Moderator: Wotan
Wotan pisze:kto jest bez grzechu niech pierwszy rzuci kamieniem... i basta!
Vampdey pisze:Kill Bill 1 & 2
Vampdey pisze:4 pokoje
Vampdey pisze:Od zmierzchu do świtu
Vampdey pisze:Pulp fiction
Vampdey pisze:Death proof
Vampdey pisze:Nie obejrzałem jeszcze "Jackie Browna" (czeka na biurku, ale jakoś nie wyszło ostatnio) i "Wściekłych psów"
Lucek pisze:Dla mnie Tarantino to melanż kiczu, groteski i surrealizmu. Niezbyt odpowiada mi taka mieszanka. Owszem w jego filmach można znaleźć fajne sceny, trochę absurdalnego humoru i niezłe kreacje aktorskie. Ale to moim zdaniem za mało żeby nazywać go geniuszem. Facet w filmach często szokuje i epatuje przemocą - ale czy poza waleniem po oczach wstrząsającymi scenami jest tam coś więcej? Czy może to tylko "błoto które stwarza pozory głębi".
RaF pisze:Ależ Tarantino nikt chyba nie przypisuje artystycznego zamysłu i boskiego natchnienia. Epatuje przemocą, operuje groteską i jest mistrzem kiczu; uznanie ma przede wszystkim jako rzemieślnik, a nie jako artysta. I, szczerze powiedziawszy, z biegiem czasu coraz bardziej preferuję ten kierunek, bo cały ten artyzm i różniste głębie jawią mi się jako przereklamowane.
Lucek pisze:Było coś o geniuszu , talencie. Nie zgadzam się z takimi opiniami. Tarantino jest reżyserem amerykańskim , a to jakby z definicji wyklucza coś więcej niż rzemiosło i komercję.
Lucek pisze:Tarantino jest reżyserem amerykańskim , a to jakby z definicji wyklucza coś więcej niż rzemiosło i komercję.
Lucek pisze:Nie wiem co dokładnie masz na myśli pisząc o artyzmie i do czego pijesz.
Karol Wojciechowski pisze:Dość zabawne jest to stwierdzenie że każdy amerykański reżyser to tylko rzemieślnik bez wiekszych aspiracji, a co do komercji to cóż może zburze twoje poglądy ale nie ma zupełnie nie komercyjnych reżyserów, każdy z nich oprócz przesłania które umieszcza w swoim filmie, liczy także na sławe i pieniądze nawet jeśli głośno o tym nie mówi. Jak to śpiewał Kazik niegdyś "wszyscy artyści to prostytutki...".
RaF pisze:Lucek pisze:Nie wiem co dokładnie masz na myśli pisząc o artyzmie i do czego pijesz.
Piję do tego, że w powszechnym mniemaniu panuje założenie, że dobry film = dzieło artystyczne. I na odwrót: dzieło artystyczne = dobry film. Piję do tego, że jest to założenie bez żadnych przesłanek, i do tego, że większość ludzi pewnie nawet nie ma pojęcia, co to jest ten artyzm - i w sumie trudno się dziwić, bo ja też nie mam pojęcia.
I nie mam pojęcia, dlaczego dobry film koniecznie ma mieć przesłanie. Po co? Tarantino nie bawi się w takie pierdółki, tworzy po prostu widowisko: brutalne, wręcz dekadenckie.
Pamiętam artykuł, w którym Tomasz Raczek i Zygmunt Kałużyński rozprawiali nad Kill Billem i dopatrywali się w sączącej się z niego brutalności jakiegoś przewrotnego katharsis - po kiego wała? Czy naprawdę trzeba rozpatrywać film jako jakiś abstrakcyjny przekaz z duszy twórcy?
Właśnie do tego piję w słowie 'artyzm' (i w pokrewnym 'sztuka').
Lucek pisze:Jak może zauważyłeś czytając to co ja napisałem twoje "picie" nie powinno być skierowane do mnie.
Lucek pisze:Dla mnie Tarantino to melanż kiczu, groteski i surrealizmu. Niezbyt odpowiada mi taka mieszanka. Owszem w jego filmach można znaleźć fajne sceny, trochę absurdalnego humoru i niezłe kreacje aktorskie.
Lucek pisze:Ale to moim zdaniem za mało żeby nazywać go geniuszem. Facet w filmach często szokuje i epatuje przemocą - ale czy poza waleniem po oczach wstrząsającymi scenami jest tam coś więcej? Czy może to tylko "błoto które stwarza pozory głębi".
Nishtka pisze:a nie zauważyłeś, że ta pseudoprzemoc to tak naprawdę tony keczupu rozlewającego się we wszystkich kierunkach?!... przecież właśnie o to chodzi, o wyśminei holywoodzkiej przemocy, pokazywanej bardzo naturalistycznie i w ogóle... a jednak u Quentina to nie jest makabra, jak na to odpowiednio spojrzeć, to jest to nawet na swój sposób zabawne, takie jest moje zdanie...
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 3 gości