NAST.pl
 
Komiks
  Facebook
Facebook
 
Forum

  RSS RSS

 Strona główna     Zapowiedzi     Recenzje     Imprezy     Konkursy     Wywiady     Patronaty     Archiwum newsów     Artykuły i relacje     Biblioteka     Fragmenty     Galerie     Opowiadania     Redakcja     Zaprzyjaźnione strony   

Zaloguj się tutaj! | Rejestruj

Patronat

Bordage, Pierre - "Paryż. Lewy brzeg"

Weeks, Brent - "Nocny anioł. Nemezis"

Ukazały się

Iglesias, Gabino - "Diabeł zabierze was do domu"


 Richau, Amy & Crouse, Megan - "Star Wars. Wielka Republika. Encyklopedia postaci"

 King, Stephen - "Billy Summers"

 Larson, B.V. - "Świat Lodu"

 Brown, Pierce - "Czerwony świt" (wyd. 2024)

 Kade, Kel - "Los pokonanych"

 Scott, Cavan - "Wielka Republika. Nawałnica"

 Masterton, Graham - "Drapieżcy" (2024)

Linki

Lovecraft, Howard Philips - "Zgroza w Dunwich i inne przerażające opowieści"
Wydawnictwo: Vesper
Tłumaczenie: Maciej Płaza
Data wydania: Październik 2012
ISBN: 978-83-7731-098-4
Oprawa: miękka
Format: 140 × 205 mm
Liczba stron: 792
Cena: 59,90 zł
Ilustracje: John Coulthart



Lovecraft, Howard Philips - "Zgroza w Dunwich i inne przerażające opowieści"

W mackach stereotypów


Istnieją twórcy, którzy rozpuszczają się w kulturze niczym kostki cukru wrzucone do herbaty – choć mają na nią znaczący wpływ, to jednak sami odchodzą w cień i rzadko stają się samoistnym obiektem zainteresowania, analizy i interpretacji.

Takim twórcą był, jak mi się wydaje, Howard Phillips Lovecraft – źródło inspiracji, zapomniany twórca pewnego stylu i charakterystycznych motywów, które kultura zaabsorbowała i przetwarza po dziś dzień w tysiącach wariantów.

Lovecraftowskie rozwiązania fabularne, charakterystyczna stylistyka i klimat, a czasem bezpośrednio zaczerpnięte elementy tzw. „mitologii Cthulhu” pojawiają się w niezliczonych filmach, grach komputerowych, muzyce; stanowią podstawę dla systemów RPG, inspirację dla żartów, grafik i gadżetów. Często funkcjonują w formie rozpoznawalnych haseł – miasteczko Arkham, Uniwersytet Miskatonic, tajemniczy Necronomicon autorstwa Abdula al Hazreda, Wielcy Przedwieczni, R’lyeh. Ta powszechność odwołań sprawia, że konsumenci dóbr kultury dość dobrze kojarzą lovercraftowskie uniwersum i jego klimat, ale zarazem względnie rzadko sięgają po twórczość samego Lovecrafta, zadowalając się odsłuchiwaniem jej kulturowego echa.

Po części wynika to pewnie z faktu, że Lovecraft uchodzi za twórcę, który się zestarzał. I nie chodzi tu o samego autora, rzecz jasna (jemu akurat nie dane było się zestarzeć, bo zmarł jeszcze przed wojną, mając ledwie 47 lat), ale o jego specyficzny styl i wyobraźnię. Egzaltowane frazy i macki Cthulhu, zamiast grozy, budzą dziś raczej uśmiech politowania (bezmiar zgróz, kosmiczne wszeteczeństwo, otchłań prawiecznego bluźnierstwa).

Nie byłoby chyba przesadą stwierdzenie, że twórczość Lovecrafta, nieszczególnie doceniana za jego życia, również dziś nie cieszy się szczególną estymą. W powszechnej wyobraźni Samotnik z Providence kojarzy się z prozą archaiczną, kompletnie niedzisiejszą, pisaną nieznośnie patetycznym stylem i próbującą straszyć metodami, które u współczesnych odbiorców wywołują w najlepszym razie kpiący grymas.

