NAST.pl
 
Komiks
  Facebook
Facebook
 
Forum

  RSS RSS

 Strona główna     Zapowiedzi     Recenzje     Imprezy     Konkursy     Wywiady     Patronaty     Archiwum newsów     Artykuły i relacje     Biblioteka     Fragmenty     Galerie     Opowiadania     Redakcja     Zaprzyjaźnione strony   

Zaloguj się tutaj! | Rejestruj

Patronat

Crouch, Blake - "Upgrade. Wyższy poziom"

Weeks, Brent - "Na krawędzi cienia" (wyd. 2024)

Ukazały się

Iglesias, Gabino - "Diabeł zabierze was do domu"


 Richau, Amy & Crouse, Megan - "Star Wars. Wielka Republika. Encyklopedia postaci"

 King, Stephen - "Billy Summers"

 Larson, B.V. - "Świat Lodu"

 Brown, Pierce - "Czerwony świt" (wyd. 2024)

 Kade, Kel - "Los pokonanych"

 Scott, Cavan - "Wielka Republika. Nawałnica"

 Masterton, Graham - "Drapieżcy" (2024)

Linki

Kozak, Magdalena - "Nocarz"
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Cykl: Nocarz
Data wydania: Luty 2006
ISBN: 83-89011-83-2
Oprawa: miękka
Liczba stron: 400
Cena: 27,99 PLN
Tom cyklu: 1



