Zapachy – w swojej ulotności i zróżnicowaniu – z trudem poddają się obiektywnym ocenom. Tak jest i z „Zapachem szkła”, który nie wywarł na mnie większego wrażenia, podczas gdy opowiadania z tego zbioru wprost obsypano nagrodami fandomu
1).
Cóż poradzić – proza Ziemiańskiego wydaje mi się nijaka. Jej ambicje nie wykraczają poza prostą, czasem wręcz rubaszną i naiwną rozrywkę, a jednocześnie za mało jest w tych opowiadaniach charakteru i oryginalności, by mogły czymkolwiek zaskoczyć. Ziemiański nie szczędzi amunicji różnorakiego kalibru – od mrowia drobnych żarcików po odważne fabularne konstrukcje w rodzaju imperialnej Polski dysponującej armią genetycznie modyfikowanych zwierząt. W większości są to jednak niewypały lub pomysły o ograniczonej sile rażenia.
Dużo tu militarnych inspiracji i alternatywnych ścieżek historii, sporo jest Wrocławia, wojny i pięknych kobiet. Autor starał się wstrzelić w podręcznikową definicję „męskiej prozy”, przy czym oczekiwane literackie wyrobienie czytelnika jest tu mniej więcej na poziomie tego, którym poszczycić się mogą czytelniczki „prasy kobiecej”.
Skąd więc tak liczne wyróżnienia, jakie w środowisku fantastów zebrały utwory „Zapachu szkła”? Po części pewnie zadziałał odpowiedni warsztat Ziemiańskiego, piszącego sprawnie i lekko, a przy tym niezbyt wysoko stawiającego interpretacyjną poprzeczkę. W dużej mierze zadecydował też zapewne świat, w którym rozgrywa się akcja powieści – swojski, wiernie oddający rodzime realia i pełen aluzji do polskiej historii i kultury. Co więcej – na kartach opowiadań ów z polska wyglądający świat pokazano nieraz w krzywym zwierciadle, w którym cherlawa, zakompleksiona Polska okazuje się potężną, dumną Rzeczpospolitą. A trudno o skuteczniejszy sposób na czytelnicze emocje niż połechtanie zbolałej historyczną martyrologią duszy Polaka.
Choć i niżej podpisany lubuje się w wizjach tego rodzaju (wszak więcej w nich życia niż w pisaninie z importu), to jednak te, które kreśli Ziemiański, zdają się bezbarwne. Daleko im do przewrotności Pilipiuka, przejawiającej się choćby pomysłem reformy ekonomicznej, wprowadzającej progresję podatkową rzędu – bodajże – 1, 2 i 3%. Daleko do rozmachu Wolskiego, który o alternatywnych Polskach pisał z pasją w „Alterlandzie”. A i odstaje Ziemiański od Lewandowskiego, który „Noteką 2015” zgarnął Zajdla sześć lat przed „Autobahnem…”. Andrzej Ziemiański nie wnosi do tej żonglerki nic nowego. Gra na patriotyczną nutę bez szczególnej wirtuozerii. Tworzy raczej utwory dla szerokiej publiki płynącej z nurtem mód.
Może to właśnie dlatego Ziemiański wydał mi się najciekawszy (bo brzmiący inaczej, nie powielający w nieskończoność tego samego motywu) w opowiadaniach „Lodowa opowieść” i „Czasy, które nadejdą”. W pierwszym z nich spekuluje nad daleką przyszłością ludzkości, tworząc coś, co przypomina wizję-negatyw aldissowskiej „Cieplarni”. W drugim z utworów otwiera klasyczną antyutopię, by zamknąć ją ciekawym zakrętem fabularnym.
Wygląda więc na to, że z Ziemiańskiego najbardziej skłonny byłbym czytać to, co w najmniejszym stopniu można uznać za reprezentatywne dla jego stylu. „Zapach szkła” nie wydał mi się szczególnie pociągający, choć biorąc pod uwagę moją subiektywną opinię, należy pamiętać o tych wszystkich, którzy Ziemiańskiego chwalą, nagradzają i czytają z entuzjazmem. Jak mawiali starożytni - de gustibus...
1) Opowiadania wchodzące w skład zbioru:
Zapach szkła (SFinks, Nautilus i Nagroda im. Janusza A. Zajdla 2003)
Bomba Heisenberga (I miejsce w plebiscycie „Nowej Fantastyki”, Nagroda Sfinks w 2000)
Legenda
Waniliowe plantacje Wrocławia (I miejsce w plebiscycie „Nowej Fantastyki”, Nagroda Sfinks w 2001)
Lodowa opowieść
Czasy, które nadejdą
Autobahn nach Poznań (Nagroda im. Janusza A. Zajdla w 2001)