletowe światło i płyn zalśnił. Ten blask rozlał się na zewnątrz, jak ogień na brzegach kartki, aż dotarł do krawędzi łusek. Potem płyn zabłysnął jeszcze raz i wszystko zniknęło.
Na stole leżało obok siebie pięć identycznych łusek, wszystkie jasnozielone.
– Tak jak myślałam – stwierdziła z satysfakcją. – Wszystkie te łuski pochodzą od tego samego smoka. Ktoś je zmienił, żeby każda wyglądała nieco inaczej.
– Och, to dobrze – rzekł Mendanbar z ulgą. – Skąd wiedziałaś?
– Łuski mają ten sam kształt i praktycznie są tej samej wielkości. Różne smoki mogą mieć łuski mniej więcej tej samej wielkości, jeśli są w tym samym wieku, ale jest wiele możliwych kształtów łusek jak i kolorów.
– Naprawdę? – zainteresował się król. – Tego nie wiedziałem.
– Mało kto wie. Ale spójrz na te: wszystkie są okrągłe z jedną płaską krawędzią. Gdyby pochodziły od różnych smoków, spodziewałabym się, że jedna będzie, powiedzmy, bardziej prostokątna, inna owalna, jeszcze inna długa czy falista i tak dalej.
– W takim razie znalezienie smoka, który zniszczył tę część lasu, nie powinno być trudne.
Morwena spojrzała na niego surowo ponad brzegiem okularów.
– Nie jestem pewna, czy to w ogóle sprawka smoka.
– Jak to? – zapytał. – Bo łuski były przemienione? Ale jeśli nie chciał, by go obwiniono...
– Gdyby smok chciał uniknąć oskarżenia o spalenie części Zaczarowanego Lasu, nie zostawiłby na ziemi swoich łusek. Zmienionych czy nie – odparła oschle czarownica. – Pozbieranie ich jest o wiele łatwiejsze niż przemiana. Poza tym zdrowy smok nie gubi łusek w takim tempie. Chyba że sądzisz, że ten twój zdziczały smok spalił mnóstwo drzew, a potem stał i przyglądał im się przez tydzień czy dwa.
– Rozumiem. – Mendanbar sięgnął po jedną z łusek i przesunął po niej palcami.
– Dobrze, że to ty je znalazłeś – dodała. – Gdyby to któryś z elfów, z pewnością wyniknęłyby z tego kłopoty.
– Dlaczego tak sądzisz? Ktokolwiek by je znalazł, na pewno przyniósłby je do zamku...
– Ale zanim by tam dotarł, po całym lesie już krążyłaby plotka, że stado smoków spaliło połowę drzew na popiół. Większość elfów ma dobre chęci, ale nie potrafią dochować tajemnicy i nie mają krzty rozsądku. Lekkomyślne stworzenia.
– Myślisz zatem, że ktoś chciał doprowadzić do konfliktu między Zaczarowanym Lasem a smokami?
– To możliwe – zgodziła się Morwena. – Gdybyś nie przyszedł do mnie, pewnie byś sądził, że łuski pochodzą od różnych smoków. Mnóstwo ludzi słyszało o odmiennej kolorystyce. Wątpię, byś się domyślił transformacji. Tylko ludzie, którzy dość dobrze znają się na smokach, wiedzą o zróżnicowanych kształtach łusek, a nie wydaje mi się, aby ktokolwiek w zamku dobrze rozumiał smoki.
– A jak to się stało, że ty tak dużo o nich wiesz? – zirytował się Mendanbar.
– Och, Kazul i ja od dawna jesteśmy przyjaciółkami – oświadczyła czarownica. – Nieraz wyświadczamy sobie przysługi. Czasem pozwala mi zabrać zbędną łuskę, kiedy jest mi potrzebna do zaklęcia, a ja pożyczam jej książki z biblioteki, a niekiedy garnki i patelnie, których nie zamierza trzymać u siebie przez cały czas. Prawdę mówiąc, to właśnie Kazul mnie przekonała, że dobrze będzie zamieszkać w Zaczarowanym Lesie.
– Kazul. – Mendanbar zmarszczył brwi. – To imię brzmi znajomo. Kim ona jest?
– Kazul jest Królem Smoków – odparła. – Napij się cydru.
Mendanbar odruchowo podniósł kubek. A gdy dotarły do niego wnioski z tego, co powiedziała czarownica, aż się zakrztusił. Morwena była dobrą przyjaciółką Króla Smoków? Nic dziwnego, że tak dobrze znała się na smoczych łuskach!
Morwena spojrzała na niego ironicznie, jakby dobrze wiedziała, o czym teraz myślał. By zyskać trochę czasu, Mendanbar łyknął odrobinę cydru. Napój był zimny, słodki, aromatyczny, lekko musując, spływał po języku. Spojrzał zaskoczony na kubek i wypił większy łyk. Za drugim razem cydr smakował równie dobrze.
– Znakomite.
Czarownica przybrała niemal zarozumiałą minę.
– Sama go robię. Możesz wziąć do zamku butelkę, pod warunkiem że weźmiesz też drugą dla Kazul, kiedy pójdziesz z nią porozmawiać o tych znalezionych łuskach.
– Dzięku... Zaraz, chwileczkę, skąd ci przyszło do głowy, że pójdę zobaczyć się z Kazul?
– A jak chcesz się dowiedzieć, do kogo należą te łuski? Może i znam się na smokach lepiej niż większość ludzi, ale nie powiem ci, czyje to łuski tylko na podstawie koloru i rozmiaru. Kazul to potrafi. Poza tym powinieneś jej złożyć wizytę w zeszłym roku, kiedy zmarł poprzedni król i Kazul włożyła koronę.
– Wysłałem list i prezent koronacyjny – odparł nadąsany. Sam słyszał, że mówi urażonym tonem. Czuł się, jakby strofowała go matka, która zmarła, gdy miał czternaście lat. – Miałem się tam wybrać, ale lodowi giganci postanowili wcześniej ruszyć na południe, a potem jakiś durny czarodziej usiłował zmienić skalnego węża w ptaka, żeby uzyskać bazyliszka, i...
