Filmy

Tutaj podyskutujesz o filmach, ludziach i wszystkim, co dotyczy X muzy.

Moderator: Wotan

Postautor: Gvynbleid » śr 13.09.2006 9:29

To ja wtrące swoje trzy grosze odnośnie mirror maska. Faktycznie pod wieloma względami jest to coś nowego - ciekawego - tak jak pisał Azi. Mnie natomiast ta bajkowość 'zabiła', film mnie po prostu znudził. Zostanę chyba jednak przy książkach i komiksach Gaimana.
Obrazek
Awatar użytkownika
Gvynbleid
Paladyn
Paladyn
 
Posty: 808
Rejestracja: pn 16.02.2004 10:59
Lokalizacja: Silesia sweet Silesia

Postautor: Azirafal » śr 13.09.2006 10:06

Danny the Dog

W polskich kinach jako "Człowiek pies". Nawet całkiem znośny kawałek kina akcji i napieprzania ostrego. Jet Li jako zdziczały, wytresowany koleś o dziwo nawet przyzwoicie się spisuje (choć bywa, że postać ta pod względem scenariuszowym leży i kwiczy :P ), świetny Freeman i Hoskins, dobra główna rola kobieca (zapomniałem nazwiska). Bardzo ciekawy soundtrack, którego autorem okazał się zespół Massive Attack - zadziwiło mnie, jak dobrze poradzili sobie z tym zadaniem.

Jest kilka bardzo efektownych walk (pierwsza i u jubilerka - standard, ale walka w toalecie o wymiarach 0,5x1m niszczy!), ładna muzyka, parę ciekawych pomysłów scenariuszowych i wizualnych. Kilka błędów scenariuszowych, kilka głupot i na siłę robionych wyciskaczy łez.

W sumie - do obejrzenia, bo ten mały azjata naprawdę niesamowicie się rusza :P

6/10
If you don't stand for something you'll fall for anything.
Awatar użytkownika
Azirafal
Arcypryk
 
Posty: 1938
Rejestracja: wt 07.01.2003 15:33
Lokalizacja: Warszawa

Postautor: banner » śr 13.09.2006 14:53

"Wzgórza mają oczy" czyli film z serii kolejny remake. Nie widziałem oryginału więc nie moge porównywaća ale film jest hmmm troche obrzydliwy. Niby horror a obrzydza zamiast straszyć, a do tego nuuudny. Nie polecam.
Aerials in the sky when you loose small mind affraid your life. SOAD rządzi !:D
Awatar użytkownika
banner
Pustelnik
Pustelnik
 
Posty: 28
Rejestracja: śr 09.08.2006 21:03
Lokalizacja: Szczecin

Postautor: Jakub Cieślak » ndz 24.09.2006 21:18

"Matador", wątek obok rozmawialiśmy o zmianie na stanowisku Bonda. Brosnana pożegnano i to w klasyczny sposób hollywoodzki- nieelegancko. Brosnan jednak duży chłopak jest i chyba się pozbiera. Tak przynajmniej pokazuje "Matador". Trochę dziwna komedyjka o dwóch kompletnie różnych facetach, którzy nawzajem sobie pomagają w kłopotach i wszystko byłoby fajnie, gdyby nie to, że jeden z nich to popaprany zabójca, który ma syndrom "wypalenia". Ciepła kluska Greg Kinear dobrze obsadzony w roli japiszona, który niechcący zostaje jedynym przyjacielem stukniętego zabójcy. Brosnan to jednak arcydzieło tego filmu. Wypalony Julian w jego wykonaniu to murowany kandydat na Oscara. To dupek, trochę cham, zboczeniec, ale przede wszystkim człowiek na skraju załamania nerwowego. To zamknięcie i skwitowanie roli Bonda. Potrafi być zabójczo przystojny, elegancki i szarmancki, ale widać na tym obrazku pęknięcia, a nawet potworne dziury. Żeby Bond w połowie był taki ludzki...
8/10
Obrazek
Mistrz Gimli powiada:
Cisza nie leży w naturze krasnoludów. Jednakże w lochach pełnych orków jest ona jak najbardziej wskazana.
Awatar użytkownika
Jakub Cieślak
Prefekt
Prefekt
 
Posty: 4010
Rejestracja: czw 12.12.2002 22:24
Lokalizacja: JózefOFF k. Otwocka

Postautor: Gvynbleid » pn 25.09.2006 8:52

Indywidualizm postaci był genialny (było to chyba mimo wszystko coś nowego) - najbardziej podobała mi się scena przemarszu w kowbojkach i z cygarem do basenu.

Brosnana nijak nie cenię jedka po tym filmie jego notowania u mnie wzrosły.
Obrazek
Awatar użytkownika
Gvynbleid
Paladyn
Paladyn
 
Posty: 808
Rejestracja: pn 16.02.2004 10:59
Lokalizacja: Silesia sweet Silesia

Postautor: Alganothorn » sob 14.10.2006 19:48

'Plac Zbawiciela'

Cóż, to już jakieś fatum, że jak polski film jest dobry, to zaraz będzie smut...'Dług', 'Cześć Tereska' i wiele innych - teraz dołączył 'Plac Zbawiciela' (wyjątki potwierdzające regułę, w typie np. 'Vinciego', który mi bardzo przypadł do gustu, nie zmieniają ogólnego obrazu naszego kina);
tak, po raz kolejny we wstępie zdradzam werdykt: film jest dobry i to nawet bardzo, a przede wszystkim wart obejrzenia;
historia jest prawdziwa i realna do bólu: ot, developer oszukuje ludzi, co uruchamia lawinę wydarzeń, z których nie udaje się znaleźć wyjścia, bohaterowie pogrążają się coraz bardziej...polskie piekiełko, albo po prostu polska rzeczywistość, Krauze to akurat pokazać umie bardzo dobrze i sugestywnie;
film z wiarygodną fabułą, dobrze zagrany, przyjemnie sfilmowany, z dobrą muzyką i solidnie poprowadzony przez swoją prawdziwość robi kolosalne wrażenie, przynajmniej zrobił na mnie;
jeden z lepszych filmów, jakie widziałem od dłuższego czasu
9/10 w porywach do 9,5

'Lot 93'

Ostrzyłem sobie zęby na Stone'a, ale po lekturze recenzji wybraliśmy ten film;
bohaterami są z jednej strony ludzie w samolocie United Airlines 93, jednym z 4 porwanych 11 września, z drugiej ludzie w kilku centrach dowodzenia ruchem lotniczym, cywilnych i wojskowym; film nie epatuje patosem, tekturowym bohaterstwem, górnolotnymi frazesami czy efektami specjalnymi - ten film skupia się na ludziach, zwykłych pasażerach, pracownikach wież kontrolnych, porywaczach (którzy też nie są potraktowani szablonowo);
efekt to znakomite kino, chwytające za serce i wyciskające łzy (rzecz jasna piszę tutaj o swoich reakcjach) swoją 'zwyczajnością' i prawdziwością...
to, że wiemy, jaki będzie finał nie zmienia w niczym faktu, że film ogląda się świetnie - przypomina to nieco casus teatru greckiego, gdzie wszyscy znali treść mitu, ale sztuki przykuwały ludzi i wywoływały niesamowite emocje;
znakomite, przejmujące kino, widownia siedzi w ciszy po pojawieniu się napisów końcowych (rzecz jasna potem zaczynają się nawet chichoty, ale film wciska w fotel)
8,5/10 za film, 9,5/10 za emocje, które wywołuje

pozdrawiam
We've all been raised on television to believe that one day we'd all be millionaires, and movie gods, and rock stars. But we won't. And we're slowly learning that fact. And we're very, very pissed off.
Awatar użytkownika
Alganothorn
Monarcha
Monarcha
 
