NAST.pl
 
Komiks
  Facebook
Facebook
 
Forum

  RSS RSS

 Strona główna     Zapowiedzi     Recenzje     Imprezy     Konkursy     Wywiady     Patronaty     Archiwum newsów     Artykuły i relacje     Biblioteka     Fragmenty     Galerie     Opowiadania     Redakcja     Zaprzyjaźnione strony   

Zaloguj się tutaj! | Rejestruj

Patronat

Sherriff, Robert Cedric - "Rękopis Hopkinsa"

Robinson, Kim Stanley - "Czerwony Mars" (Wymiary)

Ukazały się

Iglesias, Gabino - "Diabeł zabierze was do domu"


 Richau, Amy & Crouse, Megan - "Star Wars. Wielka Republika. Encyklopedia postaci"

 King, Stephen - "Billy Summers"

 Larson, B.V. - "Świat Lodu"

 Brown, Pierce - "Czerwony świt" (wyd. 2024)

 Kade, Kel - "Los pokonanych"

 Scott, Cavan - "Wielka Republika. Nawałnica"

 Masterton, Graham - "Drapieżcy" (2024)

Linki

Kagawa, Julie - "Żelazna córka" (wyd. 2024)
Wydawnictwo: Vesper
Cykl: Żelazny dwór
Tytuł oryginału: The Iron Daughter
Tłumaczenie: Joanna Lipińska
Data wydania: Luty 2024
ISBN: 9788377314777
Oprawa: Twarda
Format: 140x205
Liczba stron: 384
Cena: 64,90
Rok wydania oryginału: 2010
Tom cyklu: 2



Kagawa, Julie - "Żelazna córka"

1
Zimowy Dwór

Przede mną stał Żelazny Król, piękny i potężny, na ramiona spływały mu kaskady srebrzystych włosów. Jego długi czarny płaszcz powiewał na wietrze, podkreślając bladą, kościstą twarz i półprzezroczystą skórę, spod której błyszczały niebieskozielone żyłki. W jego czarnych jak smoła oczach zamigotała błyskawica, a stalowe macki biegnące wzdłuż jego kręgosłupa i ramion otoczyły go niczym olbrzymie skrzydła błyszczące w świetle. Podleciał do mnie jak anioł zemsty, z wyciągniętą przed siebie ręką i smutnym, czułym uśmiechem na ustach.
Wyszłam mu na spotkanie; żelazne kable oplotły mnie delikatnie i przyciągnęły do niego.
– Meghan Chase – wyszeptał Machina, przeciągając dłonią po moich włosach.
Zadrżałam. Ramiona trzymałam wyciągnięte wzdłuż boków, a jego macki gładziły moją skórę.
– Przybyłaś. Czego pragniesz?
Zmarszczyłam lekko brwi. Czego chciałam? Po co tu przyszłam?
– Mojego brata – odpowiedziałam, nagle sobie przypominając. – Porwałeś mojego brata, Ethana, by mnie tu ściągnąć. Chcę go odzyskać.
– Nie. – Machina pokręcił głową i podszedł bliżej. – Nie przyszłaś tu po swojego brata, Meghan Chase. Ani po księcia Mrocznego Dworu, którego podobno kochasz. Przybyłaś tu w poszukiwaniu jednego. Potęgi.
Głowa mnie bolała, próbowałam się cofnąć, ale kable trzymały mocno.
– Nie – wymamrotałam, mocując się z żelazną siecią. – To… to nie tak. To nie tak miało być.
– Więc mi pokaż. – Machina rozłożył szeroko ręce. – To jak „miało” być? Po co tu przyszłaś? Pokaż mi, Meghan Chase.
– Nie!
– Pokaż!
Coś drgnęło w mojej dłoni – puls bijący w strzale z czarownego drewna. Uniosłam z krzykiem rękę nad głowę i wbiłam zaostrzony koniec w pierś Machiny, zatapiając strzałę w jego sercu.
Machina zatoczył się do tyłu i zaskoczony spojrzał na mnie z przerażeniem. Tyle że to już nie był Machina, ale elfi książę o czarnych jak noc włosach i błyszczących srebrnych oczach. Smukły i niebezpieczny, cały w czerni, sięgnął po wiszący u pasa miecz, nim dotarło do niego, że już za późno. Zachwiał się, próbując utrzymać się na nogach, a ja zdusiłam krzyk.
– Meghan – wyszeptał Ash, a z jego ust pociekła wąska strużka krwi. Zacisnął dłonie na wbitej w pierś strzale i padając na kolana, spojrzał mi głęboko w oczy. – Dlaczego?
Roztrzęsiona uniosłam dłonie i zobaczyłam, że są całe w błyszczącej krwi, która spływa po moich rękach i kapie na ziemię. A pod tą lepką powłoką, pod moją skórą, coś się poruszało, przebijając się na powierzchnię jak czerwie. Gdzieś w głębi duszy wiedziałam, że powinnam być przerażona, zszokowana, zniesmaczona tą obrzydliwością. Ale nie byłam. Czułam się potężna, potężna i silna, jakby to prąd płynął pod moją skórą, jakbym mogła zrobić wszystko, czego tylko zapragnę, i nikt nie był w stanie mnie powstrzymać.
Spojrzałam z góry na księcia Zimowego Dworu i prychnęłam na widok tej żałosnej istoty. Czy naprawdę mogłam się kiedyś kochać w kimś tak słabym?
– Meghan. – Ash klęczał tam, a życie powoli go opuszczało, mimo że starał się trzymać. Podziwiałam jego upór, ale i on nie mógł mu pomóc. – A co z twoim bratem? – jęknął. – I twoją rodziną? Czekają na ciebie w domu.
Z moich pleców i ramion wysunęły się żelazne kable i otoczyły mnie jak błyszczące skrzydła. Patrząc na bezbronnego zimowego księcia, uśmiechnęłam się do niego cierpliwie.
– Jestem w domu.
Kable wystrzeliły srebrną smugą i wbiły się w pierś elfa, przyszpilając go do ziemi.
Ash szarpnął się, otworzył usta w bezgłośnym okrzyku, głowa opadła mu do tyłu i rozprysnął się jak kryształ, który spada na beton.
Otoczona błyszczącymi szczątkami zimowego księcia odchyliłam głowę i zaczęłam się śmiać, a mój śmiech zamienił się w zduszony krzyk, gdy udało mi się obudzić ze snu.

