cechy polityków otp

Miejsce na refleksje, rozmyślenia i rozważania natury filozoficznej.

Moderatorzy: Alganothorn, Avathar

cechy polityków otp

Postautor: Alganothorn » śr 22.02.2006 18:13

witajcie,
tematy polityczne są stosunkowo niebezpieczne, niemniej jednak po pierwsze - zawsze ciekawe i po drugie - można dyskutować o polityce w sferze bardziej teorii, niż praktyki;
chciałbym tutaj podyskutować sobie o cechach, jakie winien mieć polityk, ale nie na zasadzie takiej, że podajemy kanon cech porządanych, ale analizy konkretnych;
na pierwszy ogień: przekonanie o własnej słuszności;
czy polityk powinien mieć absolutne przekonanie, że ma rację?
pytanie niby proste, ale neisie za sobą istotne konsekwencje: jeśli ja mam rację (i traktuję to jak absolut), to każda opinia odmienna od mojej jest opinią fałszywą, niesłuszną, a zatem także szkodliwą; takie nastawienie wyklucza w dużej mierze moralną legitymizację kompromisów (czy mniejsze zło przestaje być złem? czy zgoda na kłamstwo i firmowanie go własnym nazwiskiem może mieć uzasadnienie?);
tu nie chodzi o to, żeby stwierdzić, że najlepszy jest złoty środek, bo w tej kwestii tego złotego środka tak naprawdę nie ma: jeśli ktoś, niezależnie od faktu bycia politykiem, ma absolutne przekonanie o własnej racji, każde ustępstwo będzie traktował jako 'przejście na ciemną stronę mocy'
;-)
żeby nie było, że nie piszę nic o swoich poglądach: dla mnie takie stanowisko jest bardzo niebezpieczne i niewskazane nie tylko w polityce; istotą współistnienia i współdziałania w ramach jakiejś grupy jest dialog i wymiana myśli - takie warunki najlepiej sprzyjają rozwojowi; najlepszym 'materiałem' na rozmówcę jest człowiek z jednej strony o określonych poglądach, jednakże z drugiej - nie przywiązany do nich jak do dogmatów, traktujących je jako aktualne, niemniej jednak dopuszczający do ich zmiany pod wpływem odpowiedniej argumentacji (i np. poznania nowych faktów);
oczywście zakładamy sytuację, w której osoby są uczciwe i nie ma mowy o cynizmie czy konromizmie - zmiana poglądów nie wynika z wygody czy korzyści, ale siły argumentów (a nie argumentu siły);
całość rozbija się o jedną kwestię: czy dopuszcza się ewentualność własnej pomyłki, własnego błędu; przekonanie o nieomylności przeraża mnie u bliźnich...
pozdrawiam
We've all been raised on television to believe that one day we'd all be millionaires, and movie gods, and rock stars. But we won't. And we're slowly learning that fact. And we're very, very pissed off.
Awatar użytkownika
Alganothorn
Monarcha
Monarcha
 
Posty: 5085
Rejestracja: pn 06.01.2003 23:02
Lokalizacja: point of no return

Postautor: Zuhar » śr 22.02.2006 19:04

Znam jeden zawód, w którym uczy się nieomylności. Lekarz. W tym wypadku ma to niejakie uzasadnienie - on nie może się wahać i nie powinien się mylić.

A polityk? Mieliśmy już tylu nieomylnych, że dziękuję za więcej. Jeśli już to powinienn miec jasno określony cel społeczny i być otwarty na wszelkie możliwości, które go do niego zbliżają. Jedynej słusznej drodze mówię "nie".
Ostatnio zmieniony czw 23.02.2006 12:35 przez Zuhar, łącznie zmieniany 1 raz
Awatar użytkownika
Zuhar
Mechanik Pokładowy
Mechanik Pokładowy
 
Posty: 520
Rejestracja: śr 11.12.2002 14:13
Lokalizacja: Łódź

Postautor: RaF » śr 22.02.2006 21:48

'Im więcej wiem, tym mniej rozumiem', jak to ktoś był kiedyś powiedział. W moim przekonaniu tylko człowiek o ciasnocie umysłowej może roić sobie teorie o własnej nieomylności - szczególnie jeśli chodzi o kwestie tak niepewne jak te, którymi się politycy zajmują (gospodarka, stosunki międzynarodowe etc.). Nikt nie może wiedzieć wszystkiego o wszystkim, a bywa, że i wszystkiego o czymś.