Kozak, Magdalena - "Nocarz" #2

Wyczuł ziemię, chociaż jej nie widział. Odepchnął ją w myślach, wylądował miękko, stabilnie, na obie nogi. Coraz lepiej mu szło z tym lataniem, doprawdy. Zarówno w górę, jak i w dół.
No cóż, w końcu był już pełnoprawnym nocarzem.
Ta myśl przywołała wspomnienia, kluczowe sceny, niczym dźwięki ze zdartej płyty, odtworzyły się w jego głowie jeszcze raz. Pierwszy jaśniejący na niebie księżyc, pierwsze nieporadne kroki w powietrzu. Pierwszy głód krwi, pierwszy strzał, pierwszy trup.
Powitanie wśród swoich.
Pierwsze poczucie prawdziwej wspólnoty. Brzydkie kaczątko, które wreszcie odnalazło drogę do łabędzi.
Nigdy w życiu nie był tak szczęśliwy jak teraz.
Otrząsnął się, powrócił szybko do rzeczywistości. Nidor stał już obok, kolejny ciekłokrystaliczny ekranik świecił nikłym niebieskim blaskiem. Uderzeniami palców kapitan wpisywał w niego jakiś skomplikowany kod, wymagający niezliczonej ilości powtórzeń i potwierdzeń. Wreszcie ekranik zamigał wielkim napisem „OK”, kolejne drzwi rozsunęły się przed nimi z sykiem.
Weszli do niedużego pokoju. Ogromna konsola umieszczona centralnie oraz kolorowe monitory błyszczące szeregiem na ścianach jednoznacznie wskazywały na charakter pomieszczenia: centrum monitoringu.
Na widok wchodzących dwóch nocarzy powstało z obrotowych krzeseł.
– No, nareszcie! – powiedział jeden z nich. – Spóźniliście się! – dodał z lekkim wyrzutem.
– Młody bał się skoczyć – oznajmił Nidor, popatrując na Vespera złośliwie. – Wiecie, chłopczyk dopiero uczy się latać, a tam tak ciemno na dole... Zanim go skopałem do szybu, trochę mi to zajęło.
– Potem też nie było lepiej – odparował młody natychmiast. – Pan kapitan zapomniał kodu dostępu. Pięć razy wpisywał i tylko dopytywał, czy nie wiem, z czym on to miał skojarzyć, ze swoją datą urodzin czy z rozmiarami pewnej Winorośli. Gdyby kod był prostszy, na przykład jednocyfrowy, to by mógł sobie własny rozmiar zapamiętać, a tak to przepadło. No za trudne...
Roześmiali się wszyscy czterej, kręcąc głowami.
– Bezczelny małolat – mruknął Nidor. – Teraz jeszcze psie wachty dla niego odrabiam, a ten co? Zero wdzięczności. – Wskazał na jeden z ekranów. – No, jak tam się miewa nasz renegat?
Spoważnieli natychmiast, popatrzyli na skuloną postać wciśniętą w kąt szarego pokoju.
– Niedługo zacznie szaleć – ocenił jeden z nocarzy. – Jest coraz bardziej głodny, to widać. Ale wciąż nie chce naszego żarcia. Rozchlapuje tylko po ścianach, potem trzeba dezynfekować celę.
– Trzeci dzień – stwierdził Nidor w zamyśleniu. – No tak. Niedługo będzie cyrk.
Pokiwali głowami.
– To my się zbieramy – rzucił drugi nocarz, spoglądając na zegarek. – Ósma piętnaście, cholera jasna. – Westchnął z żalem. – Już po nocy. Nic, tylko iść spać. Raport z dyżuru masz wydrukowany, poczytaj sobie – zwrócił się do Nidora. – Ale tak naprawdę to nic się szczególnego nie działo. Stan więźniów bez zmian. Czuciowiec trzęsie się i szlocha, widać źle na niego działamy. – Uśmiechnął się złośliwie. – Diler współpracujący i posłuszny do obrzydliwości, pewnie liczy na to, że się wykupi. A renegat, cóż, sam widziałeś.
– Nic nie powiedział? – spytał kapitan poważnie. – Niczego nie próbował, nic a nic?
Obaj nocarze popatrzyli po sobie, pokręcili głowami. Nie dodali już ani słowa więcej. Podeszli do drzwi, pobiedzili się przez chwilę nad kodem, wyszli. Vesper spojrzał na Nidora pytająco. Tamten odwrócił się, podszedł do obrotowego krzesła, usiadł na nim, rozpierając się wygodnie.
– Oto jest Bunkier – powiedział spokojnie. – Siadaj, młody. Opowiem ci.
Wezwany pośpieszył czym prędzej do drugiego krzesła. Usiadł, zakręcił się kilkukrotnie dookoła, starając się używać wyłącznie siły woli. Zatrzymał się w miejscu, pochwyciwszy karcące spojrzenie kolegi. Spuścił nieco głowę i przybrał poważny, skupiony wyraz twarzy.
– Jesteś jak szczeniak – roześmiał się Nidor odrobinę protekcjonalnie. – Wciąż nie możesz się nabrykać, Tygrysku, co? – Spoważniał z powrotem. – A teraz popatrz. Bunkier. Co myślisz o tym miejscu?
Vesper prześledził obrazy widniejące na ekranach.