Nazywam się Meghan Chase.
Od jakiegoś czasu przebywam w pałacu zimowych elfów. Jak długo dokładnie? Nie wiem. W tym miejscu czas nie płynie normalnie. Od kiedy utknęłam w krainie Nigdynigdy, życie w świecie zewnętrznym, świecie śmiertelników, toczy się beze mnie. Jeśli kiedykolwiek się stąd wydostanę, jeśli uda mi się wrócić do domu, może się okazać, że od mojego zniknięcia minęło sto lat, a cała moja rodzina i przyjaciele od dawna nie żyją.
Starałam się nie myśleć o tym za często, ale czasami nie mogłam się po prostu powstrzymać.
W moim pokoju było zimno. Zawsze było zimno. I mnie też zawsze było zimno. Nawet szafirowe płomienie na kominku nie mogły powstrzymać nieustannego chłodu. Ściany i sufit były zrobione z matowego przydymionego lodu. Żyrandol mienił się tysiącami sopli. Tego wieczoru miałam na sobie spodnie od dresu, rękawiczki, gruby sweter i wełnianą czapkę, ale to nie wystarczało. Za oknem podziemne miasto Zimowego Dworu błyszczało zachęcająco. Ciemne kształty podskakiwały i trzepotały wśród cieni, błyskały pazury, zęby i skrzydła. Zadrżałam i spojrzałam w niebo. Sklepienie potężnej jaskini było zbyt odleg­łe, by ujrzeć je w ciemnościach, ale tysiące malutkich światełek, kule magicznego ognia albo same magiczne istoty, błyszczały jak kobierzec gwiazd.
Ktoś zastukał do drzwi.
Nie zawołałam: „Wejść!”. Już dawno nauczyłam się, by tego nie robić. To był Mroczny Dwór, a zapraszanie dworzan do swojego pokoju to bardzo, ale to bardzo zły pomysł. Nie mogłam całkiem się ich pozbyć, ale magiczne stworzenia ponad wszystko przestrzegają zasad, a z rozkazu królowej nie wolno było mi przeszkadzać, chyba że zażyczę sobie inaczej. A zgoda na wejście do mojego pokoju mogła zostać uznana właśnie za takie życzenie.
W kłębie pary wydobywającej się z moich ust pomaszerowałam do drzwi i je uchyliłam. Na podłodze siedział piękny czarny kot. Otoczył ogonem łapki i wpatrywał się we mnie żółtymi oczami. Zanim zdążyłam coś powiedzieć, syknął i wsunął się przez szparę do środka.
– Hej!
Odwróciłam się gwałtownie, ale kot nie był już kotem. Za mną stała Tiaothin, opolda, uśmiechając się od ucha do ucha i ukazując błyszczące kły. No jasne. To musiała być opolda, one nie przestrzegają zasad społecznych. Właściwie to nawet wydają się czerpać olbrzymią satysfakcję z ich łamania.
Opolda od czasu do czasu poruszała wystającymi spomiędzy dredów kudłatymi uszami. Miała pstrokatą kurtkę wyszywaną świecidełkami i nabijaną ćwiekami, podarte dżinsy i glany. W odróżnieniu od Jasnego Dworu, Mroczny Dwór preferował ubrania „śmiertelników”. Nie byłam pewna, czy to dlatego, że otwarcie przeciwstawiali się Jasnemu Dworowi, czy też chcieli się łatwiej wtopić w ludzką społeczność.
– Czego chcesz? – zapytałam ostrożnie.
Tiaothin zainteresowała się mną, gdy tylko dotarłam na dwór, podejrzewałam, że to po prostu nienasycona ciekawość opoldy. Kilka razy rozmawiałyśmy, ale nie nazwałabym jej swoją przyjaciółką. Sposób, w jaki na mnie patrzyła, bez jednego mrugnięcia, zupełnie jakby rozważała, czy nadaję się na najbliższy posiłek, zawsze wyprowadzał mnie z równowagi.
Opolda syknęła i przejechała językiem po zębach.
– Nie jesteś gotowa – odezwała się z sykiem i przyglądając mi się sceptycznie. – Szybko. Przebieraj się. Musimy iść, niedługo.
Zmarszczyłam brwi. Tiaothin zawsze było trudno zrozumieć, bo tak szybko zmieniała tematy, że nie mogłam za nią nadążyć.
– Dokąd? – zapytałam, a ona zachichotała.
– Królowa – zamruczała Tiaothin i zaczęła machać uszami. – Królowa cię wzywa.