– ...i potem jedna sprawa po drugiej i jakoś nigdy nie znalazłeś czasu – dokończyła Morwena. – Doprawdy, Mendanbarze, nie nauczyłeś się jeszcze, że zawsze zdarza się jedna sprawa do załatwienia po drugiej? Zapracowanie to żadne usprawiedliwienie. Wszyscy są zapracowani. Weź te łuski, butelkę mojego cydru i porozmawiaj z Kazul. W najgorszym razie uzyskasz dobrą radę, lecz podejrzewam, że możesz liczyć na pomoc. Wygląda, że właśnie tego potrzebujesz.
– Mam dobrą służbę w zamku – zapewnił sztywno król. – A mój zarządca bardzo się stara.
– Ale jeden dobry zarządca nie wystarczy, by kierować królestwem, a już zwłaszcza takim, jak Zaczarowany Las. Patrząc na ciebie, staje się oczywiste, że się zamęczasz, próbując wszystko robić samemu.
– Naprawdę?
Morwena stanowczo kiwnęła głową.
– Naprawdę. I to całkiem niepotrzebnie. Zdecydowanie potrzebujesz...
– ...żony – mruknął z rezygnacją Mendanbar, rozpoznając początek znajomego marudzenia Willina.
– ...kogoś rozsądnego, z kim mógłbyś porozmawiać – dokończyła czarownica. – Spojrzała na niego surowo nad krawędzią szkieł. – Najlepiej kogoś, kto choć trochę się zna na rządzeniu królestwem. Na przykład wygnany książę, choć zwykle nie zostają tak długo, by się na coś przydać. Kogoś, kto zrobi coś więcej niż sporządzenie listy spraw, których musisz dopilnować.
Mendanbar pomyślał o niekończących się spisach obowiązków Willina i nie potrafił powstrzymać uśmiechu.
– Chyba masz rację. – Stłumił westchnienie. Nie miał dość czasu, aby marnować go na poszukiwania rozsądnego doradcy. – Czy znasz kogoś odpowiedniego?
– Och, kilka osób, lecz wszystkie są zadowolone ze swego obecnego zajęcia. Nie martw się, to w końcu Zaczarowany Las. Jeśli zaczniesz na poważnie szukać kogoś do pomocy, to go znajdziesz.
– Mam nadzieję, że go rozpoznam. – Mendanbar napił się jeszcze cydru i spojrzał na kubek. – Jesteś najbardziej rozsądną osobą, z jaką rozmawiałem od wielu dni. Ale nie sądzę, żebyś chciała przenieść się do zamku.
– Na pewno nie – odparła kwaśno czarownica. – Mam dość swojej roboty. Jednak poproszę koty, aby miały oko na jakiekolwiek inne wypalone kawałki lasu. Jeśli przyjdzie mi do głowy coś ważnego, dam ci znać. Dopij cydr i idź spotkać się z Kazul, zanim przekonasz sam siebie, że to niepotrzebne.
– Nie, nie będę sam siebie przekonywał – obiecał i łyknął cydru. – To bardzo dobry pomysł.
Zebrał smocze łuski i włożył je do kieszeni. Miał nadzieję, że Kazul powie mu coś interesującego. Zaczarowany Las był duży, ale mógłby szybko zniknąć, gdyby ktoś zaczął wybijać w nim takie dziury. I nagle zmarszczył brwi.
– Czy smoki jedzą magię?
– Nic o tym nie wiem – odparła Morwena. – Czemu pytasz?
– To wypalone miejsca, o którym ci mówiłem. Nie pozostała w nim ani odrobina magii, została wyssana do sucha. Nigdy czegoś takiego nie widziałem.
– Nie wydaje mi się, aby zrobiły to smoki – zapewniła czarownica. Zastanowiła się przez chwilę, a potem wstała. – Zaczekaj, chcę coś sprawdzić.
Podeszła do tylnych drzwi, tych, przez które wszedł tu Mendanbar. Patrzył zaskoczony, jak otwiera je i wchodzi do pokoju pełnego wysokich ciemnych regałów. Zostawiła drzwi otwarte i zniknęła między półkami. Mendanbar zamrugał. Okna po obu stronach drzwi wychodziły na ogród, a na tym po prawej wciąż leżał kot. Oczywiście, pomyślał. To jedne z tych, które prowadzą tam, gdzie człowiek sobie życzy. Takie same drzwi były też na zamkowym strychu – pozwalały dostać się na parter bez schodzenia schodami przez siedem pięter. Niestety, trzeba było najpierw wspiąć się na te siedem pięter, żeby dotrzeć na strych.
Pojawiła się Morwena, niosąc czerwoną księgę z tytułem Cierpliwy smok wydrukowanym złotymi literami na okładce. Zamknęła za sobą drzwi i usiadła przy stole. Najpierw szybko przerzucała kartki, potem zwolniła, wreszcie bardzo uważnie przeczytała pół strony.
– Tak myślałam – oznajmiła. – Smoki nie jedzą magii, wytwarzają własną, tak jak jednorożce.
– Jesteś pewna?
– Sam sobacz. – Przysunęła mu książkę. – Na Austenie można polegać, im mniej znany fakt, tym bardziej jest godny zaufania. Jeśli twierdzi, że smoki wytwarzają własną magię, to wytwarzają.
– Wierzę ci na słowo – zapewnił król. – Lecz im więcej odkrywam, tym mniej w tym sensu.
– Czyli nie odkryłeś jeszcze wszystkiego – stwierdziła Morwena.
Rozmawiali jeszcze kilka minut, póki Mendanbar nie dokończył cydru. Czarownica wyjaśniła mu, jak odnaleźć jaskinię Kazul w Górach Poranka, ale nie chciała poradzić, co ma zrobić, kiedy już tam dotrze. Wreszcie zapakowała mu dwie butelki cydru, czerwoną księgę o smokach i dała radę, aby nie marnował więcej czasu, niż musi.
Mendanbar ruszył prosto do zamku. Odwiedziny u Króla Smoków wymagały większych przygotowań niż zwykła rozmowa z rozsądną czarownicą. A Morwena miała rację co do marnowania czasu.



