„Z powodu picia podłego piwa” Eugeniusza Dębskiego, to drugi zbiór opowiadań (po niezłej „Królewskiej roszadzie”, a przed kiepskim „Tropem Xameleona”) z cyklu o dwóch nierozłącznych przyjaciołach, poszukiwaczach przygód – Hondelyku i jego słudze Cadronie. Jeśli chodzi o klasyfikację gatunkową – zaszufladkować wypadnie to jako fantasy, aczkolwiek niewielka domieszka science fiction jest tu również zauważalna. Książka składa się z mikropowieści „O włos od serca” oraz dwóch opowiadań: „Niepotrzebnej twierdzy” i tytułowego „Z powodu picia podłego piwa”.
Hondelyk, bohater, którego paranormal activities pełnią kluczową rolę w fabule kolejnych utworów, posiada zdolność mimikry, jest Xameleonem, co oznacza ni mniej ni więcej, że potrafi w krótkim czasie przemienić swą postać, kształt, stając się na pozór kimś zupełnie innym. Ów fakt sprawia, że o głównych bohaterach w żadnej mierze nie da się powiedzieć, że mają nudne życie. Inna sprawa, jak nam, czytelnikom, autor owe, wymyślone życie „sprzedaje”...
„O włos od serca” stanowi niemal 3/4 całej 200-stronicowej książki. Największym - i bardzo wymownym - atutem tego tekstu jest możliwość poznania przeszłości głównych bohaterów (w szczególności jednego z nich), która w „Królewskiej roszadzie” pozostawała okryta tajemnicą (albo też autor nie miał jeszcze w tej sprawie ostatecznie wykrystalizowanej koncepcji). A przeszłość okazuje się, jeśli spojrzeć kompleksowo, dość sztampowa; choć jednocześnie przyznać trzeba, że ma swój urok. To jednak cokolwiek niewiele jeśli wziąć pod uwagę fakt, że tekst jest niedopracowany i niespójny. W niektórych miejscach aż prosi się by coś wytłumaczyć, przedstawić jaśniej, gdzie indziej natomiast mamy do czynienia z bezsensownym, zupełnie zbędnym nadymaniem niewielkiego literacko balonika. Autor osobliwie ma problemy z odpowiednim przekazem własnych wizji, zdarzają się niejasne, mało plastyczne opisy, po których czytelnik nie jest w stanie powiedzieć: CO, a przede wszystkim JAK się stało. To skutecznie psuje odgórnie zakładaną przy tego typu literaturze, przyjemność wypływającą z lektury; dlatego, mimo że niektóre wątki poprowadzono całkiem zręcznie oraz zawarto w nich kilka ciekawych, wartych uwagi pomysłów, to tekst pozostaje nieudany.
Opowiadanie „Niepotrzebna twierdza” - tytuł, jeśliby zamienić „twierdza” na „historia”, byłby dla czytelnika świetną wskazówką - jest już niestety porażką autora na całej linii. Bo co z tego, że pomysł niezły, kiedy realizacja fatalna. Eugeniusz Dębski miał, jak się zdaje, koncept na początek i zakończenie tekstu, lecz całkowicie nie wiedział, jak do tego miejsca sensownie, zajmująco dotrzeć. Efekt: od „Niepotrzebnej twierdzy” prozaicznie wieje nudą, a kolejne sceny rażą przede wszystkim nienaturalnością.
Ostatnie, tytułowe opowiadanie, jest najlepsze – proste, bezpretensjonalne, stosunkowo treściwe, z dobrymi dialogami. Szkopuł w tym, że tekst objętościowo stanowi zaledwie 1/10 książki... Zatem nijak nie jest w stanie zatrzeć negatywnego wrażenia, powstałego po tym, co już szczęśliwie udało się przeczytać i - niemal - zapomnieć.
Reasumując: druga książka o Hondelyku i Cadronie jest w porównaniu z wcześniejszą, też nierewelacyjną, wyraźnie słabsza. Dlatego chętnym do zapoznania się z twórczością Eugeniusza Dębskiego radzę zacząć od „Królewskiej roszady”. Jeśli się spodoba, wówczas można spróbować coś jeszcze, np. cykl o Owenie Yeatesie lub polecaną przez samego autora – jako jego najlepszą – powieść „Aksamitny Anschluss”. Ale lekturę tegoż tomiku odradzam zdecydowanie. Prócz może tych spośród Was, którzy czują się fanami przygód Hondelyka i Cadrona, i chcieliby, nie zważając na jakość prozy, dowiedzieć się czegoś więcej o swych ulubionych bohaterach. W innym przypadku: „nie” – nie ma powodu pić podłego piwa.
Ocena: 3/10
Autor:
Mateusz Wodyk
Dodano: 2006-01-27 14:44:05