Halo: Cryptum - Greg BearŚwiat Halo omijał mnie konsekwentnie aż do zeszłego roku, gdy na próbę ściągnąłem sobie pierwszą część gry. Jakieś trzy tygodnie później, mając już na koncie zaliczone wszystkie gry z głównej serii, dotarło do mnie, że chyba zostałem fanem
Nie przełożyło się to jednak na moje zainteresowanie książkami, których jest sporo. Wszyscy chyba wiemy, jaką jakość prezentują książki poszerzające - bądź adaptujące - wydarzenia z gier komputerowych. Nie ciągnęło mnie. Plus, w Polsce wydana była chyba tylko jedna (z 40+), co oznaczałoby sporo kosztów i zachodu... jak na zapewne lichej jakości paperbacki.
Potem zdarzyły się trzy rzeczy. Po pierwsze, premiera Halo: Infinite, czyli najnowszej części gier, która weszła mi wybornie.
Po drugie, premiera serialu, który może i swoje wady miał (jako adaptacja oraz jako po prostu serial), ale były one dla mnie totalnie nieważne, podobał mi się bardzo, lata minęły odkąd ostatnio tak się ekscytowałem kolejnymi odcinkami jakiegoś serialu. To pobudziło mój entuzjazm do Halo na tyle, że zacząłem się interesować książkami które wcześniej ignorowałem.
W końcu: po trzecie, zdecydowałem się zrobić drugie podejście do ebooków i kupiłem sobie czytnik. Nie było już wymówek, trzeba było czytać
Na pierwszy ogień poszła trylogia Grega Beara o Forerunnerach, czyli coś dziejącego się tysiące lat przed akcją Halo i opowiadającego nam o czasach "obecnie" już legendarnych i słabo znanych. O twórczości Beara do tej pory miałem słabą opinię: dylogia "Radio/Dzieci Darwina" była bardzo nudna, "Prom kosmiczny 03" był bardzo nudny, a Star Warsową "Planetę życia" od zawsze zaliczałem do jednej z najsłabszych książek z uniwersum. A tu niespodzianka, w świecie Halo Bear się odnalazł. Nie nudził, czego się obawiałem. Narrację prowadził z punktu widzenia młodego Forerunnera, czas akcji osadzając blisko schyłku ich cywilizacji. Z jednej strony doceniam przybliżenie czasów, o których grając w gry dowiadywałem się niewiele (a ciekawiły mnie), z drugiej - to po prostu ciekawa opowieść, z dobrze zarysowanymi postaciami, światem, intrygą polityczną i zagrożeniem militarnym. Dobra space opera. Pojawiają się tu ludzie, ale są postaciami pobocznymi - takie odejście od humanocentryzmu to ciekawy zabieg, który nadał książce posmaku oryginalności.
4,5/6. Satysfakcjonująca lektura. Czytam już tom drugi i też jest dobrze. Budzi się we mnie potwór - potwór który mówi że chce je wszystkie, nie tylko kilka wybranych. Jeszcze walczę, ale nie wiem