Patronat
Spinrad, Norman - "Żelazny sen"
Howey, Hugh - "Pył" (wyd. 2024)
Ukazały się
Gwynne, John - "Cień bogów"
Gołkowski, Michał - "Mykoła"
Dukaj, Jacek - "Linia oporu"
Masterton, Graham - "Zjawa"
antologia - "Awaria prądu"
Wałęka, Rafał - "Insomania"
Elsberg, Marc - "°C - Celsjusz"
Pratchett, Rhianna & Kent, Gabrielle - "Tiffany Obolała. Jak być czarownicą"
Linki
|
|
|
Wydawnictwo: Ars Machina Cykl: Trylogia RyfterówTytuł oryginału: Maelstrom Tłumaczenie: Dominika Rycerz-Jakubiec Data wydania: Listopad 2011 Wydanie: I ISBN: 978-83-932319-2-8 Oprawa: miękka Format: 125 x 195 mm Liczba stron: 380 Cena: 37,80 zł Rok wydania oryginału: 2001 Wydawca oryginału: Tor Books Tom cyklu: 2
|
Jak powinna wyglądać dobra kontynuacja dobrej powieści? Skoro kontynuowana powieść była naprawdę dobra, znaczy w przewodniej myśli – kompletna, to zasadniczo nic więcej już jej nie trzeba ponad czytelnika, który potrafi ją należycie przemyśleć, docenić i odstawić na półkę z satysfakcją. Między innymi z tego powodu jestem osobą mocno nieufną wobec wszechobecnych dzisiaj cykli i sag i zaczynam je tylko w oparciu o mocne rekomendacje. Istnieją jednakże kontynuacje-ekstrapolacje, które potrafią osadzić zapoznane postacie i wątki w nowym kontekście, tworząc nową jakość. Taką powieścią jest recenzowany tekst. Jego poprzedniczka, „Rozgwiazda”, była historią ryfterów – wykolejeńców, którzy z powodu aspołecznego rysu charakteru, zostali wysłani/zesłani do mrocznego, zamieszkanego przez gargantuiczne monstra miejsca, jakim jest dno oceanu. I paradoksalnie odnaleźli tam piękno, ascetyczny spokój ducha, zdołali nawiązać więzi społeczne. O czym opowiada „Wir”? O tym, że gdy odbierzesz komuś jego ostatni azyl, ten ktoś nie ma już nic do stracenia – i jest naprawdę wkurwiony.
Tylko jak rozegrać w konwencji twardej fikcji naukowej, popkulturowo chwytliwy, ale totalnie nierealistyczny motyw mściciela wypowiadającego prywatną wojnę potęgom tego świata? Watts pokazuje, że to zależy od tego, co uznamy za potęgę; a najczęściej jesteśmy w tej ocenie omylni. Cywilizacja ludzka tkwi między uwarunkowaniami środowiska przyrodniczego a środowiska kulturowego. Oba uznane za w pełni okiełznane i plastyczne do kształtowania, wedle życzenia. Ale gdy z wody wyłania się niewielka kobieta, noszącą w swojej krwi oceanicznego mikroba reprezentującego alternatywę biologiczną dla każdej innej formy życia, a jej historia staje się bezcenną memetyczną pożywką dla wirtualnego życia sieciowego i rzesz spragnionych apokalipsy ludzi, cywilizacja ludzka zaczyna drżeć. Zdesperowani i rozczarowani rzeczywistością ludzie, a także dekadenccy modnisie, zamiast masek Guya Fawkesa, zaczynają ubierać stroje ryfterów. Sieci biologiczne, informacyjne i społeczne zaczynają drżeć – i rozpadać się. A pośród szumu informacyjnego, pożarów i zamieszek, niepostrzeżenie idzie przez kraj samotna kobieta.
Watts dywersyfikuje przy tym narrację – o ile w Rozgwieździe potrafił tylko na chwilę oddać głos bohaterom innym niż Lenie Clark, tak w przypadku „Wiru” mamy wyraźny wielogłos. Ken Lubin, najbardziej tajemnicza postać z „Rozgwiazdy” odsłania swoje oblicze. Achilles Desjardins natomiast to całkiem nowa strategiczna dla cyklu figura, której długo nie zapomnicie. Lenie obserwowana jest cyberpunkowymi zmysłami, przez rozrastający się Ukwiał, byt będący wynikiem cyfrowej hiperrewolucji. Dla równowagi Sou-Hon Perreault jako obserwator nadaje narracji najbardziej ludzkiego rysu. Każda z tych postaci zadaje sobie dwa pytania – gdzie jest Lenie. I kim jest Lenie. Nie wie tego nawet sama ryfterka, której przychodzi konfrontować się z mirażami na temat jej osoby. A kto jest w tej powieści antagonistą? βehemoth jako zaraza? Inteligentne żele jako przykład nieświadomej, działającej w oparciu o teorię gier inteligencji? Postnarodowy, korporacyjny konglomerat władzy? Czy wszyscy wyżej wspomniani bohaterowie? W „Wirze” jest to kwestia płynna i zmienna. Jak wszystko inne.
