El Lagarto pisze:W Internetach wyczytałem, że pani Emily Gerard nazywała się w rzeczywistości Emily de Laszowska Gerard, gdyż jej mąż był Polakiem (oficerem armii austro-węgierskiej).
Po polsku chyba nic nie wydała...
Pewnie nie, choć ręki nie dałbym sobie uciąć - w starych gazetach można znaleźć prawdziwe "skarby". Wczoraj znalazłem opowiadanie (dość długie) Lorda Dunsany drukowane w czterech odcinkach w Dzienniku Poznańskim w 1911 roku. Inne jego opowiadanie, tłumaczone przez Ludwika Jerzego Kerna, było w Przekroju w 1964. Znalazłem jeszcze opowiadanie Lorda Dunsany, ale podróżnicze, w miesięczniku Naokoło Świata z 1926 roku. Sądzę, że w starej prasie jeszcze niejedna ciekawostka się kryje.
Link Ci się rozwalił - a znalazłeś rzecz interesującą; można szukać po tytule:
Katarzyna Gmerek,
Emily i Dorothea Gerard - nieznane pisarki szkockie w Polsce, Biblioteka, t. 9 (18), 2005, s. 11-26.
PS
Sprawdziłem tego
Księgowego Sheckley'a. Jest szkoła magii, fragment:
Pan Dee zacisnął pasek, pospiesznie wepchnął koszulę w spodnie i otworzył frontowe drzwi. Stała w nich pani Greeb, nauczycielka jego syna z czwartej klasy podstawówki.
— Proszę, pani Greeb — powiedział Dee. — Czy mogę zaproponować pani coś do picia?
— Nie mam czasu — odpowiedziała pani Greeb. Stała w przedsionku, podpierając się pod boki. Ze swoimi siwymi rozczochranymi włosami, podługowatą wychudzoną twarzą, długim nosem i rozbieganymi oczami o czerwonych źrenicach wyglądała dokładnie jak wiedźma. Co gorsza w tym wypadku wszystko się zgadzało, ponieważ pani Greeb była wiedźmą.
— Przyszłam, żeby porozmawiać o pańskim synu — oznajmiła.
W tej samej chwili pani Dee przybiegła z kuchni, wycierając ręce w fartuszek.
— Mam nadzieję, że nie jest nieposłuszny — powiedziała z niepokojem.
Pani Greeb prychnęła złowróżbnie.
— Dzisiaj przeprowadziłam testy sprawdzające z całorocznego materiału. Syn państwa oblał je z kretesem.
— O mój Boże! — wykrzyknął pan Dee. — Jest wiosna. Być może…
— Wiosna nie ma tu nic do rzeczy — stwierdziła wiedźma. — W zeszłym tygodniu przerabiałam z nimi Wielkie Czary Cordusa, paragraf pierwszy. Zdajecie sobie państwo sprawę, jakie są łatwe. A on nie nauczył się nawet jednego z nich.
— Hmm — stwierdził treściwie pan Dee.
— Jeśli chodzi o biologię, on nie ma zielonego pojęcia, jakie są podstawowe zioła, używane do czarowania. Zielonego pojęcia — zżymała się nauczycielka.
_______________________
http://seczytam.blogspot.com