Królewna Kreska
Prezes gonił Kreskę po mieszkaniu, Kreska uciekała, a im bardziej uciekała, tym bardziej ją gonił. Dopadłszy, tarmosił, mierzwił futro na karku i szarpał za uszka. Kreska odpychała się, piszczała, aż Prezes poczuł znudzenie i odpuścił. Polizał ją po pyszczku. Zamruczała.
– Czemu mnie gonisz i szarpiesz, a ja nie umiem ani jednego, ani drugiego?
– Nigdy się nad tym nie zastanawiałem – odpowiedział – ale przecież masz wszystko, czego potrzebujesz. Łapki, ząbki i pazurki – wyliczył.
Kreska sprawdziła. Istotnie, łapki miała silne, pazurki ostre, a zęby mocne i zdrowe. Prezes odbiegł, puściła się w pogoń, dopadła go i nagle znieruchomiała.
– Mam zęby i pazurki, ale nie umiem ich używać. Zupełnie nie wiem, jak to zrobić – westchnęła zrezygnowana. Prezes być może znalazłby odpowiedź, ale rozczarowana Kreska oddaliła się posiedzieć w samotności.
Nastał wieczór. Patrzyła w firankę i pochlipywała.
– Jestem nieważna! – powiedziała z rozpaczą.
– Czemu mówisz takie głupie rzeczy? – Prezes usiadł przy niej. Patrzyli na siebie.
– Nie potrafię używać pazurków ani nawet uciec przed tobą. Jestem najmniej ważnym kotem na całym świecie!
Prezes zastanawiał się nad odpowiedzią.
– Sądzę, że jest zupełnie inaczej. Jesteś najważniejszym kotem pod słońcem. Nie tylko dla mnie, ale w ogóle.
Oczy Kreski rozszerzyły się ze zdziwienia:
– Dlaczego tak mówisz?
– Powiedz, co było, kiedy ciebie nie było?
Na takie pytanie nie sposób odpowiedzieć bez zastanowienia. Dlatego Kreska głęboko się zamyśliła.
– Nic – odrzekła – a przynajmniej bardzo niewiele.
– Właśnie! A teraz popatrz, jest okno i słońce oraz fotel, na którym śpimy.
– Rzeczywiście! – Wciąż nie mogła uwierzyć, że to prawda.
– Ale przecież jesteś starszy ode mnie… miauknęła z namysłem – czyli…
– Nic bardziej błędnego – Prezes wszedł w słowo – jeśli nawet byłem przed tobą, to nie żyłem naprawdę.
Kreska spojrzała na niego poważnie, mrużąc oczy, przeniosła wzrok na okno, słońce i na fotel. Zachwyciła się.
– Ale to znaczy… to znaczy… – mówiła, jakby obawiała się słów, które musiały paść – to znaczy, że jestem królewną!
Prezes skinął głową.
– Właśnie to chciałem ci powiedzieć.
Kreska wyprężyła się w zachwycie. Świat wydawał się czymś nowym i cudownym.
– Królewna Kreska! Królewna Kreska! – powtarzała. – Prezesku! Może chcesz mnie trochę pogonić?
Nie trzeba było powtarzać. Prezes skoczył na Kreskę, zamiauczała, wyrwała się i pognała w kierunku kuchni. Ruszył za nią i nagle zrozumiał, że w ruchach Kreski zaszła przemiana. Pojął jej sens: tak mogła uciekać tylko królewna.
Dodano: 2008-05-12 15:27:43