Dodano: 2007-01-19 13:13:45
Komentarze
-Jeszcze nie ma komentarzy-
Komentuj


Artykuły

Plaża skamielin


 Zimny odczyt

 Wywiad z Anthonym Ryanem

 Pasje mojej miłości

 Ekshumacja aniołka

Recenzje

Brzezińska, Anna - "Mgła"


 Kay, Guy Gavriel - "Dawno temu blask"

 Lindgren, Torgny - "Legendy"

 Miles, Terry - "Rabbits"

 McCammon, Robert - "Królowa Bedlam"

 Simmons, Dan - "Czarne Góry"

 Sanderson, Brandon - "Yumi i malarz koszmarów"

 Bardugo, Leigh - "Wrota piekieł"

Fragmenty

 Mrozińska, Marta - "Jeleni sztylet"

 Brzezińska, Anna - "Mgła"

 Rothfuss, Patrick - "Wąska droga między pragnieniami"

 Clarke, Arthur C. & Lee, Gentry - "Ogród Ramy"

 Sablik, Tomasz - "Próba sił"

 Kagawa, Julie - "Żelazna córka"

 Pratchett, Terry - "Pociągnięcie pióra. Zaginione opowieści"

 Crouch, Blake - "Upgrade. Wyższy poziom"

Projekt i realizacja:sismedia.eu       Reklama     © 2004-2024 nast.pl     RSS      RSS