Książkowy debiut Kaszyńskiego w żadnym wypadku nie pretenduje do miana literackiego „skarbu”, chociaż wydanie, niezbyt ładne, można porównać do „glinianego naczynia”. Jest to jednak solidna powieść, potwierdzająca mój pogląd, że wydawnictwo Runa ma dobrą rękę do debiutantów.
Dębia Góra to typowe miasteczko turystyczne nad Bałtykiem. W sezonie pojawiają się tu liczni wczasowicze, zimą, ze względu na dość odludną okolicę, jest to przysłowiowa „dziura zabita dechami”. Z pewnych względów to właśnie Dębia Góra jest areną przerażających wydarzeń: ludzie giną bez wieści. Niektórzy obwiniają o to niezwykle ciężką zimę, inni kojarzą wypadki z podobnymi, które miały miejsce dwadzieścia lat temu. Jakby nie było, faktem jednak jest, że mieszkańcy, przebywając na zewnątrz, czują się bardzo nieswojo, a nad okolicznymi lasami wisi niewyjaśniona groźba, która napawa lękiem każdego, kto opuści ciepły domowy kąt.
Dwoje zaginionych to przykra sprawa, lecz nadal mogąca być wynikiem ciężkiej zimy – szczególnie, gdy są to pijaczek i mała dziewczynka. Kolejne zniknięcia zwiastują jednak coś bardzo nieprzyjemnego. Co sprawia, że Dębia Góra jest tak niebezpieczna? Jaki stwór, siły nieczyste lub czyja zła wola za tym stoją?
„Skarb w glinianym naczyniu” to powieść grozy. Zauważalne jest w niej nagromadzenie motywów znanych, wykorzystywanych wcześniej przez mistrzów tego rodzaju literatury. Klimat małego, zaśnieżonego miasteczka na skraju lasów jest jednak bardzo sugestywny i, mimo że prawdziwego strachu czytelnik nie uświadczy, zapewne jego wyobraźnia zostanie w mniejszym lub większym stopniu pobudzona.
Kaszyński na każdym polu radzi sobie dobrze, choć w kilku aspektach mógłby się spisać lepiej. W większości wypadków nie można mieć zastrzeżeń do psychologii – książka pisana jest z perspektywy wielu postaci i narracja najróżniejszych typów bohaterów jawi się prawdopodobnie – czy to dzieci, czy racjonalnie myślących dorosłych, czy przygłupiego osiłka, czy miejscowego pijaka. Wśród debiutantów to rzadka cecha, sukcesy na tym polu już teraz świadczą, być może, o znacznym talencie autora. Miejscami tylko miałem wrażenie, że zapomina on, ile lat ma główny bohater; dwunastoletni Tomek czasem jest dzieckiem zachowującym się odpowiednio, jak na swój wiek, czasem staje się dojrzałym bohaterem, gotowym ratować rodzinę i całe miasteczko.
Drugi zarzut odnosi się do fabuły: w tym aspekcie również nie można mieć do autora zbyt dużych pretensji, ale… Ale drażnią zbyt wiele razy powtórzone sceny. Na samym początku kilka razy powtarza się motyw postaci przebywającej na dworze i odczuwającej czyjąś obecność, albo postaci analizującej zdarzenia ostatnich dni i mówiącej sobie w myślach „oby tylko to nie było to, co wtedy…” – w kontekście wydarzeń sprzed dwudziestu lat. W drugiej części powieści problem jest podobny, gdy znamy już naturę zagrożenia, pojawia się szereg łudząco podobnych scen, w których pojedynczy bohaterowie giną zwabieni na dwór. Myślę, że „Skarbowi w glinianym naczyniu” wyszłoby na dobre skrócenie go o kilkanaście podrozdziałów.
Kaszyński potrafi naprawdę płynnie pisać, a jego debiutancka książka zwyczajnie wciąga. Myślę, że najwięcej złego o powieści powiedzą znawcy grozy, oni znajdą wszystkie niedociągnięcia, powielone elementy, zapożyczenia i schematy – fakt faktem, że ja, który jedynie liznąłem tego rodzaju literatury, miałem wrażenie, że „Skarb w glinianym naczyniu” nie ma w sobie nic całkowicie nowego. Książka spodobała mi się przede wszystkim jako porządna powieść o mocnym klimacie na dwa wieczory. Szczególnie zimowe, gdy zdawać się może, że w śnieżnej zamieci coś może się czaić…
Autor:
Vampdey
Dodano: 2008-12-08 20:17:42