Kilka czynników wpędziło ostatnimi czasy mój zapał do Malazańskiej w hibernację: czytelniczy kac po słabym "Kellanved's Reach", rezygnacja MAGa z wydawania u nas Esslemonta oraz odwlekana w czasie premiera "Walk in Shadow". Efekt tego był taki, że na "Forge of the High Mage" nie rzuciłem się w dniu premiery, tylko dopiero teraz i to z pewną niechęcią. Jakże niepotrzebnie

Minęło już trochę czasu od "Kellanved's Reach", miały miejsce już pewne wydarzenia o których słyszeliśmy w MKP, a których Esslemont zdecydował się - jak widać - nie opisywać. Stara Gwardia jest już mocno uformowana, Imperium Malazańskie skonsolidowało już Quon Tali i zaczyna rozglądać się dalej...
Powraca cały trzon znanych i lubianych postaci. Kellanved jest dalej rozkosznie szalony, Dassem - epicki nawet gdy nic nie robi

Główny wątek fabularny - ponownie, bez spoilerowania, tylko ujmę to tak, żeby osoby które już przeczytały wiedziały o co chodzi: "góra"

Czytało mi się tę książkę fantastycznie; uważam że jest to jedna z najlepszych części Malazańskiej, a od Esslemonta chyba najlepsza. Coś pięknego. Przeglądam teraz listę przeczytanych książek i musiałbym się cofnąć o kilkadziesiąt pozycji żeby znaleźć jakąś, która sprawiła mi podczas lektury tyle przyjemności, co ta. Nie mogę się doczekać kolejnych tomów Path to Ascendancy. Jak tak to ma wyglądać... to chcę już.
6/6