autor: Obłęd » sob 23.03.2024 8:20
Mgła - Anna Brzezińska
Biorąc tę książkę do ręki nie spodziewałem się wielu rzeczy.
Nie spodziewałem się, że trafię na powieść awangardową, skupioną na narracji a odrzucającą repetytywne, fabułocentryczne wzorce.
Nie spodziewałem się, że pod względem formy i konstrukcji Brzezińskiej będzie bliżej do “Jesieni patriarchy” Marqueza, “Bram raju” Andrzejewskiego czy próz Bernharda i Faulknera, niż do klasycznej prozy historycznej czy fantastyki.
Nie spodziewałem się również, że jednym z kluczy interpretacyjnych będzie dla “Mgły” bachtinowska koncepcja karnawalizacji. Karnawał jest bowiem wykorzystywany przez Brzezińską z jednej strony wprost (ma miejsce na kartach powieści), z drugiej zaś, struktura całej książki podlega jego rygorom. Stąd te wszystkie rozchwiania, dygresje, brak hierarchii i klasowych podziałów, desakralizacja, familiarno-jarmarczny charakter opowieści, mezalianse i profanacje, w których uczestniczą bohaterowie. Jest to jednak karnawał nietypowy, bo pamiętajmy, że sam obrzęd nie miał na celu wyłącznie stanowienia opozycji dla oficjalnej kultury. Karnawał miał sens terapeutyczny, miał działać jak katalizator. U Brzezińskiej natomiast o żadnej terapii nie może być mowy. Città di Sant’Angelo nawiedza karnawał mroczyn, zdewaluowany, przekraczający swoje granice, wymykający się spod kontroli ze względu na różne polityczne (i nie tylko) wydarzenia. I co jeszcze ciekawe, Brzezińska nie próbuje rysować domkniętego cyklu karnawału, z elementami restytucji (bo w karnawale, po momencie śmiechu, nadchodzi jak nie powrót do starych wartości, to ustanowienie nowych). My doświadczamy natomiast rozpadu i entropii – miasta, historii, karnawału, mitu założycielskiego, opowieści. I jedyne czego może delikatnie mi brakuje, to uspójnienia na linii narracja-karnawał, bo skoro upada miasto i jego historia, to może warto żeby narracja również się rozpadła?
Tym samym, nie spodziewałem się, że głównym bohaterem będzie zarówno miasto jak i narracja o nim; że losy postaci i ich perypetie będą drugorzędne, w tym sensie, że stanowią wyłącznie tło dla portretu Città di Sant’Angelo, a nie samodzielne, odrębne całości. Stąd też tyle wtrąceń, zmian perspektywy, dynamizmu, dygresji i składowych, które pozornie zaburzają odbiór opowieści. Pozornie, bo jeśli przyjrzymy się dokładniej, to zauważymy, że to co wydaje się rozedrganiem na poziomie postaci, jest tak naprawdę nowym rytmem nadającym dźwięczność całej narracji. I owszem, tak inny a jednocześnie spójny koncept będzie stał najprawdopodobniej w kontrze do oczekiwań i wyobrażeń czytelników, bo dla wielu taka kontrintuicyjna kalibracja nie będzie łatwa. Nie jest to jednak zarzut do samej narracji, wręcz przeciwnie.
Nie spodziewałem się również tak twardego odbicia od tej książki po stronie recenzentów. Uprawiają oni na ten moment krytykę bezzębną, używając argumentów – mówiąc oględnie – chybionych. Tu trzeba podkreślić, że inną logiką i dynamiką rządzą się utwory, które podporządkowane są fabule, opowieści i historii, inną zaś te, które za nadrzędną uznają narracje, a jeszcze inną te, których fundamentem jest język. Próba wartościowania literatury przez pryzmat wytycznych nieprzystających do danego typu twórczości, jest skazana na porażkę i nie ma większego sensu. Nie oceniamy tymi samymi kryteriami prozy Fossego, co przygodowych utworów fantasy. Nie recenzujemy prozy realistycznej kryteriami prozy modernistycznej. Nie wartościujemy dzieł z zakresu nouveau roman kryteriami realistycznymi. Nie zarzucamy “Ćwiczeniom stylistycznym” Queneau, że wykreowana przez niego postać jakoś nie chce się wpisać w schemat podróży bohatera; nie czynimy również zarzutu, że autor poświęcił zbyt mało uwagi budowaniu psychologii postaci… Na odbiorcy – szczególnie takim, który o literaturze pisze i próbuje dzielić się ocenami – ciąży zadanie rozpoznania czytanego tekstu i zastosowaniu kontekstów, które będą pomagały utwór zinterpretować. Rozpoznanie niewłaściwe (co nie znaczy, że istnieje jedno uniwersalne!), będzie dawało absurdalne wyniki. Dlatego te wszystkie utyskiwania na niedostatki fabularne, brak konfliktu, powolną akcję, "słaby finał", wydmuszkowatość, męczący język etc., są po prostu dość dużym nieporozumieniem.
Nie spodziewałem się też tego, że dla wielu wyzwanie będzie równoznaczne z rozczarowaniem, a to jednak przykra konstatacja.
Mogłem się natomiast spodziewać, że Anna Brzezińska napisze rzecz znakomitą. I mam skrytą nadzieję, że w zasięgu “Mgły” będzie podium w nagrodzie Żuławskiego oraz nominacja do przynajmniej jednej nagrody mainstreamowej.
Chapeau bas, dla Anny Brzezińskiej
9/10
Ostatnio zmieniony sob 23.03.2024 17:17 przez
Obłęd, łącznie zmieniany 1 raz