Tak jak zapowiedziałem w którymś z poprzednich postów, tak też zrobiłem - Silent Hill 2 i 3 wylądowały na mojej półeczce z grami
Post będzie przydługi, jak kogoś nie ciekawią durne, proste, bez fabuły i klimatu gry na konsole, niech sobie daruje
SILENT HILL 2
"Mary... Could you really be in this town?"
Silent Hill 2 to zupełnie oddzielna historia, więc spokojnie od niej można zacząć. Oprócz miasta i kilku innych rzeczy, niewiele ją łączy z fabułą SH1 i SH3. Ale co ciekawe - jest to zdecydowanie najlepsza z 3 (w sumie już 4) części.
Wcielamy się w rolę James'a Sunderland'a, zwykłego i przeciętnego kolesia po 30-tce. Trzy lata temu, po ciężkiej chorobie, zmarła mu ukochana żona - Mary, pozostawiając biednego James'a na skraju załamania. Pewnego dnia jednak nasz bohater znajduje w skrzynce list, podpisany imieniem żony. W liście tym Mary pisze, że czeka na męża w ich "specjalnym miejscu" - w Silent Hill.
James wyrusza więc do tytułowego miasta, mając odrobinę nadziei na to że ona rzeczywiście tam na niego czeka. Tak rozpoczyna się wędrówka gracza przez Silent Hill, ale i wędrówka w głąb umysłu James'a.
"In my restless dreams, I see that town. Silent Hill."
Ale zacznijmy od samego miasta.
Przyjmując że są tacy co nie słyszeli tej nazwy - krótkie wyjaśnienie. Typowe amerykańskie miasteczko... albo raczej - to BYŁO typowe amerykańskie miasteczko. Teraz Silent Hill to jedna z najsłynniejszych lokacji w gier wideo. Spowite mgłą, utopione w upiornym spokoju, całkowicie wyludnione, jeśli nie liczyć potworów i kilku świrów, którzy jeszcze tego miasta nie opuścili, lub jak James trafili do niego z jakichś powodów. O nich jednak potem.
Klimat miasteczka, a w zasadzie klimat całej gry, jest wręcz porażający. Nic nie jest w stanie opisać uczucia, gdy biegnie się we mgle ulicami miasta, siedząc w ciemnym pokoju, z dobrym sprzętem audio albo w słuchawkach. Pomimo że grafika jest już dość stara, sprawuje się doskonale, zresztą w takich grach nie zwraca się uwagi na jakośc tekstur czy animacji, ale na miażdzący, kopiący klimat. Czy jest straszna? Trudno powiedzieć. Potrafi przestraszyć, choć nie ma tu motywów ala Resident Evil - cisza, cisza, nagle jebut coś wyskakuje a ty robisz pod siebie. Tutaj strach polega na działaniu gry na zmysły gracza. Tu straszy fabuła, straszy panujące dziwne napięcie, straszy pustka, a najbardziej straszy DZIWNOŚĆ wszystkiego. Cały czas się gdzieś traci poczucie tego, że to gra, wszystkie jej elementy tak oddziaływują na umysł, że gracz po skończeniu jeszcze dłuuugo chodzi zamotany, pod wrażeniem tego co widział, co wywnioskował z gry, i tego co przeżył.
Wędrujemy po przeróżnych lokacjach. Ciekawe w nich jest to, że są zupełnie "zwykłe" i "przeciętne" - hotel, szpital (musi być w każdym SH
), jakieś tunele, w drugiej części nawet odwiedzamy słynne Toluca Prison, a za razem są "niezwykłe" jest w nich coś takiego, że tracimy w nich poczucie rzeczywistości, mamy wrażenie że są nierealne, jak całe te miasto i to co się dzieje. A to oczywiście ma jak najbardziej wytłumaczenie w...
"It doesn't matter who I am... I'm here for you, James."
