NAST.pl
 
Komiks
  Facebook
Facebook
 
Forum

  RSS RSS

 Strona główna     Zapowiedzi     Recenzje     Imprezy     Konkursy     Wywiady     Patronaty     Archiwum newsów     Artykuły i relacje     Biblioteka     Fragmenty     Galerie     Opowiadania     Redakcja     Zaprzyjaźnione strony   

Zaloguj się tutaj! | Rejestruj

Patronat

Buehlman, Christopher - "Dwa ognie"

Sanderson, Brandon - "Śmiała" (twarda)

Ukazały się

Niziołek, Olga - "Dzieci jednej pajęczycy"


 Kubasiewicz, Magdalena - "Cienie z Donlonu"

 Lindqvist, John Ajvide - Życzliwość"

 Komorowski, Daniel - "Wybraniec Odyna"

 Masterton, Graham - "Dom kości" (barwiony)

 Alanson, Craig - "Reperkusje"

 Dębski, Rafał - "Wilkozacy. Krew z krwi" (Drageus)

 Jadowska, Aneta - "Dziewczyna z przeklętej wyspy"

Linki

Resnick, Mike - "Starship: Najemnik"
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Cykl: Resnick, Mike - "Starship”
Tytuł oryginału: Starship: Mercenary
Tłumaczenie: Robert J. Szmidt
Data wydania: Marzec 2010
ISBN: 978-83-7574-199-5
Oprawa: miękka
Format: 125 x 205 mm
Liczba stron: 432
Cena: 33,90 zł
Tom cyklu: 3
seria: Obca Krew



