Ostatnia powieść Twardocha przeszła zupełnie niezauważona. Fandom uznał ją za dzieło gatunkowej zagranicy, a zagranica wolała przemilczeć powieść, która w oczy kole.
W literackim światku normalnego kraju „Przemienienie” powinno odbić się szerokim echem – tym szerszym, że mocna rzecz, jaką jest „Przemienienie”, podana została w sensacyjnej formie o dużej sile rażenia, nie stawiającej czytelnikom żadnych barier, równie dobrze przyswajalnej bez względu na poziom literackiego wyrobienia i zainteresowania historią PRL.
O ile doskonały „Sternberg” Twardocha trudno było docenić bez odwołania do historycznego podtekstu, ideowego i politycznego dylematu, który nadawał mu dramatyzmu, o tyle „Przemienienie” można z równą satysfakcją czytać na różnych poziomach. Dla jednych będzie wciągającym sensacyjnym czytadłem, któremu unikalnego smaku dodają PRL-owskie realia i niebanalna teoria spiskowa, dla innych będzie próbą literackiego zmierzenia się z problematyką, z którą na innych obszarach boje toczą ksiądz Isakowicz-Zaleski czy profesor Zybertowicz.
I to właśnie ta druga płaszczyzna sprawia zapewne, że powieść Twardocha okazała się niewygodna. Pokazała bowiem ten kawałek komunistycznej rzeczywistości, o którym współczesne elity próbują zapomnieć, a ponadto podważyła kilka troskliwie podtrzymywanych antylustracyjnych dogmatów.
Świat komunistycznych służb to świat w krzywym zwierciadle. Jak w soczewce skupia się w nim beznadzieja totalitarnej wizji, która, zburzywszy miniony ład, nie oferuje nic w zamian. Prowincjonalna komórka bezpieki, dobrze oddająca ideowy klimat całego środowiska komunistycznych oligarchów, w hedonistycznych uciechach i radykalnej „ideologii bezideowości” do złudzenia przypomina ostatnie sceny orwellowskiego „Folwarku zwierzęcego”, czyli, jakkolwiek brutalnie by to nie brzmiało, odurzone władzą świnie, które już widzą, że nie udało się i nie ma odwrotu do byłego świata leżącego w gruzach, a jednocześnie nie chcą jeszcze widzieć, że przed nimi i w nich rozciąga się tylko pustka, ślepa uliczka historii.
W postrewolucyjnym świecie pustkę po tradycyjnych wartościach zajmują ich karykatury – lojalność wobec resortu i kolegów kompensuje naderwane więzy rodzinne, patriotyczna służba Polsce ustępuje przed służbą instytucji, a emocjonalne dziury po braku normalnego, sensownego życia, łata się wódką, dziwkami i pieniędzmi, o jakich przeciętny Polak nawet nie marzy. Wyjątkiem zdawać się może Drzewiecki, który roztacza ojcowską opiekę nad swoim resortowym wychowankiem, ale i jego postawa kryje mroczne tajemnice.
„Przemienienie”, mimo przytłaczającego, szarego klimatu epoki i smutnego obrazu ludzi uwikłanych w totalitaryzm, zdaje się jednak nieść pewną dozę optymizmu i wiary w człowieka, który, niezależnie od tego, jak boleśnie upada i błądzi, zawsze ciąży jednak ku prawdzie, dobru i wolności.
Dla poszukiwaczy smaczków, aluzji, intelektualnych gier i historii wplótł autor w fabułę więcej atrakcji – jest i ideologia barona Evoli, i studium psychopatycznej osobowości, i fabularne kuksańce pod adresem artystycznych elit, i nazwiska znane z historii, i niepowtarzalne obrazki – jakże egzotycznej z dzisiejszej perspektywy – PRL. Wszystko to podlane sosem sensacji w niczym nieustępującej najlepszym dziełom Volkoffa.
Szkoda tylko, że ta mocna, odważna i najzwyczajniej wciągająca powieść wpadła między księgarskie półki – i z jednej strony przeszła niezauważona w rodzinnym środowisku literatury fantastycznej, a z drugiej – nadepnęła na odcisk głównonurtowym środowiskom, które wolały odwrócić wzrok i jej istnienie przemilczeć…
Sortuj: od najstarszego | od najnowszego
Ł - 20:54 19-02-2009
Myślę że termin totalitaryzm stosowany wobec PRL trąci nadużyciem. Recenzja ciekawa, w połączeniu z moimi doświadczeniami z Twardochem, zachęca do sięgnięcia po książke.