NAST.pl
 
Komiks
  Facebook
Facebook
 
Forum

  RSS RSS

 Strona główna     Zapowiedzi     Recenzje     Imprezy     Konkursy     Wywiady     Patronaty     Archiwum newsów     Artykuły i relacje     Biblioteka     Fragmenty     Galerie     Opowiadania     Redakcja     Zaprzyjaźnione strony   

Zaloguj się tutaj! | Rejestruj

Patronat

Weeks, Brent - "Droga cienia" (wyd. 2024)

Iglesias, Gabino - "Diabeł zabierze was do domu"

Ukazały się

Larson, B.V. - "Świat Niebios"


 Lovelace, Delos W. - "King Kong"

 antologia - "Pulpitacje #2"

 Paszko, Małgorzata - "Pan Głębin"

 Haley, Guy - "Corax: Władca Cieni"

 Clark, Andy - "W blasku Złego Księżyca"

 Werner, C.L. - "Krwawa forsa"

 Wang, M.L. - "Miecz Kaigenu"

Linki

Martine, Arkady - "Pustkowie zwane pokojem"
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Cykl: Teixcalaan
Tytuł oryginału: A Desolation Called Peace
Tłumaczenie: Michał Jakuszewski
Data wydania: Styczeń 2024
ISBN: 978-83-8335-046-2
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Format: 140x205
Liczba stron: 608
Cena: 69,90 zł
Rok wydania oryginału: 2021
Tom cyklu: 2



