Patronat
Spinrad, Norman - "Żelazny sen"
McCammon, Robert - "Pan Slaughter"
Ukazały się
Dębski, Rafał - "Wilkozacy. Krew z krwi" (Drageus)
Jadowska, Aneta - "Dziewczyna z przeklętej wyspy"
Opracowanie zbiorowe - "Star Wars. Chronologia. Od czasów poprzedzających Wielką Republikę po upadek Najwyższego Porządku"
Witwer, Michael & Newman, Kyle & Peterson, Jon - "Dungeons & Dragons. Uczta Bohaterów. Oficjalna książka kucharska"
Żulczyk, Jakub & Rogoża, Piotr - "Arka. Niebo"
Grabiński, Stefan - "Demon ruchu" (Dwie Siostry)
Enríquez, Mariana - "Ktoś chodzi po twoim grobie"
Dukaj, Jacek & Bagiński, Tomasz - "Katedra" (ilustrowana)
Linki
|
|
|
Wydawnictwo: Mag Cykl: Ogień ludzkościTytuł oryginału: Seeds of Earth Tłumaczenie: Agnieszka Hałas Data wydania: Sierpień 2013 Wydanie: I ISBN: 978-83-7480-371-7 Oprawa: miękka Format: 135 x 202 mm Liczba stron: 504 Cena: 39,00 zł Tom cyklu: 1
|
Powieść jest pierwszą odsłoną cyklu „Ogień ludzkości”. Autor napisał na razie trzy, zaś czwarta zapowiadana jest w Anglii na 2014 r. Fabuła rozpoczyna się w trakcie wojny ludzkości z obcą, wrogą rasą. Z Ziemi uciekają trzy statki kolonizacyjne. Każdy w innym kierunku, każdy ma znaleźć przyjazny świat i tam rozpocząć historię ludzkości na nowo. Kilkaset lat później, na jedną z planet, na której osiedli koloniści z jednego ze statków, przybycie zapowiada ambasador Ziemi. Na planecie tej, poza ludźmi, egzystuje także pokojowo nastawiona rasa obcych, po trosze mędrców, po trosze naukowców. Zarówno kolonistów, jak i „tubylców” łączy niechęć do sztucznej inteligencji. Ludzie jej nie lubią, gdyż w trakcie lotu kolonizacyjnego SI zbuntowała się przeciwko swym panom. Obcy nie lubią ich z innych powodów, częściowo ukrytych w zamierzchłej historii galaktyki i samej planety. Tyle, jeśli chodzi o prolog.
Zarówno blurb, jak i prolog powieści, a nawet częściowo jej pierwsze rozdziały, zapowiadały całkiem inną historię od tej, którą finalnie czytelnik pozna w trakcie lektury. Z pewnością piszący te słowa spodziewał się powieści cięższej gatunkowo. Jednak finalny efekt nie rozczarowuje. Michael Cobley zaproponował odprężającą, ale urozmaiconą (szczególnie fabularnie), pełną akcji, przygód i zmieniających się perspektyw rozrywkę. Gdyby szukać jakichkolwiek porównań – przydatnych dla określenia „z czym się to je” – najbliżej autorowi do znanej w Polsce twórczości Petera F. Hamiltona. Unikałbym przy tym stwierdzenia, że powieść ta to space opera. Chyba że użyjemy zwrotu new space opera – za redaktorami dwóch ciekawych antologii opowiadań pod takim samym tytułem: Gardnerem Dozois i Jonathanem Strahanem. Dla mnie new space opera oznacza tak naprawdę (jak przy innych „odnowionych” gatunkach) gatunkowy bigos – wszystkiego pełno i trzeba dobrego kucharza, który ugotuje z tego strawne danie. Jeszcze jest zbyt wcześnie, aby oceniać, czy Michaelowi Cobleyowi się udało.
Z pewnością można już teraz stwierdzić, że autor posiada rzemieślniczą sprawność w opowiadaniu historii. Brakuje mu błyskotliwości, takiej iskry geniuszu, która sprawiłaby, że już przy pierwszym tomie można byłoby wpadać w zachwyt z powodu hitowego objawienia. Może się to jeszcze uda, ponieważ tak szeroko zakrojona, czy rozpisana fabuła posiada duży potencjał wymagający opanowania i sprawności, których popis autor daje już w pierwszej części. Zatem jeśli poziom ten utrzyma, to nawet jeśli nie zostanie geniuszem i twórcą fantastycznych blockbusterów zarabiających worki funtów, to i tak nie sposób będzie go pominąć.
Zastrzeżenia i ostrożność biorą się z podstawowego zarzutu, który zarzutem być tak naprawdę nie musi. Autor stworzył bogaty, różnorodny kosmos. W nim ludzkość jest tylko jednym z pionków na szachownicy, na której grę prowadzą znacznie potężniejsi gracze. Ludzkość zatem, obiektywnie rzecz ujmując, nie jest w centrum fabuły, ale to od jej przedstawicieli zależeć będzie najwięcej. Okazuje się przecież, że ludzie wygrali wojnę, o której mowa w prologu, ale tylko dzięki przymierzu z inną potężną siłą we wszechświecie, która wcale nie musi mieć czystych intencji i sojuszników traktuje instrumentalnie. Pewne odkrycie na skolonizowanej planecie czyni ludzki gatunek (i to tylko jego część, która planetę skolonizowała) podmiotowym graczem.