Posty: 5085
Rejestracja: pn 06.01.2003 23:02
Lokalizacja: point of no return

Postautor: Gvynbleid » pn 23.10.2006 19:36

"9 kompania" - nie mogłem przepuścić tego filmu i zaraz po premierze udałem się do kina. Ostatnia interwencja ZSRR w afganistanie - przełom lat 88' - 89'. W kompanii ochotników spotyka się wiele młodych osób o różnym doświadczeniu, różnych motywach i oczekiwaniach.
Film poruszający nasycony wyjątkowo skrajnymi uczuciami, utrzymujący widza w stałym napięciu, ani przez chwilę nudny. W tej gestii niewiele da się napisać trzebaby zobaczyć.
Wspaniałe zdjęcia Pamiru, maszyn bojowych i scen walki. Wspaniale zagrane role. To do czego o dziwo się doczepię to muzyka - niby pasuje ale jakoś nie do końca, główny motyw powiela się periodycznie co po pewnym czasie robi się irytujące. Rosyjska superprodukcja jakością (m.in.) przebiła IMO wszystkie produkcje amerykańskie typu Blask Hawk Down!

Jako dramat: sposób pokazania pewnych scen wyjątkowo mi przypasował, historia opowiedziana była tak ciekawie że do tej pory myśli i obrazy kołaczą mi się w głowie. Z racji tego że był to również dokument - pewne sprawy przekazane były wprost co nie zmusza z początku do wnikliwego rozmyślania. A ponieważ był to dokument wojenny, jednak jakieś refleksje się pojawiają i to dosyć natarczywe.

9+/10 ze względu na drobne niedomagania aranżacji muzycznej.
Obrazek
Awatar użytkownika
Gvynbleid
Paladyn
Paladyn
 
Posty: 808
Rejestracja: pn 16.02.2004 10:59
Lokalizacja: Silesia sweet Silesia

Postautor: Vampdey » pn 23.10.2006 20:20

Tak, 9 Kompania to świetny film.
Dla mnie dodatkowym aututem jest jego rosyjskość, filmu nie oglądało by się z taką przyjemnością i nie smakowałby tak, jakby był kolejną hollywoodzką produkcją :P
Obrazek
Awatar użytkownika
Vampdey
Katedralny Malkontent
 
Posty: 3946
Rejestracja: sob 16.11.2002 20:34
Lokalizacja: Bełchatów/Łódź

Postautor: Alganothorn » pt 17.11.2006 19:28

'Babel'

Dziwny film...jeden z takich, przy których krytycy silą się na wyszukane interpretacje, a normalny człowiek nie może uwierzyć, że oglądał ten sam film...
co pisano o tym filmie? Mossakowski w 'GW' pisał o 'uniwersalnym języku cierpienia', radiowa blondynka z Zetki wspominałą o tym, że to 'film o ludziach, że są z natury dobrzy, ale ten ułamek zła czasami zdobywa przewagę'...
oglądałem i jakoś mam wrażenie, że chyba różne filmy nam pokazali
:-)
o czym jest film? trzy historie przeplatające się, powiązane ze sobą, ale praktycznie zupełnie samodzielne (na pewno zupełnie oderwana jest od dwóch pozostałych 'japońska'); historie o ludziach, o ludziach znajdujących się w wyjątkowych sytuacjah, momentach bardzo silnych emocji...
gdybym chciał silić się na uniwersalizm recenzji, mógłbym wspomnieć o tym, że film można traktować jako jeszcze jedną historię pt. 'kiedy tracisz/czujesz, że możesz stracić, doceniasz tego wartość', ale po co? czy filmy trzeba tak analizować?
nie trzeba - nie czytajcie recenzji, obejrzyjcie film i przekonajcie się jak różnie do tego samego filmu podchodzą różni ludzie...
na zakończenie: film oceniam bardzo wysoko na scenariusz, reżyserię, aktorstwo (Pitt od czasów 'Wichrów namiętności' pokazuje, że potrafi ekranowo cierpieć jak mało kto, jest dobry w te klocki, niemal oskarowy...;-) ), muzykę (nie moje klimaty, ale dobrze dobrana, a to jest najważniejsze w muzyce filmowej)...
...no właśnie, jakieś 'ale'
;-)
to 'ale' to fakt, że z ostatnio oglądanych filmów, ten zrobił na mnie najmniejsze wrażenie, najmniej dał do myślenia, najmniej mnie poruszył; nie, nie oczekuję od każdego filmu takich wrażeń, ale jakoś, może podświadomie, oczekiwałem takiej reakcji na ten film...czy jestem zawiedziony? nie, raczej zdziwiony i uprzedzam innych, żeby nie szli na ten film z jakimikolwiek wyobrażeniami i oczekiwaniami, bierzcie film, jakim jest - a wart obejrzenia jest na pewno
ocena 8,5/10 (8, a pół w górę za aktorstwo, bo pierwszej wody)

pozdrawiam
We've all been raised on television to believe that one day we'd all be millionaires, and movie gods, and rock stars. But we won't. And we're slowly learning that fact. And we're very, very pissed off.
Awatar użytkownika
Alganothorn
Monarcha
Monarcha
 
Posty: 5085
Rejestracja: pn 06.01.2003 23:02
Lokalizacja: point of no return

Postautor: Azirafal » śr 22.11.2006 10:19

Ostatnio nadrabiam zaległości. Teraz na ogień i udrękę poszedł Bourne.

Parę dni temu The Bourne identity - bardzo fajna rzecz. Ciekawa, trzymająca w napięciu (także dzięki świetnemu OSTowi), z niezłymi rolami i interesującą fabułą. Kilka scen po prostu zapiera dech (walka w apartamencie w Paryżu, pościg samochodowy po uliczkach Zurichu). Jak się powazniej zastanowić (albo obejrzeć drugi raz), to wychodzi sporo błędów i nielogiczności, ale na takie rzeczy przymyka się oko. I tak jest o wiele realistyczniej niż w takim bondzie ;)

8/10


A wczoraj - The Bourne Supremacy. O, i tu już gorzej. Nadal jest klimat, nadal całkiem ciekawa historia, ale z napięciem już gorzej. Nielogiczności, akcje bez sensu, ładu i składu mnożą się niesamowicie, niezrozumiałe decyzje. I standardowa już bolączka wszystkich filmów amerykańskich (zatrudnianie ni-Rosjan do ról Rosjan - tym razem chyba Czech i Węgier :roll: ), przez co dwie postacie automatycznie tracą wiarygodnośc. Dodać bezsensowną (i strasznie chaotyczną) jazdę po Moskwie, w bardzo kiepskim stylu (tylko jedna scena świetna, tak to kiepsko). No i w sumie jakoś tak o wiele gorzej jest - nieźle się ogląda nadal, ale nie zrobienie niczego in plus a powielenie błędów jedynki bardzo zaszkodziło.

