Heh, jak by nie patrzeć, to w okresie "globalnej wsi" każda niemal wojna jest światowa, wystarczy tylko spojrzeć na ożywiony ruch dyplomatyczny i te wszystkie fruwające radośnie metalowe ptaki ludzi w panterkach.
Co do wojny to chyba się jeszcze tutaj nie wypowiadałem. Dziwne
. No nic. Moje zdanie na temat wojny jest mieszane. Z jednej strony - zgadzam się z twierdzeniem całym sercem! - każda wojna jest porażką ludzkości, jak ujął to Papież. Ale już sam fakt, że powstała sytuacja przedwojenna, również jest porażką ludzkości. Gdyby chodziło tylko o usunięcie Saddama, nie wahałbym się ani chwili i zagłosowałbym na "TAK" rękami i nogami. Problem jednak w tym, że do Saddama się na pewno nie ograniczy. Już giną pierwsi cywile. Oto dylemat - czy istnieje w takim wypadku "mniejsze zło"? Trochę to podobne do dylematu: zestrzelić samolot uprowadzony przez terrorystów, chociaż na pokładzie są Bogu ducha winni pasażerowie, i ocalić tym samym innych ludzi? Takich kwestii nigdy nie uda się rozstrzygnąć i zawsze będą wzbudzać olbrzymie kontrowersje.
Abstrahuję w tych wywodach naturalnie od czynników gospodarczych. To, że naczelną dyrektywą każdej demokracji jest zapewnienie bezpieczeństwa obywatelom. Amerykanie mają prawo czuć się ze strony Saddama zagrożeni (choć sami są sobie winni). Tak więc starają się go pozbyć.
Ponadto skutki gospodarcze - a to ropa, a to kolejny kraj do odbudowy dla amerykańskich firm, a to (o ile wszystko pójdzie szybko i sprawnie) ożywienie gospodarcze wywołane bezpośrednimi inwestycjami państwa w przemysł zbrojeniowy (który od zarania dziejów był potężną, może nawet najpotężniejszą lokomotywą gospodarki, co znakomicie widać na przykładzie np. Niemiec czy Rosji za czasów Stalina [która, przypomnę, w pierwszej połowie XX w. była potężniejsza niż USA i Europa razem wzięte, szansa została jednak zmarnowana]).
Wygrana pociągnie też za sobą skutki polityczne - USA zdobędą przyczółek w jakże strategicznie ważnym rejonie, w dodatku blisko Iranu, do którego prawdopodobnie też się zaczną dobierać.
Byłbym za wojną na pewno bardziej, gdyby wszystko odbywało się za przyzwoleniem ONZ, bo obecna sytuacja unaocznia to, o czym mówi się już od dawna - czy ONZ ma w ogóle po co istnieć, przynajmniej w takiej formie, jak jest obecnie?
"Diese nadmierne sformalizowanie starożytnego prawa zeigt Jurisprudenz jako rzecz tego samego rodzaju, als d. religiösen Formalitäten z B. Auguris etc. od. d. Hokus Pokus des znachorów der savages" -- Karol Marks