Martine, Arkady - "Pustkowie zwane pokojem" #2

Stacja Lsel była czymś w rodzaju miasta, jeśli wyobrazimy sobie, że miasta to ożywione maszyny, składające się z połączonych ze sobą części oraz ludzi, upakowanych zbyt ciasno, by mogli być inną formą życia. Mieszkało tu trzydzieści tysięcy Stacyjnych, bezpiecznych za cienką osłoną z metalu, którą była powłoka Stacji wirującej bez końca w mroku swej studni grawitacyjnej. Podobnie jak wszystkie miasta Stacja Lsel była — jeśli wiedziało się, dokąd chodzić, a których rejonów lepiej unikać — niezłym miejscem do długich spacerów, aby i zmęczyć się, i nie musieć myśleć zbyt wiele.
zauważył Yskandr .
Z pewnych formalnych powodów Mahit Dzmare nadal pozostawała lselską ambasadorką w Teixcalaanie, mimo że od chwili, gdy opuściła placówkę, minęły dwa miesiące kosmicznej podróży i jeden miesiąc spędzony na Stacji Lsel po poniekąd haniebnym powrocie. W tym czasie opanowała sztukę przewracania w myślach oczami podczas rozmów ze swym imago, czy raczej z dwoma imago, starym Yskandrem i fragmentami pozostałymi z młodego. Jeszcze nie pokonałam wystarczająco długiej drogi. Daj mi czas.
poinformował ją Yskandr. Dziś był przeważnie młodszą wersją, pełną żartów i wesołości, spragnioną nowych doświadczeń, brawurową i kipiącą od świeżo zdobytej znajomości teixcalaanlijskich obyczajów oraz polityki. Tę wersję Yskandra w przeważającym stopniu utraciła, ponieważ ktoś uszkodził maszynę imago, w której zapisano jego wspomnienia i doświadczenie, by następnie umieścić ją u podstawy czaszki Mahit. Potrzebowała tej wiedzy, by być dobrą ambasadorką Lsel we wspaniałym Mieście‑Planecie, sercu Teixcalaanu. Winną tego sabotażu była — być może, Mahit nie miała pewności — ta sama radczyni, z którą za dwadzieścia minut miała zjeść kolację.
To jednak było w innym życiu, w którym ona i Yskandr zostali w mieście i nadal próbowali się połączyć w jedną osobowość.
to był ten drugi Yskandr, dwadzieścia lat starszy, który pamiętał własną śmierć tak dobrze, że Mahit nadal czasami budziła się nocą, dusząc się od psychosomatycznej anafilaksji <żadnego innego świata niż ten, który mamy>.
Od chwili, gdy Mahit zastąpiła uszkodzoną maszynę imago drugą, zawierającą pamięć tego samego człowieka, tylko dwadzieścia lat starszego, była zbyt wieloma osobami jednocześnie. Miała już trochę czasu, by się nad tym zastanowić. Niemal przywykła do wrażenia, że linie dzielące od siebie ich troje trą o siebie niczym płyty tektoniczne. Jej buty stukały o metalową podłogę korytarzy Lsel ze znajomym, cichym dźwiękiem. Była blisko krawędzi pokładu i ledwie dostrzegała krzywiznę unoszącej się przed nią podłogi. Niekończące się spacery wokół stacji z początku miały jej pomóc w przypomnieniu sobie rodzinnych miejsc, ale z czasem przeszły w nawyk. Yskandr nie pamiętał już topografii Lsel. W Mieście jego wspomnienia pochodziły sprzed piętnastu lat albo sprzed trzech miesięcy, podczas których był martwy, ale tu był po prostu obcym, wracającym z długiego wygnania. W ciągu piętnastu lat wewnętrzne, niestrukturalne ściany przesuwano w inne miejsca, pokłady zmieniały przeznaczenie, a małe sklepiki zamykały się bądź otwierały. Ktoś z Dziedzictwa zmienił wszystkie czcionki na znakach informacyjnych. Mahit ledwie sobie przypominała chwilę, gdy do tego doszło. Miała wtedy osiem lat. Pamiętała jednak, że całkowicie niewinny znak z napisem SEKCJA MEDYCZNA: W LEWO nagle wydał się jej straszliwie fascynujący.
Oboje jesteśmy wygnańcami — pomyślała i znienawidziła się za tę myśl. Nie było jej zaledwie kilka miesięcy. Nie miała prawa do tego tytułu. Wróciła do domu.
Nie wróciła, i świetnie o tym wiedziała. (Nie było już takiego miejsca jak dom). Spacery mogły jednak stworzyć jego iluzję. Pamiętała, gdzie były pewne miejsca, nie zapomniała też kształtu oraz rytmu Stacji, pełnej życia i ludzi. Zarówno jej, jak i Yskandrowi wielką radość sprawiało odkrywanie nowych miejsc. Pod tym względem ich predyspozycje okazały się niezawodne.
Mahit nie znała tego pokładu zbyt dobrze. Tu właśnie znajdowały się biura Dziedzictwa, za sekcją mieszkalną, przez którą przechodziła obecnie. Było tu pełno indywidualnych kapsuł wiszących w równych, ciepłych szeregach barwy kości. Między nimi znajdowały się obszary publiczne. Kręciło się tu mnóstwo starszych dzieci, zbliżających się już do wieku, w którym zostaną poddane testom predyspozycji imagowych. Siedziały swobodnie na grodziach albo zbierały się wokół kiosków, rozmawiając z ożywieniem.
Większość z nich całkowicie ignorowała Mahit. To ją pocieszało. Przed miesiącem, gdy wróciła na Stację, gdy tylko wpadała na dawnych znajomych, rodzeństwo ochronkowe albo kolegów ze szkoły, wszyscy chcieli, żeby opowiadała im o Teixcalaanie. Cóż mogła im rzec? Kochałam to miejsce. Omal mnie nie pożarło i was wszystkich razem ze mną. Nie mogę wam nic zdradzić?
wyszeptał Yskandr. .
Wolałeś umrzeć niż wrócić na Stację, by zapoznać nas ze swoimi planami, a teraz udzielasz mi wykładów na temat milczenia? — warknęła Mahit.
Poczuła w końcach palców obu rąk elektryczne świerzbienie, neurologiczną pozostałość po sabotażu. Ten efekt uboczny nie znikał. Stawał się wyraźniejszy, gdy trafiała w jedno z miejsc, których ona i Yskandr nie zdążyli jeszcze zintegrować. Jego obecność wycofała się jednak, tliła się tylko, wyraźnie odgraniczona i czujna. Zatrzymała się przy jednym ze straganów, zbyt zajęta rozmową z imago, by zwracać uwagę na to, dokąd idzie. (Zapewne powinna bardziej uważać na te chwile, gdy nie była w pełni sobą). Ustawiła się w kolejce po to, co tam sprzedawano.
Okazało się, że to ręcznie zszywana literatura. Nad sklepem widniał napis WYDAWNICTWO PRZYGODY/SMUTKI. Na wystawie leżało mnóstwo powieści graficznych, narysowanych nie na łatwo zmienianych infofiszkach, lecz na papierze produkowanym z półmasy szmacianej. Mahit dotknęła najbliższej okładki. Była szorstka.
— Hej — odezwała się sprzedawczyni. — Podoba ci się? To Niebezpieczna granica!
— Słucham? — odpowiedziała Mahit. Nagle poczuła się zbita z tropu, jak wtedy, gdy po raz pierwszy zadano jej pytanie po teixcalaanlijsku. Brak kontekstu: Jaka granica? Czyż wszystkie nie są niebezpieczne?
— Mamy wszystkie pięć tomów, jeśli interesują cię historie o pierwszym kontakcie. Uwielbiam to, jak rysownik w trzeciej części przedstawia imago kapitana Camerona tak samo jak imago Chadry Mav: widoczne tylko w powierzchniach odbijających światło. A kreska…
Pomyślała, że sprzedawczyni może mieć najwyżej siedemnaście lat. Krótkie, kręcone włosy, odsłaniający białe zęby uśmiech i osiem okrągłych kolczyków wzdłuż brzegu ucha. To była nowa moda. Kiedy Mahit była w tym wieku, wszyscy nosili długie kolczyki.
Jestem stara — pomyślała z osobliwym zachwytem.
zgodził się z ironią Yskandr, wiele lat starszy od niej.
Jestem stara i nie mam pojęcia, co lubią czytać młodzi ludzie na Lsel. Właściwie nie wiedziałam tego nawet, gdy sama byłam młoda i mieszkałam na Stacji. Przed testem predyspozycji nie wydawało się to ważne. Po co było zawracać sobie tym głowę, kiedy miałam tyle teixcalaanlijskiej literatury, w której mogłam się zatopić całkowicie? By i nauczyć się sztuki mówienia poezją?
— Jeszcze ich nie czytałam — odpowiedziała. — Czy mogę kupić pierwszy?
— Jasne — zgodziła się sprzedawczyni. Pochyliła się i wyciągnęła książkę spod lady. Mahit wręczyła jej chip kredytowy i dziewczyna przesunęła nim po czytniku. — Rysują je na tym pokładzie — dodała. — Jeśli ci się spodoba, przyjdź za dwa dni na drugiej zmianie. Autor będzie podpisywał książki.
— Dziękuję. Jeśli znajdę czas…
.
— Jasne. — Sprzedawczyni uśmiechnęła się, jakby chciała powiedzieć: Dorośli, czym właściwie możecie się zajmować? — Jeśli znajdziesz czas.