I – faktycznie – warstwa literackiej patyny jest w tych utworach doskonale widoczna. Od międzywojnia literatura grozy, jak i zresztą literatura jako taka, przeszła daleką drogę. Błędem byłoby oczekiwanie, że w nowym przekładzie Lovecraft stanie się innym pisarzem (a nowe tłumaczenie jest jednym z głównych argumentów marketingowych wydawcy „Zgrozy...”). W dalszym ciągu jest to proza zbudowana według staroświeckich metod literackich – pełna długich, wylewnych opisów, pozbawiona dialogów, mocno nasycona archaizmami, pisana bogatym słownictwem, nie idąca na fabularne i stylistyczne skróty, skoncentrowana na budowaniu atmosfery kosztem dynamiki akcji i – last but not least – aż ciężka od charakterystycznych, mocnych przymiotników, stanowiących dziś jeden ze znaków rozpoznawczych pióra Lovecrafta. To właśnie nadmiar silnych epitetów (nie tylko monstra, ale i niepozorne zjawiska i przedmioty bywają w lovecraftowskich opisach obrzydliwe, bluźniercze i ohydne) dają niejednokrotnie efekt odwrotny od zamierzonego, w swej egzaltacji i patosie prowadząc do niezamierzonej śmieszności.

Jednak lektura „Zgrozy...” dowodzi też jednoznacznie, jak bardzo krzywdzący jest ów pobłażliwy dystans do twórczości amerykańskiego pisarza. Trudno jednoznacznie ocenić, czy to fanaberia niżej podpisanego i subiektywne li tylko odczucia, czy też obiektywny fakt, ale język tej książki wydaje się po prostu piękny. Pomijając nieliczne fragmenty wspomnianej egzaltacji, są to opowieści spisane bogatym i złożonym językiem, który jednocześnie pozostaje doskonale klarowny. Rozbudowane opisy nie męczą, a służą budowaniu niezwykle plastycznych wizji i psychologicznej głębi postaci.

Niewątpliwą zasługą tłumacza jest fakt, że wielokrotnie złożone zdania nie gmatwają się, ale zachowują przejrzystość i rytm; tę trudną skądinąd prozę czyta się zaskakująco lekko. Brak mi kompetencji, żeby oceniać poprawność i wierność przekładu Macieja Płazy, ale z całą pewnością – pomimo archaicznej stylizacji – przełożył Lovecrafta na język, który swobodnie przyswaja współczesny odbiorca. Jedynym mankamentem mogą być osobliwe sformułowania i zwroty (jak nadużywane w pewnym momencie grążyć i pustać czy komicznie brzmiący pokuśny), które pobrzmiewają czasem dysonansem i niepotrzebnie odwracają uwagę od samej fabuły.

W utworach zebranych w „Zgrozie...” Lovecraft prezentuje się jednak jako pisarz nietuzinkowy i utalentowany. W długich opisach z malarskim kunsztem kreuje zapadające w pamięć, niepokojące sceny i krajobrazy (bezludne lasy Vermont w „Szepczącym w ciemności” czy lodowe pustkowia „W górach szaleństwa” robią wręcz piorunujące wrażenie). W leniwie, jak na dzisiejsze standardy, prowadzonej narracji umiejętnie buduje atmosferę narastającego lęku i zagrożenia. Używając pierwszoosobowej narracji, pozwala lepiej zagłębić się w opowieść, wzmacnia emocjonalny przekaz, pozwala na wiwisekcję oszalałego umysłu, a czasem wręcz wgląd we wnętrze potwora. Autor nie waha się przed żadnym pisarskim wyzwaniem – w kilku miejscach dokonuje niełatwej sztuki opisania czegoś, co opisane być nie może, bo zwyczajnie nie mieści się w ludzkiej wyobraźni (spektakularnym, choć niekoniecznie reprezentacyjnym przykładem będzie tu „Kolor z innego wszechświata”).

Autor świetnie rozgrywa tajemnicę jako źródło grozy i sprawnie zarządza niewiedzą zarówno bohaterów, jak i czytelnika. Zdumiewająco rzadko mamy tu do czynienia ze stereotypowym „straszeniem mackami”. Zamiast tego Lovecraft pisze przede wszystkim wysmakowaną literaturę grozy w najlepszym stylu i osiąga mistrzostwo w niejednoznaczności i niedopowiedzeniach. Element grozy często pojawia się niebezpośrednio – dostrzegany przypadkiem, badany po latach na podstawie śladów, obecny za ścianą lub na sąsiedniej posesji, ukradkowo podglądany lub podsłuchiwany, wyczuwany lub posłyszany, rzadko widziany bezpośrednio. Ten styl dominuje szczególnie w pierwszej części zbioru.