Resnick, Mike - "Starship: Najemnik" #2

Zlecenie na Czingis Chana

To bardzo proste – stwierdził Dawid Copperfield, gdy starsi oficerowie zebrali się na pokładzie „Teddy’ego R.”. – Zajmie nam tydzień, góra dwa i zarobimy milion funtów Dalekiego Londynu.
– A ile to będzie w przeliczeniu na nasze? – zapytał Forrice.
– Jakieś dwa miliony kredytów albo niewiele mniej niż pół miliona dolarów Marii Teresy – poinformował go były paser. – A jeśli Olivia Twist spisze się dobrze, istnieje spore prawdopodobieństwo, że odleci stamtąd na pokładzie własnego statku.
– Dlaczego nie nazywasz mnie Wal jak wszyscy inni? – zapytała rudowłosa.
– Moja droga kobieto, od czasu naszego pierwszego spotkania znałem cię pod jedenastoma nazwiskami i pseudonimami – odparł Copperfield. – Dlaczego nie pozwolisz staremu człowiekowi nazywać cię imieniem, które najbardziej mu się podoba?
– Daruj sobie, Dawidzie – poprosiła. – Chyba nie jesteś jeszcze taki stary, z pewnością nie należysz do rodzaju ludzkiego, a tego nazwiska użyto przy tobie tylko raz i nie ja to zrobiłam, ale kapitan Cole. Ponoć miało mi ułatwić wstęp do twojego salonu.
– Szczegóły, szczególiki – prychnął były paser.
– Zamknijcie się wreszcie – wtrącił się Wilson. – Za co właściwie mają nam tyle zapłacić?
– Kartel Apollo zajmuje się eksportem wszystkich kamieni szlachetnych, jakie wydobywane są na planetach znajdujących się w promieniu dwudziestu lat świetlnych od Bannistera II – wyjaśnił Copperfield i westchnął ciężko. – A mogłem im powiedzieć, żeby nie składowali ich w tym miejscu.
– Niby dlaczego? – zapytał Forrice.
– Ponieważ planeta ta znajduje się w samym środku terytorium kontrolowanego przez pomniejszego kacyka, który przybrał miano Czyngis Chana. Facet trzyma Bannistera i okoliczne systemy żelazną
ręką. Pojawił się tam pięć lat przed kartelem, więc nic dziwnego, że mają z nim problemy.
– Czy to człowiek? – zapytał Cole.
– Skoro nazwał siebie Czyngis Chanem, chyba musi być człowiekiem – odparła Christine.
– Ja bym się o to nie zakładał – stwierdził kapitan.
– Tutaj zmienia się nazwiska równie często jak w Republice gacie.
– Ale to nazwisko... – zaczęła.
– Czy Dawid przypomina ci człowieka? – przerwał jej Wilson.
– Jestem człowiekiem całym sercem – odparł z dumą kosmita.
– Akurat – mruknął Cole. – Nawet nie wiesz, gdzie mamy to serce... – I zaraz dodał: – Więc jak, Czyngis Chan jest człowiekiem czy nie?
– Prawdę powiedziawszy, nie mam bladego pojęcia, do jakiej rasy może należeć – odparł Copperfield. – Nie znam też nikogo, kto by go spotkał albo widział.
– Dobrze – ciągnął dalej kapitan. – Ktoś lub coś nazywające się Czyngis Chanem uważa się za właściciela systemu Bannister, a kartel Apollo chce się go pozbyć. To by tłumaczyło, po co im „Teddy R.”, ale, u diabła, jak Wal może dzięki temu zdobyć dla siebie statek?
– Chan wysyła co tydzień jeden ze swoich statków, aby zebrał z podbitych planet coś w rodzaju haraczu za ochronę – wyjaśnił Copperfield. – Jego przedstawiciel podróżuje nim bez eskorty, ponieważ nie ma istoty w tamtych systemach, a nawet w całym sektorze, która chciałaby zadzierać z Chanem. – Posłał uśmiech w stronę Wal. – Ale machając rękami, na pewno nie doleci na Bannistera.
– To wydaje się zbyt proste – stwierdził Cole. – Nikt nie zapłaci nam miliona funtów za zabicie samotnego człowieka, zwłaszcza że nie chodzi o samego Czyngis Chana.
– Oczywiście, że za to nie zapłacą – powiedział były paser. – Odpowiadałem jedynie na pytanie dotyczące zastąpienia utraconego statku naszej kochanej Olivii. Tak może go zdobyć, jeśli jej jeszcze na tym zależy. Natomiast ten milion funtów mamy dostać za wyeliminowanie Czyngis Chana i jego popleczników, których powinienem chyba określić mianem hordy... ponieważ stanowią zagrożenie dla kartelu Apollo.
– Iloma statkami dysponuje przeciwnik i gdzie stacjonują? – zapytał Cole.
– Tego nie wiem – odparł Dawid, zapominając o zwyczajowym dygnięciu.
– Zapytaj o to Platynowego Księcia – poradził mu kapitan.
– On jest tylko pośrednikiem – stwierdził Copperfield. – To kartel oferuje nam zapłatę, a nikt tam nie widział na oczy legendarnego Chana Imperatora, nie mówiąc już o jego siedzibie.
– Dawidzie – zaczął ostro Wilson – skąd mam wiedzieć, że to nie kolejne z tych zadań, które w twojej relacji wyglądają na cholernie łatwe, a po przylocie na miejsce okazuje się, że przeciwnik dysponuje dwudziestoma statkami uzbrojonymi w torpedy pulsacyjne?
– Naprawdę tego nie wiem, mój drogi Steerforth – zarzekał się kosmita. – Ja tylko referuję panu ofertę, jaką otrzymałem. Jesteśmy oportunistami, a to jest wielka okazja. Moja praca polega przecież na przedstawianiu wam wszystkiego, co może być okazją do zarobienia pieniędzy. Ale to wcale nie znaczy, że musicie przyjąć tę ofertę.
– W porządku, Dawidzie – powiedział kapitan. – Pozwól mi się nad tym zastanowić.
– Nie podoba mi się sposób, w jaki to powiedziałeś – wtrącił Cztery Oczy. – Za każdym razem, gdy przyjmujemy robotę na ślepo, trafiamy na znacznie większe siły, niż przypuszczaliśmy.
– Popieram Forrice’a – rzuciła Sharon Blacksmith, która do tej pory nie odezwała się nawet słowem. – Poza tym będziemy potrzebowali Wal na pokładzie „Teddy’ego R.”.
– Obiecaliśmy jej odzyskać „Pegaza”, jeśli przyłączy się do nas, albo zastąpić go inną, podobną jednostką – przypomniał jej Cole. – Z drugiej strony, mając dwa okręty, możemy dostać o wiele lepiej płatne i bardziej skomplikowane zadania.
– Daj spokój, Wilsonie – żachnęła się Sharon. – Ten posłaniec będzie podróżował zwykłym jednoosobowym jachtem, a nie prawdziwym okrętem. Na nic nam się takie pudło nie przyda.
– Na Ziemi istniało kiedyś takie przysłowie – odparł kapitan. – Z małych żołędzi wyrastają wielkie dęby.
– Czym są dęby, nie mówiąc już o żołędziach, i co to ma, u licha, wspólnego z tym, co mówiłam? – zapytała szefowa sekcji bezpieczeństwa.
– Łowiłaś kiedyś ryby?
– Masz zamiar odpowiedzieć na moje pytanie?
– Właśnie to robię. Łowiłaś kiedyś ryby?
– Tak. I co z tego?
– Czego używałaś na przynętę?
– Nie pamiętam... robaków, sztucznych muszek i innego badziewa.
– Jakiego badziewa?
– Głównie rybek.
– Wykorzystywałaś małe rybki, aby schwytać większe? – zapytał Cole. – I to właśnie zrobimy, przechwytując posłańca.
– Jak?
Kapitan spojrzał na Walkirię.
– Powiedz jej.
– Co się stanie, jeśli posłaniec nie wróci na czas i nie odpowie na pytania wysyłane przez radio podprzestrzenne? – zapytała rudowłosa i natychmiast udzieliła odpowiedzi: – Wyślą większy statek, żeby sprawdzić, co się stało. A jeśli i on nie wróci ani nie odpowie na wezwania? – Uśmiechnęła się do Cole’a.
– Nie będą mogli tego zignorować i prędzej czy później wyślą jednostkę, która mi się spodoba.
– A kiedy to zrobią – wtrącił kapitan – na jej pokładzie znajdziemy mapy albo kody komputerowe, coś, co wskaże nam drogę do kryjówki Czyngis Chana.
– Żeby ją zaatakować? – zapytała Christine.
– Ale nie „Teddym R.” – zastrzegł Wilson. – Kogo jak kogo, ale swojego statku nie powinni ostrzelać.
– Wiesz – wtrącił Forrice – z twoją przebiegłością i brakiem zasad Walkirii, skończymy kiedyś jako władcy całej galaktyki.
– Od czasu kiedy opuściliśmy Republikę, nic nie było takie łatwe, na jakie wyglądało – stwierdził Cole. – Zacznijmy od tego miliona funtów Dalekiego Londynu i statku dla Wal.
– I za to się napiję – oświadczyła rudowłosa.