I wszystko być może byłoby w porządku, gdyby autor się trochę (delikatnie pisząc) nie rozszalał. Ta różnorodność rasowa, polityczna, prowadzi do wielu konfliktów, rodzi wiele zależności i komplikacji w fabule. Poza tym nie ma jednego głównego bohatera, tylko jest ich kilku o – na razie – podobnym poziomie „ważności”. Do tego autor miesza to wszystko z dużą ilością pomysłów, których nagromadzenie w tej powieści kilka razy prowadziło mnie do niemiłego uczucia przesytu i pytania, czy to wszystko ma sens i nie jest uciekaniem do przodu poprzez rzucanie kolejnego pomysłu, rozwiązania, jeszcze bardziej szalonego od poprzedniego. A tym samym, czy nie ma to na celu ukrycia sztampowości i braku sensu (to się jednak okaże w drugim lub trzecim tomie). Oraz czy autor to ogarnie na tyle, aby cykl nie stał się jakąś niezamierzoną parodią gatunku. Napisać należy jeszcze, że jak na science fiction to science jest tu tak ubogie, że nawet niezbyt lotny w temacie fizyki teoretycznej piszący te słowa humanista jest w stanie to zauważyć. Ale to akurat wadą nie jest, bo autor nie bawi się przecież w naukowe spekulacje. Fizyka teoretyczna, kwantowa, hiperprzestrzeń, wielowymiarowość itp. – to tylko użyteczne definicje, które fabularnie są rozwijane ku uciesze czytelnika, a nie ku umartwieniu jego intelektu dylematami mącącymi przyjemność płynącą z rozrywki. W tym sensie „Ziarnom Ziemi” bliżej do „Gwiezdnych Wojen” czy „Battlestar Galactica” (tylko do której wersji...?) niż do „rasowej” science fiction.
Autor bez wątpienia jest odważny. Przecież często można spotkać pierwsze części jakiegoś planowanego cyklu, które tworzą na tyle zamkniętą całość, że po zakończeniu lektury jest w stanie roztropnie zdecydować o zaniechaniu czytania kolejnych części. „Ziarna Ziemi” bez wątpienia tego typu pierwszą częścią nie są. Czekają nas zatem jeszcze przynajmniej trzy części i jeśli można o czymś wyrokować po części pierwszej, to z pewnością o tym, że mimo nagromadzenia głównych bohaterów, wątków i pomysłów – wszystko zachowuje spójność, która dobrze wróży na przyszłość. Ale równie dobrze może się okazać, że kolejne tomy będą „tylko” kontynuacją pomysłów, którymi autor zarzucił czytelników w części pierwszej. Zwłaszcza że już po pierwszej części „grozi” czytelnikom pewna przewidywalność (uwaga – za nawiasem znajduje się niegroźny spoiler). Skoro bowiem okazało się, że ocalał także drugi statek, to również na pewno zostaną przedstawione losy bohaterów trzeciego statku kolonizacyjnego. Ale na razie idzie jesień, ciemna, mokra i nieprzyjemna. „Ziarna Ziemi” mają szansę ją przyjemnie ocieplić.
Autor: Roman Ochocki
Dodano: 2013-09-19 21:45:00
Sortuj: od najstarszego | od najnowszego
Yans - 17:04 24-02-2014
Jak dla mnie bardzo pozytywne zaskoczenie i nie przesadzałbym, że autor się rozszalał czy nadmienierni skomplikował fabułę ;) Jak dla mnie ma po prostu mnóstwo pomysłów i całkiem dobrze je wszystkie miksuje. Dobrze, że właśnie wychodzi u nas drugi tom, bo już jestem ciekaw, co będzie dalej. POLECAM !
|
|
|
Artykuły
Wywiad z Nealem Shustermanem
Plaża skamielin
Zimny odczyt
Wywiad z Anthonym Ryanem
Pasje mojej miłości
Recenzje
Sullivan, Michael J. - "Epoka wojny"
Clarke, Susanna - "Jonathan Strange i Pan Norrell"
Holdstock, Robert - "Lavondyss"
McDonald, Ian - "Hopelandia"
antologia - "PoznAI przyszłość"
Chambers, Becky - dylogia "Mnich i robot"
Pohl, Frederik - "Gateway. Za błękitnym horyzontem zdarzeń"
Esslemont, Ian Cameron - "Powrót Karmazynowej Gwardii"
Fragmenty
Scalzi, John - "Towarzystwo Ochrony Kaiju" #2
Golden, Christopher - "Obcy. Rzeka cierpień" #1
Vance, Jack - "Kroniki Umierającej Ziemi"
White, Alex - "Obcy. Zimna kuźnia"
Silverberg, Robert - "Człowiek w labiryncie"
Golden, Christopher - "Obcy. Rzeka cierpień" #2
Scalzi, John - "Towarzystwo Ochrony Kaiju" #1
Bielawski, Jakub - "Tam, gdzie najlepiej się umiera"
|