Dodano: 2024-02-06 09:45:45
Komentarze
-Jeszcze nie ma komentarzy-
Komentuj


Artykuły

Plaża skamielin


 Zimny odczyt

 Wywiad z Anthonym Ryanem

 Pasje mojej miłości

 Ekshumacja aniołka

Recenzje

Sanderson, Brandon - "Słoneczny mąż"


 Swan, Richard - "Sprawiedliwość królów"

 Iglesias, Gabino - "Diabeł zabierze was do domu"

 Esslemont, Ian Cameron - "Noc noży"

 McGuire, Seanan - "Każde serce to wrota. Patyki i kości"

 Tolkien, John Ronald Ruel - "Listy Świętego Mikołaja"

 Gong, Chloe - "Nieśmiertelne pragnienia"

 Nayler, Ray - "Góra pod morzem"

Fragmenty

 Wang, M.L. - "Miecz Kaigenu"

 Robinson, Kim Stanley - "Zielony Mars" #2

 Campbell, John W. - "Coś" (przedmowa)

 Watts, Peter - "Wir" (Wymiary)

 Robinson, Kim Stanley - "Zielony Mars" #1

 Clarke, Arthur C. & Lee, Gentry - "Tajemnica Ramy"

 Dresler-Janik, Elwira - "Córki bogini Mokosz"

 Maszczyszyn, Jan - "Mare Orientale"

Projekt i realizacja:sismedia.eu       Reklama     © 2004-2024 nast.pl     RSS      RSS