...fabule - na wstępie opisałem o co mniej więcej chodzi - ale uwierzcie mi, gdyby cała gra opierała się tylko na James'ie łażącym po Silent Hill, nie było by tej recenzji
Fabuła rozwala, urywa łeb, jeszcze całymi dniami nie daje spokoju, a w pamięci coś takiego pozostaje na baaardzo długo. Wraz z James'em przez całą grę odkrywamy prawdę kryjącą się za nim i jego żoną. Czy naprawdę umarła 3 lata temu? Kto napisał list? O co w tym naprawdę chodzi? Cały czas gracz jest atakowany niezwykłymi wydażeniami, widokami, scenami, które coraz bardziej pozbawiają go pewności, że było tak jak jest. Nie chcę spoilerowac, ale historia James'a i Mary to jeden z najciekawiej opowiedzianych romansów w historii gier wideo. Taka jest ta gra - psychologiczny horror-romans. Przez to jest niezwykła i niepowtażalna. Całą fabułę wspiera większa część gry. Większość rzeczy - potwory, lokacje, pewne sceny i dialogi - wszystko to są symbole nawiązujące do fabuły, pełne ukrytych znaczeń. To kolejna potęga gry - nie jest to bezmyślna rzeź zombiaków, ale dająca do myślenia poruszająca historia. Poruszająca - gra jest nieziemsko smutna, dołująca, ponura. A zarazem dziwnie zakręcona, wciągająca, nie pozwalająca się oderwać. Cały czas panuje nostalgia, pełno jest wspomnień,
James odwiedza miejsca które kiedyś widział z żoną. Nie wiem co tu jeszcze napisać. Strasznie cięzko jest określić słowami coś tak potęznego jak klimat i fabuła tej gry.
Oprócz historii James'a, mamy możliwość śledzenia historii kilku innych postaci. Tak samo "zwykłych" i "przeciętnych" jak te miasteczko. Powiem tylko jedno - oprócz mocy straszenia, te miasto ma również dziwną moc przyciągania do siebie największych świrów. Więcej spoilerował nie będę, ale pamiętajcie - tak pokręconych psychologicznie postaci nie znajdziecie w innych grach
"Killin' a person ain't no big deal. Just put the gun to their head...pow!"
No ale oprócz bycia niesamowitą opowieścią, Silent Hill 2 jest również niezwykłym survival horrorem. Jak to wygląda w praktyce? Widok TPP, można się conieco porozglądać. Biegamy kulturalnie z latareczką w kieszeni, co pięknie oświetla nam mrok, i jeszcze piękniej buduje klimat. Ot standard w tej serii. Jak na surwiwala przystało, broni jest niewiele, a zaczynamy, uwaga - od deski z gwoździem
Kończąc na strzelbie myśliwskiej, takze na superwyżynkę nie ma co liczyć, raczej na uciekanie, oszczędzanie amunicji, no i na wyższych poziomach trudności - próbowanie przeżyć
Gra ma trzy poziomy trudności (jest ich w sumie więcej, ale kto tam się przejmuje beginnerem i extreme
). Co ciekawe, poziomy trudności oddzielnie ustawia się dla walki i dla zagadek. Czyli - walki na easy - mniej potworów i łatwiejsze, walki na hard - i mamy autentycznie hard. Zagadki na easy - i trochę pomyśleć trzeba, bo gra oprócz bycia survival horrorem, jest też dość dobrą przygodówką, zagadki na hard - i już największe mózgi wymiekają. Dla przykładu - na easy wystarczy ułożyć obrazki po kolei zgodnie z cyferkami, na hard trzeba czytać fragmenty dzieł Szekspira. Po prostu - te same zagadki na innych poziomach są zupełnie inaczej skonstruowane. Tak, to jest głupia konsolowa gierka dla głupich ludzi
Potwory są, no cóż - wykręcone. Nie jest ich zbyt wiele (rodzajami, nie ilością) ale akurat to nie przeszkadza. Mamy na przykład Pacjentów - pełzających kolesi zawiniętych w kaftany z psychiatryka, powaleni na ziemię z potwornym skrzekiem i potworną prędkością pełzają po ziemi, mamy też słynne Pyramid Head'y - katów, pozostałości z czasów gdy Toluca Prison jeszcze wykonywało kary śmierci. Czyli ogólnie, jest wesoło
Do tego dochodzi fakt, że gra ma klika zakończeń. I to nie chodzi tu o "zrób to, będziesz miał te zakończenie, zrób to - będziesz miał inne". Przez całą grę (jakieś 8-10 godzin na spokojnie i na easy/easy) pracujemy na zakończenie które zobaczymy. Czy będziemy długo chodzić po lokacjach, czy przebiegniemy miasto na szybko, czy będziemy mocno obrywać i mało się leczyć, czy może ciągle będziemy zasuwać na full health tłukąc wszystkie potwory, czy też może będziemy niemili dla pewnych bohaterów, a może będziemy z nimi spędzać więcej czasu - wszystko to, a nawet więcej wpływa na zakończenie jakie dostaniemy. Ot taki bajer zmuszający nas do klikukrotnego przejścia gry, a zarazem odzwierciedlający nasz styl grania.