„Wir” znałem zanim został „Wirem” (zresztą do dziś trochę mi szkoda, że nie pozostał po polsku Maelstormem) – całą trylogię Ryfterów pochłonąłem w oryginale po „Ślepowidzeniu”. Stąd powtórna lektura fragmentów powieści, tym razem po polsku, wywołała u mnie kilka „zrobiłbym to po swojemu”. Z drugiej strony, parę patentów tłumaczeniowych takich jak „Moralniak” (Guilt Trip) kupiłem z miejsca. Nad problemem translacji prozy Petera Wattsa ostatnio zastanawiałem się przy okazji alternatywnych tłumaczeń opowiadania „Wyspa” 1), gdzie jeden przekład był bardzo natchniony inwencją tłumacza, drugi natomiast stanowił bardzo bezpośredni przekład. Maniera pisania Wattsa ma w sobie coś oschłego, zimnego, klarownego, a jednak podszytego suspensem i czarnym humorem w każdym fragmencie (co genialnie koresponduje z tak opisywanymi sceneriami i postaciami). Polscy tłumacze stają przed niełatwym wyzwaniem przekładu, który zachowuje te proporcje. Dominika Rycerz-Jakubiec tłumaczy raczej bez udziwniania czy podkolorowywania oryginalnego tekstu, ale chyba miejscami to, co u Wattsa po angielsku brzmi po prostu oschle, po polsku okazuje się ZBYT oschłe. Natomiast redakcja tekstu ma się lepiej niż w „Rozgwieździe”, choć wciąż co wrażliwsi na tym punkcie miejscami mogą grymasić. Kończąc temat polskiego wydania, warto wspomnieć o okładce. Należy pochwalić zarówno adekwatną do treści grafikę, jak i otwarte na sugestie wydawnictwo, które dynamicznie odpowiadało na komentarze fanów za pomocą takich mediów jak blogi, fora czy serwisy społecznościowe. Sam dorzuciłem swoje pięć groszy i teraz z satysfakcją patrzę na „Wir” prezentujący się świetnie obok „Rozgwiazdy”.
Zakończenie jest skonstruowane tak, jak w przypadku poprzednika – zamyka pewną przemyślaną całość, a nie stanowi skraj klifu z tabliczką „ciąg dalszy nastąpi”. Ostatnie rozdziały mocno uderzają, nie zawrotną akcją, ale epatowaniem ciężkimi emocjami. Osobiście, znając cały cykl, uważam „Wir” za jego najlepszą sekwencję, kulminację, do której „Rozgwiazda” stanowi piękny autonomiczny wstęp, a βehemoth zamyka po nim wątki (choć akurat w tym przypadku daje o sobie znać zmęczenie materiału, ale to temat na inną recenzję). O ile w przypadku „Rozgwiazdy” można było w sposób uzasadniony twierdzić, że stanowiła w jakiś sposób koncepcyjny szkic do „Ślepowidzenia”, tak „Wir” wydobywa z historii ryfterów zupełnie nowy potencjał. Na początku recenzji pisałem o nieufności do trylogii, cykli, sag i o tym, że tylko mocna rekomendacja może mnie zachęcić do ich spróbowania. No cóż, mam nadzieję, że moje recenzja będzie dla innych nieufnych właśnie takim impulsem. Wir naprawdę urywa głowę.
Autor: Adam Ł Rotter
Dodano: 2011-11-15 03:13:36
Sortuj: od najstarszego | od najnowszego
xaric - 12:41 15-11-2011
Super, nabrałem jeszcze większego smaku
|
|
|
Artykuły
Plaża skamielin
Zimny odczyt
Wywiad z Anthonym Ryanem
Pasje mojej miłości
Ekshumacja aniołka
Recenzje
McDonald, Ian - "Hopelandia"
antologia - "PoznAI przyszłość"
Chambers, Becky - dylogia "Mnich i robot"
Pohl, Frederik - "Gateway. Za błękitnym horyzontem zdarzeń"
Esslemont, Ian Cameron - "Powrót Karmazynowej Gwardii"
Sanderson, Brandon - "Słoneczny mąż"
Swan, Richard - "Sprawiedliwość królów"
Iglesias, Gabino - "Diabeł zabierze was do domu"
Fragmenty
Vaughn, S.K. - "Astronautka"
Howey, Hugh - "Pył"
Simmons, Dan - "Lato nocy"
McCammon, Robert - "Pan Slaughter"
Spinrad, Norman - "Żelazny sen"
Wyndham, John - "Poczwarki"
Holdstock, Robert - "Lavondyss"
Campbell, John W. - "Coś"
|