Książki pisze już właściwie cała rodzina Kingów. Poza Stephenem Kingiem, mistrzem literatury grozy, chwycili za pióro i jego synowie, i małżonka, Tabitha King, która sfinalizowała właśnie „Candles Burning”, niedokończoną powieść Michaela McDowella. O ile wydane ostatnio „Pudełko w kształcie serca” Kinga juniora można uznać za względnie udane, o tyle najnowsze dzieło Tabithy King jest ze wszech miar rozczarowujące.
Powieść opowiada losy Calley, dziewczynki, która w wieku siedmiu lat traci ojca, pozostając pod opieką zimnej i wyniosłej matki Roberty. Tęskniąca za ukochanym tatkiem i skazana na życie z nienawidzącą jej wyrodną matką dojrzewa i zbliża się do rozwikłania tajemnicy śmierci ojca, odgadnięcia sensu toczących się wokół wydarzeń i poznania swoich niezwykłych umiejętności.
Na nieomal pięciuset stronach tylko kilkukrotnie udaje się autorce wyczarować ledwie wyczuwalny klimat niesamowitości lub uchwycić rozbrajającą prostotę dziecięcego świata. Niestety, tlący się tu i ówdzie nastrój, gaśnie, zalany lawiną nudy i zbędnych detali, które po brzegi wypełniają powieść. Opisy ciągnące się całymi stronicami, setki nic nieznaczących przedmiotów i zjawisk, jałowe sceny, niewnoszące nic do biegu fabuły lub sceny rodem z sennych koszmarów, które nie znajdują potem żadnego logicznego wyjaśnienia – to wszystko sprawia, że „W cieniu płonących świec” czyta się z rosnącą frustracją. Za dużo tu nielogiczności, zbędnych wątków i detali.
Rozczarowuje zarówno ogół, jak i szczegóły. Po wytopieniu wszystkiego, co zbędne, nużące i niekonieczne, główny wątek okazuje się wątłym ogarkiem, godnym może opowiadania albo noweli, ale – broń Boże – z rozmachem pisanej powieści. Dysproporcja między sednem opowieści, którą snuje Tabitha King, a mrowiem szczegółów, którymi ją przystraja, jest rażąca.
Na swój sposób interesujące są postacie, występujące na kartach tej książki. Frapująca jest młoda, dzielna Calley. W pewnym sensie fascynująca jest oziębła i bezduszna matka, jak również dwie psychopatyczne morderczynie ojca Calley. Interesująca jest prostota męskiego rodu Dakinów, jak i tajemnicze, demoniczne nieco panie, które Roberta z córką spotykają na swej drodze. Niestety, galeria nieszablonowych postaci nie wystarcza, by tchnąć w książkę życie, tak jak niezwykłe aktorstwo nie pomoże filmowi opartemu na bzdurnym scenariuszu.
„W cieniu płonących świec” to – jednym słowem – rozczarowanie. Zamiast atmosfery tajemniczości i grozy, spędzających sen z powiek, otrzymujemy książkę, nad którą aż nazbyt łatwo zasnąć.
Autor:
Krzysztof Pochmara
Dodano: 2008-03-11 20:10:27