– Ponure, surowe – stwierdził po chwili. – Trzymamy tu więźniów. Poznaję tych drani, których dorwaliśmy podczas ostatniej akcji.
Przed oczami znów zamigało mu ulotne wspomnienie. Pierwszy strzał, pierwszy trup. Chrzest drapieżnika, komunia nocarza. Przyjęcie do społeczności.
– Przecież ich nie wsadzimy do państwowego więzienia – powiedział kapitan. – Taki renegat rozszarpałby strażników na strzępy w parę chwil.
– I co gorsza, ludzie mieliby niepodważalny dowód na nasze istnienie – dodał Vesper natychmiast. – A tego ze wszystkich sił staramy się uniknąć. Nie ujawniamy się, póki nie nadejdzie ku temu czas. Kiedy to się stanie, Kapituła da znać.
– Dobrze, dobrze, oszczędź sobie propagandy, młody. – Nidor skrzywił się lekko. – Umens robi ci niezłe pranie mózgu na tych swoich zajęciach, jak widzę... No, ale w porządku, ma rację. Nie ujawniamy się. Między innymi dlatego wszystkich specjalnych więźniów trzymamy tu, w Bunkrze. – Wstał nagle. – Zresztą co ci będę gadał. Chodź, zrobimy obchód, zobaczysz sam.
Vesper zerwał się z krzesła natychmiast.
– Aha, słuchaj... – Starszy nocarz wciąż stał w miejscu, wodząc wzrokiem po ekranach. – Gdy dojdziemy do renegata, bądź bardzo ostrożny. Utwórz dookoła siebie najlepsze lustro, jakie tylko potrafisz. Pamiętaj, że oni są bardzo dobrzy psychicznie. Krew ich wspomaga. Znaczy ta nielegalna krew... – urwał, patrząc na kolegę uważnie.
Ta prawdziwa, przemknęło Vesperowi przez myśl. Nie sztuczna, hodowlana, jaką my dostajemy na co dzień. Ta prawdziwa, ludzka krew.
Nie powiedział tego na głos. Wciąż pozostawał na cenzurowanym. Niemal bez przerwy Nidor był przy nim, obserwując uważnie. Teoretycznie wszystko było w porządku, był przecież jego prowadzącym. Młodemu nocarzowi zawsze przydawano starszego kolegę, który wprowadzał go we wszelkie tajniki i czuwał nad jego postępami. Ale nim samym wciąż zajmował się kapitan, jeden z trzech zastępców dowódcy jednostki. I nie przekazał go któremuś z poruczników zaraz po pierwszej akcji. Zostawił go przy sobie na dłużej, pod wyjątkowo staranną kontrolą. Owszem, życzliwą i przyjacielską, niemniej jednak bardzo skrupulatną.
Vesper wiedział doskonale, czemu tak jest. Nie miał cienia wątpliwości, że inni nocarze szepczą o nim po kątach. Jego chrzest bojowy nastąpił jak najbardziej zgodnie z procedurami – debiutant oddał elegancki strzał z oddali... A potem sprawy przybrały niespodziewany obrót. Zamiast powoli zmniejszać dystans, młody wszedł w bezpośredni kontakt z ofiarami. Zapach i smak świeżej prawdziwej krwi pojawiły się za szybko, kiedy jeszcze nie był na nie wystarczająco przygotowany. Mógłby teraz zapragnąć prawdziwego polowania, mógłby zostać renegatem... A nigdy jeszcze żaden nocarz nie przeszedł na tamtą stronę. Nigdy, nikt.
Nidor obserwował go więc z niepokojem, ale i z niekłamaną troską. Żeby w razie czego móc go powstrzymać i zapobiec nieszczęściu. Vesper zdawał sobie z tego sprawę, nie protestował więc i nie zadawał zbędnych pytań. Starał się zachowywać wyjątkowo spokojnie, nie przyznawał się do niektórych upiornych snów ani do ryzykownych myśli, kłębiących mu się czasem pod czaszką. Bardzo chciał udowodnić, że w niczym się od pozostałych nocarzy nie różni. Był przecież z nimi tak bardzo szczęśliwy. Odnalazł się w życiu, znalazł swoje miejsce, swoje stado, swoje przeznaczenie. Za nic nie chciał tego utracić, za nic.
I był głęboko przekonany, że jeżeli poczuje kiedyś, że może zdradzić, sam pójdzie do Lorda Ultora i nadstawi szyję pod jego miecz. Nie zostanie renegatem. Nigdy. Popatrzył na Nidora spokojnie, nie okazując nawet cienia wahania.
– No, chodź! – powiedział kapitan, ani na chwilę nie spuszczając z niego oka. – Nie mogę cię tak w nieskończoność trzymać pod szkłem. Poznam cię z tym renegatem wreszcie. Ciekaw jestem, jak się sobie spodobacie. – Mrugnął zawadiacko.
Obaj wiedzieli, że to wcale nie był żart.
***
Cela renegata nie różniła się niczym od pozostałych. Trzy surowe betonowe ściany wyznaczały granice prostokątnego pomieszczenia. Czwarty bok był całkowicie przezierny, tylko dwie grube metalowe kraty, ustawione jedna za drugą w odległości kilkunastu centymetrów, odgradzały celę od korytarza. Pomiędzy nimi zwieszała się niebieska, świetlista siateczka.
