Shedao Shai pisze:Janusz, gdzie recka? Już prawie miesiąc od premiery, ktoś tu się obija!
Sorry, zapomniałem o tym, jeśli dalej masz ochotę się zapoznać. Napisałem ją na LC a Twojego przypomnienia nie zauważyłem, bo często na forum patrzę tylko na komentarze. Moja wina.
Kopia poniżej. Lekko zaspoilerowana. Jeśli wolisz skrót to tutaj:
jestem zachwycony Powrót do świata Malazańskiej Księgi Poległych był zapewne dla Stevena Eriksona zarówno pokusą jak i źródłem obaw co do reakcji czytelników, tym bardziej, że napisane w znacznie bardziej patetycznym stylu książki powstałe po zakończeniu cyklu nie odniosły oczekiwanego sukcesu wydawniczego. Porównania z dziesięciotomową MKP z pewnością są nie do uniknięcia i muszę przyznać, że mocno się ich obawiałem. Niesłusznie. Steven Erikson wrócił do tego co udawało mu się najlepiej: wielowątkowych powieści przygodowych z dynamiczną akcją, niezwykle skomplikowanym światem i zestawem bohaterek i bohaterów, wobec których trudno pozostać obojętnym. Uprzedzam jednak lojalnie, że czytając tę opinię nie macie co liczyć na obiektywizm z mojej strony, gdyż nieustająco uważam, że Erikson stworzył najbardziej atrakcyjny świat fantasy w historii tej literatury a jego powrót do tego świata po prostu nie mógł mi się nie spodobać. Tym bardziej, że jest to powrót więcej niż udany. Książka przedstawia historię znacznie skromniejszą fabularnie niż poszczególne tomy MKP i ograniczoną w większości do niewielkiego obszaru jednego kontynentu i przypomina najlepsze tomy głównego cyklu.
Będę się starał unikać istotnych spoilerów, ale kilka rzeczy muszę zdradzić.
Fabuła "The God Is Not Willing" nawiązuje bezpośrednio do wydarzeń opisanych w "Domu Łańcuchów" i historii pełnej mordów i gwałtów wyprawy trzech wojowników z plemienia Teblorów do bardziej cywilizowanych rejonów kontynentu Genabackis. Po latach roztapiają się pradawne lodowce i grożą zagładą Teblorom, którzy uwolniwszy się od handlarzy niewolników planują zemstę i nową wojnę z mieszkańcami północnej części kontynentu Genabackis i słabnącym Imperium Malazańskim. Malazańskie armie kontynuują swoje podboje pod wodzą nowego cesarza Mallicka Rela, dokonując przy okazji interesujących zmian w swojej strukturze, taktyce wyszkoleniu i zakresach zadań. Czytelnicy, którzy polubili Podpalaczy Mostów i Łowców Kości znajdą w tej powieści ich godnych następców we wszystkich możliwych wersjach. Głupich, sprytnych, lojalnych, szaleńczo odważnych, śmiesznych i szalonych. W treści powieści łatwo jest też znaleźć mnóstwo innych odniesień do pozostałych książek ze świata MKP, również tych napisanych przez I.C. Esslemonta. Pojawiają się one nie tylko jako wzmianki o różnych wydarzeniach, miejscach i postaciach, podawane nierzadko we wzajemnie sprzecznych wersjach, stanowiących podstawę nowych legend i mitologii. Występują także w samej konstrukcji świata, który przetrwał magiczną konwergencję i przemianę, pojawili się w nim nowi bogowie i ascendenci a skutki (od drobnych po katastrofalne) niedawnych wydarzeń objawiają się we wszystkich warstwach rzeczywistości i formalnej strukturze nowych magicznych grot. Kto zechce dopatrzy się nawet analogii do zmian klimatycznych na Ziemi