No a poza tym jest jeden niezbity fakt, że zawsze, przy każdym niemalże działaniu zachodzi konieczność wybrania jakiegoś 'mniejszego zła' - cokolwiek by przez to rozumieć. Nigdy nie będzie takiej sytuacji, żeby naraz wszystkie grupy społeczne udało się zaspokoić. U polityków nie powinno być miejsca na coś takiego, jak przekonanie o własnej nieomylności.

No i coś czuję, że o jakim przymiocie byśmy tu nie zaczęli dyskutować, zawsze będzie tak, że 'prawda leży gdzieś pośrodku'.

Ale może się mylę? ;)
"Diese nadmierne sformalizowanie starożytnego prawa zeigt Jurisprudenz jako rzecz tego samego rodzaju, als d. religiösen Formalitäten z B. Auguris etc. od. d. Hokus Pokus des znachorów der savages" -- Karol Marks
Awatar użytkownika
RaF
Katedralny Malkontent
 
Posty: 3498
Rejestracja: pt 04.10.2002 22:24
Lokalizacja: Warszawa

Postautor: Sztickin » czw 23.02.2006 16:37

Przekonanie o własnej słuszności u polityka wydaje mi się jedną z zasadniczych cech, podobnie uznawanie poglądów przeciwnych sobie za gorsze. Wszak, jeśli na arenie politycznej wojuje za coś, to coś musi mieć wysoką wartość, w każdym razie wyższą, niż poglądy przeciwko którym wojuje :) Przekonanie o własnej racji dodaje na pewno siły jego poglądom jak i zwiększa możliwość realizacji swych celów.
Natomiast, żeby wszystko było etycznie, polityk powinien nauczyć się tolerancji tzn., że jego prawo ingerencji kończy się tam, gdzie zaczyna się wolność drugiego (tym niemniej, tu można by było zaczynać wywód o tolerancji, bo w sumie działalność polityczna to w znacznym stopniu właśnie ograniczanie poglądów ludzi, z którymi się nie zgadzamy i zastępowanie ich własnymi). Jednak ta tolerancja nie powinna w żadnym stopniu wpływać na ocenę swych doktryn, a jedynie winna pozostać efektem szacunku dla poglądów innych.
Tym niemniej, na pewno byłoby szkodliwe, gdyby polityk okopywał się na swych pozycjach i za nic w świecie nie dałoby się go z nich usunąć, szczególnie, gdyby były to dobre i rzeczowe argumenty.
Sztickin
Rycerz
Rycerz
 
Posty: 482
Rejestracja: pn 14.07.2003 17:10
Lokalizacja: jestem?

Postautor: Jander » czw 23.02.2006 17:20

Jak dla mnie polityk to osoba, która wszystkie spory rozwiązuje przez kompromis, a polityka to sztuka kompromisów. Tym samym nie ma tu miejsca na absolutne przekonanie o swojej racji.
pozdrawiam :)
Awatar użytkownika
Jander
Czujnik ;-)
Czujnik ;-)
 