Żołądek skręcił mi się w supeł. Bałam się tej chwili, od kiedy dotarłam z Ashem na Zimowy Dwór. Kiedy przybyliśmy do pałacu, królowa przyjrzała mi się z drapieżnym uśmiechem, po czym odprawiła mnie, mówiąc, że chce porozmawiać z synem w cztery oczy i niedługo mnie wezwie. Oczywiście „niedługo” to pojęcie względne w magicznym świecie i od tamtej pory czekałam jak na szpilkach na moment, aż Mab sobie o mnie przypomni.
Wtedy też po raz ostatni widziałam Asha.
Na myśl o Ashu poczułam niepokój, przypominając sobie, jak wiele się zmieniło.
Kiedy przybyłam do Krainy Magii w poszukiwaniu mojego porwanego brata, Ash był wrogiem, zimnym, niebezpiecznym synem Mab, królowej Mrocznego Dworu. Gdy dwory przygotowywały się do wojny, Mab wysłała Asha, by mnie schwytał; chciała wykorzystać mnie jako kartę przetargową, negocjując z moim ojcem, królem Oberonem. Pragnęłam za wszelką cenę ocalić brata i zawarłam z zimowym księciem umowę – obiecałam, że jeśli on pomoże mnie, to ja z własnej woli pójdę z nim do Mrocznego Dworu. W tamtym momencie postawiłam wszystko na jedną kartę. Potrzebowałam wszelkiej możliwej pomocy, by zmierzyć się z Żelaznym Królem i uratować brata. Ale gdzieś tam, pośród upiornego pustkowia pyłu i żelaza, obserwując, jak Ash walczy z królestwem, które niszczy jego istotę, uświadomiłam sobie, że się w nim zakochałam. Książę doprowadził mnie tam, ale mało brakowało, a nie przetrwałby starcia z Machiną. Król żelaznych elfów był niesamowicie potężny, prawie niepokonany. Mimo wszystko udało mi się zwyciężyć Machinę i zabrać brata do domu.
Tamtej nocy, zgodnie z naszą umową, przyszedł po mnie Ash. Nadeszła pora, bym dopełniła mojej części zobowiązania. Znów zostawiłam rodzinę, by podążyć za księciem do Tir Na Nog, krainy Zimy.
Podróż przez Tir Na Nog była zimna, ciemna i przerażająca. Nawet z zimowym księciem u boku Kraina Magii była dzika i niegościnna, zwłaszcza dla ludzi. Ash był idealnym osobistym strażnikiem, niebezpiecznym, czujnym i opiekuńczym, ale zdawał się czasem nieobecny duchem, rozkojarzony. A im dalej zagłębialiśmy się w zimowe tereny, tym bardziej się oddalał, zamykając się przede mną i przed światem. I nie zamierzał mi tego wyjaśnić. Ostatniej nocy naszej podróży zostaliśmy zaatakowani.
Wytropił nas potężny wilk, wysłany przez samego Oberona. Miał za zadanie zabić Asha i odprowadzić mnie z powrotem na Letni Dwór. Udało nam się uciec, ale książę został ranny podczas walki, ukryliśmy się więc w pustej lodowej grocie, żeby odpocząć i opatrzyć mu rany.
Kiedy bandażowałam mu ramię, milczał, ale czułam, że mnie obserwuje. Puściłam jego rękę, uniosłam wzrok i spojrzałam w srebrzyste oczy. Ash zamrugał powoli, patrząc na mnie, jakby próbował rozszyfrować, o czym myślę. Czekałam z nadzieją, że wreszcie dowiem się, skąd ta jego nagła rezerwa.
– Czemu nie uciekłaś? – zapytał cicho. – Gdyby ten zwierz mnie zabił, nie musiałabyś iść do Tir Na Nog. Byłabyś wolna.
Spojrzałam na niego spod zmarszczonych brwi.
– Zawarłam umowę, tak jak i ty – wymamrotałam i ostro szarpnęłam, zawiązując bandaż, ale Ash nawet się nie skrzywił.
Zła, spojrzałam mu prosto w oczy.
– Co ty sobie myślisz? Czy tylko dlatego, że jestem człowiekiem, mam stchórzyć? Wiedziałam, na co się decyduję, i dotrzymam swojej części umowy, bez względu na to, co się wydarzy. A jeśli myślisz, że zostawiłabym ciebie, bo nie chcę stawać przed obliczem Mab, to wcale mnie nie znasz.
– Właśnie dlatego, że jesteś człowiekiem – kontynuował tym samym tonem Ash, nie spuszczając ze mnie wzroku – nie wykorzystałaś taktycznej okazji. Zimowe stworzenia w takiej sytuacji nie zawahałyby się ani chwili. Nie pozwoliłyby, aby emocje wzięły górę. Jeśli masz przetrwać na Mrocznym Dworze, to musisz zacząć myśleć jak one.
