Lód wypływa na wierzch
I nie inaczej jest z „Lodem”. Na poziomie (wód) polskiej fantastyki powieść ta zdecydowanie wyróżnia się z kilku powodów.
Lód ma uporządkowaną krystaliczną strukturę
Jak przystało na science fiction najwyższej próby, podstawowy pomysł (konflikt logiki klasycznej z logiką wielowartościową) jest przez autora, niczym przez pryzmat, rozszczepiony na różne pola naszej egzystencji – fizykę, psychikę, procesy społeczne i polityczne… Doszukiwanie się niespójności przedstawionego świata jest, zwyczajowo u Dukaja, diablo trudne, tym większa radość dla fanów złożonej literatury. Mnie osobiście udało się chyba na polu… meteorologicznym, ale jestem w tym sądzie ostrożny.
Zaniecham wyliczanki wszystkich konsekwencji upadku pewnego niemeteorytu (o samej architekturze zimnazowej można by długo i z pasją), aby skupić się na najważniejszym – filozofii historii. Sam autor wspomina w wywiadach, że jest to prawdopodobnie pierwsze tego typu dzieło na świecie i rzeczywiście, choć wiele było książek o manipulowaniu czasem i konsekwencjach z tego płynących to koncentrowały się one bardziej na pokazywaniu czy konstruowania praw czasem rządzących ale nie na tej głębszej warstwie pytań o przyczynowość i sens historii. Czytając „Lód” mamy gwarancję, że myśl przewodnia nie wzbudzi w nas uczucia déjà vu.
Język powieści także stanowi przemyślany element struktury „Lodu” – stylizowany na początek wieku, stara pisownia jeszcze sprzed reform gramatyki, dużo rusycyzmów. Często całe zdania padają w obcych językach; taka epoka. Żeby nie rozwodzić się dłużej, powiem tak – mistrzowska klasa, sugestywność wyższego rzędu. Wystarczy przeczytać opis obrzydzenia Gierosławskiego powietrzem kamienicy z pierwszych stron powieści. Dukaj, znany z kreślenia piórem monumentalnych i epickich scen (chociażby „Katedra”, wspaniale przełożona na język animacji przez Tomka Bagińskiego, któremu osobne gratulacje należą się za okładkę „Lodu”), i tym razem nie zawiódł, pozwalając nasycić oczy wyobraźni.
Lód powiększa swoją objętość
Dzieje się tak moim zdaniem z powodu przyjęcia wyłącznej narracji pierwszoplanowej głównego bohatera. Aby pokazać to, co pokazano, Gierosławski musi sam pospacerować i osobiście porozmawiać. Tak powstaje wrażenie że książka jest trochę przegadana/przechodzona. Osobno należy spojrzeć na rozmowy – w „Lodzie” większość tez wykłada nam Dukaj jak Platon – w dialogach. Czasami dialog zamienia się w tyrady, gdzie jedna wypowiedź trwa półtorej strony. Lubię dyskutować i jak żyję nie widziałem jeszcze, żeby ktoś mógł tyle gadać bez jakiegoś wcięcia się, prośby o doprecyzowanie, uwagi z boku i tak dalej i tak dalej… no chyba że mamy do czynienia z wykładem, przemową. I to jest minus dialogów w „Lodzie”, na szczęście rekompensuje go fakt, że same tyrady są często ciekawe. Miejmy jednak baczenie na środowisko, w którym obraca się główny bohater, cóż mają robić politycy i inteligencja, jeśli nie politykować i filozofować? W naturze lód oprócz tego, że zwiększa objętość jednocześnie zmniejsza gęstość – nie inaczej jest w „Lodzie” Dukaja. Szczególnie odczułem to, gdy dotarłem do „postfinałowej” części powieści, nastawiony na potężne zakończenie, domagałem się go wręcz, a zamiast tego znowu dreptanie i rozmowy. Podróże i dialogi, same w sobie ciekawe, poprzez moje nastawienie (wynikające z ogólnej kompozycji) stały się nieco męczące. Można zaryzykować tezę, że „Lód” zyskałby na bardziej zdecydowanych cięciach w tekście.
Lód skrzy się
Od czego się skrzy? Od aluzyj wszelkich, różnych, kwadratowych i podłużnych. Wiele tu odniesień do klasyki literatury polskiej, przykładowo bezpośrednie krótkie sytuacyjne do „Wesela” czy „Ogniem i Mieczem”. Jest też sporo pośrednich, ale oczywistych, choćby scena szewców rozprawiających o rewolucji, czy już naprawdę bardzo subtelne odwołania (np. do ojczyzny – syńczyzny), co do których nigdy nie można być pewnym, czy buduje je czytelnik, czy autor. Dukaj wykazuje się również sporą autoironią – w pewnym dialogu barwną kwestię postaci, porównującą świat do zegara, inna postać kwituje w ten sposób – „pan inżynier oszczędzi nam tych poezyj indjustralnych”, co daje do myślenia tym, którzy widzieli okładkę i opisy w „Perfekcyjnej Niedoskonałości”. Podkreślić należy, że aluzje te nie wytrącają czytelnika z lektury swoją nachalnością.
Wiem już, że po „Lód” sięgnę za jakiś czas, aby zweryfikować część moich tez, trudno bowiem objąć na gorąco recenzją dzieło tak monumentalne. Krótko podsumowując – najlepsza książka roku, zaryzykować można, że jedna z najlepszych w polskiej fantastyce. Jeszcze krócej?
Lód wchodzi jak woda
Zamarzło.
Sortuj: od najstarszego | od najnowszego
romulus - 14:52 12-09-2008
Na rynku fantastycznym nic na razie ciekawego się nie dzieje, zatem zabieram się za LÓD ponownie. Ciekawe, jakie będą wrażenie po lekturze "na spokojnie".
ASX76 - 12:30 12-09-2008
W książce Dukaja (niemal) każda postać to filozof, który ma bardzo dużo do powiedzenia. ;p