Vesper popatrzył na Nidora pytająco.
– Laser ultrafioletowy – mruknął tamten. – Nawet jakby drań ruszył kratę, nie przeszedłby dalej. Spaliłoby go na popiół. Jak każdego z nas zresztą.
Więzień, skulony dotychczas w kącie, poruszył się. Podniósł głowę. Wiedziony nieomylnym instynktem wpatrzył się w słabszego przybysza.
Vesperowi zakręciło się nagle w głowie, poczuł, że słabnie. Lustro, pomyślał z przerażeniem. Zaczął naprędce tworzyć naokoło siebie odbijającą taflę... Po to tylko, by zobaczyć, jak pęka i rozpada się na kawałki, niemal słyszał dźwięk trzaskającego szkła. Ręce i nogi zaciążyły mu niczym ołowiem. Powoli, miękko, zaczął się osuwać przygniatany miażdżącą siłą. Nie mógł złapać tchu.
– Dość! – rzucił Nidor w kierunku więźnia. – Chyba że chcesz się zapoznać z naszym salonem odnowy biologicznej... – zawiesił głos w nieskrywanej groźbie.
Nacisk zelżał natychmiast.
Vesper zaczerpnął łapczywie powietrza, prostując się czym prędzej. Lustro, pomyślał i zaczął je składać z mozołem.
– Kogo mi tu przyprowadziłeś, nocarzu? – zasyczał renegat wzgardliwie. – Szczeniaczka do zabawy? Chodź, malutki, pomiziam cię po brzuszku. – Zaśmiał się, patrząc na Vespera szyderczo. – Bo do niczego innego się nie nadajesz. – Spoważniał nagle. – Dostałeś Dar Krwi i gówno z tym robisz, chłopcze. Ultor już z ciebie zrobił posłusznego pieska, co?
Vesper szarpnął głową w gorącym zaprzeczeniu. Nabrał powietrza w płuca, chcąc odpowiedzieć wampirowi...
– Lepiej być pieskiem Ultora niż Atroksa – oznajmił Nidor spokojnie. – Jak tam Lord Renegat? Trzeźwieje czasem?
Więzień wstał. Powolnym, chwiejnym krokiem podszedł do kraty. Wpatrzył się Nidorowi w oczy, potem przebiegł wzrokiem po jego naszywkach kapitana.
– A więc nareszcie przysłali kogoś na poziomie, z kim można porozmawiać. – Zamilkł na chwilę, po czym wyskandował: – Lord Renegat Aranea przesyła czułe pozdrowienia Lordowi Ultorowi. – Uśmiechnął się z nieskrywaną satysfakcją. – Macie, kurwy, przesrane.
Zamilkł, patrząc uważnie na Nidora. Potem roześmiał się głośno, szyderczo.
– Zostań tu, Vesper – powiedział kapitan nieswoim głosem. – Pilnuj gnoja. Pamiętaj o lustrze. A ty... – zwrócił się do więźnia – nie próbuj dręczyć młodego, bo cię położę na solarium. Na piętnaście minut co najmniej.
Odwrócił się i poszedł w kierunku centrum bardzo śpiesznym krokiem. Vesper nie miał cienia wątpliwości: Nidor był bardzo zdenerwowany.
Renegat przestał się śmiać. Podwinął pod siebie nogi, siadając po turecku w powietrzu. Twarz nadal miał na wysokości oczu Vespera.
– No proszę, co to się porobiło – wysyczał z nieskrywaną przyjemnością. – Powiedziałem raptem parę słów... I już pan nocarz zapierdala nagle z meldunkiem, jakby go goniła rakieta z głowicą z drewna osikowego. A drugi stoi pobladły, jak przerażona panienka. Zostałem sam na sam z prawdziwym wampirem, o mamusiu, co się teraz ze mną stanie? Zły renegat zje mnie w kanapce i nawet nie obetrze ust!
Vesper sięgnął odruchowo ręką do kabury, namacał uspokajający chłód pistoletu.
– Spokojnie, piesku – wycedził tamten. – Nie będziesz przecież strzelał tak bez wyroku, bez rozkazu. Na tyle już cię chyba wytresowali, co?
– Nie jestem niczyim pieskiem – odparł Vesper zdecydowanie. – Jestem oficerem Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego w służbie Rzeczypospolitej Polskiej.
Jestem członkiem Oddziału do Zadań Specjalnych...
– Uważasz się za tygrysa, a jesteś tylko psem Pawłowa – przerwał mu tamten brutalnie. – Żyjesz, jesz, śpisz i zabijasz na znak, na hasło, które ci wymyślają twoi panowie. Jakie to ma znaczenie, których haseł używają przy tej okazji? Czym sobie wycierają gęby, Bogiem, Honorem czy Ojczyzną? I tak nie zadajesz zbędnych pytań, kiedy wskazują ci cel. Rozkaz, ruszaj, już!
Pchnął go nagle z daleka, samą siłą swojej woli. Vesper poleciał na ścianę, odbił się od niej, upadł bezwładnie.