5,5/10
If you don't stand for something you'll fall for anything.
Awatar użytkownika
Azirafal
Arcypryk
 
Posty: 1938
Rejestracja: wt 07.01.2003 15:33
Lokalizacja: Warszawa

Postautor: romulus » czw 30.11.2006 11:12

Jako nowicjusz na tym forum dorzucę troszkę moich propozycji.

Miami Vice Serial nigdy mnie nie bawił. Był raczej nudny, choc jako szczeniak go lubiłem, ale mając okazję zaliczyć powtórki doszedłem do wniosku że bryndza z tego wielka. Mimo to uwielbiam Michaela Manna. Za Gorączkę, za Informatora i nawet za średniego Zakładnika. W Miami Vice nie zawiódł swoich fanów. film ma troszkę klimat Goraczki, ale aktorzy to nie to samo co Pacino i De Niro. Mimo to i tak warto obejrzeć. Zwłaszcza że z serialem łączą go tylko nazwiska i kolor skóry głównych bohaterów. Plus zmysłowa Gong Li. Lepsza niż w kaszanie o gejszach. Film typowy dla Manna, bez wystudiowanej czułostkowości, o prawdziwych facetach i ich emocjach, chłodny. Solidne kino sensacyjne.

BORAT Film o totalnym kretynie z Kazachstanu, który mówi swojsko "jak się masz". Humor całkowicie kloaczny, ale rżałem jak dziki. Zwłaszcza że jest wystylizowany na dokument i wiele z tych kloacznych dowcipów przetestowano na prawdziwych ludziach a nie aktorach. Ameryka wcale nie w krzywym zwierciadle, ale w prawdziwym. Chociaż męczący na dłuższą metę.

Diabeł ubiera się u Prady Poszedłem tylko dla tego, ze panie chciały iść. I podobał mi się! Uwielbiam amerykański kino rozrywkowe, kiedy bez żadnej chamskiej łopatologii po prostu bawi widza ciekawą hitorią, nawet banalną, ale dobrze zagraną i świetnie zrealizowaną. Wszystko w tym filmie jest ze sobą dograne: scenariusz z dobraną obsadą, fabuła z muzyką itd. W ogóle się nie nudziłem, choć to film czysto rozrywkowy i bez żadnego w gruncie rzeczy przesłania. Meryl Streep jest genialna (pierwszy raz mi się podobała), Anne Hathaway wygląda jak chrupiące ciacho, ale bez kościstości modelki.

Kupiec wenecki Kino chyba z górnej pólki. Ale mnie nie ruszyło w ogóle. Ale dobrzy aktorzy: Al Pacino i Jeremy Irons. Jak dla mnie za mało. Chyba za bardzo szekspirowski. Język trochę mnie odstręczał. Kenneth Branagh zrobiłby to lepiej.
romulus
Książę
Książę
 
Posty: 2066
Rejestracja: śr 29.11.2006 20:11

Postautor: romulus » sob 02.12.2006 9:58

Dorzucić muszę świeżo obejrzany NEW WORLD Terrenca Mallicka. Od razu zaznaczam, jeśli ktoś zasnął na Cienkiej Czerwonej Linii, niech tego filmu nie ogląda, bo zaśnie jeszcze szybciej. Jest to fabularna i śmiertelnie poważna wersja historii Pocahontas. Świetnie sfotografowana i zagrana. Collin Farrell jest coraz lepszym aktorem. Christian Bale również I partnerująca im Indianka jest zjawiskowa. Dopóki nie załozy sukienek białych kobiet :) Film ma nieoczekiwane zakończenie, ale ogólnie dla wielbicieli kontemplacji kadrów a nie akcji :)
romulus
Książę
Książę
 
Posty: 2066
Rejestracja: śr 29.11.2006 20:11

Postautor: Wotan » sob 02.12.2006 13:15

New World oglądałem w kinie parę miesięcy temu i naprawde bardzo mi się podobał. Terrence Malick to David W Griffith współczesnego kina. Film wprost urzeka pięknem - wspaniałe zdjęcia i muzyka. Uwielbiam paradokumentalny styl tego reżysera
http://www.allsecrets.co.uk
moj film...
http://www.well-known-artist.com
Moja nowa odkurzona www, zapraszam!
http://www.vimeo.com/1271372 - moj showreel
Wotan
Pretorianin
Pretorianin
 
Posty: 1160
Rejestracja: pt 04.10.2002 23:52
Lokalizacja: Varsovia

Postautor: romulus » sob 02.12.2006 17:40

Aż trudno mi uwierzyć, że ten film był w kinach! Ja dorwałem go na dvd i warto było go obejrzeć.
romulus
Książę
Książę
 
Posty: 2066
Rejestracja: śr 29.11.2006 20:11

Postautor: Jakub Cieślak » sob 02.12.2006 19:50

Niestety jestem w grupie ludzi zasypiających na Cienkiej Czerwonie Linii zatem chyba pozwolę sobie pominąć ten film.
Obrazek
Mistrz Gimli powiada:
Cisza nie leży w naturze krasnoludów. Jednakże w lochach pełnych orków jest ona jak najbardziej wskazana.
Awatar użytkownika
Jakub Cieślak
Prefekt
Prefekt
 
Posty: 4010
Rejestracja: czw 12.12.2002 22:24
Lokalizacja: JózefOFF k. Otwocka

Postautor: Jakub Cieślak » pn 04.12.2006 0:03

Casino Royale
Bond w nowym wydaniu. Rozrywa na solidnym poziomie. Nie dziwię się producentom, że postawili na sprawdzonego konia. Martin Campbell już pokazał, że Bonda umie zrobić a każdy jego film zawsze potrafi wcisnąć w fotel. Tylko, że to, co jest zaletą reżysera, staje się też ograniczeniem produkcji. Campbella nie stać na coś więcej. W gazetach czytam różne mądre opiski, że to nowy Bond, że wszystko od nowa i że wszystko inaczej. A gdzie tam. To dobry lifting- po prostu stary Bond w nowych fatałaszkach. Solidny, trzymający w napięciu, ale to tylko nieźle zmiksowany drink, a nie porządne wino. Jest kolorowo, wystrzałowo i bez krztyny realizmu. Daniel Craig solidny jest i dobrze wpasowuje się w nowe fatałaszki Bonda. To już nie do końca arystokrata wśród szpiegów i ironiczny morderca. To troszkę prostak i prymityw o błękitnych oczach i nienagannym stylu. Takie ujęcie Bonda kupuję. Podoba mi się. Tylko nie podoba mi się chwyt producentów, którzy myślą, że kilkoma zabiegami kosmetycznymi odczynią lata, które ciążą na całej serii. Bond się nie starzeje, to starzeje się ta formuła. Klasyczne podejście do kobiet (a raczej w tym ujęciu będzie pasować po prostu "lasek"), klasyczne gadżeciarstwo (jest, pomimo, że się wszyscy bili w pierś, że nie będzie), jest miks pięknych krajobrazów i widowiskowe pościgi. Bond Craiga ok, ale producenci mogli się bardziej postarać.
7/10
Obrazek
Mistrz Gimli powiada:
Cisza nie leży w naturze krasnoludów. Jednakże w lochach pełnych orków jest ona jak najbardziej wskazana.
Awatar użytkownika
Jakub Cieślak
Prefekt
Prefekt
 
Posty: 4010
Rejestracja: czw 12.12.2002 22:24
Lokalizacja: JózefOFF k. Otwocka

Postautor: romulus » czw 07.12.2006 10:59

Ja też już po BONDZIE i nie żałuję, zwłaszcza że Craigowi dawałem duży kredyt zaufania po Road to Perdition, gdzie zagrał małą rólkę, ale się zaznaczył na ekranie nie gorzej niż Hanks.