W drugiej tajemnica bywa już odkrywana i otwarcie opisywana, a bohater i czytelnik stawiany jest w obliczu istot, których istnienie wcześniej mógł zaledwie podejrzewać. Gatunkowo proza dryfuje z klasycznych obszarów grozy ku czemuś bliższemu science fiction. Niestety, gdy tylko niedomówienia zastępowane są dosłownością, utwory wytracają część dramaturgii i klimatu. O ile atmosfera w opowiadaniach grozy zachowała swoją aktualność, o tyle wizje obcych istot i cywilizacji z innych utworów poddały się presji czasu i czyta się je raczej jako ciekawostkę z fantastycznego lamusa. Cóż, mackowate potwory albo monstra przemierzające międzygwiezdny eter na błoniastych skrzydłach nie mają prawa budzić dziś grozy. Podobnie niedzisiejszy jest zabobonny lęk przed kosmosem i obcymi cywilizacjami – powszechna wiedza o wszechświecie całkowicie odczarowała międzygwiezdne przestrzenie, budzące dziś nie obawy, a raczej fascynację i zaciekawienie.

Garść charakterystycznych motywów powraca w wielu utworach – quasinaukowe śledztwo w sprawie nieodgadnionych wydarzeń z przeszłości, odsiewanie ziarna prawdy z zapisków lub lokalnych legend i podań, ruiny i przedmioty będące pozostałością tajemniczych kultur i cywilizacji, bluźniercze obrzędy i kulty, skrzętnie ukryta prawda o pochodzeniu protagonisty i jego rodu, źródła grozy umiejscowione w kosmosie lub w oceanicznych głębinach.

Również bohater odrysowany jest zwykle od tego samego szablonu – w kolejnych utworach zmieniają się personalia, ale pozostaje ta sama osobowość, pozbawiona szczególnych właściwości, targana tymi samymi wątpliwościami i obawami, wykazująca naukową ciekawość, zawsze sceptyczna i z wolna przekonująca się o niesłuszności swoich poglądów, przekraczająca granice szaleństwa, rozsądku i ludzkiej wyobraźni. Choć zbiór jest dość obszerny, te powtórzenia nie wydają się męczące; odbiera się je raczej jako studium charakterystycznego stylu i pisarskich obsesji Lovecrafta.

Tyle o samej prozie. „Zgrozę...” można bowiem oceniać osobno w dwóch aspektach – oprócz czysto literackiego, ważny jest również aspekt wydawniczy. W tym drugim kontekście zbiór stanowi chyba jedną z najmilszych czytelniczych niespodzianek mijającego roku. Książka, wydana nakładem mało znanej w środowisku oficyny, pojawiła się trochę znikąd (trochę, bo byli przecież Poe i Stoker) i przeszłaby pewnie bez większego echa, gdyby nie to, że Wydawnictwo Vesper zaserwowało czytelnikom prawdziwą literacką ucztę, nieodmiennie docenianą i wychwalaną w kolejnych recenzjach.

Publikacja liczy sobie nieomal 800 stron i stanowi bardzo kompleksowe zestawienie najważniejszych utworów H.P. Lovecrafta, wybranych podług sensownego klucza, ułożonych w porządku chronologicznym, ukazujących ewolucję i bogactwo wyobraźni autora. Zbiór zawiera wszystkie najgłośniejsze dzieła1) i jest na tyle obszerny, że dla osób chcących zwyczajnie zaznajomić się z twórczością Lovecrafta, a nie mających ambicji studiowania jego prozy, okaże się najpewniej wyczerpujący.

Cena – 59,90zł – może wydać się nie mniej przerażająca niż niektóre istoty wykreowane na kartach tej książki, ale to nieco złudne wrażenie, gdyż „Zgroza...” jest zbiorem przygotowanym z dużą dozą wydawniczej hojności. Dostajemy w niej bowiem 15 tekstów, z czego duża część to obszerne utwory sprzedawane nierzadko jako osobne pozycje; niejednego wydawcę takie bogactwo materiału skłoniłby do rozbijania publikacji na wiele tomów. Maniakom przeliczania kartek na złotówki powinien wyjść z obliczeń bardzo atrakcyjny współczynnik opłacalności tej inwestycji, a estetów zaś ujmie świetna, stonowana oprawa graficzna, która doskonale oddaje ducha tej prozy, a jednocześnie omija mielizny, na których nietrudno ugrzęznąć, wizualizując produkty wyobraźni Lovecrafta.