– Ale ja nie jestem jak one. – Wstałam i odsunęłam się od niego, próbując nie zwracać uwagi na ból i poczucie zdrady, hamując głupie łzy złości, które napływały mi do oczu. – Nie jestem zimowym elfem. Jestem człowiekiem, z ludzkimi uczuciami i emocjami. A jeśli uważasz, że powinnam za to przepraszać, to trudno. Nie mogę ot tak, odgrodzić swoich uczuć, jak ty to robisz.
Odwróciłam się na pięcie, by odejść, ale Ash w mgnieniu oka poderwał się z ziemi i złapał mnie za ramiona. Zesztywniałam cała, ale nie było sensu mu się wyrywać. Nawet ranny i krwawiący był znacznie silniejszy ode mnie.
– Nie jestem niewdzięczny – wyszeptał do mojego ucha, sprawiając, że wbrew woli zrobiło mi się ciepło na duszy. – Chcę tylko, abyś zrozumiała. Zimowy Dwór żeruje na słabszych. To leży w jego naturze. Będą tu próbowali rozerwać cię na strzępy, zarówno dosłownie, jak i w przenośni, a ja nie zawsze będę blisko, by cię chronić.
Zadrżałam. Gniew gdzieś zniknął, a moje wątpliwości i lęki nagle wróciły. Ash westchnął i poczułam, jak dotyka czołem moich włosów, a jego oddech połaskotał mnie w kark.
– Nie chcę tego robić – przyznał udręczonym głosem. – Nie chcę patrzeć na to, co spróbują ci zrobić. Letnia istota na Zimowym Dworze ma niewiele szans. Ale przysiągłem, że cię przyprowadzę, i jestem tą przysięgą związany.
Uniósł głowę, ścisnął moje ramiona tak, że aż zabolały, a jego głos opadł o kilka oktaw, zrobił się ponury i zimny.
– Dlatego musisz być silniejsza niż oni. Nieustannie musisz się mieć na baczności, bez względu na wszystko. Będą cię próbowali zmylić, podstępem lub pięknymi słowami, i będą czerpali przyjemność z twojego cierpienia. Nie pozwól im się ranić. Nikomu nie ufaj. – Zamilkł na chwilę, po czym dodał jeszcze ciszej: – Nawet mnie.
– Zawsze będę ci ufać – wyszeptałam bez zastanowienia, a on zwiększył uścisk i odwrócił mnie do siebie.
– Nie. – Zmrużył oczy. – Nie możesz. Jestem twoim wrogiem, Meghan. Nigdy o tym nie zapominaj. Jeśli Mab powie, że mam cię zabić przed całym dworem, to moim obowiązkiem będzie spełnić jej rozkaz. Jeśli nakaże Rowanowi albo Sage’owi pociąć cię powoli na kawałki, tak, by każda sekunda była okrutnym cierpieniem, to powinienem stać tam i im na to pozwolić. Rozumiesz? Moje uczucia wobec ciebie nie mają znaczenia na Zimowym Dworze. Lato i Zima zawsze będą po przeciwnych stronach i nic tego nie zmieni.
Wiedziałam, że powinnam się go bać. Był w końcu mrocznym księciem i powiedział wprost, że jeśli Mab mu nakaże, to mnie zabije. Jednak przyznał też, że darzy mnie uczuciami… które co prawda nie mają znaczenia, ale mimo to moje serce aż podskoczyło, gdy to usłyszałam. I może byłam naiwna, ale nie mogłam uwierzyć, że Ash z rozmysłem zrobiłby mi krzywdę, nawet na Zimowym Dworze. Nie, kiedy tak na mnie teraz patrzył, gdy w jego srebrnych oczach widziałam zmagania i złość.
Po chwili odwrócił wzrok i westchnął.
– Nie słyszałaś ani słowa z tego, co powiedziałem, prawda? – wymruczał, zamykając oczy.
– Nie boję się – odparłam, lecz było to kłamstwo. Byłam przerażona wizją Mab i Mrocznego Dworu, czekających u kresu naszej wyprawy. Ale jeśli będzie tam Ash, to nie może być źle.
– Jesteś irytująco uparta – wyszeptał, przeciągając dłonią po włosach. – Nie wiem, jak mam cię chronić, skoro ty sama ani trochę nie chcesz chronić siebie.
Podeszłam do niego i położyłam mu rękę na klatce piersiowej. Czułam przez koszulę bicie jego serca.
– Ufam ci – szepnęłam, unosząc ku niemu twarz, przesuwając palcami po jego brzuchu. – Wiem, że coś wymyślisz.
Nabrał gwałtownie powietrza i spojrzał na mnie wygłodniałym wzrokiem.
– Wiesz, że igrasz z ogniem?
– To dziwne, biorąc pod uwagę, że jesteś lodowym księ… – Nie dokończyłam, bo Ash schylił się i mnie pocałował.
Oplotłam jego szyję ramionami, a on objął mnie w talii i przez kilka chwil zimno nie miało do mnie dostępu.

