Jeśli usuniesz tych, którzy dokładnie donoszą o tym, co się mówi,
zostaniesz tylko z tymi, którzy mówią to, co chcesz usłyszeć
„Dzieci Diuny” otrzymały w spadku fascynujący świat pustynnej Arrakis i ogromne oczekiwania rozbudzone bestsellerowymi poprzednimi tomami.
Frank Herbert z ogromną zręcznością podejmuje wątki rozpoczęte w poprzednich częściach. Myliłby się ten, kto podejrzewałby trzeci tom kronik Diuny o ekshumację pogrzebanych bohaterów i niezdarne supłanie fabularnych nici. Choć wydarzenia dzieją się pokolenie po opisanych w „Diunie”, Arrakis zmienia się nie do poznania, a losy Imperium toczą się w zaskakującym kierunku, Kroniki Diuny pozostają zwartą opowieścią, płynną kontynuacją dobrze znanej historii.
Gdyby spojrzeć na listę postaci, zdawać się może, że Herbert nie trudził się nad jej rozbudową, natomiast poddał sylwetki bohaterów głębokiej przebudowie. Żadna z postaci, które autor przedstawił w poprzednich tomach, nie jest tą osobą, którą poznawaliśmy. Niektórzy z bohaterów wracają odmienieni i skruszeni, inni – jako tożsamości ulepione z pamięci potomków. Wszyscy zmieniają się, wszystkimi targają wątpliwości, wszyscy zmuszeni są stawiać czoła zmieniającemu się światu i na nowo odnajdować swoje w nim miejsce.
Psychologiczna głębia, jeden z największych atutów prozy Herberta, z każdym tomem zyskuje na znaczeniu. Gros fabuły zamknięty jest w tętniących planami, intrygami i uczuciami umysłach bohaterów, w ich wypełnionych przodkami jaźniach. Ta dysproporcja między pełną życia i barw fabułą, a leniwą, czasem na całe rozdziały zamrożoną akcją, była istotną cechą „Mesjasza Diuny”, a w „Dzieciach Diuny” zdaje się być jeszcze wyraźniejsza. Bohaterowie udają się na całe długie podróże i toczą wewnętrzne walki – Alia, wśród gwaru, zmaga się z opętaniem, a Leto i Ganima, dzieci Muad’Diba, szukają wskazówek w genetycznie pamiętanej przeszłości i radach antenatów. I choć brzmieć to może jak budząca sceptycyzm zapowiedź formalnych eksperymentów, jest to ciągle proza Franka Herberta, fenomenalnie budująca napięcie i tak daleka od literackiej nudy, jak to tylko możliwe.
Akcja jest w „Dzieciach Diuny” zaledwie wierzchołkiem góry lodowej, która pod powierzchnią kryje potężne zasoby skrywanych motywów, misternie utkanych intryg i dalekosiężnych planów, ulotnych myśli i przeczuć tudzież dworskich niuansów i pozornie nieistotnych gestów. Gdyby tę powieść zekranizować, widzowie, ani chybi, posnęliby z nudów. Lecz tam, gdzie z pozoru nic się nie dzieje, za mylącą powierzchownością i kamiennymi twarzami, przetaczają się prawdziwe burze.
„Dzieci Diuny” są kolejnym rozdziałem fascynującej historii Arrakis. Od wydarzeń poprzednich tomów minęły już dekady i diametralnie zmieniła się również melodia tej opowieści. Trzeci tom Kronik jest jeszcze bardziej refleksyjny, nasycony aforyzmem i niejednoznacznością. Trudno powiedzieć, czy w równej mierze przypadnie do gustu wszystkim, którzy byli zachwyceni „Diuną”. Probierzem w tej kwestii będą z pewnością uczucia, jakie zostawił „Mesjasz Diuny”. Jeśli wydał się Wam nudny – winniście już kończyć swoją wizytę na Arrakis. Jeśli zaś krok w głąb sprawił, że okryliście nowe znaczenia i nowe horyzonty literackich wrażeń – cóż, pora na spotkanie z „Dziećmi Diuny”.