A to jest jakaś zasada, że coś ogólnie uznanego za dobre musi i mi się podobać?
Przestawiona rzeczywistość na siłę udziwniona, tak samo bohater (haker-samuraj-dostarczyciel pizzy - wtf?), fabuła w zasadzie jak z powieści sensacyjnej (a ja nie lubię powieści sensacyjnych) - i tyle. Fajnie, że jest to taka fantastyka lingwistyczna (a lingwistyka, mimo że bardzo ciekawa dyscyplina, jest zaniedbywana w fantastyce), do tego gęsto podlana mitologią sumeryjską (którą się kiedyś fascynowałem) - tyle że wszystko to zostało wsadzone w powieść, która mnie wymęczyła.
W DW świat też nieszczególnie mnie urzekł, tak samo był zresztą na siłę udziwniony, ale fabuła była ciekawsza, postaci sympatyczniejsze, a humor przedni - kiedy pojawiała się Nell, boki można było zrywać. No i do końca powieści dotarło się błyskawicznie. A "Zamieć" - cóż, wielki zawód.
"Diese nadmierne sformalizowanie starożytnego prawa zeigt Jurisprudenz jako rzecz tego samego rodzaju, als d. religiösen Formalitäten z B. Auguris etc. od. d. Hokus Pokus des znachorów der savages" -- Karol Marks