Dodano: 2010-03-06 15:23:08
Komentarze
-Jeszcze nie ma komentarzy-
Komentuj


Artykuły

Wywiad z Nealem Shustermanem


 Plaża skamielin

 Zimny odczyt

 Wywiad z Anthonym Ryanem

 Pasje mojej miłości

Recenzje

Heinlein, Robert A. - "Luna to surowa pani"


 Sullivan, Michael J. - "Epoka wojny"

 Clarke, Susanna - "Jonathan Strange i Pan Norrell"

 Holdstock, Robert - "Lavondyss"

 McDonald, Ian - "Hopelandia"

 antologia - "PoznAI przyszłość"

 Chambers, Becky - dylogia "Mnich i robot"

 Pohl, Frederik - "Gateway. Za błękitnym horyzontem zdarzeń"

Fragmenty

 Scalzi, John - "Towarzystwo Ochrony Kaiju" #2

 Golden, Christopher - "Obcy. Rzeka cierpień" #1

 Vance, Jack - "Kroniki Umierającej Ziemi"

 White, Alex - "Obcy. Zimna kuźnia"

 Silverberg, Robert - "Człowiek w labiryncie"

 Golden, Christopher - "Obcy. Rzeka cierpień" #2

 Scalzi, John - "Towarzystwo Ochrony Kaiju" #1

 Bielawski, Jakub - "Tam, gdzie najlepiej się umiera"

Projekt i realizacja:sismedia.eu       Reklama     © 2004-2024 nast.pl     RSS      RSS