"What was that!? Some kind of noise north of here...."
Muzyka i dzwięki. To 50% sukcesu tej serii. Co tu dużo mówić - Akira Yamaoka to geniusz. Dzwięki, jakie stworzył do tej gry, są perfekcyjne. Od odgłosów otoczenia - wiatru, szmerów, dziwnych stukań, trzasków, po psychodeliczne wycie, harczenie czy szepty potworów. To właśnie dzwięki najbardziej przerażają w tej grze. Jednym słowem - majstersztyk.
Muzyka? Jeszcze genialniejsza od dzwięków. Od czasu spotkania się z soundtrackiem do SH2, dłuugo zanim zagrałem w grę, jestem zakochany w tej muzyce. Żadna inna gra nie dorobiła się tak specyficznego rodzaju muzyki. To praktycznie gatunek sam w sobie, nie sposób go nie kochać (szczególnie jak się zna klimat gry). Akurat OST do SH2 jest najlepszy w całej serii, więc można trochę napisac (więcej może w innym topiku
) - Yamaoka tworzy perfekcyjne sample. Miesza style - mamy więc muzykę elektroniczną (nie kojarzyć z techno), z perfekcyjnie wykonanymi samplami (stworzył dzwięki na takim poziomie, to trudno żeby muzyka miała gorsze sample), połączoną z - i tu jest bardzo różnie - pianinem, skrzypcami, ciężką gitarą, zwykła gitarą elektryczną (znak rozpoznawczy tego kompozytora, z gitarą radzi sobie perfekcyjnie).Jest nietypowo, ze względu na cięzkie, ponure, klimatyczne sample, i typowo, ze względu na klasyczne instrumenty. Ogólnie muzyka jest idealnie dopasowana - nie wyobrażam sobie czegokolwiek innego jako tło do scen rozgrywających się w Silent Hill.
"This town called you, too. You and me are the same. We're not like other people. Don't you know that?!"
Dajcie się wciągnąc temu miasteczku. Zdecydowanie polecam, szczególnie ludziom lubiącym nietypowe gry o mocnym klimacie, grającym głównie po nocach, no i takim co lubią gry dające do myślenia, poruszające, które po przejściu pozostają na długo gdzieś w głebi umysłu. Jeśli się przeboli trochę starszą grafikę, nieco proste sterowanie (ale tylko padem, klawiatura to samobójstwo
) niezbyt rozbudowane walki, to się otrzyma potężną grę, o przepięknej fabule, postaciach, klimacie.
SILENT HILL 3
"They've come to witness the Beginning. The rebirth of Paradise, despoiled by mankind."
Zacznę najfajniejszym tekstem tej gry. To o potworach
Anyway, po przebrnięciu przez przecudowne SH2, pora na kolejną część. Lepszą, czy gorszą - na pewno inną pod paroma względami.
Ot chociażby nie gramy już typowym kolesiem, za to wcielamy się w rolę 17-letniej Heather. Gra zaczyna się, gdy nasza heroina, po niedzielnych zakupach (mówiłem że ta gra będzie anty-kościelna?) w hipermarkecie, po telefonie do kochanego ojca, postanawia wrócić do domu. Klasycznie, jak to w życiu bywa. Aż tu nagle dopada ją podejrzany koleś - niby prywatny detektyw, ale kto wie co może chcieć obcy koleś po 40-tce od niewinnej nastolatki. No więc Heather się wywija, zwiewa do WC, a z tamtąd przez okno na zewnątrz. I tu się zaczyna cała historia nastolatki o najbardziej chorej roli jaką można było dostać w grze wideo.
"You will birth a God and build an eternal Paradise."
Fabularnie jest zupełnie inaczej niż w SH2. Po pierwsze - o ile SH2 było niezależną historią, SH3 to już pełna kontynuacja Silent Hill 1. A więc wniosek prosty - emulator albo stary PSX, i nadrabiamy straty. Bez znajomości SH1 da się grać, ale cóż - traci się wiele "elementów zaskoczenia" - nie zdziwi nas tak kim jest Heather, nie zrozumiemy o co chodzi z sektą, rajem i próbą odrodzenia boga. Niby jest to wyjaśnione w pięknej cutscence, ale to nadal nie to samo. Pomijam już wiele drobnych, aczkolwiek bardzo cieszących smaczków nawiązujących do jedynki.