Szkoda tylko, że taki z Bonda teraz prostak. I tej odzywki na temat martini przeżyć nie mogę. Eve Green za to nie jest aż tak ponętna jak można się było spodziewać. Już zimna jak lód Rosamund Pike miała więcej zmysłowości (bo taka zimna była).

Ogólnie szkoda mi Brosnana bo go najbardziej polubiłem ze wszystkich odtwórców. I brak manier u nowego Bonda trochę mi apetyt psuje. Za bardzo się zrobił przez to "typowy". Nie jest to najlepszy Bond jakiego widziałem, ale i nie najgorszy. Za to Craig to dobry aktor, co po raz kolejny udowodnił. Na złość wszystkim malkontentom.
Don't blink. Don't even blink. Blink and you're dead.
romulus
Książę
Książę
 
Posty: 2066
Rejestracja: śr 29.11.2006 20:11

Postautor: Wotan » ndz 17.12.2006 12:40

Labirynt Fauna - a przynajmniej tak może brzmieć polski tytuł tego hiszpańskiego filmu - wczoraj widziałem w kinie i jestem pod ogromnym wrażeniem. Film został nagrodzony na ostatnim festiwalu Camerimage w Łodzi (jest to jeden z bardziej znanych festiwali operatorow filmowcyh na świecie). Historia przenosi nas do Hiszpanii w 1944 roku, wojna domowa właśnie zakończyła sie zwyciestwem faszystowskiego reżimu generała Franco, jedynie małe grupki partyzantów wciaż stawiają opór. Główną bohaterką jest mała dziewczynka Ofelia, która próbuje uciec ze złego i pełnego przemocy świata, w świat baśni, duchów i magii...
Film przypomniał mi dlaczego kocham kino. Zdecydowanie polecam!

EDIT
male sprostowanie - film jest produkcji meksykanskiej
Ostatnio zmieniony wt 19.12.2006 23:30 przez Wotan, łącznie zmieniany 1 raz
http://www.allsecrets.co.uk
moj film...
http://www.well-known-artist.com
Moja nowa odkurzona www, zapraszam!
http://www.vimeo.com/1271372 - moj showreel
Wotan
Pretorianin
Pretorianin
 
Posty: 1160
Rejestracja: pt 04.10.2002 23:52
Lokalizacja: Varsovia

Postautor: banner » wt 19.12.2006 23:10

Szalony weekend - komedia (niby) pełno żartów o seksie i krótkich filmików w stylu "Śmiechu warte" . A i ogromny penis konia.... Odradzam :)
Aerials in the sky when you loose small mind affraid your life. SOAD rządzi !:D
Awatar użytkownika
banner
Pustelnik
Pustelnik
 
Posty: 28
Rejestracja: śr 09.08.2006 21:03
Lokalizacja: Szczecin

Postautor: romulus » pt 22.12.2006 15:19

Pachnidło - angielski tytuł trochę przydługi . . . :) Nie czytałem ksiązki więc nie mam porównania żadnego i na "czysto" mogę go ocenić.

Generalnie podobał mi się, ale bez ekstazy. Historia "dziwnego" perfumiarza, który finalnie "uczy się" robić perfumy z zapachów kobiet jest wciągająca i ciekawa. I ładnie nakręcona. Głowny bohater ma niepokojącą twarz, fajny jest również Alan Rickman oraz Dustin Hoffman. Żadna z kobiet nie zaznaczyła się na ekranie w sposób godny zapamiętania. Film pozostawia mi jednak niedosyt. Ot, po prostu ciekawie opowiedziana historia, ale bez ekstazy. Nigdy nie fascynował mnie Tom Tykwer. Po tym filmie to się nie zmieni. Nic w tym filmie nie wyróznia go ponad inne: ani aktorzy, ani reżyseria, ani muzyka. Może zdjęcia, ale bez przesady.

Jednym słowem film się jakoś specjalnie nie zapisze w historii kinematografii.

Ale i tak warto obejrzeć z uwagi na ciekawą i wciągającą historię - jak pisałem wyżej. Nie ma co jednak liczyć na... właśnie, na co?
Don't blink. Don't even blink. Blink and you're dead.
romulus
Książę
Książę
 
Posty: 2066
Rejestracja: śr 29.11.2006 20:11

Postautor: Alganothorn » pn 01.01.2007 22:38

Jasminum

Mieliśmy pójść do kina w ramach Sylwestra na 'Pachnidło' i wspomniane 'Jasminum' - jakżeśmy się zdecydowali, były pojedyncze bilety, więc wybraliśmy opcję domową i zanabyliśmy film w celu realizacji przynajmniej części planu...
bardzo pozytywne opinie słyszanse o tym filmie Kolskiego wysoko zawiesiły poprzeczkę - wysoko i...niepotrzebnie wysoko, niestety;
film jest bardzo przywoity, zagrany dobrze: są role na poziomie kreacji (rzecz jasna Gajos, Ferency, bardzo zacna rola dziecięca), są i mniej udane (Natasza...), ale, co chyba najważniejsze: dawno nie widzieliśmy równie dobrego filmu polskiego, nie będącego ponuractwem;
Krauze jest znakomity, ale jego filmy to mroki naszej rzeczywistości; pojawiło się 'Zmruż oczy', ale zupełnie do mnie nie przemówiło, tutaj mam przebłysk nadziei, że polskie kino potrafi wydać z siebie coś dobrego i pogodnego...
fabuła jest stosunkowo prosta, przeplata się historia z przeszłości odległej, takiej sprzed nastu lat i teraźniejszości, są silne uczucia, namiętności, magia kina i magia zapachów (zestawienie teog filmu z 'Pachnidłem' w jednym pokazie to naprawdę bardzo dobry pomysł);
sympatyczny film, ale odbiór miałbym znacznie lepszy, gdyby nie nadzieje rozbudzone licznymi zachwytami
:-)
8/10 (Gajos podbija każdą ocenę, a za jego rozmowy ze zwierzątkami i Świętym Rochem można dać jeszcze pół punktu)

pozdrawiam
We've all been raised on television to believe that one day we'd all be millionaires, and movie gods, and rock stars. But we won't. And we're slowly learning that fact. And we're very, very pissed off.
Awatar użytkownika
Alganothorn
Monarcha
Monarcha
 
Posty: 5085
Rejestracja: pn 06.01.2003 23:02
Lokalizacja: point of no return

Postautor: Lilly » wt 02.01.2007 20:53

Hogfather (czyli Wiedźmikołaj)
Sama juz go ogladalam 3 razy i z mila checia obejrzalabym i 4ty a pewnie i kilka nastepnych tez.