. Ta ciągłość wydarzeń i dynamika opisanego świata sprawiają, że pierwszy tom nowej trylogii odebrałem jako ścisłą kontynuację MKP lub po prostu jako jedenasty tom cyklu. Efekt ten wzmacnia występowanie w powieści postaci znanych z MKP, jak choćby Trzpień z dawnych Podpalaczy Mostów, dawny handlarz teblorskimi niewolnikami Damisk, Anomander Rake czy Ogary Cienia. Może to być pewien problem dla nowych czytelników, bo bez znajomości choćby "Domu Łańcuchów" nie wszystko będzie dla nich zrozumiałe a znaczenie epizodycznych działań postaci opisanych w MKP będzie bez kontekstu całkowicie niejasne. Erikson starał się najistotniejsze wydarzenia przypomnieć na różne sposoby i w sumie mu się to udało, ale z pewnością nowi czytelnicy zupełnie inaczej będą odbierali fabułę niż ci, którzy MKP przeczytali i wiedzą co się wcześniej działo. Nawiązań jest zbyt wiele by można je było zignorować. Nie jestem całkiem pewien czy to wada czy zaleta tej książki - może nieznajomość dawnych wydarzeń z udziałem Teblorów zwiększy liczbę tajemnic, które nowi czytelnicy i czytelniczki będą musieli rozszyfrować i stanie się to dla nich dodatkową atrakcją? Nie da się jednak ukryć, że może to także znacznie podnieść próg wejścia tej powieści. Osobiście uważam jednak, że odkrywanie tajemnic niespotykanie złożonej rzeczywistości tego świata było dla mnie zawsze najbardziej atrakcyjną cechą twórczości S. Eriksona.
Fabuła książki składa się z kilku wątków stopniowo koncentrujących się wokół postaci Ranta, syna samego Karsy Orlonga, nazywanego obecnie Bogiem ze Strzaskaną Gębą (oczywiście nie gwarantuję, że Michał Jakuszewski tak przetłumaczy jego nowe imię w polskim wydaniu). Nie zdradzę też tu wielkiej tajemnicy ujawniając, że sam Karsa w książce bezpośrednio się nie pojawił, ale wszystko co się w niej działo miało bezpośredni związek z jego dawnymi okrucieństwami. Opowieść o synu Karsy ma wszystko co potrzeba do zbudowania wciągającej historii: poruszający dramat losów dziecka gwałtu, znienawidzonego bękarta dwóch ras i bożego syna, dorastającego w samotności wzmacnianej szaleństwem jego matki, trudy odkrywania świata, śmiertelne zagrożenia, pełne napięcia przygody, magię, nowo odkrytą przyjaźń, poruszające sceny, proroctwa oczekujące na spełnienie, patos, smutek i radość. Łatwo się przejąć jego losami i polubić go, tym bardziej, że całość fabuły jest dobrze wyważona, przez co brak jest czasu na zastanawianie się nad potencjalnym konfliktem Ranta ze swoim boskim ojcem. Na to przyjdzie czas w kolejnych dwóch tomach. ale moje podejrzenia co do przyszłych losów głównego bohatera idą w innym kierunku.
Co nietypowe dla Eriksona, książka jest chwilami dość mocno wulgarna, co wynika nie tylko z dużej dawki żołnierskiego humoru w stylu Łowców Kości i historyjek o ukrywaniu amuletów w du..., lecz przede wszystkim z nadużywania przez autora popularnego angielskiego czasownika na literę "f" zastępującego zbyt często tradycyjne przekleństwa odnoszące się do lokalnego panteonu. Pomimo tego, żołnierskie wyczyny imperialnego garnizonu z pewnością przypomną każdemu sympatykowi MKP o nieodżałowanych Podpalaczach Mostów, którzy potrafili dać łupnia każdemu, ze smokami i bóstwami włącznie.
Nie wiem czy to jest najlepsza książka SF&F jaką przeczytałem w tym roku, ale z pewnością dostarczyła mi najwięcej radości a nawet (wstyd się przyznać staremu facetowi) łez. Mam nadzieję, że MAG się pospieszy z polskim wydaniem, żebym mógł wszystko to przeżyć od nowa.