Nie jest łatwo stworzyć wyjątkowy thriller. W ciasnym gorsecie tej konwencji trudno o efektowne ewolucje. Thriller, jako gatunek, to w dużej mierze ciągle ta sama, opowiadana na nowo historia. Cała sztuka polega na tym, by opowiedzieć ją nieco inaczej. Jeffery Deaver znalazł, zdaje się, sposób na to, by za każdym razem przedstawić tę opowieść w inny sposób. Niestety, „inaczej” nie znaczy tu – „ciekawiej”.
By rozruszać skostniałe kości konwencji, Deaver sięgnął po naukę o niewerbalnej sferze ludzkich wypowiedzi. Z Kathryn Dance, uroczej pani detektyw, uczynił istny chodzący wykrywacz kłamstw – ekspertkę od kinezyki. Jej talenty poddaje próbie Daniel Pell – mistrz manipulacji, bezwzględny morderca i guru niewielkiej sekty. Wydarzenia biegną szablonowo, jak po sznurku – Pell ucieka z więzienia, Dance rusza za nim w pościg – nic, czego byśmy już wcześniej nie znali.
Sam pomysł wykorzystania w powieści motywów kinezyki i manipulujących sekt jest interesujący. Niestety, zabrakło Deaverowi umiejętności, by operując gestami i ledwie zauważalnymi sygnałami, rozgrywać sceny pełne dramaturgii. Pojedynki w czasie przesłuchań i słowne manipulacje mają w sobie tyle finezji co pierwsza lepsza sprzeczka w warzywniaku. Zabrakło też wprawy, by mordercę uczynić naprawdę przerażającym. Jak na powieść, która miała się żywić głębią ludzkiej psychiki i subtelnością manipulacji, za dużo tu szablonowych postaci i banalnych rozwiązań.
„Śpiąca laleczka” jest jedną z tych książek, którą czyta się z obowiązku. Po mocnym, interesującym początku, akcja traci tempo i nie odzyskuje go do samego końca. Czytelnik, złapany na lep intrygującego otwarcia, zostaje przy lekturze, ale raczej z konieczności. U schyłku powieści czeka go jeszcze ambitna próba kilkakrotnego zakręcenia fabułą i całkiem zmyślnie finiszowanie dwoma czy trzema punktami kulminacyjnymi, ale te kilka niespodzianek nie jest już w stanie reanimować dawno umarłego zainteresowania.
Na poziomie pomysłu „Śpiąca laleczka” ma prawo intrygować. Jest wątek dawno minionej zbrodni, jest uwikłane w zawód detektywa życie prywatne, są postacie, którym próbowano nadać unikalny koloryt i wyjątkowe umiejętności. Zabrakło finezji i tego nieokreślonego elementu, który porusza serce i wywołuje ciarki na plecach. W efekcie nad „Śpiącą laleczką” nad wyraz łatwo zasnąć.
Ocena: 4/10
Autor:
Krzysztof Pochmara
Dodano: 2007-10-11 19:49:03