Osob, ktore Pratchetta czytaly chyba zachecac nie musze, z racji jednak, ze roznie to bywa z ektanizacjami ksiazek, moge was uspokoic, ze ta jest rewelacyjna. No ale co sie dziwic, skoro sam Pratchett produkcje filmu nadzorowal :) Film jest w dwoch czesciach, co razem daje 3 godziny prawdziwej uczty. Oczywiscie, wszystkich watkow z ksiazki zawrzec sie w nim nie dalo, ale klimat i przede wszystkim dowcip jest w pelnej krasie.


Tutaj macie link do 3 zwiastunow, jakie udalo mi sie znalesc (mysle, ze bylo ich wiecej, ale tylko tyle ktos w necie zamiescil).

Dla osob, ktore z Pratchettem nigdy do czynienia nie mialy (sa tacy na tym forum w ogole? ;-) ), moge powiedziec tyle, ze film jest z gatunku kina familijnego, ale takiego, jakiego w zyciu nie widzieliscie. Humor i nawiazania do naszego swiata sa wprost rewelacyjne. Anegdoty pouczajace, ale w sposob inny niz wszystkie, ktore do tej pory slyszeliscie. Konwencja moze sie troche kojarzyc na pierwszy rzut z Harrym Potterem, ale zapewniam was, ze jest o klase lepsza.

Zreszta, co tu sie duzo rozpisywac - to po prostu trzeba zobaczyc ...

HO HO HO

P.S. Czy moge dac 11pkt na 10? :lol:
Obrazek
Awatar użytkownika
Lilly
Lady
Lady
 
Posty: 941
Rejestracja: wt 09.09.2003 10:13
Lokalizacja: Wrocław/Częstochowa (Moonglade)

Postautor: Jakub Cieślak » śr 03.01.2007 11:10

Wotan Cię nie opsmyndoli, Avathar, bo Wotan prawdopodobnie nigdy nie obejrzy tego filmu z własnej i nieprzymuszonej woli. Mainstreamu unika jak ognia. Nawet Bollywood omija z daleka.
A ja ostatnio miałem przyjemność potwornie dobrze bawić się przy "Czasem słońce, czasem deszcz". To chyba trzy godziny typowo hinduskiej twórczości radosnej. Oczywiście już sama forma opowieści może dostarczyć radości widzowi. Jest kolorowo, kiczowato aż do bólu, jest fatalne aktorstwo i dużo muzyki hinduskiej. Jednak, a jednak, no właśnie! Zabawa przednia wynika z tego, że hindusi chyba są teraz na etapie złotych czasów musicalu, jaki amerykanie przeżywali dobre trzydzieści/ czterdzieści lat temu. Grube aktorstwo "gwiazdorów bollywood" przywołuje z pamięci popisy Gene'a Kelly'ego, o którym wiele można powiedzieć, ale na pewno nie to, że był dobrym aktorem. W ogóle nadekspresyjna gra wszystkich postaci jest chyba wymogiem gatunkowym a nie ograniczeniem możliwości aktorów (poza kilkoma świetnymi wyjątkami). Nic jednak tak nie pachnie orientem, nie krzepi ducha i rozluźnia jak urocze kombinacje taneczne i śpiew towarzyszący nam w zasadzie cały czas. Plastik czasem jest bardzo fantastic! :) 8/10
Obrazek
Mistrz Gimli powiada:
Cisza nie leży w naturze krasnoludów. Jednakże w lochach pełnych orków jest ona jak najbardziej wskazana.
Awatar użytkownika
Jakub Cieślak
Prefekt
Prefekt
 
Posty: 4010
Rejestracja: czw 12.12.2002 22:24
Lokalizacja: JózefOFF k. Otwocka

Postautor: Azirafal » śr 03.01.2007 12:11

Błądzisz i bredzisz, Przedwieczny Dżemie :P

K3G (tak nazywają ten film "bollywodmaniacy", od oryginalnego tytułu "Kabhi Khushi Kabhie Gham") oglądałem na "dwa rzuty". Pół z moją eks, która wielką fanką Bollywood'u była, ale po tym pół nie wytrzymałem i poprosiłem o zaprzestanie oglądania, bo nadmiar kiczu, debilizmu, marnego aktorstwa, nędznego slapsticku i komedii qui pro quo sprawił, że mózg mi się zlasował. Pozostałe pół obejrzałem przypadkiem, parę miesięcy później u koleżanki w akademiku. Te pół wytrzymałem dzięki piwu, które zostało przyniesione przez kolegę i towarzystwu, które wpadło później, któremu mogłem psioczyc na film ile wlezie nie musząc cierpieć katuszy w ciszy, niezrozumieniu i samotności :)

Bo filmy Bollywoodzkie są fajne. Trendy i bardzo popularne. Bo ich kiczowatość i głupota są słodkie i zamierzone, a to sprawia, że wybacza się wszystko. Kretynizm i powtarzalność fabuły, nędzną grę aktorską, przejaskrawienia na każdym kroku, bardzo denny humor, całkowity rozbrat z prawdziwym zyciem, itp. Nieważne są te rzeczy przecież! To musical! To kicz! To Bollywood!!! :roll:

Jedyny hinduski film, który do mnie przemówił, to było, oczywiście, "Monsunowe wesele" - inna sprawa, że to raczej Hollywoodzka produkcja była, ale przynajmniej miała w sobie wiele więcej... czaru, uroku, romantyzmu, uczucia, ciepła i prawdopodobieństwa (realistyczności, czy realizmu raczej) niż wszystkie Bollywoodzkie produkcje jakie widziałem do tej pory (trzy, jakby policzyć) do "n-tej" potęgi.

Tak że nie. Nie nie nie. Nie zgadzam się na to całe "nie rozumiesz", "nie czujesz tego", "ten kicz jest zamierzony i to on właśnie stanowi najlepsze"... Nie. Nie stanowi. Gdyby film pochodził skądkolwiek indziej, to by go wszyscy objechali i suchej nitki nie zostawili, ale Bollywood - o! To się rządzi swoimi prawami, więc wybaczamy im wszystko.