Następnego ranka znów był odległy i zamyślony. Prawie się do mnie nie odzywał bez względu na to, jak bardzo naciskałam. Tej nocy dotarliśmy do podziemnego pałacu Zimowego Dworu, a Mab odesłała mnie prawie natychmiast. Służący wskazał mi moją kwaterę i tak siedziałam w małym zimnym pokoiku, czekając, aż przyjdzie po mnie Ash.
Nie pojawił się po spotkaniu z królową i po kilku godzinach czekania w końcu ruszyłam na poszukiwania korytarzami Zimowego Dworu. I wtedy właśnie znalazłam Tiaothin, a raczej to ona mnie znalazła w bibliotece, gdzie bawiłam się w ciuciubabkę z niezdarnym, zakutym w łańcuchy olbrzymem, który gonił mnie między regałami. Opolda, gdy już pozbyła się tego stwora, poinformowała mnie, że książę Ash opuścił pałac i nikt nie wie, kiedy wróci.
– To typowe dla naszego księcia – stwierdziła, szczerząc się do mnie z półki z książkami. – Prawie nigdy nie ma go na dworze. Ledwo go zauważysz, a on puff! I znika na kolejnych kilka miesięcy.
Czemu Ash tak mnie zostawił? – zastanawiałam się po raz setny. Mógł przynajmniej powiedzieć, dokąd się udaje i kiedy wróci. Nie musiał odchodzić bez słowa. Chyba że z rozmysłem mnie unikał. Chyba że wszystko, co mówił, ten pocałunek, emocje w jego oczach i głosie nic tak naprawdę dla niego nie znaczyły. Może zrobił to wszystko po to, by dostarczyć mnie na Zimowy Dwór.
– Spóźnisz się – zamruczała Tiaothin, przywracając mnie do rzeczywistości. Przyglądała mi się błyszczącymi kocimi oczami. – Mab nie lubi czekać.
– Jasne – odezwałam się słabo, wytrącona z równowagi.
Oj, racja. Mam spotkanie z elfią Królową Zimy.
– Daj mi tylko chwilę na przebranie się. – Czekałam, ale opolda ani drgnęła, więc odwróciłam się do niej ze zmarszczonymi brwiami. – Może tak odrobinę prywatności, co?
W odpowiedzi zachichotała i w mgnieniu oka zamieniła się w kudłatą czarną kozę, która brykając, wyskoczyła na czterech kopytkach z pokoju. Zatrzasnęłam drzwi i oparłam się o nie, czując, jak wali mi serce. Mab chciała się ze mną widzieć. Królowa Mrocznego Dworu wreszcie mnie wezwała. Zadrżałam, odepchnęłam się od drzwi i podeszłam do toaletki z lodowym lustrem.
Moje odbicie, lekko zniekształcone przez rysy w lodzie, przyglądało mi się uważnie. Nadal miewałam problemy z rozpoznaniem siebie. Moje proste blond włosy były prawie srebrne w ciemnym pokoju, a oczy zdawały się zdecydowanie za duże jak na moją twarz. Były też inne zmiany, tysiące malutkich szczegółów, których nie potrafiłam nawet wskazać, a które mówiły, że nie jestem człowiekiem, ale czymś, czego należy się bać. No i oczywiście podstawowa różnica. Z boków głowy sterczały mi spiczaste uszy, okrutnie przypominając, że nie jestem już normalną dziewczyną.
Przestałam wpatrywać się w oczy mojemu odbiciu i spojrzałam na swoje ubrania. Były ciepłe i wygodne, ale wiedziałam, że spotykanie się z królową Mrocznego Dworu w spodniach od dresu i rozciągniętym swetrze to raczej kiepski pomysł.
