Campbell, Jack - "Zaginiona flota. Nieulękły" (2020) :: Sprawdź komentowaną ksiażkę.

Tutaj możesz komentować pojawiające się w naszym serwisie literackim wiadomości

Moderatorzy: Vampdey, Tigana, Shadowmage, Achmed

Campbell, Jack - "Zaginiona flota. Nieulękły" (2020)

Postautor: Shedao Shai » pn 06.12.2021 10:44

Odkąd lata temu umarły Star Warsy, tkwi gdzieś tam we mnie potrzeba wkręcenia się w jakąś serię gdzie jest kosmos i jest epicko, wiecie: ratowanie świata, piu piu z laserków i tak dalej. Słowem: szukam space opery, militarnego sci-fi, jak zwał tak zwał. Nie oczekuję wiele, to ma być guilty pleasure a nie literacki Olimp. Jakiś czas temu dałem szansę Honorverse Webera, ale po trzech tomach odpadłem; czułem się, jakbym czytał w kółko tą samą książkę, a wieczne pochwały wspaniałej Honor zaczęły budzić już we mnie odruch wymiotny. Szkoda, bo wiązałem z tą serią nadzieję.
Gdzieś tam egzystuje Drageus, ale ich książki wyglądają mi na takie, które nie byłyby w stanie spełnić nawet moich niewielkich oczekiwań. I tu przyszła Fabryka Słów z ich Zaginioną Flotą. Dwa cykle - łącznie 11 książek, kolejna trylogia właśnie wychodzi, do tego autor napisał jeszcze czterotomowego spinoffa i właśnie zaczął kolejną serię sequelową. Dużo i o to mi chodzi. Skusiłem się.

Opisuję tu tomy 1-2, ponieważ przeczytałem je tak szybko, że już nieco zlały mi się w pamięci.

Zaginiona Flota spełnia moje oczekiwania, choć ledwo-ledwo. Na wstępie zaznaczam, że nie są to pozycje które poleciłbym komukolwiek na Katedrze; jeśli szukacie jakościowej literatury, to możecie w tym miejscu przestać czytać i nie marnować czasu :D

Fabuła osadzona jest w dalekiej przyszłości, gdzie nasze czasy określone są w którymś miejscu jako "starożytność". Ludzkość rozprzestrzeniła się w kosmosie, potworzyły się frakcje, a dwie największe - Sojusz i Syndykat - od stu lat są w stanie wojny. Sojusz to "nasi", z ich perspektywy śledzimy fabułę. Syndykat to "ci źli", czyli w skrócie: dyktatura, totalitaryzm, opresja, cenzura, zerowa wartość życia własnych obywateli i tak dalej. Szablonowe Złe Imperium.
Z drugiej strony, po stu latach wojny morale Sojuszu też się mocno stoczyło i jego wojskowi też bardziej przypominają krwiożerczych morderców niż żołnierzy. I w sumie poniekąd mnie to przekonało: sto lat wiecznego konfliktu i wyniszczeń powinno odcisnąć na walczących spore piętno. No i odcisnęło.

Syndykat właśnie zwabił większość floty Sojuszu w pułapkę. W takich oto warunkach odnaleziona zostaje kapsuła z zahibernowanym Johnem Gearym, legendarnym kapitanem, uważanym za poległego na początku konfliktu. W skutek śmierci całej admiralicji, John zwany też Black Jackiem staje na czele floty z misją uratowania czego się da i powrotu na terytorium Sojuszu.

Tak zaczyna się fabuła pierwszego tomu i - o ile się orientuję - zamiarem jest, że przez cały sześcioksiąg flota będzie się przebijać, tocząc po drodze różne batalie i biorąc sidequesty.

Z początku do postaci Geary'ego podchodziłem z przerażeniem, bo zanosiło się na powtórkę z Honor - czyli postaci tak wyidealizowanej, tak nieznośnie perfekcyjnej, że przekonałaby do siebie chyba tylko trzynastoletniego czytelnika który wyobraża sobie, że tak właśnie buduje się ciekawą postać. Badass do sześcianu.
I oczywiście trochę tak z Black Jackiem jest, ale nie do końca. Czytam właśnie tom trzeci i jeszcze nie zdążył mnie zdenerwować. Popełnia czasem błędy, wątpi w siebie. Nie jest to specjalnie ambitnie zarysowana postać, ale też nie odnosi się wrażenia, że autor onanizował się podczas pisania na samą myśl o jej wspaniałości.

Głównym problemem Black Jacka, człowieka z innej epoki, mentalnościowo zbliżonego do nas, a nie dla osób mu współczesnych, jest fakt, że podlegli mu wojskowi są idiotami. Taktyka wojsk Sojuszu sprowadza się do: huzia na Józia, lecim napier...ć i zostawić po sobie piękne trupy. Ogromne znaczenie ma honor, a honor jest wtedy, kiedy jesteś agresywny, walczysz, a nie kiedy np. robisz odwrót, czy używasz mózgu, żeby opracować jakąś taktykę. Serio, tak jest. Toteż pomysły Geary'ego, mimo że dla nas - oczywiste - okazują się sensacyjne, obrazoburcze, kontrowersyjne, ale i skuteczne. Trochę śmiesznie się to czyta, trochę się człowiek krzywi, widząc jak kwiat oficerski floty przyszłości jest zszokowany podstawowymi konceptami walki. Takimi, wiecie: dobrze jest nie zginąć xD

Wśród oficerów-idiotów są oczywiście tacy, którzy powątpiewają w kontrowersyjne taktyki Black Jacka i podgryzają go gdzie tylko mogą, a bunt jest realną opcją która gdzieś tam się przewija. Są jednak też i tacy, których porwała legenda wielkiego Black Jacka powracającego ze zmarłych żeby uratować flotę w godzinie największej potrzeby.

Postacie rysowane raczej od szablonu, ale wzbudzają jakieś tam emocje, nie drażnią, czasem budzą sympatię (kapitan Desjani).

No i tak sobie lecą, walczą, uciekają, kombinują i tak dalej. Autor dba, żeby czytelnik się nie nudził. Stosuje raczej standardowe wybiegi fabularne, ale nie męczy, utrzymuje to na takim poziomie, że chce się czytać dalej. Nie mylmy z: wciąga.

Jest to takie przygodowe czytadełko z ostrym zacięciem militarnym. Czyta się lekko i szybko. Balansuje na granicy spełniania moich oczekiwań, nigdy nie wznosi się ku zachwytowi, ale daje jakąś tam frajdę. Mam to, co chciałem... ledwo ledwo, ale jednak. Sądzę, że dokończę sześcioksiąg, a może i dam szansę dalszym seriom.

2,5/6
Awatar użytkownika
Shedao Shai
Wielki Książę
Wielki Książę
 
Posty: 3686
Rejestracja: sob 06.03.2004 15:20
Lokalizacja: Wrocław

Wróć do Komentarze i opinie

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Bing [Bot] i 27 gości