P.S. Dżizas kurdesz ja pitolę - ale mi esej wyszedł :shock:
If you don't stand for something you'll fall for anything.
Awatar użytkownika
Azirafal
Arcypryk
 
Posty: 1938
Rejestracja: wt 07.01.2003 15:33
Lokalizacja: Warszawa

Postautor: Jakub Cieślak » śr 03.01.2007 12:43

No i się uniosłeś normalnie, że o mało z siodła nie spadniesz. :) Spokojnie, Azi, ja tu nie wygłosiłem żadnego peanu na cześć Bollywoodu i nie ogłosiłem nowej ery jedynie słusznej twórczości hinduskiej. Po prostu opowiedziałem, że (ładny skrót hindusinofile se wymyślili) K3G mnie urzekł swoją prostotą, orientem i plastikiem. Choć na pewno nie wzruszyłem się jak stary siennik, a taki chyba jest zamysł większości tego typu produkcyjniaków. Zatem weź na wstrzymanie, złap dwa głębokie oddechy i usiądź. :) Nie grozi Ci żadna fala "nie rozumiesz", "Bolly jest trendy, a Azi nie!", itp. ;)
Zapewne ten sam film podany mi na sucho i w skromnym towarzystwie bez odpowiedniej atmosfery i humoru mógłby wywołać jakieś konwulsje. Jednak pewne okoliczności pozwalają przyjmować nam pewne konwencje wbrew ogólnym preferencjom. To tak jak kino Stallone'a, Seagala, czy innego superkopniaka da się oglądać i nas bawi, ale często wbrew zamierzeniom autorów śmiejemy się z czegoś zupełnie innego, niż oni by chcieli.
Obrazek
Mistrz Gimli powiada:
Cisza nie leży w naturze krasnoludów. Jednakże w lochach pełnych orków jest ona jak najbardziej wskazana.
Awatar użytkownika
Jakub Cieślak
Prefekt
Prefekt
 
Posty: 4010
Rejestracja: czw 12.12.2002 22:24
Lokalizacja: JózefOFF k. Otwocka

Postautor: Alganothorn » czw 04.01.2007 0:01

nie chcąc w drogę moderatorowi tego przybytku, ale jak chcecie podyskutować o filmie konkretnym, to może nowy topic założycie?
o 'Apocalypto' pewnie macie więcej do pogadania...
;-)

Jarhead

Jeśli czytam, że film o wojnie w Zatoce, to już jestem podejrzliwy. Jak czytam, że zrobił to dobry reżyser, to robię się podejrzliwy podwójnie: dla odmiany komercha, prosta i łatwa, a może 'kino ambitne' o wojnie (czytaj: klapa)...najgorsza opcja, to uświadomienie sobie, że jak Amerykanie robią filmy o swoich wojnach, to w 95% przypadków trzeba przygotować się na kolejną wersję historii o 'naszych chłopcach'...
Nic z tego: ten film jest po prostu dobry, a może nawet więcej niż dobry: ten film daje do myślenia, a dla mnie w kinie to jedno z największych osiągnięć reżysera.
Opowieść jest dość prosta: losy młodego człowieka od pojawienia się w obozie przygotowawczym (odpowiedź na pytanie skąd się tam wziął to jeden z lepszych tekstów, jakie ostatnio słyszałem, wliczając w to naszych polityków :-) ), przez udział w wojnie w Zatoce po powrót do domu. Tak, mamy klasyczny schemacik z sierżantem, który się drze, z kumplami z wojska, z trudnym zadaniem, ze świrowaniem w mundurze, wreszcie z kłopotami z aklimatyzacją po powrocie - mamy schemacik, ale pokazany bardzo ciekawie, niesztampowo, inteligentnie i przekonująco. To jest inna wojna, to jest inna rola żołnierza, ale przez to wcale nie prostsza czy łatwiejsza - trudniej tu zginąć, łatwiej ześwirować...
Film świetnie sfilmowany, doskonale poprowadzony, bardzo dobrze zagrany, kraszony solidną ścieżką dźwiękową (naprawde trafnie dobrane piosenki, zwłaszcza, jak się wsłuchać w ich słowa).
Kawał bardzo solidnego kina, wręcz bardzo dobrego - Mendes jawi się firmą, na którą można iść do kina w ciemno

ocena 8,5/10

pozdrawiam
We've all been raised on television to believe that one day we'd all be millionaires, and movie gods, and rock stars. But we won't. And we're slowly learning that fact. And we're very, very pissed off.
Awatar użytkownika
Alganothorn
Monarcha
Monarcha
 
Posty: 5085
Rejestracja: pn 06.01.2003 23:02
Lokalizacja: point of no return

Postautor: Alganothorn » czw 04.01.2007 21:08

Jakub Cieślak pisze::?: O "Apocalypto" ze cztery posty dyskusji ledwie, a o "Czasem słońce, czasem deszcz" jeszcze mniej. To chyba za mało na rozkręcanie nowego tematu, a już niejednokrotnie toczyliśmy tu krótkie dyskusje na temat konkretnych tytułów. Chyba nie warto.

przejrzyj JC frekwencje na topicach filmowych, są takie po dwie odpowiedzi, jest cała masa poniżej dziesięciu, a nowy topic to zachęta do dyskusji na ten temat (przynajmniej dla takiego sztywniaka jak ja, który nie będzie wszczynał dyskusji w topicu, gdzie dieą jest recenzja i ocena filmu ;-) )
żeby nie było zupełnie OT (bo taki sztywniak, jak ja, uzna każdy swój post w takim topicu, w którym nie ma recenzji, za spamowanie, a przynajmniej pisanie nie tam, gdzie powinien)

Aviator

Człowiek czasem kupi sobie kolorowe pisemko, żeby obejrzeć film; tym razem wzbogaciliśmy się o 'Vivę', coby obejrzeć 'Aviatora'...
ludzie dziela się na fanów Leonardo i takich, których nigdy do siebie nie przekona - są może i tacy, którzy lokują się gdzieś pośrodku, ale to trochę jak z Nessie: wszyscy o nim słyszeli, mało kto widział...
ten film cierpi na chorobę tego aktora: Leonardo kładzie się cieniem na każdym filmie, w którym zagra. Może to być znakomita produkcja, świetnie wyreżyserowana, nakręcona, udźwiękowiona, ale Leonardo sprawi, że filmu nie idzie strawić;
staram się patrzeć na Leo przez pryzmat Gilberta Grape'a, a nie Titanica, ale czasami po prostu nie wychodzi...
jaki jest więc 'Aviator'? to film Scorsese, więc mamy rozmach, mamy dopracowane scenografie, mamy też historię niezwykła i wyjątkową (o szaraczkach kręcić sobie może jakiś Jarmush, czy inny Mendes). Film sfilmowany jest bez zarzutu, sceny lotnicze pewnikiem na ekranie kinowym wciskają w fotel, aktorstwo nie wzbudza zastrzeżeń, muzyka jak należy, ale...
...ale postać tytułowa, centralna, charyzmatyczny i niezwykły Howard H. grany przez Di Caprio to taki koleś z 'Titanica', tylko z wąsami (i nieco mocniej pochrzaniony pod sufitem)...
film jest przyzwoity, dla fana lotnictwa bardzo atrakcyjny, ale zwykłego miłośnika kina wyznacznikiem będzie stosunek do głównego aktora: jak go lubisz - warto, jak nie - daruj sobie

ocena 7/10 (dodaj/odejmij punkty w zależności od uczucia jakim żywisz do di Caprio, to jest dla mnie maksimum obiektywizmu, na jaki mnie stać ;-) )

pozdrawiam

ps. di Caprio zagrał nieźle, ale...no właśnie: 'ale'
We've all been raised on television to believe that one day we'd all be millionaires, and movie gods, and rock stars. But we won't. And we're slowly learning that fact. And we're very, very pissed off.
Awatar użytkownika
Alganothorn
Monarcha
Monarcha
 
