69.
Alica przespała noc przykryta cienkim pledem. Długo nie mogła usnąć. W mroku snuły się szare postaci. Wyszły jednak z półsnu, nie z urojeń. Potem znikły. Zmarzła nad ranem, nie mogła dospać poranka. Ajfrid długo rozmyślał, niepokój nie pozwalał zasnąć. Mieli przekroczyć próg bez powrotu. Alica zmieni się w inną istotę.
— Kiedy zaczniemy? — spytała.
— Po jedzeniu. A teraz pochodź sobie na golasa. Przyzwyczaj się, że od dzisiaj już tylko tak będziesz chodzić.
— Przyzwyczaiłam się już wcześniej. Zresztą ty wyglądasz na grubo odzianego. Mojej nagości też nikt nie zauważy.
— To odczucie jakby futra, nie odzieży. Trzeba garścią podnosić pióra do góry.
— Przyjemne odczucie?
— Z początku to morderczy ból, swędzenie nie do zniesienia, wysoka gorączka. Podobno może zabić. Potem boli mniej, a jak pióra wyrosną, to przyjemne uczucie. Kiedy zaś pióra cię karmią, to już reakcja skóry zadziwia. Nie wszyscy to lubią.
— A ty?
— Ja polubiłem. Jakby skóra rozgrzewała się miejscami, potem stygła i znowu rozgrzewała się, a pod skórą przepływał prąd, niby nurt Stryrmana.
— Taki zimny?
— Właśnie. No, bierzmy się do roboty.
Alica spojrzała z obawą.
— Właśnie tym przyrządem?
— Znalazłaś go przecież.
— To może zrobić dziury głębokie na paznokieć.
Pokręcił głową.
— Na dwa, najwyżej na trzy milimetry.
— Ale ranę można okropnie rozerwać.
— O, tym się ustawia ostrza na średnicę pióra, a one
mają po trzy, najwyżej cztery milimetry średnicy. To nie
są duże rany, ale i tak bolą nieznośnie. Raczej pieką, niż
bolą.
— To ty go czyściłeś z rdzy, nie Braborka?
— Tak.
Patrzyła w milczeniu. Jednak jej wzrok pozostał badawczy, przenikliwy, nie uciekał w głąb myśli, w chorobę.
— Dalej się mnie boisz?
— Z początku bałam się ciebie. Teraz już nie. No, może trochę. Jesteś stary, wiesz wszystko.
— Różni nas tylko jeden nocelj. Poza mną ty tutaj jesteś najstarsza.
— Ale to nie to samo.
— Ciebie pewnie też się już boją.
— Nie muszą.
— Mnie też nie.
— Ale ty jesteś vatran auraio.
— Bierzmy się do roboty. Od jutra ty będziesz vatran auraica i na pewno ciebie też wszyscy będą się bali.
— To chyba nigdy nie będzie to samo. Pamiętam przecież, jak byłeś vyletnikam i chodziłeś z Gatą, a ja byłam ledwie patnocljnicu, na którą nawet nie spojrzałeś.
— Już mi kiedyś to mówiłaś. Po prostu przyzwyczaj się, że jest już inaczej.
Dodano: 2011-01-02 12:58:15