RaF pisze:Sęk w tym, że 'science' jest rzeczą znacznie ściślej zdefiniowaną niż magia, która ze swojej natury jest takim tworem nieokreślonym. Metodą pisania SF jest albo bazowanie na lukach w wiedzy (gros spraw związanych z takimi np. podróżami międzygwiezdnymi), albo siłowym wykrzywianiu i modyfikowaniu tejże wiedzy do swoich potrzeb (vide 'Inne pieśni').
Wydaje mi się, że napisałem czym jest sf i nie musi ono bazować na nauce - sf socjologiczna, rozwijająca trendy współczesnego świata bazuje tylko na obserwacjach tego, co się obecnie dzieje (choć nie przeczę, to samo czasem przyświeca autorom fantasy - na przykład w Tad Williams o tym opowiadał na Polconie i w wywiadach - tyle, że gubi się to i jest trudniej dostrzegalne pod płaszczykiem magii i odmienności). A jednak nie potraktujesz takiej książki jako fantasy tylko sf, nie?
RaF pisze:EDIT: Ho, definicje. Dla mnie rzecz jest prosta: jest magia - ergo fantasy.
Ale czy tylko magia? Czy nie fantasy, w której magia nie występuje? Chyba, że za magię uznajemy także kreację odmiennego świata.
kurp pisze:Odwołałem się tylko do przewijającej się tu granicy opartej na odwołaniu do przeszłości lub przyszłości - wg tego kryterium plus uwagi Vampa, "LRiS" to fantasy
Hmm... trochę dziwne dla mnie to kryterium. Czyli: Zmiana historii i akcja w przeszłości to fantasy, a zmiania w przeszłości i akcja współcześnie/w przyszłości, to już SF? A w "LRiS" jest jeszcze trudniej, bo akcja zaczyna się w przeszłości, ale kończy się współcześnie - albo nawet w nieodległej przyszłości.
kurp pisze:Może problemem fantasy nie jest niedobór oryginalności, ale właśnie niesprawiedliwe zdefiniowanie tego gatunku jako "spadkobiercy Howarda czy Tolkiena", co automatycznie zawęża go do rzeczy z definicji wtórnych?...
Po części na pewno masz rację, choć z drugiej strony nie do końca... bo osobiście zaliczam do fantasy pozycje, które znacząco odbiegają od korzeni. Takie "Wieki światła" czy "Córka żelaznego smoka" są zupełnie inne (O Mieville'u już pisano więc nie będę go wymieniał), a jednak dla mnie są fantasy - może nieco udziwnioną, odmienną, ale jednak łatwą do zdefiniowania. A może problem leży w definicji, ale od drugiej strony? Może autor chcąc napisać fantasy boi się eksperymentów i wpasowuje się w ścisłe ramy? Owszem, może to świadczyć o kiepskiej wyobraźni (niezły klops u autora fantastyki, nie?), że można napisać coś innego niż tylko powielać schematy, robić ich własne wariacje.
Jakub Cieślak pisze:A na jakiej podstawie "Lód" został uznany za powieść s-f a nie fantasy? Kiedy s-f staje się fantasy, a kiedy fantasy staje się s-f? W końcu jeżeli mamy jakąś wymyśloną rzeczywistość osadzoną w przeszłości, do tego są-powiedzmy- smoki, jakieś tam magiczne zdolności, ale oprócz tego ktoś biega z karabinem laserowym. Czy wtedy jasne jest dla wszystkich, że jest to s-f?
Zacznę od końca. Wydaję mi się, że we wszyscy tutaj się zgodzili, że obecność magii definiuje fantasy, nawet jeśli sceneria jest przyszłościowa. Czasem oczywiście jest to kwestia odmiennej nazwy: nazwanie umiejętności powiedzmy telepatią i dowalenia akapitu o tym jak się rozwinęła (np. w sposób genetyczny) u ludzi sprawia, że zdolność paranormalna, magiczna staje się umocowana naukowo. I zmienia się afiliacja gatunkowa powieści.
"Lód" (czy "Inne pieśni" nawet, choć trochę mniej) natomiast jest całkowicie umocowany w rożnego rodzaju teoriach. Element ponadnaturalny jest ich przedłużeniem, niejako materialnym świadectwem. I dlatego mimo wszystko bliżej mu do sf niż fantasy, choć jest to jedna z tych książek, które umykają klasyfikacjom.
Jakub Cieślak pisze:Być może czasem w błąd wprowadza nas autor/ wydawca (a raczej dział marketingowy wydawcy) samemu definiując przynależność danej publikacji do konkretnego gatunku choć tak naprawdę jest to kompletna bzdura. A wszystko dlatego, że na przykład autor nie chce być identyfikowany z tym gatunkiem, albo wydawcy bardziej kalkuluje się to sprzedawać jako s-f.
Owszem, masz trochę racji. Może być też tak, że dany pisarz "od zawsze" pisze sf i jeśli nawet popełni coś bliskiego fantasy, to i tak będzie to rozpatrywane pod kątem jego wcześniejszej twórczości. Do sf może przypisywać tylko kilka, zupełnie nieznaczących elementów (wzmiankowanie, że dzieje się to na obcej planecie; gadżet techniczny; osoba z zewnątrz).
Poza tym, jak powiedział Clarke (chyba, bo niektórzy przypisują to Asimovowi i nie wiem która wersja jest prawdziwa): odpowiednio rozwinięta technika niczym nie różni się od magii. Szczególnie dla prymitywnego odbiorcy. To już nawet w Kanie było, że w świecie rodem z fantasy były całe cywilizacje kosmiczne z super gadżetami, które rozbiły się na planecie bohatera jeśli mnie pamięć nie myli.