Ostrożnie podchodzę do ciała. Kucam i słyszę jej płytki, urywany oddech. Kawałki tapety odsłaniają coraz więcej, opadają jak warstwy obieranej cebuli, część jednak pozostaje przy ciele, przylepiona krwią i limfą. Odgarniam lufą włosy i śmieci z jej twarzy, na tyle, na ile mogę, nie sprawiając dziewczynie dodatkowego bólu. Widzę jak się boi, jak jej brązowe oko, które nie jest zakryte, podąża za każdym moim ruchem. Boi się, że ją skrzywdzę.
– Spokojnie. Już wszystko w porządku – mówię więc.
Mruga, jakby zdziwiona, a kryształowa łza tańczy na ciemnych rzęsach, rozmywając się brudem w tuszu.
Odkładam broń na bok i, najdelikatniej jak potrafię, sprawdzam jej rany. Poprzylepiana tapeta utrudnia dokładniejszą obserwację, więc nie jestem w stanie wiele dostrzec. Krwawi obficie z okolic brzucha i ust. Dostrzegam również, że straciła kilka zębów, ale nie wszystkie. Jestem pewien, że to robota naszego mordercy – spaprana, niedokończona, zupełnie jakby opuścił miejsce pracy w najważniejszym momencie. Rozgarniam tapety wokół ciała, tknięty myślą, że mógł zostawić kolejny naszyjnik, jednak nic nie znajduję. Może jest gdzieś pod papierzyskami? Ja go nie widzę.
Coś jest nie w porządku, słyszę w myślach ostrzeżenie. To nie Paddington – on milczy, pewnie podłamany straconą szansą na zyskanie przewagi nad przeciwnikiem – to odzywa się mój instynkt. Wyhodowany przez lata noszenia blachy wielokroć ratował moją skórę z opresji. Czasem zabroni zapukać do drzwi, w których zaraz ktoś wyrwie dziurę ogniem z dwururki. Albo stawia mięśnie na alarm chwilę przed tym, jak roześmiany włoski cwaniaczek spróbuje wetknąć motylka między żebra pośrodku zatłoczonej ulicy. Tak, to mój psi nos mówi, że coś jest nie w porządku.
Oddycham głęboko. Słodki ciężar gnata uspokaja – wiem, że to remedium na każdy ludzki problem.
Dziewczyna unosi powoli rękę, papiery poprzyczepiane do palców sprawiają, że przypomina bałwanka, którego lepiliśmy ze staruszkiem w dobrych, dawnych czasach. Unosi palec, wskazuje na mnie. Tapety, które pokryły jej zakrwawioną twarz, poruszają się – ciekawe jaki przywdziała grymas? Czy jest przerażona? Czy się uśmiecha? Brązowe oko, którym mruga bez ustanku, nie wyraża teraz żadnych uczuć. Jest jak zabarwione szkiełko.
– W porządku – mówię, delikatnie ujmując jej dłoń. – Zaraz przyjedzie pogotowie, zajmą się tobą.
Nie chce żebym jej dotykał. Wyrywa się i po raz kolejny wskazuje na mnie palcem.
– Jestem policjantem. Może na to nie wyglądam… To przebranie – tłumaczę mój obecny wizerunek.
Dziewczyna zamyka oko, a jej ręka upada. Sprawdzam puls. Ledwie wyczuwalny, ale miarowy. Po prostu zasnęła.
Patrzę za siebie, nagle pojmując, że nie wskazywała na mnie, tylko na to, co jest nad głową.
Dodano: 2011-06-21 16:30:01