Świetnie. Za pięć minut mam się spotkać z królową zimowych stworzeń. W co się ubrać? Zamknęłam oczy, spróbowałam skupić urok wokół siebie i stworzyć z niego ubranie. Nic. Potężna moc, którą zaczerpnęłam podczas potyczki z Żelaznym Królem, jakby się ulotniła i nie byłam w stanie stworzyć nawet najsłabszej iluzji. Ale starałam się. Przypominając sobie lekcje z Grimalkinem, magicznym kotem, którego poznałam podczas pierwszej wyprawy do krainy Nigdynigdy, próbowałam stać się niewidzialna, sprawić, aby buty lewitowały, albo stworzyć magiczny ogień. Same porażki. Nie byłam nawet w stanie wyczuć uroku, chociaż wiedziałam, że jest wszędzie wokół mnie. Urok jest podsycany przez emocje, a im silniejsze i dziksze, jak wściekłość, żądza czy miłość, tym łatwiej z nich czerpać. Ale ja nie potrafiłam do niego sięgnąć. Wyglądało na to, że znów byłam zwykłą, niemagiczną Meghan Chase. Ze spiczastymi uszami.
To dziwne. Całe lata nie wiedziałam nawet, że jestem w połowie magiczną istotą. Dopiero kilka miesięcy temu, w moje szesnaste urodziny, mój najlepszy przyjaciel Robbie okazał się Robinem Koleżką, niesławnym Pukiem ze Snu Nocy Letniej. Mój młodszy braciszek Ethan został porwany przez elfy, a ja musiałam go uratować. A tak przy okazji, to byłam córką króla Oberona, władcy Letniego Dworu, i śmiertelniczki. Trochę to trwało, nim przyzwyczaiłam się do tej wiedzy, do tego, że jestem na wpół elfem i mogę używać ich magii – magicznego uroku – by tworzyć własne czary. Wcale nie byłam w tym dobra, raczej beznadziejna, ku irytacji Grimalkina, ale nie o to chodziło. Wtedy nawet nie wierzyłam w elfy, ale teraz, gdy ta magia zniknęła, czułam się niepełna, jakby czegoś mi brakowało. Westchnęłam, otworzyłam szafę, wyciągnęłam dżinsy, białą koszulę oraz długi czarny płaszcz i ubrałam się najszybciej, jak tylko mogłam, próbując nie zamarznąć na śmierć. Przez chwilę zastanawiałam się, czy nie powinnam włożyć czegoś eleganckiego, na przykład wieczorowej sukni. Ale szybko zrezygnowałam z tego pomysłu. Mroczne istoty gardziły elegancją. Będę miała większe szanse przeżycia, jeśli się do nich dostosuję.
Gdy otworzyłam drzwi, Tiaothin, już nie w kształcie kozy ani kota, przyjrzała mi się i ukazała kły w złośliwym uśmiechu.
– Tędy – wysyczała, cofając się do lodowego korytarza. Jej żółte oczy zdawały się unosić w ciemnościach. – Królowa czeka.
Ruszyłam za Tiaothin ciemnymi, krętymi korytarzami, starając się patrzeć wprost przed siebie. Mimo to kątem oka dostrzegałam koszmary czające się w komnatach Mrocznego Dworu.
Patykowaty bogin kryjący się za drzwiami jak olbrzymi pająk, o bladej wychudzonej twarzy spoglądał na mnie przez szparę w deskach. Olbrzymi czarny pies o świecących oczach podążał za nami bezgłośnie, aż wreszcie Tiaothin syknęła na niego i uciekł. W kącie skryły się dwa gobliny i czerwony kapturek o ostrych jak brzytwa zębach, by grać w kości zrobione z zębów i malutkich kostek. Akurat gdy przechodziłam obok, rozpętała się kłótnia. Gobliny zaczęły celować w kapturka palcami i krzyczeć piskliwie: „Oszust, oszust!”. Nie odwróciłam się, słysząc za plecami wrzask, a potem mlaśnięcie łamanych kości. Zadrżałam i poszłam dalej za Tiaothin.
