Alganothorn pisze:jakie światowe mechanizmy zmieniłyby sytuację? gdzie leży ta kostka domina, którą należy popchnąć, żeby uzyskać pożądany efekt?
Kostka domina nie leży nigdzie i niczego się, niestety, nie popchnie, by wywołać reakcję łańcuchową. Wszystko rozbija się o pieniądze, które przemysł (a więc i rządy poprzez podatki) zarabiają na zbijaniu kosztów jak tylko się da. Jedyne, czego trzeba, by ten stan rzeczy zmienić, to chęci - takiej szczerej i mocnej. Ochrona środowiska odbywać się może tylko na poziomie ponadnarodowym - wszak chmura syfu na granicy się nie zatrzyma tylko dlatego, że nie ma paszportu. Tylko że póki co tego nie widzę. Unia ma prowadzi chyba najszerzej zakrojone działania proekologiczne, ale sama Europa to za mało. Musiałaby powstać jakaś międzynarodowa, światowa organizacja zrzeszająca oficjalnych przedstawicieli władz poszczególnych państw, koordynująca działania w tym zakresie. Tyle że, jak to zwykle bywa, nawet gdyby takowa istniała, zapewne miałaby niewielki wpływ na największe państwa, które mogłyby sobie pozwolić, żeby ją bezkarnie ignorować. Jedyny ratunek to takie uświadomienie opinii publicznej tychże państw, by wymusiła na swoich rządzach przestrzeganie jej postanowień... Tylko się nikomu nie będzie spieszyć tego uświadamiania finansować.
Zresztą nawet gdyby taka organizacja powstała i gdyby miała ona rzeczywisty wpływ na politykę państw, i tak nie rozwiązałoby to problemu. Działania musiałyby być realizowane na płaszczyznach wielu dziedzin, z ekonomią na czele. Biedny człowiek zainteresowany będzie zdobyciem środków do życia, a stan środowiska najmniej będzie go obchodził. Dopiero kiedy będzie miał zabezpieczony byt, może zacząć przejmować się ekologią.
Alganothorn pisze:kto jest największym zagrożeniem? rozwijające się Chiny i Indie, których emisje zanieczyszczeń można jedynie szacować, bo dane przez nich podawane są raczej mało wiarygodne, czy może dyżurny chłopiec do bicia, czyli USA (których trucie wiąże się w końcu z wykupywaniem limitów na zanieczyszczenia od innych krajów)?
Zdecydowanie stawiałbym na Chiny, bo Indie rozwijają się w nieco inny sposób. Chiny są teraz największym producentem dóbr (przemysł) oraz największym konsumentem zasobów (również przemysł + ludność). A to dopiero czubek góry lodowej, bo wszystkie prognozy rozwoju chińskiego przemysłu (które stają się de facto bazą przemysłową całego świata), z którymi miałem okazję się zapoznać (a było ich naprawdę wiele) są całkowicie zgodne co do tego, że jego wzrost będzie postępował nadal i że będzie przyspieszał. A że Chiny wszystko zawdziędzają niskim cenom (tania siła robocza), na pewno nikomu nawet przez myśl nie przejdzie, żeby ceny te zwiększać, stosując się do kosztownych norm proekologicznych.
Ale Chiny to mało. USA zreszą też, choć to również ogromny przemysł lekce sobie ważący nawoływania do ograniczenia zanieczyszczeń i energochłonności. Limity limitami, ale nie wszystkie produkowane przezeń syfy da się nimi objąć.
Dużym problemem są kraje biedne, które zwyczajnie nie mogą sobie pozwolić na normowanie zanieczyszczeń. Przemysł funkcjonuje tam 'jak jest', nie ma żadnego zaplecza ochronnego, że tak to ujmę (kanalizowania ścieków przemysłowych, ich oczyszczalni, systemów utylizacji odpadów etc.), bo to wszystko kosztuje. Kraje z gospodarkami opartymi o rolnictwo stosują zatrważające ilości pestycydów (np. DCPB, od dawna zakazany na Zachodzie, a stosowany w ilości dziesiątków (ok. 50) kilogramów na hektar rocznie na uprawach bananów w Kostaryce), prowadzą rabunkową eksploatację gleb (i tak, trzeba powiedzieć, mało zwykle urodzajnych), zmuszone są wycinać ogromne połacie lasów pod kolejne uprawy, przyczyniając się do pustynnienia wielkich obszarów lądu. Przykłady można by mnożyć. Takie kraje mają do wyżywienia coraz większą populację, a przy słabych glebach zmuszone są stosować taką politykę. Oczywiście kraje bogate mogłyby spróbować pomóc im przy inwestycjach w nowoczesną technikę rolną, przekazać im swoje nadwyżki żywności (rokrocznie bardzo duże, a jedynie w niewielkiej części komukolwiek oddawane, bo rolnicy wrzeszczą, że im to ceny zaniża; wolą taką żywność zniszczyć, niż pozwolić ją humanitarnie spożytkować) czy wręcz wziąć ciężar części upraw na siebie (wielkie połacie ziemi wiele bardziej urodzajnej od tej, z którą zmagają się miliony ludzi, leżą odłogiem i psa z kulawą nogą nie interesują). Ale nie, bo co kogo obchodzi los chłopa z Etiopii, który nie ma środków, żeby się odpłacić (np. kupić samochód).
Żądza pieniądza z jednej, a bieda z drugiej strony - oto, co napędza ten obłędny mechanizm.
"Diese nadmierne sformalizowanie starożytnego prawa zeigt Jurisprudenz jako rzecz tego samego rodzaju, als d. religiösen Formalitäten z B. Auguris etc. od. d. Hokus Pokus des znachorów der savages" -- Karol Marks