Tak więc SH3 to kontynuacja wydażeń z SH1, z początku nie jest to tak oczywiste, ale z czasem okazuje się że jako sequel, gra sprawuje się bardzo dobrze. Dodaje wiele nowych elementów do i tak już rozbudowanej fabuły z SH1, wyjaśnia wiele spraw, dodaje nowe zagadki. Czyli tak jak być powinno. Fabuła (już kończę z tym SH1
) jest naprawdę chora, szczególnie zakończenie. O ile SH2 pozostawiało uczucie nostalgii, niepokoju, to SH3 pozostawia jedno uczucie - "o ja pierdolę, co to było". To tyle w tej kwestii.
"It's being invaded by the Otherworld. By a world of someone's nightmarish delusions come to life."
Klimat jest równie potężny co w poprzednich częściach. Różni się jednak charakterem - SH1 to psychoza, napięcie, odosobnienie, SH2 to nostalgia, niepewność, brak poczucia realności, a w SH3 mamy brutalność, surowość, przytłaczającą potegę. Potęgę tego co się widzi - cała gra jest skąpana w czerwieniach, pomarańczach, jest gorąco, ciężko - jest krew, dużo krwi (poprzednie części jakoś sobie radziły bez tego elementu), ale nie takiej chamskiej juchy jak w strzelankach. Tutaj krew przybiera formę żywej istoty, jednego z bohaterów. Wszystko przez ciekawy patent z "żywymi" ścianami. W pewnych miejscach na ścianach widać pulsujące, płynące żyłki, albo spływające (jakby ściana płakała) smugi krwi, aż do momentów, kiedy ściana jest pulsującą, brunatną masą żył - robali. Sprawia to niesamowite wrażenie.
Trzeba tu wspomnieć o ciekawym aspekcie. Gra się rozwija w miarę grania. O ile poprzednie części klimatem niezbyt zmieniają się od początku do końca, to SH3 ewoluuje, Całośc opiera się na elemencie przenoszenia się do alternatywnej, "złej", rzeczywistości, podobnie jak w SH1. Na początku ten alternatywny świat to tylko brudne, zardzewiałe ściany, kraty, kolce i wentylatory, ot czujemy się jak w domu
W połowie gry mnie zatkało - twórcy poszli dalej. Od momentu, gdy trafiamy do Silent Hill (przez pół gry jesteśmy w innym mieście), psychoza rozkręca się na dobre. Momentami to co widać na ekranie, budzi w nast pytanie - czy to gra? Kto by zrobił tak pizniętą grę? A potem im dalej, tym jeszcze cięzej, jeszcze straszniej, jeszcze "chorzej".
To ma jedną wadę - gra przestaje być straszna, a staję się PIĘKNA. Przynajmniej takie było moje odczucie. Trafiamy na kilka scen, lokacji, widoków, gdzie po prostu zatrzymujemy się wlepiając gały w telewizor, a w głowie krążą myśli - "O kurde", "a co to jest do cholery?" "o w morde" "łał" "nie no, co oni nawymyślali". Ot najlżejszy przykład - na końcu korytarza, ponad stertą zakrwawionych łóżek szpitalnych, wisi czerwona kurtyna. Spod niej wystają dwie pary dziewczęcych nózek. Martwych dziewczęcych nóżek, podrygujących nerwowo jakby w agonii. Na dole pod nimi, jeden z potworów przekręca zawór. Oczywiście, tak jak w poprzedniej części, większość tych scen, potworów, lokacji, widoków, ma swoje symboliczne, powiązane z fabuła znaczenie (np potwór kręcący zaworem otwiera inną rzeczywistość, symbolizuje przejście między dwoma światami). Niekiedy odkryte znaczenia tych rzeczy są straszniejsze niż sama gra. Pięknie
Graficznie jest dużo lepiej niż w SH2, a jak na stare PS2 jest wogóle niesamowicie. Tekstury świetnej jakości, ładne lokacje, bardzo szczegółowe, latareczka znów rzuca piękne cienie (na chwile zapominamy że już jest era dooma 3
). Postacie - modele postaci są niesamowicie wykonane, śmiem twierdzić że tak dobrze zrobionych i animowanych postaci nie ma żadna gra. Na twarzy Vincenta widać szczegółowo zarost, każdą plamkę na skórze, odbicia w okularach. Mimika twarzy jest perfekcyjna (znów podeprę się Vincentem) - koleś jest świrem, mimo że wygląda na normalnego człowieka. Ale sposób w jaki się porusza, animacja jego ust, oczu, ruchy rąk, wszystko perfekcyjnie oddaje jego porąbany charakter. Tak samo jest z Heather, Douglasem (to ten detektyw) czy też Claudią. Dialogi są doskonale napisane i zagrane, co ciekawe trącą pewnym "kiczem" typowym dla survival horrorów, ale z drugiej strony są całkiem profesjonalne i klimatyczne. Głosy dobrane idealnie, Douglas ma lekką chrypkę (alkoholik
), Vincent brzmi jak psychol (oskara za ten głos!), Claudia ma przepiękny głos religijnej fanatyczki, a Heather to typowa nastolatka.