Na końcu korytarza znajdowało się wejście do olbrzymiej sali, z której sufitu zwisały, niczym błyszczące żyrandole, sople. Załamywały się w nich światełka unoszących się wokół błędnych ogników i magicznych ogni. Podłogę pokrywały lód i mgła, a gdy weszłyśmy, mój oddech zamienił się w obłoczek pary. Sufit podtrzymywały lodowe kolumny, błyszczące jak przezroczysty kryształ i podkreślające jeszcze oszałamiające wrażenie mieszaniny światła i koloru wypełniających salę. Od ścian odbijała się ponura, dzika muzyka, którą grali zebrani na scenie w kącie ludzie. Oczy grajków zaszły mgłą, gdy tak szarpali i piłowali struny, a ich ciała były niepokojąco chude. Długie włosy zwisały im prawie do ziemi, jakby przez lata ich nie obcinali. A mimo to nie wyglądali na zaniepokojonych czy nieszczęśliwych, gdy tak grali z trupim zapałem, najwyraźniej ślepi na to, jak nieludzką mają widownię.
Po sali krążyły dziesiątki mrocznych magicznych stworzeń, a każde wyglądało tak, jakby wyciągnięto je prosto z koszmaru. Ogry i czerwone kapturki, gobliny i strzygi, koboldy, opoldy, hobgobliny i stwory, których nazw nawet nie znałam, kręciły się w tę i z powrotem w ciemnościach.
Szybko zlustrowałam salę w poszukiwaniu potarganych czarnych włosów i błyszczących srebrnych oczu. Zrobiło mi się ciężko na sercu. Jego nie było.
Po drugiej stronie sali w powietrzu unosił się świecący zimnym blaskiem lodowy tron. Siedziała na nim, promieniująca mocą niczym potężny lodowiec Mab, królowa Mrocznego Dworu. Zimowa królowa była po prostu oszałamiająca. Gdy byłam na dworze Oberona, widziałam ją obok jej rywalki Tytanii, która też miała do mnie pretensje o to, że jestem córką Oberona, i raz próbowała mnie przemienić w łanię, więc nie darzyłam jej wielką sympatią. Chociaż stanowiły zupełne przeciwieństwo, obie królowe były niesamowicie potężne. Tytania – zimowa burza, piękna i śmiercionośna, gotowa w każdej chwili usmażyć coś błyskawicą, jeśli tylko ją wkurzy. I Mab – najzimniejszy dzień zimy, kiedy wszystko leży nieruchomo i martwo, przerażone bezlitosnym lodem, który zabił już kiedyś świat i może to zrobić ponownie.
Królowa siedziała rozparta na swoim tronie. Otaczała ją grupka szlachetnie urodzonych – elfów – ubranych w drogie współczesne stroje, idealnie białe i prążkowane garnitury od Armaniego. Ostatnim razem, gdy ją widziałam, na dworze Oberona, Mab miała na sobie czarną suknię, która wiła się, jakby była z żywych cieni. Dziś przywdziała biel – białe spodnium, szpilki w kolorze kości słoniowej i opalizujące paznokcie. Ciemne włosy miała elegancko upięte w kok.
Niezgłębione czarne oczy, jak noc bez gwiazd, uniosły się i mnie namierzyły, a blade usta w kolorze morwy rozciągnęły się w leniwym uśmiechu.
Po plecach przeszedł mi dreszcz. Magiczne stworzenia nie dbają o śmiertelników. Ludzie to dla nich tylko zabawki, chwilowa rozrywka, którą porzuca się, gdy znudzi. Dotyczy to zarówno Jasnego, jak i Mrocznego Dworu. Mimo że byłam półelfką i córką Oberona, to trafiłam samotnie na dwór odwiecznych wrogów mojego ojca. Jeśli rozzłoszczę Mab, nie da się przewidzieć, co postanowi zrobić. Może zamieni mnie w białego królika i poszczuje goblinami, choć to chyba bardziej w stylu Tytanii. Podejrzewałam, że Mab mogła wymyślić coś znacznie bardziej okropnego i nienaturalnego, i to napawało mnie olbrzymim lękiem.


