„Myśliwego” przedstawiono mi jako opowieść o wydarzeniach, które wstrząsnęły światem. Okazał się zaś niewydarzoną powieścią, przypominającą solidnie wstrząśnięty koktail z roczników statystycznych i wycinków z gazet.
Rzecz dzieje się w niedalekiej przyszłości (lat 2009-2010). Saudyjski książę wpada z wizytą do Francji i, od słowa do słowa, namawia prezydenta do małej rozróby na Bliskim Wschodzie.
Patrick Robinson nie skupił się w tej opowieści ani na charakterze i poczynaniach tytułowego Myśliwego, ani nie przedstawił wiarygodnego wątku politycznego. Nie jest to więc ani dreszczowiec w skali mikro, ani thriller polityczny w ujęciu makro. Robinson zogniskował spojrzenie gdzieś pośrodku, przez co niczego nie widać wyraźnie. Postaciom brakuje psychologicznej głębi, a wielkiej polityce – wiarygodności. Bohaterowie są płascy i pozbawieni charakteru, a obrazy zza kulis międzynarodowych relacji porażają naiwnością.
Tym, co czyni „Myśliwego” lekturą ciężkostrawną, jest jednak – przede wszystkim – upiorna konsekwencja w kreśleniu detali. Położenie statków poznajemy z dokładnością do minut szerokości i długości geograficznej, wydobycie ropy w poszczególnych krajach – do kilku baryłek, a budowę okrętów podwodnych – co do śrubki. Gdyby ktoś miał na zbyciu trochę poradzieckiego złomu, mógłby z pomocą tej książki zbudować flotę i – opierając się na precyzyjnych opisach operacji – przeprowadzić opisywany tu zamach stanu.
Niestety, chorobliwa precyzja nie dodaje fabule wiarygodności. Raczej zabija dynamikę i nuży. Zamiast trzymającego w napięciu thrillera dostajemy coś na kształt polskiego szkolnego podręcznika – dużo skomplikowanych i szczegółowych danych, z których nic nie wynika. To, co w „Myśliwym” warte uwagi, zostało skutecznie stłumione przez nawałnicę zbędnych faktów. Każdy, kto podejmie się przeczytania tej książki, szybko się przekona, że nie warto jeść babek z piasku dla ukrytych w nich paru rodzynek.
Chwilami można powątpiewać, czy ta książka w ogóle kwalifikuje się do kategorii „beletrystyka”. Jej miejsce na półce jest gdzieś między książką telefoniczną a instrukcją obsługi żelazka. Być może są ludzie, którzy lubią taką literaturę, tak jak są ludzie, którzy ze smakiem jedzą szpinak. Ale statystycznemu czytelnikowi „Myśliwy” wyjdzie bokiem.
Ocena: 2/10
Autor:
Krzysztof Pochmara
Dodano: 2007-08-20 16:45:04
Sortuj: od najstarszego | od najnowszego
Vampdey - 17:01 20-08-2007
Piękna recenzja - gratuluję trafnej złośliwości, którą jak nikt inny potrafisz ubrać w słowa
kurp - 09:18 27-08-2007
Może dlatego właśnie nie znoszę recenzowania po-prostu-dobrych książek?...