Czy warto? Zdecydowanie tak. Pomimo kilku mankamentów i obiekcji, o których mowa powyżej, warto wyzwolić się z macek stereotypów i przekonać się, że proza Lovecrafta ciągle potrafi zachwycać bogatym językiem i stylem, a jednocześnie broni się jako pełnoprawna literatura grozy, nasycona niepokojącymi obrazami i unikatowym klimatem. Co więcej – w tym przekładzie i w tym wydaniu „Zgroza...” to po prostu pozycja obowiązkowa.



1) Zawartość zbioru:

  • „Cień spoza czasu”
  • „Dagon”
  • „Kolor z innego wszechświata”
  • „Muzyka Ericha Zanna”
  • „Nawiedziciel mroku”
  • „Przypadek Charlesa Dextera Warda”
  • „Szczury w murach”
  • „Szepczący w ciemności”
  • „Święto”
  • „Ustalenia w sprawie zmarłego Arthura Jermyna i jego rodu”
  • „W górach szaleństwa”
  • „Widmo nad Innsmouth”
  • „Wyrzutek”
  • „Zew Cthulhu”
  • „Zgroza w Dunwich”


Autor: Krzysztof Pochmara


Dodano: 2012-12-27 10:00:00
Komentarze

Sortuj: od najstarszego | od najnowszego

xavion - 18:36 27-12-2012
Już po przeczytaniu recenzji Fenrira postanowiłem kupić tę książkę przy najbliższej okazji. Ta recenzja tylko upewniła mnie w tym przekonaniu.

kurp - 23:39 27-12-2012
Oto i niezła okazja ;)
Najlepiej od razu z tym :P

Shadowmage - 11:01 28-12-2012
Mnie z takich omnibusów to cały czas kusi Sherlock zalegający na taniej książce - powstrzymuje mnie tylko format połączonych dwóch tomów encyklopedii...

kurp - 12:37 28-12-2012
Mnie to nie powstrzymało ;)

SzybkiŚlimak - 20:40 24-09-2016
Myślę, że istoty spoza naszej przestrzeni i czasu, przemierzające kosmos na błoniastych skrzydłach oraz pomiot Cthulhu, stanowią na tyle oniryczną wizję, iż nawet teraz pozostaje niesamowicie niepokojąca. A książka- świetna.

Fidel-F2 - 23:21 24-09-2016
Mam tego Sherlocka, fajny papier, fajny druk, solidnie wydany, ładnie wygląda. Kupione w cenie fabrycznego paperbacka. Format skłania do czytelniczego ceremoniału. Pulpit, herbata, cisza, skupienie, fragment od czasu do czasu.

kurp - 23:59 24-09-2016
To miło słyszeć. Jeszcze go nie otworzyłem. Tydzień temu wychynął z czeluści przy porządkach i właśnie się zastanawiałem, czy pozbywać się starych wydań, bo omnibus niby fajny, ale diabli wiedzą, co w środku.

Komentuj


Artykuły

Plaża skamielin


 Zimny odczyt

 Wywiad z Anthonym Ryanem

 Pasje mojej miłości

 Ekshumacja aniołka

Recenzje

Fonstad, Karen Wynn - "Atlas śródziemia


 Fosse, Jon - "Białość"

 Hoyle, Fred - "Czarna chmura"

 Simmons, Dan - "Modlitwy do rozbitych kamieni. Czas wszystek, światy wszystkie. Miłość i śmierć"

 Brzezińska, Anna - "Mgła"

 Kay, Guy Gavriel - "Dawno temu blask"

 Lindgren, Torgny - "Legendy"

 Miles, Terry - "Rabbits"

Fragmenty

 Grimwood, Ken - "Powtórka"

 Lewandowski, Maciej - "Grzechòt"

 Howard, Robert E. - "Conan. Księga druga"

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku" #2

 Sherriff, Robert Cedric - "Rękopis Hopkinsa"

 Howard, Robert E. - "Conan. Księga pierwsza"

 Howey, Hugh - "Silos" (wyd. 2024)

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku" #1

Projekt i realizacja:sismedia.eu       Reklama     © 2004-2024 nast.pl     RSS      RSS