"Through this fog they came, dark creatures, singing their terrible song."
Ze strony dzwiękowej gra prezentuje się równie wyśmienicie co poprzedniczka. Dalej ten sam ideał, a nawet więcej. Co innego muzyka. Mówiąc krótko - trochę się skiepściło. Pan Yamaoka poszedł w komercję, muzyka którą tworzy zaczęła być robiona pod szersze grono odbiorców. Spróbujcie posłuchać OSTa do Silent Hill 1 - założe się że najwyżej co 10 osoba potraktuje to jako "normalną" muzykę do słuchania. A teraz weźmy SH3 - nie dość, że to już jest właśnie "normalna" muzyka do słuchania, to jeszcze doszedł wokal. Ot, mamy kilka śpiewanych kawałków. Rozwodził się nie będę, może w innym topiku. Grunt, że mi się to ogólnie ciut mniej podoba. Całe szczęście że muzyka z OSTa to kawałki tylko z przerywników filmowych. Bo w samej grze nadal gra nam stara dobra psychodela znana z 1 częsci. Walenie młotem w blachę, zarzynana świnia, zremiksowany płacz dziecka anyone?
"Monsters...? They look like monsters to you?"
Elementy walki i zagadek niewiele się zmieniły w stosunku do SH2, choć parę rzeczy jest innych. Nadal mamy dwa rodzaje poziomów trudności, ale zagadek jest zdecydowanie mniej. Walka za to stała się ostrzejsza, żywsza. Tu już mniej walczymy o przetrwanie (choć nadal nie jest łatwo), a bardziej bawimy się w eskterminację. Tym razem mamy więcej broni - katana, machinegun, itp To trochę spłyca rozrywkę, ale z drugiej strony ma doskonałe uzasadnienie w fabule. Więc jak ktoś nie gra w SH dla wyżywki (są tacy co tak robią? O_o), nie będzie narzekał. Potwory standardowo - symbolika musi być, plus odpowiednia dawka szajby przy projektowaniu.
"I'll be waiting, where all begins. In the town of Silent Hill."
Gra jest nieco inna od SH2 jak już mówiłem, bardziej "rozrywkowa", krótsza, intensywniejsza. Kto co woli, choć ogólnie polecam wszystkie części. Trójka daje nam niesamowitą przygodę pod względem audio-wizualnym, sporo chorych motywów, zakręconą fabułkę, przyjemne postaci, itd. Warto zagrać, choćby po to, żeby zobaczyć jak wygląda król survival horrorów.
Zresztą, warto zagrać w każdą z części (najlepiej we wszystkie po kolei
). Jedno jest pewne, wystarczy że zagracie w choćby jedną z części - Silent Hill ma to do siebie, że wciąga, chwyta i nie puszcza. Po chwili nie będziecie mogli żyć bez spaceru we mgle, bez przedzierania się przez mrok z latarką, bez burczenia i szumu w radyjku, a potem - potem będziecie znali całą mapę na pamięć, historię i dzieje miasta, aż na koniec zaczniecie sprawdzać czy przypadkiem takie miasto nie istnieje gdzieś w stanach. Psychoza i uzależnienie - skończycie jak większość tych, co zetknęli się z Silent Hill.
To tyle, wybaczcie długość, ale mnie już psychoza dość mocna wzięła, siedzę i odliczam dni do wypłaty żeby polecieć do sklepu po Silent Hill 4 The Room, żeby znów tam trafić, znów do tego miasta, do Silent Hill, do tego specjalnego miejsca, we mgłę, zatopić się we mgle,
we mgle
i w mroku