Uderzenie go oszołomiło, wstrząsnął więc szybko głową, przywołując zawirowany świat na swoje miejsce. Nie spodziewał się takiej mocy, która nagle wychynęła znikąd i miotnęła nim niczym bezwolną kukłą. Zakłuło go w prawym boku, chyba złamane żebro, nic to, sprawdzi się później. Podniósł się czym prędzej, wrócił na swoje miejsce przed kratą. Wierzchem dłoni otarł krew, powoli sączącą się z rozbitej brwi. Renegat wciąż patrzył na niego szyderczo, Vesper odpowiedział więc pełnym wyzwania spojrzeniem.
– Mów, co chcesz – zawarczał mu prosto w twarz. – Ja wiem swoje. Mocny jesteś... siłą swoich złudzeń. W rzeczywistości jesteś zniewolony przez żądzę krwi, której nie potrafisz się oprzeć. Jedyne, co ci zostało, to dorobić sobie do tego ideologię. Jakbyś to ty był wolny i nie miał pana, doprawdy. Lord Atroks też potrafi mieć nielekką rękę, jak słyszałem.
Więzień zamilkł na chwilę, uśmiechając się nonszalancko.
– Lord Atroks nie żyje – oznajmił wreszcie z satysfakcją. – Nie słyszałeś, co powiedziałem twojemu kapitanowi? Lord Renegat Aranea przejęła władzę. Generał Nex pomógł zorganizować przewrót, a teraz stoi u jej boku. Żadne z nich nie spocznie, póki prawdziwe Dzieci Nocy nie odzyskają należnego im miejsca na tym świecie – mówił coraz szybciej, oczy płonęły mu niekłamanym podnieceniem. – A tacy zdrajcy jak wy, psy w służbie ludzi, będziecie gryźć ziemię, z odrąbanymi głowami ułożonymi u stóp.
– Taa, stara historia. – Vesper ziewnął ostentacyjnie. – Nareszcie wolni, pozbędziecie się nocarzy i będziecie sobie mogli swobodnie polować. Aż przyjdą wkurwieni ludzie i was podziabią kołkami osikowymi, a potem spalą zwłoki. W zamieszaniu ucieknie dwóch czy trzech i znowu założą kolejny Ród. I tak w kółko od tysięcy lat. Ile można? – Pokręcił głową. – Nie sądzisz, że najwyższy czas na zmiany?
– Zmiany? Ta wasza pokojowa koegzystencja to bzdura! – prychnął renegat wzgardliwie. –Wymyśliliście sobie raj, w którym spocznie jagnię obok lwa. A ten będzie ze smakiem zajadał marchewkę. Nie zamierzam być takim kastrowanym lwem, hodowanym na marchewkowej, sztucznej krwi.
– Poczekaj jeszcze parę dni – odparował Vesper perfidnie. – Kiedy twój głód urośnie na tyle, że zrozumiesz, kto tak naprawdę jest twoim panem. Twoja własna słabość, tylko to. I nawet sztuczna krew nie nasyci twojego szaleństwa. Nie przyniesie ci ulgi, nie zaspokoi żądzy zabijania. Zrozumiesz wtedy, w co się wpakowałeś swoją pychą i brakiem ostrożności.
Wampir popatrzył na niego bystro.
– Dużo wiesz o głodzie – powiedział nagle. – Zastanawiająco dużo jak na szczeniaka. – Pomyślał przez chwilę, po czym strzelił: – Czyżby spieprzyli twoją edukację i za wcześnie dopuścili cię blisko prawdziwej krwi?
Nocarz pobladł, wpatrując się w renegata. Chciał zaprzeczyć, krzyknąć, że to nieprawda, że wcale nie czuje głodu, że nigdy go nie czuł i że tylko tak powtarza to, co usłyszał na zajęciach. Nie mógł jednak wykrztusić ani słowa. Odezwało się znajome świerzbienie górnych dziąseł, rozpaczliwym wysiłkiem starał się zatrzymać wysuwające się kły. Milczał, podczas gdy w duchu narastało mu głuche przerażenie.
– Czujesz to, Vesper – wyszeptał tamten, wpatrując mu się w oczy z napięciem. – Czujesz głód. Jest przy tobie wciąż, niczym twój własny cień waruje ci tuż za plecami. Czasem jest silniejszy, czasem słabszy, ale nie znika nigdy. A ty wciąż masz wrażenie, że jesteś taki nie do końca rzeczywisty, wyblakły, nie całkiem pełny. Jakbyś z boku obserwował życie i nie mógł się w nim całkiem zanurzyć. – Przerwał na chwilę, zmarszczył brwi w zamyśleniu, po czym pociągnął dalej: – I wiesz doskonale, że ożyjesz dopiero, kiedy spróbujesz prawdziwej krwi, kiedy zaspokoisz ten głód. A kiedy już to zrobisz, nigdy nie będziesz chciał powrócić do tej szarej, mdłej, bezsensownej wegetacji.
Niczym echo, pomyślał Vesper z drżeniem. Tak przecież wygladało życie Jerzego Arleckiego, zanim nastapiła ta doskonała przemiana... Czyżby czekał go kolejny jej etap? Czy kolejna zmiana byłaby porównywalnie dojmująca?
Nagle owładnęło nim dziwne poczucie, jakby został wypełniony niespotykaną wszechmocą. Sycił się władzą nad życiem i śmiercią, pozostawał poza dobrem i złem, poza jakąkolwiek oceną... Był drapieżnikiem doskonałym.