Posty: 1504
Rejestracja: sob 09.11.2002 23:07
Lokalizacja: Wrocław / Mysłowice

Postautor: Alganothorn » pt 24.02.2006 9:02

RaF> w tym wypadku trudno mówić o złotym środku: kwestia dyskusyjna w tym momencie to problem posiadania absolutnego przekonania o własnej racji, bądź nie - w tym układzie nie ma stanu pośredniego, który odpowiadałby 'złotemu środkowi'...
;-)
Sztickin> można walczyć o poglądy, które uważa się za słuszne i należy to robić, niemniej jednak punktem wyjścia jest 'legitymizacja' słuszności poglądów: czy są one jedyne-słuszne i traktuje się je jako prawdy objawione (absolutne, niezmienne, jedyne prawdziwe) czy po prostu odzwierciedlają one nasz stan wiedzy i aktualne poglądy; przenieśmy to na grunt kulinarny: można uznać, że najlepszym jedzeniem jest schabowy i traktować to jako aksjomat przez całe życie - można też uznać, że na chwilę obecną uważamy to za nasze ulubione danie, a po kilku latach zmienić zdanie i uznać za najlepsze polędwiczki wieprzowe z kaparami (których nigdy wcześniej nie próbowaliśmy); w obu przypadkach opinia jest wyrażana szczerze i z całym przekonaniem, ale mechanizm formułowania sądu jest inny: jeśli uznajemy jakieś prawdy za niezmienne i ostateczne, uważamy je za zupełnie oderwane od nas i traktujemy jako idee (niemal platońskie), w drugim przedstawiamy własne poglądy i nasze zdanie i pamiętamy przy tym o ograniczeniach z tego płynących (np. brak wszystkich danych, wpływ emocji itp, itd);
jeśli przykład kulinariów przełozymy na politykę okaże się, że np Pan X będzie twierdził całe życie, że poglądy Y dotyczące gospodarki są jedynymi słusznymi - nie wykaże chęci poznania innych teorii, nie wykaże chęci poznania tego, jak dane mechanizmy działają w praktyce, będzie się trzymał prawdy objawionej, pewnego wyobrażenia, a każdą próbę modyfikacji potraktuje jako zamach na ideał i absolut;
przekonanie o własnej słuszności to postawa, która apriorycznie eliminuje element pokory wobec nie tylko innych ludzi i ich poglądów, ale i własnej omylności, a brak taka pokora jest bardzo w życiu potrzebna...
pozdrawiam
We've all been raised on television to believe that one day we'd all be millionaires, and movie gods, and rock stars. But we won't. And we're slowly learning that fact. And we're very, very pissed off.
Awatar użytkownika
Alganothorn
Monarcha
Monarcha
 
Posty: 5085
Rejestracja: pn 06.01.2003 23:02
Lokalizacja: point of no return

Postautor: Sztickin » sob 25.02.2006 18:36

Alganothorn pisze:Sztickin> można walczyć o poglądy, które uważa się za słuszne i należy to robić, niemniej jednak punktem wyjścia jest 'legitymizacja' słuszności poglądów: czy są one jedyne-słuszne i traktuje się je jako prawdy objawione (absolutne, niezmienne, jedyne prawdziwe) czy po prostu odzwierciedlają one nasz stan wiedzy i aktualne poglądy;

Chyba trzeba postopniować poglądy i podzilić je według kryterium, na ile one są ważne. Do tych najbardziej kanonicznych polityk powinien mieć stusunek na tyle stały i niezmienny, że traktuje je faktycznie jako niemalże "idee Platona", zaś dla tych bardziej błachych winien mieć stosunek lżejszy, lecz powinien i tak uważać je za słuszniejsze od poglądów przeciwników. Moim skromnym zdaniem, właśnie brak tak czystych i niezmiennych zasad zamieni politykę w restaurację w której każdy będzie co chwile zmieniał smaki, zamawiał nowe potrawy aż zacznie go mdlić. Zarzut, że ktoś bardzo przekonany o racji swoich idei nie zada sobie trudu poznania co ma do powiedzenia ktoś z drugiej strony uważam za chybiony, ponieważ brak rozeznania w zdaniu pana Y to nie efekt siły przekonań X'a, a jedynie efekt, np. zarozumiałości, bo żeby być za czymś, trzeba by to skonfronotwać z czymś innym. Może trzeba tu odp. skąd bierze się ta prawda objawiona; wszak to nie jakieś idee zasłyszane gdzieś lub od kogoś, ale winny to być dobrze zbadane i osądzone poglądy. Jasne, że piszę o ideale, ale czy aż tak idealnym, że nie do zastosowania w praktyce?
Alganothorn pisze:przekonanie o własnej słuszności to postawa, która apriorycznie eliminuje element pokory wobec nie tylko innych ludzi i ich poglądów, ale i własnej omylności, a brak taka pokora jest bardzo w życiu potrzebna...

W sporej mierze się zgadzam, ale umiejętność zejścia ze swojego zdania i przejścia w inne to także kwestia charakteru polityka; a siła wiary w swoją słuszność może jedynie (albo aż) wpływać na to, nie determinuje jednak niczego ostatecznie. Poza tym, nie uznabwałbym za brak pokory trwania przy czymś, co uważamy za dobre.

