Najlepsze powieści dla młodego czytelnika mają to do siebie, że niosą autentyczne emocje, przygodę i tajemnicę, a wspomnienia z lektury smakują trochę jak wspomnienia naszych własnych młodzieńczych szaleństw. Zaglądając za okładkę drugiego tomu
„Baśnioboru”, poczułem się właśnie tak – jakbym wracał do krainy dzieciństwa, odwiedzonej przed laty i tętniącej od wspomnień i emocji.
„Baśniobór. Gwiazda Wieczorna wschodzi” to nieczęsty okaz literackiego sequelu, który dotrzymuje kroku
pierwszemu tomowi. Trudno jednoznacznie stwierdzić, czy to efekt jakiejś przyspieszonej ewolucji pisarskiej Brandona Mulla, czy może niewłaściwej oceny pierwszej części pięcioksięgu, ale „Gwiazda...” to lektura niezmiernie wciągająca i satysfakcjonująca; pod wieloma względami – zwyczajnie lepsza.
W dalszym ciągu większa część akcji rozgrywa się w Baśnioborze – magicznym rezerwacie, którym opiekują się dziadkowie Kendry i Setha – dwójki rodzeństwa i zarazem głównych bohaterów cyklu. Tym razem jednak zasięg intrygi dalece wykracza poza granice samego rezerwatu, a Baśniobór okazuje się tylko jednym z punktów na mapie większej rozgrywki o losy całego świata.
Jednym z zarzutów, który pojawiał się po lekturze pierwszego tomu, był brak oryginalnego i spójnego świata. Uniwersum wykreowane przez Mulla miesza bowiem różnorakie motywy i postaci, czerpiąc z wielu źródeł, ale nie tworząc jednocześnie czegoś na kształt uporządkowanego tolkienowskiego Śródziemia czy lewisowskiej Narni. Po głębszym namyśle można jednak dojść do wniosku, że ferowanie podobnymi zarzutami po pierwszym tomie było nieco przedwczesne. Wszak i Tolkien, i Lewis również mieszali inspiracje, a wewnętrzny ład ich wizji staje się oczywisty dopiero po przeczytaniu całości.
W drugim tomie cyklu Mulla zza opowieści wyłania się już jakaś struktura. I choć ciągle nie jest to świat, który by zaskakiwał i imponował oryginalnością, to jednak nabiera on już pewnej integralności i własnego klimatu. Można oczekiwać, że z każdym tomem wątki będą splatane gęściej, tworząc wyrazisty, główny wzór fabularny, a uniwersum Mulla zyska na szczegółowości i wyda się jeszcze bardziej uporządkowane. Taki właśnie kierunek zdaje się wskazywać „Gwiazda...”.
Kolejna przewaga drugiego tomu rysuje się w galerii postaci. Tom pierwszy przemknął się po kreacji bohaterów i jedynie pierwszoplanowe rodzeństwo zyskało w miarę realistyczne, szczegółowe rysy. W tomie drugim znane już osoby i istoty wzbogacane są o kolejne detale, przechodzą głębokie przemiany, a i pojawia się kilka nowych, barwnych postaci, obok których nie sposób przejść obojętnie. „Gwiazda...” rozegrana jest już dużo silniejszą talią postaci, a ich cechy, umiejętności i słabości zyskują kluczowe znaczenie dla rozwoju fabuły.
Warto przy tym mieć świadomość, że „Baśniobór” to cykl adresowany do młodego czytelnika i zarówno meandry fabuły, jak i złożoność postaci powinno się rozpatrywać we właściwej perspektywie. Ktoś, kto – posługując się klasyfikacją dzieci – „umie się bawić”, z całą pewnością może czerpać przyjemność z lektury bez względu na datę w dowodzie (niżej podpisany stanowi najlepszy na to dowód), ale warto podkreślić, że nie przypadkiem wydawca oznaczył książkę jako „9+”.
„Gwiazda...” napisana jest prostym językiem, który wraz z klarowną narracją w zasadzie znosi ograniczenia wiekowe dla czytelników. Nie jest to książka, na której ktokolwiek może sobie połamać zęby (nawet, jeśli ma tylko mleczaki). Brandon Mull umiejętnie prowadzi akcję, niewiele pozostawia domysłom, przejrzyście przedstawia motywy i działania bohaterów. Ma się wrażenie, że ktoś, kto potrafi poskładać litery w słowa, nie powinien mieć problemów z percepcją tej prozy. Nawet humor adresowany jest ewidentnie do bardzo młodego czytelnika, choć nie jest zarazem pozbawiony uroku, a nawet pewnej dozy błyskotliwości.
Na szczęście autor porzucił deklarowane w pierwszym tomie plany ucieczki od kategorii dobra i zła. Fabuła drugiego tomu bardzo jasno wpisuje się już w schemat walki między ciemną i jasną stroną świata. Nawet bohaterowie, którzy zaskakują, kryją tajemnice i zmieniają front, w ostatecznym rozrachunku muszą jednak dokonać wyboru między czarnym a białym i tym samym podlegają jednoznacznej moralnej ocenie. To budujące, bo dobra historia dla młodego czytelnika potrzebuje takiego porządku, a Mull wprowadza go w sposób mistrzowski – nie szczędząc zaskoczeń i nie dzieląc z góry bohaterów na tych czarnych i złych.
Do listy atutów „Gwiazdy...” należałoby dopisać również niezwykłą gęstość tej prozy – akcja przyspiesza przez całą powieść i na finiszu osiąga zawrotną wręcz prędkość. Mull nie pozwala czytelnikowi na chwilę znużenia, a niezliczone pomysły, miejsca, stworzenia, magiczne przedmioty i fabularne wolty dostarczają niemałych emocji. Jedynego zgrzytu upatrywać można w zakończeniu, które wydaje się napisane w pośpiechu, a finałowe wyzwanie – które winno reprezentować odpowiedni ciężar, złożoność i poziom trudności – rozczarowuje.
W kontekście drugiego tomu fenomen popularności „Baśnioboru” staje się bardziej zrozumiały. To, co czytelnik znalazł za zieloną okładką pierwszego tomu, okazało się zaledwie zaproszeniem do magicznej krainy i niezwykłej przygody. Już jest ciekawie, a prawdziwa rozgrywka o losy świata nawet się jeszcze na dobre nie zaczęła. „Gwiazda Wieczorna wschodzi”!