autor: Fidel-F2 » śr 09.06.2021 9:35
Semper Fi! - W.E.B. Griffin
Harlequin dla facetów.
Pierwszy tom cyklu Korpus, opisującego losy amerykańskich marines w okresie II wojny i zaraz po. Zaczyna się fajnie. Wojska USA stacjonują w Chinach. Wojny jeszcze nie ma, ale podchodzą Japońców, zdarzają się jakie walki na noże, większe starcia, jakiś wywiad. Co prawda rzecz jest raczej na poziomie ogólników - np. bohater zdobywa informacje wywiadowcze, ale my dowiadujemy się, że to zrobił, a nie jak to robił. Po prostu wiemy, że jest miszczem i sobie poradził. Ogólna zasada jest taka, że im bliżej obyczajówki, tym szczegółów więcej, im bliżej wojny, tym stopień uogólnienia wzrasta. Mimo wszystko jest w miarę fajnie, ale potem główny bohater wraca do Stanów i wszystko się rozłazi. Zaczyna się obyczajówka na całego, jak z jakiej Dynastii czy innej Mody na sukces. Spotkania, koktajle, imprezy, luksusowe hotele, bzykanka i od czasu do czasu fasowanie munduru albo czyszczenie broni, może jakiś rozkaz, który bezwzględnie trzeba przedyskutować z przełożonym. Pisanie o Semper Fi! jako o powieści wojennej, to bardzo grube nadużycie.
Zastosowana narracja trzyma się w szyku. Bohatera co prawda spotykają, od czasu do czasu, jakieś drobne nieprzyjemności, ale poza tym jest w czepku urodzony. Zawsze znajdzie się wyższy rangą oficer łamane przez nadzwyczajne okoliczności przyrody i polityki, który przejrzy wredne knowania i uratuje bohatera przed niesprawiedliwością, na otarcie łez dokładając awans. Bohater nie przebiera w zdobyczach seksualnych, ale na stałe trafia mu się nadzwyczajnie piękna, przemądra, hiperbogata, wierna, uczciwa, pracowita i zaradna, a na dodatek dziewica. I owa..., no właśnie..., ujrzawszy bohatera zakochuje się bez pamięci i jeszcze tego samego wieczora (i wszystkich następnych) rzuca się w wir rozmaitych seksualnych wygibasów z zapamiętaniem potocznie przypisywanym parom króliczym. Łaskawy los obrzuca go gotówką i bogatymi przyjaciółmi, niczego mu więc nie brak, luksusowych kabrioletów nie wyłączając. I tak jest ze wszystkim, idylla. Kłody są pozorne, a wszystko za dotknięciem zamienia się w złoto. Nagminne są tanie, sentymentalne chwyty. Np. jeden z bohaterów dba o przyszłość synów. Dzięki przemyślności, udaje się ulokować ich w wojsku, w stopniach oficerskich. Jeden jest w armii, drugi we flocie. Kariery pewne i pożądane. I uwaga! Ten drugi dostaje w przededniu wojny przydział na USS Arizona. Wszyscy są dumni i się cieszą. Właśnie! Co i rusz dostajemy takie melodramaty w stylu Hollywood lat 50. - wyraźne, uteatralnione, z grubym makijażem.
Można zauważyć, jaką taką, krytykę wojskowych absurdów. Nie jest to naturalnie Paragraf 22, niemniej wyraźny akcent. Do tego trafia się humor, czasem odrobinę wysilony, taki wicie rozumicie, ale częściej, całkiem przyzwoity, zwykle sytuacyjny. Z dialogami bywa różnie, części należałoby się pozbyć bez mrugnięcia okiem.
Sumując. Pulpa jak stąd do Pearl Harbor. Obyczajówka przybrana w nieliczne wątki wojenne, a raczej quasi-wojenne. Niemniej jest to pulpa napisana dość sprawnie i można to czytać dla jakiego odprężenia. Zakładam, że dalsze części będą bardziej "wojenne", bo finał tego tomu zbiega się z japońskim atakiem na amerykańską bazę floty i lotnictwa na Hawajach, więc powinno "się dziać". Traktuję tę pozycję trochę jak szeroką ekspozycję przed właściwymi wydarzeniami.
Może trochę przesadnie, trochę w kategorii guilty pleasure, dam
6/10
jesteśmy z Alp alpakami
i kopyta mamy
nie dorówna nam nikt