Być może klucz jest właśnie w umiejętnym podzieleniu ważności, tak, aby umacnianie się w swym zdaniu miało charakter nierówny i adekwatny do wagi poglądu.
Sztickin
Rycerz
Rycerz
 
Posty: 482
Rejestracja: pn 14.07.2003 17:10
Lokalizacja: jestem?

Postautor: RaF » sob 25.02.2006 21:30

Sztickin pisze:Zarzut, że ktoś bardzo przekonany o racji swoich idei nie zada sobie trudu poznania co ma do powiedzenia ktoś z drugiej strony uważam za chybiony, ponieważ brak rozeznania w zdaniu pana Y to nie efekt siły przekonań X'a, a jedynie efekt, np. zarozumiałości, bo żeby być za czymś, trzeba by to skonfronotwać z czymś innym. Może trzeba tu odp. skąd bierze się ta prawda objawiona; wszak to nie jakieś idee zasłyszane gdzieś lub od kogoś, ale winny to być dobrze zbadane i osądzone poglądy.

Gdyby takie recepty istniały, o ileż prostszy byłby świat. Niestety tak nie jest. Poglądy mocne i bezkompromisowe możemy mieć my, zwyczajni obywatele. Polityk jednakże musi brać pod uwagę całą masę rzeczy, z których wiele nie da się wprost rozsądzić na zasadzie: to jest złe, a to dobre; to zadziała, a to nie; należy pójść tędy, a nie owędy.

Największą zaletą demokracji, a zarazem jej największą wadą, jest konieczność zawierania kompromisów. Zaletą o tyle, że każda grupa społeczna może mieć swoich przedstawicieli i walczyć o to, by nie dawać się wykorzystać innym; wadą zaś dlatego, że wszelkie zmiany są przez to znacznie wolniejsze, niż w takim np. totalitaryźmie. Dlatego też jeśli jakiś polityk roi sobie coś o własnej racji, jedynej słusznej i niepodważalnej, nie chcąc słyszeć o żadnych kompromisach, to nie jest to moim zdaniem ani demokratyczne, ani dobre.
"Diese nadmierne sformalizowanie starożytnego prawa zeigt Jurisprudenz jako rzecz tego samego rodzaju, als d. religiösen Formalitäten z B. Auguris etc. od. d. Hokus Pokus des znachorów der savages" -- Karol Marks
Awatar użytkownika
RaF
Katedralny Malkontent
 
Posty: 3498
Rejestracja: pt 04.10.2002 22:24
Lokalizacja: Warszawa

Postautor: Alganothorn » pn 27.02.2006 11:44

Sztickin pisze: Poza tym, nie uznabwałbym za brak pokory trwania przy czymś, co uważamy za dobre.

tu nie chodzi o trwanie 'świadome', ale o ślepe trzymanie się pewnego stanowiska; co więcej, każda świadoma osoba musi dopuścić taką ewentualność, że ktoś pojawi się z lepszym rozwiązaniem, zatem musi być zgoda na dyskusję i otwartość na inne argumenty;
różnica polega na tym, że jedni uznają swoje poglądy za najlepsze z im znanych, a inni po prostu za jedyne słuszne - pierwsza postawa dopuszcza zmiany, druga ani na milimetr...
pozdrawiam
We've all been raised on television to believe that one day we'd all be millionaires, and movie gods, and rock stars. But we won't. And we're slowly learning that fact. And we're very, very pissed off.
Awatar użytkownika
Alganothorn
Monarcha
Monarcha
 
Posty: 5085
Rejestracja: pn 06.01.2003 23:02
Lokalizacja: point of no return

Postautor: Avathar » ndz 26.03.2006 11:58

polityk powinnien być przede wszystkim dyplomatą. powinnien umiec dochodzic do kompromisów i mieć świadomość, że przeciwnicy też mają swoje argumenty - które mogą być słuszne.

jak dla mnie w Polsce brakuje polityków. dla mnie jest to cyrk - dosłownie i nie jest to jakieś modne narzekanie.

kiedy oglądam obrady i widze na jakim poziomie leży ich umiejętność prowadzenia dyskusji-debaty - co innego mam czuć?

może kiedyś to się zmieni.

pozdrawiam
Obrazek
Avathar
Lord
Lord
 
Posty: 1245
Rejestracja: sob 02.11.2002 0:18
Lokalizacja: Gdynia / Poznań


Wróć do Philosophia

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 10 gości