Dodano: 2006-04-06 19:17:38
Komentarze
-Jeszcze nie ma komentarzy-
Komentuj


Artykuły

Plaża skamielin


 Zimny odczyt

 Wywiad z Anthonym Ryanem

 Pasje mojej miłości

 Ekshumacja aniołka

Recenzje

Fonstad, Karen Wynn - "Atlas śródziemia


 Fosse, Jon - "Białość"

 Hoyle, Fred - "Czarna chmura"

 Simmons, Dan - "Modlitwy do rozbitych kamieni. Czas wszystek, światy wszystkie. Miłość i śmierć"

 Brzezińska, Anna - "Mgła"

 Kay, Guy Gavriel - "Dawno temu blask"

 Lindgren, Torgny - "Legendy"

 Miles, Terry - "Rabbits"

Fragmenty

 Grimwood, Ken - "Powtórka"

 Lewandowski, Maciej - "Grzechòt"

 Howard, Robert E. - "Conan. Księga druga"

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku" #2

 Sherriff, Robert Cedric - "Rękopis Hopkinsa"

 Howard, Robert E. - "Conan. Księga pierwsza"

 Howey, Hugh - "Silos" (wyd. 2024)

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku" #1

Projekt i realizacja:sismedia.eu       Reklama     © 2004-2024 nast.pl     RSS      RSS