Pierwsze wrażenia bywają mylne – po dwóch kwadransach z Alisą Mun wydaje się, że autorka pójdzie śladami Houellebecqa, Dicka i Lema, tworząc doskonałą powieść o współczesnym świecie i uniwersalnych prawdach. Lektura pozbawia złudzeń. Powieść młodej, rosyjskiej autorki jest bardziej emancypacyjnym manifestem, niż głęboką diagnozą rzeczywistości. Krzyczy sloganami, zamiast poszukiwać odpowiedzi na trudne pytania.
Linda, główna bohaterka powieści i częściowo także narratorka, jest robotem, tytułową „lalką” stworzoną, by być substytutem kobiety, pozbawionym wszelkich wad i – hm – eksploatacyjnych kłopotów. Linda jest piękna, wierna, namiętna i wiecznie młoda. Posiada nieogarnioną ilość programów, których przełączanie pozwala nadać jej praktycznie dowolny wygląd i charakter, od skromnej i nieśmiałej blondynki po wyuzdaną latynoskę.
Linda wraz z Maksimem, swoim właścicielem, wiodą zblazowane życie właściwe moskiewskim nowobogackim, suto zakrapiane dobrym trunkiem i obfitujące w erotyczne zabawy. Pierwsze spojrzenie na życie tych dwojga przywodzi na myśl prozę Houellebecqa, który równie bezwzględnie obnaża duchową pustkę współczesnych, a z elementami science-fiction nadaje swym opowieściom posmak kasandrycznych przepowiedni dla zachodniej cywilizacji.
Doprawdy intrygujące są pierwsze sceny, w których, wskutek pewnego przypadku, w Lindzie zaczyna budzić się świadomość i prawdziwe życie, a Maksim stopniowo zmienia do niej stosunek, tracąc dystans właściwy relacji człowieka z – bądź co bądź – przedmiotem. W tych pierwszych scenach Alisa Mun uchwyciła złożoność tych relacji, kreując dylematy podobne tym, przed którymi Stanisław Lem stawiał Krisa Kelvina w „Solaris” a Philip Dick – Ricka Deckarda w „Czy androidy śnią...?”. W postawie Maksima Alisa Mun pokazuje współczesnego mężczyznę, rozdartego między pragnieniami głębszej relacji i – zarazem – pójścia na skróty; nieszczęśliwego w kontakcie z prostytutką, która stanowi niedoskonałą namiastkę prawdziwie kochającej kobiety, i zbyt infantylnego, by odnaleźć się w dojrzałej i skomplikowanej relacji z kobietą.
Niestety, widoki na literacką głębię tego dzieła szybko okazują się grą miraży. Z każdą kolejną stroną opowieść się spłyca, a w pewnym momencie staje się jasne, że jest tylko emancypacyjnym manifestem. Gdy Linda staje się morderczynią, jej postawa przestaje być psychologicznie wiarygodnym odbiciem dylematów współczesnej kobiety, a staje się feministycznym wrzaskiem, z którego nie wynika nic, oprócz – być może – wyładowania frustracji, którego autorka dokonuje na powieściowych samcach. U czytelnika pojawia się – i nie ustępuje już do końca – wrażenie, że Alisa Mun ma bardzo niewiele do powiedzenia. Koncert rozczarowuje, a w każdym razie oferuje znacznie mniej, niż można było wnosić z pierwszych taktów.
Psychologiczne wyzwolenie „Lalki”, z jego (nie powiem jaką) puentą, stanie się, być może, chwaloną przez krytyków literacką ilustracją emancypacji kobiet i refleksją na temat realnych możliwości wyzwolenia spod męskiej dominacji. Niestety, słychać tu tylko feministyczny krzyk, zagłuszający kilka inspirujących myśli, z których mogła wykiełkować doskonała literatura.
Podsumowując: Potencjalnie miła lektura dla sfrustrowanych patriarchalnym uciskiem i poszukiwaczy literackiej egzotyki. A nazwisko autorki – warte zapamiętania na wypadek, gdyby młoda, rosyjska pisarka z feministycznym zacięciem, stała się dojrzałą, rosyjską pisarką, z bagażem życiowych doświadczeń i odrobiną życiowej mądrości do przekazania.