W wydawniczym światku fantastycznym szerzy się epidemia tematycznych antologii. Jak przebiega lektura najnowszej publikacji Fabryki Słów? Czy zebrane w niej opowiadania
1) zażywa się z konieczności, czy też może czyta z fascynacją i rozgorączkowaniem?
Odwrotnie niż w wypadku medykamentów, które zwykle pod apetyczną powłoczką kryją cierpki specyfik, epatująca brzydotą okładka zbioru skrywa osiem całkiem smacznych opowiadań. Cichym bohaterem wszystkich jest wirus – taki czy inny, rozpętujący pandemię lub dopiero szykujący się do ataku, szalejący na pierwszym planie lub obecny w tle opowieści. Autorzy osadzają swoje utwory zarówno w przeszłości, jak i w przyszłości, każdorazowo rozgrywając te same motywy – strach przez zarażeniem, świat ogarnięty chaosem lub wyludniony, trudne wybory między interesami jednostek a bezpieczeństwem społeczeństw, metafizyczne lub polityczne źródła epidemii.
Ośmiu autorów stworzyło osiem literackich wirusów, z których każdy wywiera nieco inny wpływ na organizm czytelnika. Najłagodniej przebiega lektura Parowozu Andrzeja Pilipiuka i Ogniska 11 Michała Cholewy. Pierwsza z tych infekcji mija, nim zdąży wywołać jakiekolwiek dreszcze, druga jest ckliwą opowiastką, która nic a nic nie przyspiesza tętna.
O szybsze bicie serca przyprawiają natomiast opowiadania Dębskiego, Siedlara i Komudy. Sześćset cetnarów piekła, publikowane już przez Fabrykę Słów pod „Czarną banderą”, reprezentuje zwyczajowo dobry poziom Jacka Komudy w nowym, marynistycznym wydaniu. Piwnica Pawła Siedlara rozgrywa się na granicy światów, umiejętnie łącząc klimat szczeniackich, podwórkowych harców z mrokami średniowiecza opanowanego czarną śmiercią. Rafał Dębski (Ketew Meriri) tworzy zaś dydaktyczną, klimatyczną opowieść w realiach II wojny światowej.
Z kolei w Domu na wzgórzu Jakuba Ćwieka mniej jest klimatu grozy, a więcej klaustrofobicznych lęków i schizofrenicznego przekonania o światowym spisku. Tomasz Duszyński (Antidotum) zaraża zaś wirusem, który we śnie wymazuje pamięć o całym minionym dniu – pomysł ten, choć ciekawy, był już eksploatowany, na dodatek z dużo większym powodzeniem. Anna Kańtoch spróbowała swoich sił w science fiction, tworząc Światy Dantego.
Choć żadne z opowiadań nie powala na kolana, a żaden z autorów nie ma ambicji, by tworzyć cokolwiek ponad opowiastkę z dreszczykiem
2), to jednak zbiór prezentuje solidny lokalny poziom literacki. Nawet jeśli fabuły wydają się mało oryginalne, opowiadania czyta się przyjemnie. Niemała w tym pewnie zasługa wdzięcznego tematu oraz pisarskiego doświadczenia większości autorów, którzy niejednokrotnie mierzyli się już z podobną tematyką i tworzyli dzieła o zbliżonym zabarwieniu gatunkowym.
Jest to jednak argument natury obrotowej, gdyż będą tacy, którzy pokręcą nosem nad kolejnym zbiorem, w którym Komuda serwuje awanturnicze opowieści z domieszką fantastyki, Pilipiuk odbywa kolejne podróże w czasie, a Siedlar próbuje nastraszyć ciemną piwnicą. Na kartach tego zbioru tylko Kańtoch próbuje czegoś nowego – też, koniec końców, nie lądując daleko poza granicami dotychczas eksploatowanych wizji. Pisarstwo autorów „Epidemii…” to literackie wirusy, na które organizmy czytelników po wielokroć zdążyły się już uodpornić.
Jaka jest więc ostateczna diagnoza? W straszeniu czytelnika łatwo o klęskę, groteskę, obmierzłość lub śmieszność, a czytelnicy pragnący lektury, która zaraziłaby ich odrobiną dreszczy, wypieków na twarzy i szybszym biciem serca, często przeżywają rozczarowanie. W tym kontekście wachlarz objawów występujących podczas lektury „Epidemii i zaraz” wydaje się satysfakcjonujący.
Andrzej Pilipiuk, Parowóz
Michał Cholewa, Ognisko 11
Jakub Ćwiek, Dom na wzgórzu
Rafał Dębski, Ketew Merir
Anna Kańtoch, Światy Dantego
Paweł Siedlar, Piwnica
Tomasz Duszyński, Antidotum
Jacek Komuda, Sześćset cetnarów piekła
2) Może za wyjątkiem Anny Kańtoch i Rafała Dębskiego, którzy stworzyli opowiadania mające również swój wymiar umoralniający i – w sensie płynącej z nich refleksji – mogą być w odbiorze nie tylko „rozrywkowe”, ale również pouczające, a chwilami nawet gorzkie.