Lustracja to igrzyska dla ludu: dajmy im coś, czym się zaaferują i przestaną zadawać niewygodne pytania w rodzaju 'Gdzie to tanie państwo?' (albo, co gorsza, tacy, co znaleźli tanie państwo poza granicami, zaczną cytować prezydenta, gdy ich przyjedzie odwiedzić);
największy problem lustracji to nie jest nawet to kto, jak i gdzie lustruje, ale jaki mamy stosunek do materiałów na podstawie których oskarżamy... nagle się okazuje, że wszystko, co tam jest zapisane jest najprawdziwszą prawdą i oskarżamy tylko na tej podstawie (choć ludzie zapierają się, że są 'czyści', teczki 'niezbicie' dowodzą...)...potem, równie nagle, okazuje się, że jest jeden wyjątek od reguły, dziwnym trafem - nasz premier...
powiem wprost: nie mam żadnego zaufania do teczek; mam wielki problem z uwierzeniem, że wszystko było pisane zgodnie z prawdą, że niektórych agentów nie ukrywano jako obserwowanych, że dawanie ogona to tylko szpiegowanie, a nie wymiana informacji i, z drugiej strony, że każdy 'umoczony' teczką jest winien - nie mam problemu z wyobrażeniem sobie stworzenia teczki tylko po to, żeby wyrobić sobie haka na kogoś za jakiś czas...teczka nieprawdziwa? a kto zaprzeczy? przecież wszystkie informacje na firmowych drukach, podpisy, oficer prowadzący, a podpis delikwenta nie jest tak trudno podrobić (choć przecież mamy szereg teczek bez deklaracji podpisanej przez domniemanego agenta, a wszyscy i tak już osądzają człowieka) albo przenieść z innego dokumentu...
problemem lustracji jest dla mnie właśnie brak zaufania do dowodów win i zasług...
jest oczywistym, że ze służbami współpracowała cała masa ludzi, we wszystkich sferach życia, na każdym szczeblu; jest oczywistym, że nie robili tego raczej dla idei, ale albo z zysku, albo ze strachu;
jest oczywistym, że powinno się rozliczyć takie postępowanie, ale ja po prostu nie wierzę, że potrafimy to zrobić właściwie;
jako, że lustracja to, jak napisałem, igrzyska dla ludu, dziennikarzom rzucane są co jakiś czas pikantne fragmenciki: a to duchowny w przede dniu wielkiego wydarzenia, a to znany dziennikarz, niedługo może aktor, człowiek estrady - tak, żeby zająć uwagę i nie myśleć o seksaferach, kompenetnych szefach NBP czy maturalnym bublu...takie działania sprawiają, że chce mi się wyć z wściekłości, bo włodarze mojego ukochanego kraju traktują mnie jak idiotę, któremu rzucą paciorki a sami dalej będą ośmieszać kraj za granicą i nic dla niego nie zrobią;
lustrować czy nie lustrować? tak, ale niech robią to historycy, a nie politycy czy dziennikarze...tylko osoba biegła w zakresie archiwaliów jest w stanie choćby jako tako oceniać wiarygodność materiałów, dokonać krytyki źródeł, badać, czy dane zawarte w teczce x mają potwierdzenie w y i z;
kogo lustrować? ludzi, którzy mają duży wpływ na nasze życie; dość szeroka definicja, ale chodzi tu przede wszystkim o polityków; organizacje wyznaniowe powinny to zrobić, ale z własnej woli, nie przymuszane jakimiś dekretami czy ustawami - nie chodzi tu tylko o KK, ale wszystkie kościoły i wyznania, jak dla mnie powinno to objąć wszystkie; prawdopodobnie ludzie kultury i mediów, ale tutaj też raczej widziałbym miejsce dla inicjatywy oddolnej, niż narzucanie czegoś z góry;
komu służy aktualne zamieszanie? o tym już pisałem wcześniej, więcej żółci nie będę wylewał
wreszcie pytania JC:
Wołoszański autorytetem moralnym nie był, nie jest i raczej nie będzie; żaden dziennikarz nim dla mnie nie jest/ był, bo autorytet moralny to dla mnie znacznie więcej, niż wszystko co wiem o dziennikarzach - a wiedzieć więcej nie odczuwam potrzeby
czy stracił w moich oczach? nie specjalnie: wierzę, że mogło to go zaciekawić, nie wierzę, że nie miały znaczenia pieniądze, jakie dostawał, a oceniać będę, jak wiadomo będzie co dokładnie robił: inaczej ocenię analizy sytuacji politycznej na wyspach, inaczej szpiegowanie przyjaciół...
drugie pytanie chyba znalazło już odpowiedź w poście, zaś co do spełniania przez lustrację swojej roli to przekornie zapytam: a jaką ma rolę? jako igrzyska spełnia się znakomicie, jako forma wymierzenia sprawiedliwości po latach mocno kuleje
pozdrawiam
We've all been raised on television to believe that one day we'd all be millionaires, and movie gods, and rock stars. But we won't. And we're slowly learning that fact. And we're very, very pissed off.