W listopadowej „Fantastyce” warta lektury proza krąży wokół tematu śmierci, a publicystyka – niestety, obniża loty.
Hitem wydania jest opowiadanie Mike’a Resnicka i Lezli Robyn – „Bratnie dusze” – ciepła i poruszająca historia przyjaźni robota i człowieka, borykającego się z alkoholizmem po stracie żony. Motyw automatu o „ludzkiej” naturze i granic między bezduszną elektroniką a sztucznym życiem należy do najmocniej wyeksploatowanych w literaturze science fiction, ale opowiadanie Resnicka i Robyn – dzięki umiejętnemu graniu na emocjach czytelnika, doskonałemu warsztatowi i świetnym sylwetkom bohaterów – jest dziełem wyjątkowym.
Na tym tle blado wypada banalna w gruncie rzeczy opowiastka Joego R. Lansdale’a, „Huitzilopochtli”, oparta na motywie tajemniczego azteckiego posążku. Podobny temat – przeklęta figurka – pojawia się też w opowiadaniu Thomasa Ligottiego „Nethescurial”, tyle że tutaj historia wydaje się bardziej przemawiać do wyobraźni, a narrację urozmaica wprowadzenie tajemniczego manuskryptu i – w efekcie – dodatkowego poziomu, na którym rozgrywa się opowieść. Z dwóch utworów o trudnych do powtórzenia tytułach, wart lektury jest raczej ten drugi.
W dziale prozy polskiej zamieszczono tylko dwa teksty – wyróżnione w konkursie literackim „Krzywizny zwierciadeł” Marka Krysiaka i nieco dłuższe, intrygujące i próbujące zaskoczyć czytelnika opowiadanie Krzysztofa Kochańskiego „Z popiołów”, łączące futurystyczną scenerię z wątkiem grozy.
W listopadowej publicystyce Michał R. Wiśniewski pisze o motywie końca świata w japońskiej kinematografii („Apetyt na destrukcję”), Marcin Pągowski – o praktykach antywampirycznych w dawnych wiekach („Powroty umarłych”), a Marcin Przybyłek – ciekawie i oryginalnie o buncie maszyn z perspektywy psychologii i neurologii („Serce maszyny”).
Nie do końca zrozumiała jest za to obecność na łamach tekstów Arkadiusza Grzegorzaka i Przemysława Romańskiego, nie silących się na obiektywizm, stanowiących laurki dla – odpowiednio – nadchodzącego „Avatara” Jamesa Camerona oraz emitowanego już serialu „Naznaczony” (made in Poland). Fascynację „rewolucyjnym” obrazem 3D jestem jeszcze w stanie zrozumieć (choć wolałbym rzeczową opinię tuż po pierwszych pokazach), ale niemerytoryczna, patriotyczna agitacja na rzecz „Naznaczonego”, przyprawiona nonszalancją i obśmianiem serialowych konkurentów, sprawia wrażenie redakcyjnego żartu.
Tutaj można się zapoznać z całą zawartością numeru.
Autor:
Krzysztof Pochmara
Dodano: 2009-11-05 10:29:37