Posty: 5085
Rejestracja: pn 06.01.2003 23:02
Lokalizacja: point of no return

Postautor: Wotan » czw 04.01.2007 21:34

Posty o Apocalypto zostaly przeniesone do odpowiedniego topicu - moderator :D
http://www.allsecrets.co.uk
moj film...
http://www.well-known-artist.com
Moja nowa odkurzona www, zapraszam!
http://www.vimeo.com/1271372 - moj showreel
Wotan
Pretorianin
Pretorianin
 
Posty: 1160
Rejestracja: pt 04.10.2002 23:52
Lokalizacja: Varsovia

Postautor: Jakub Cieślak » czw 04.01.2007 22:36

Po primo- niech święta będzie wola moderatora, z nim się zawsze zgadzać trzeba. :)
Po secundo- Aviator, żeby nie być pozatematycznym, to film, który został zabity przez kreację Di Caprio. I nie chodzi o brak talentu, ponieważ Di Caprio potrafi grać świetnie. Wyraźny jest brak pomysłu na tą postać (wyjątkowo nieciekawe fragmenty, kiedy Hughes dostaje kompletnego fioła), wyraźnie ten brak pomysłu przenosi się na Leosia, który potrafi tylko znacząco marszczyć czoło i robić złe oczy. No i się zacinać.
Za to jestem uraczony kilkoma kreacjami- Cate Blanchet jako K. Hepburn, Alda, Baldwin i przede wszystkim epizod Holma i Jude'a Lawa. Jestem też uraczony całą otoczką pasji lotnictwa ukazaną w filmie. Piękne zdjęcia, niezła muzyka. 8/10 (dodatkowe punkty właśnie dla Cate Blanchet)
Obrazek
Mistrz Gimli powiada:
Cisza nie leży w naturze krasnoludów. Jednakże w lochach pełnych orków jest ona jak najbardziej wskazana.
Awatar użytkownika
Jakub Cieślak
Prefekt
Prefekt
 
Posty: 4010
Rejestracja: czw 12.12.2002 22:24
Lokalizacja: JózefOFF k. Otwocka

Postautor: romulus » śr 10.01.2007 10:28

Aviatora lubię z uwagi na postać głównego bohatera. Jeśli czuję niedosyt to dlatego, że Scorsese zatrzymał akcję na początku mrocznej części biografii Hughesa. Kiedy odpaliło mu już zdrowo: znikał, zamykał się na miesiące, zrobił się chorobliwie podejrzliwy, zaczął ćpać, otoczył się mormonami, którzy dostarczali mu mormońską krew do transfuzji, mieszał w polityce (Nixon bał się go jak diabła). I kobiety - o jego haremach krążyły legendy, wszystkie prawdziwe. A skończył marnie. Zagłodzony, odcięty od świata przez mormonów, majątek rozdrapany. Po H.H. zostało tylko to co stworzył jego ojciec Tool Co. A był człowiekiem, który pchnął lotnictwo do przodu i podłożył podwaliny pod budowę satelit.

Wszystkiego tego w filmie brakuje. Ale, z drugiej strony, gdyby się zmieściło byłby to ponury dramat, a nie film o człowieku bardzo niezwykłym i bez wątpienia geniuszu, na którego życie rzuciła się troszkę zdrożna miłość jego matki.

Grał tam Leo? :) Ja widziałem tylko Kate Blanchett i K. Beckinsale. Alec Baldwin chyba odnalazł swoją niszę: drugoplanowe role, w których jest świetny. Alan Alda to już klasa sama dla siebie. Leonardo chyba się to rolą przejął. Może nie jest genialny jak Hughes, ale ma temperament. Kiedy wreszcie przedrę się przez Infiltrację to liczę na to, że go docenię.

BABEL
Nudny film, którego nie ratuje ani Brad Pitt an tym bardziej pani Blanchett. Nie wiem o czym jest: o karabinie? o nieumiejętności komunikowania się? To już wolę popcornowe Miasto Gniewu (fuj, za ten tytuł). Najbardziej irytujący jest wątek japońskiej nastolatki. Reszta w sumie przyzwoita, ale to za mało na oczekiwania, jakie we mnie rozbudził ten film. Moja ocena: z czystej sympatii dla Brada i Kate tylko 3/10

Obejrzałem po raz drugi Pachnidło Dalej nie rusza, więc 3 szansy nie będzie. Ocena: 2/10 - za zdjęcia i kawałek naturalizmu w opisie paryskiej ulicy XVIII w.
Don't blink. Don't even blink. Blink and you're dead.
romulus
Książę
Książę
 
Posty: 2066
Rejestracja: śr 29.11.2006 20:11

Postautor: romulus » śr 10.01.2007 10:40

Zapomniałem o Źródle.
Podejrzewam, że większość fanów Aronofskyego go odrzuci. Ale ja ten film obejrzałem z przyjemnością. Jeśli wyjdzie w Polsce na dvd to zakupię bez dwóch zdań.
Film troszkę jest trudny: nie wiadomo o co reżyserowi chodziło gdy opowiadał tą historię. Przeczytałem z nim ostatnio wywiad, gdzie rzucał światło na troszkę "symboli" ukrytych w filmie. Inkwizycja, jako symbol choroby trawiącej ukochaną głównego hiroła... Troszkę to na razie za mocne na mój mały rozumek.
Ale warto obejrzeć ten film. Zanurzyć się w nim. Jak w Requiem... Skutek całkowicie inny od poprzedniego filmu. Nie napiszę nic więcej dopóki nie obejrzę go jeszcze raz.
Póki co ostrożnie: 8/10
Don't blink. Don't even blink. Blink and you're dead.
romulus
Książę
Książę
 
Posty: 2066
Rejestracja: śr 29.11.2006 20:11

Postautor: romulus » pt 12.01.2007 15:26

Teraz moje największe rozczarowanie 2006 r.

The Black Dahlia

Wiele sobie obiecywałem po tym filmie. Jest to ekranizacja powieści Jamesa Ellroya pod tym samym tytułem. Ellroy jest autorem również Tajemnic Los Angeles. Tajemnice - to genialny kryminał o baardzo pogmatwanej intrydze. Zrealizowany według tej powieści film Curtisa Hansona był jednak równie rewelacyjny - mimo że wyciął połowę wątków i zmienił zakończenie (w książce Dudley Smith przeżyje).

Czarna Dalia to ekranizacja pierwszej powieści J. Ellroya zaliczanej do mrocznego cyklu, którego "bohaterem" jest L.A.P.D. Fabuła koncentruje się wokół śledztwa zabójstwa pewnej pięknej kobiety, fachowo przez killera okaleczonej. Oparta o autentyczną historię z lat zdaje się 40 - tych XX w. Jest to również historia dwóch policjantów-bokserów i łączącej ich miiłości do tej samej kobiety. Książka jest smolista i "czarna", niemal ikona czarnego kryminału. Film niestety nie.