Dodano: 2024-02-27 15:00:21
Komentarze
-Jeszcze nie ma komentarzy-
Komentuj


Artykuły

Plaża skamielin


 Zimny odczyt

 Wywiad z Anthonym Ryanem

 Pasje mojej miłości

 Ekshumacja aniołka

Recenzje

Fonstad, Karen Wynn - "Atlas śródziemia


 Fosse, Jon - "Białość"

 Hoyle, Fred - "Czarna chmura"

 Simmons, Dan - "Modlitwy do rozbitych kamieni. Czas wszystek, światy wszystkie. Miłość i śmierć"

 Brzezińska, Anna - "Mgła"

 Kay, Guy Gavriel - "Dawno temu blask"

 Lindgren, Torgny - "Legendy"

 Miles, Terry - "Rabbits"

Fragmenty

 Grimwood, Ken - "Powtórka"

 Lewandowski, Maciej - "Grzechòt"

 Howard, Robert E. - "Conan. Księga druga"

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku" #2

 Sherriff, Robert Cedric - "Rękopis Hopkinsa"

 Howard, Robert E. - "Conan. Księga pierwsza"

 Howey, Hugh - "Silos" (wyd. 2024)

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku" #1

Projekt i realizacja:sismedia.eu       Reklama     © 2004-2024 nast.pl     RSS      RSS