„Tak jest dobrze” Twardocha to fascynujące — choć nierzadko epatujące brzydotą i ciemnością — arcydzieło. Jest więcej niż dobrze i doprawdy trudno sobie wyobrazić, by mogło być jeszcze lepiej.
Szczepan Twardoch serwuje w zbiorze sześć opowiadań, które – jeśli sięgnąć pamięcią do pierwszych jego utworów – wydają się orbitować wokół znanych już tematów i obsesji. Znów dostajemy obrazki ze Spitzbergenu, znów jest o Wiedniu Habsburgów, śląskiej duszy i narodowych rozterkach, znów pojawia się broń, wojna, śmierć i przebłyski tego, co po niej. A jednocześnie Twardoch z tych opowiadań to już zupełnie inny pisarz, który w pełni panuje nad formą i biegle włada słowem.
Kroczy własną, oryginalną ścieżką, ale trudno nie dostrzec analogii z pisarską ewolucją Jacka Dukaja czy Wita Szostaka. Z autora tworzącego w ramach fantastyki wypływa na wody, na których przyjęta konwencja ma już drugorzędne znaczenie. Liczy się urok stylu, przejmujące historie i kreacje bohaterów, przenikliwość obserwacji świata i ludzi, refleksja nad fundamentalnymi zagadnieniami.
Ona płynie w moich żyłach to jedyne opowiadanie w zbiorze, którego nie zdominowała psychologia bohatera. Opisuje świat, który – wskutek jakiejś epidemii – osunął się w postapokaliptyczny chaos. Obrazy kanibalizmu i oszalałego otoczenia mogłyby robić wrażenie, gdyby nie to, że krótki utwór nie pomieścił ani wiarygodnych sylwetek bohaterów, ani dostatecznie szczegółowej kreacji świata przedstawionego. W efekcie jest to chyba najbledsze opowiadanie zbioru.
Wszystkie pozostałe utwory zogniskowane są na wyrazistych, oryginalnych, przejmujących i bardzo wiarygodnych postaciach. Gerd to stary Ślązak, snajper Wehrmachtu z czasów II wojny światowej, pokaleczony wojną i przesiąknięty czarną nienawiścią, żalem o przegrane życie. Masara to chorobliwie otyła licealistka, opisana bardzo naturalistycznie, postawiona wobec okrucieństwa szkolnych kolegów. Dwie przemiany Wojciecha Kurczyka opowiadają z kolei historię mężczyzny-maminsynka, osieroconego i zagubionego w życiu. Spaczona przez patologiczną relację z matką psychika bohatera, targana obsesjami i oszalała na punkcie higienizmu, ulega pewnego dnia przemianie i wyzwoleniu. Historia pogwałconej i skrzywionej psychiki znajduje się też w Uderz mnie, a Tak jest dobrze opowiada z kolei losy człowieka odbywającego podróż do własnego wnętrza i próbującego się pozbierać po rodzinnej tragedii.
U sporej części tych postaci specyficznemu poluzowaniu ulega związek między duchem i ciałem. Cielesna powłoka jest często dla nich swoistym więzieniem, wehikułem albo miejscem zamieszkiwania więcej niż jednej świadomości. Ciało to w tej prozie ważna zmienna. W nim właśnie kryje się źródło wielu problemów, pokus, zmagań i szaleństwa. Często trwa walka między duchem a materią.
Jednak opisywanie tu psychologicznych detali i uszczegóławianie wzmiankowanych historii całkowicie mija się z celem. Pisarska metoda Twardocha polega bowiem na – niemożliwym do streszczenia – misternym konstruowaniu mozaiki losów bohatera z przejmujących, świetnie napisanych obrazów, o których trudno rzec coś bardziej sensownego niż to, że po prostu trzeba je zobaczyć.
Warto jednak ostrzec, że nie jest to proza łatwa, zarówno w warstwie stylistycznej, jak i w swojej treści. Twardoch pisze bardzo wyraziście i naturalistycznie i o ciele, i o duszy, niezmiennie kreśli pesymistyczną, mroczną wizję człowieka z bagażem wstrętnych, bezlitośnie naświetlonych grzechów i słabości. W jego prozie nie brak wulgarności. Nienawiść, różnorakie patologie, zepsucie, zemsta, a nawet niegroźna z pozoru otyłość osiągają zaś poziom plastyczności, przy którym trudno pozostać nieporuszonym.
Zbiorem „Tak jest dobrze” wydawnictwo Powergraph otwiera serię KontraPunkty. To wartościowa literacko i doskonale wydana pozycja, ale także ciekawy krok wydawnictwa, które coraz śmielej poczyna sobie w fantastycznej niszy. Po solidnym przetasowaniu rynku czasopism polską edycją „Fantasy and Science Fiction” i wydaniu kilku oryginalnych książek, uhonorowanych najwyższymi nagrodami fandomu, przychodzi pora na serię, która literackim kalibrem może nie tylko narobić sporo zamieszania w środowisku, ale i poza nim. Oby tylko warszawskiemu wydawnictwu wystarczyło pisarskiej amunicji.