Reżyserem jest Brian de Palma - jakby nie patrzeć: mistrz. Ale tym razem mu nie wyszło. Film nie ma w ogóle klimatu. Warto obejrzeć go dla Hilary Swank - pięknej femme fatale. Nie wiem doprawdy skąd bierze się uwielbienie dla Scarlett Johansson. W tym filmie wypada blado, ale od początku je nie lubiłem więc nie jestem obiektywny. Dwaj główni bohaterowie są mdli jak przesłodzona herbata. Intryga dosyć prosta i nie sprawiająca trudności przeciętnemu zjadaczowi popcornu. Film zebrał podobno dobre recenzje w USA i nieźle (choć bez szału) radził sobie w box officach. Ale to za mało. Porównania z Tajemnicami Los Angeles nie wytrzymuje. ani pod względem reżyserii, ani aktorstwa, ani nawet scenariusza.

Czytałem że szykuje się kolejna adaptacja Ellroya. Tym razem WHITE JAZZ - czyli finał rozgrywki Eda Exleya (z Tajemnic) i kpta Dudleya Smitha. W głównej roli ma wystąpić George Clooney. Mało znany rezyser - więc może nie spaprzą tej adaptacji, tak jak De Palma spaprał Czarną Dalię. Książka jest oczywiście zagmatwana i po raz kolejny udowadnia dlaczego autor ma ksywkę SUŁTAN BRUDÓW. Ale jeśłi ktoś przebrnie przez całą powieść i nie zmiękną mu kolana na ostatniej stronie...

Oby choć część z tego klimatu udało się przenieść na ekran tak jak Curtisowi Hansonowi.

Reasumując: Czarna Dalia tylko 5/10. Wielka, wielka porażka. Przynajmniej w oczach fana Jamesa Ellroya.
Don't blink. Don't even blink. Blink and you're dead.
romulus
Książę
Książę
 
Posty: 2066
Rejestracja: śr 29.11.2006 20:11

Postautor: Alganothorn » ndz 14.01.2007 1:03

'Pachnidło'

Wielkie wyzwanie stanęło przed Tykwerem, bowiem dostał do przeniesienia na ekran jedną z trudniejszych powieści - świat 'Pachnidła' to nie tylko obraz czy dźwięk, ale i zapach, a ten pokazać w kinie to sztuka nie lada...co więcej, książka jest bardzo popularna, szeroko znana i widz idący do kina na ogół ją zna, co z reguły stawia filmy na gorszej pozycji (jakby na to nie patrzeć, argument, że 'książka lepsza' słychać często, wystaczy zerknąć na recenzję wyżej ;-) )
Tradycyjnie wnioski nie będą ukryte na końcu: czy mu się udało? tak
:-)
Tykwerowi udało się coś, na co liczyłem, a o co zupełnie szczerze przyznam, że się obawiałem, że jest niemożliwe: pokazał tę historię z wyczuciem, smakiem, bez szafowania efektami specjalnymi (nie, nie wybuchów się bałem - raczej przekolorowanych obrazów, żeby lepiej pokazać zapach itp.), nie zrobił z niej 'historii mordercy', jak sugeruje podtytuł filmu;
jaki jest więc film? Przede wszystkim jest bardzo ładny - jakość pracy operatora pozostawiam Wotanowi, jednak efekt wizualny ocenić mogę okiem widza-laika: jest znakomity; to jeden z tych filmów, które ogląda się z wielką przyjemnością i nawet gyby wszystko inne, od gry, przez fabułę, po muzykę było do bani to i tak warto na takie filmy chodzić, bo są ładne
:-)
poza tym film ma znakomitą oprawę muzyczną i jest świetnie zagrany; muzyka stanowi niemal idealne uzupełnienie obrazu, a i sama potrafi się obronić; pod tym względem dawno nie widziałem/słyszałem równie dobrze dobranego dźwięku do obrazu, może to i zasługa Tykwera, który przy muzyce maczał palce...gra aktorska jest na najwyższym poziomie, główny bohater jest wiarygodny, Rickman świetny, a Hoffman to klasa sama dla siebie (dawno nie widziałem go w równie dobrej roli) - zdaniem Najpiękniejszej Kobiety Świata postać Laury nie miała tyle szczęścia i jest zagrana nieco gorzej, ale moim zdaniem też trzyma poziom;
o fabule pisać nie będę: jeśli ktoś zna książkę, zaskoczenia nie będzie, jeśli nie - ma to szczęście, że pozna wyjątkowo udaną ekranizację bez znajomości jej końca (a zaskoczony końcówką będzie z pewnością...:-) )
szczerze polecam
ocena 8,5/10

pozdrawiam
We've all been raised on television to believe that one day we'd all be millionaires, and movie gods, and rock stars. But we won't. And we're slowly learning that fact. And we're very, very pissed off.
Awatar użytkownika
Alganothorn
Monarcha
Monarcha
 
Posty: 5085
Rejestracja: pn 06.01.2003 23:02
Lokalizacja: point of no return

Postautor: Wotan » ndz 14.01.2007 12:09

Crash

Polski tytuł - Miasto Gniewu. W końcu obejrzałem bo jakoś mi umknął i jestem bardzo z filmu zadowolony. Bardzo to smutny obraz społeczeństwa wielokulturowego, w którym każdy jest rasistą, albo po prostu jest wyalienowany we własnej grupie. Trudno tu mówić o jakiejkolwiek integracji, wszystkich dzielą ogromne różnice, uprzedzenia, styl życia itd. Trochę podobny problem, który Innaritu chciał pokazać w fimie Babel - ale globalnie - wszechogarniająca niemożliwość komunikacji... Tyle, że Crash jest lepszy, o wiele bardziej mocniejszy i ukazujący jedynie społecześtwo Los Angeles. Wizualnie, również film jest bardzo ładny, mamy wrażenie, że bierzemy udział w szalonej jeździe poprzez niekończące się konfrontacje bohaterów.
Polcam
http://www.allsecrets.co.uk
moj film...
http://www.well-known-artist.com
Moja nowa odkurzona www, zapraszam!
http://www.vimeo.com/1271372 - moj showreel
Wotan
Pretorianin
Pretorianin
 
Posty: 1160
Rejestracja: pt 04.10.2002 23:52
Lokalizacja: Varsovia

Postautor: romulus » śr 31.01.2007 13:10

Zgadzam się z Wotanem co do Crash. Idiotyczny polski tytuł oddaje trochę tematykę filmu, do którego mozna się przyczepic o popcornowość. Ale bez przesady. To co ten film robi z emocjami widza to majstersztyk. Scena z perskim (tak go nazwę) kupcem i latynoską dziewczynką i jej rozwiązanie... Dawno czegoś takiego nie przeżyłem w kinie. W odróżnieniu od BABEL jest bardziej łopatologiczny w wykładaniu problemu, ale akurat pod tym względem bije jednak BABEL na głowę, bo nie jest przeintelektualizowany.
Don't blink. Don't even blink. Blink and you're dead.
romulus
Książę
Książę
 
Posty: 2066
Rejestracja: śr 29.11.2006 20:11

PoprzedniaNastępna

Wróć do Film

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 4 gości