witajcie,
na wszelki wypadek sprawdziłem: nie ma topicu w dziale muzyka o zespole 'drzwi'...
niniejszym zakładam
powód dla którego zakładam go akurat dziś jest prozaiczny i każda osoba, dla której ten zespół coś znaczy wie, że dziś jest 60 rocznica urodzin Jima Morrisona...dziś też, jak co roku, na Pere-Lachaise pojawi się wielka ilość kwiatów, ponoć ma grać zespół po reaktywacji, ale jak każda reaktywacja, to tylko, wybaczcie subiektywizm, popłuczyny po świeżości i sile oryginału;
nie w tym rzecz jednak jaka jest ta reaktywacja - rzecz w tym jaki był prawdziwy zespół 'The Doors', co sprawiło, że ich muzyka się nie starzeje...
akurat nie mam zamiaru bawić się w jakiegoś historyka muzyki, który siada w fotelu w stroju, który ma może wyglądać młodzieżowo, a wygląda śmiesznie i próbuje napuszonymi terminami wyjaśnić coś, co jest niewyjaśnialne: wyjaśnić magię muzyki, magię charyzmy wokalisty, magię prostych tekstów i prostej linii melodycznej, które tworzyły niesamowite piosenki;
nie oceniam postaci Morrisona, jaki był prawie każdy wie, film Stone'a (z chyba najlepszą rolą Kilmera, obok występu w 'Willow' w karierze, ale to temat na inne subforum) jest całkiem przyzwoity i sugestywny w tym względzie, może chcę przyjąć w tym przypadku zasadę, że de mortuis et absentibus aut bene aut nihil, a może po prostu chcę się ograniczyć do spraw muzyki...
no nic: 60 lat temu narodził się geniusz muzyki (geniusz i demon, ale to na ogół chodzi w parze), przez swoje niespełna trzydziestoletnie życie nagrał niesamowite piosenki;
byłeś jaki byłeś Jim, ale za 'Spanish Caravan', za 'Crystal Ship' będę Ci zawsze wdzięczny;
wielkie dzięki!
pozdrawiam