Nowa książka Anny Brzezińskiej to opasła opowieść o schyłku średniowiecza i początkach renesansu. Opowiadana z perspektywy kobiet, choć jest to stwierdzenie nieco na wyrost. Wprawdzie kobiety zajmują tu bardzo ważną pozycję, to jednak historia tamtych czasów jest przede wszystkim historią mężczyzn. Mimo to autorce udaje się przywracać pamięć lub po prostu skierować światło na postacie kobiet, które choć nie grały pierwszoplanowych ról, to jednak potrafiły odcisnąć ślad na epoce.
Książka złożona jest z trzech części. W pierwszej („Wielkie księstwo Zachodu”), moim zdaniem najlepszej (z racji moich upodobań historycznych), poznajemy dzieje Księstwa Burgundii, jego wzlotu i upadku. Miało kilku wybitnych władców, a ci ambicje, aby stworzyć królestwo. Mimo to skończyło stopniowo wchłaniane przez Królestwo Francji czy cesarstwo Habsburgów. W cieniu tych władców, szczególnie ostatnich, żyły ich małżonki: Izabela Portugalska, Małgorzata z Yorku oraz spadkobierczyni ostatniego księcia, Maria Burgundzka. W drugiej części („Królestwo z tego świata”) przenosimy się do Rzymu, aby obserwować wzlot i upadek dynastii Borgiów: papieża Aleksandra VI i jego dzieci, z których najsłynniejszymi wówczas i teraz pozostają syn Cezar oraz córka Lukrecja. Wreszcie w trzeciej („Kraina walecznych bękartów”) mamy do czynienia z historią Księstwa Ferrary, które staje się ostatnim i chyba szczęśliwym domem Lukrecji Borgii – i obserwujemy również ostatnie zmagania w wojnach włoskich oraz stopniowy upadek włoskich signorii czy rozpychanie się obcych potęg (Francji, cesarstwa Habsburgów).
Spośród głównych bohaterek kobiecych na największe uznanie, moim zdaniem, zasługuje Małgorzata z Yorku. Siostra angielskiego króla Edwarda IV została wydana za księcia Karola Zuchwałego. Była jego trzecią żoną. Choć małżeństwo było bezdzietne, nie osłabiło to jej pozycji. Małgorzata okazała się nie tylko dobrą żoną, ale i sprawną administratorką i doskonałą macochą dla dziedziczki księstwa, Marii. Po śmierci Karola Zuchwałego to w niej skupił się cały majestat księstwa. Szanowana przez wszystkich, łącznie z cesarzem, dożyła swoich dni w spokoju, otoczona czcią. A jej ostatnia wola wskazuje na pewien szlachetny rys charakteru, który wybrzmiewa echem nawet wieki później. Dysponowała tylko swoim rozumem i charakterem, a po śmierci jej brata w zasadzie pozbawiona została oparcia w Anglii (mimo że rządził nią drugi z jej braci, Ryszard III). Realizowała rolę przypisaną kobietom, choć z pewnością nie była potulna, skoro potrafiła radzić sobie z administrowaniem księstwem pod nieobecność małżonka, a nawet po jego śmierci. Do tego stopnia, że potrafiła godzić zwaśnione strony i być gwarantem sojuszy czy umów.
Została zepchnięta w historyczny cień, ale nie spotkał jej los innej z drugoplanowych czy nawet trzecioplanowych bohaterek tej opowieści. Mowa tu o Colette z Corbie, charyzmatycznej mistyczce. Już za życia uważana była za świętą. Była ważna, na pewno w historii Kościoła Katolickiego, ponieważ to ona doprowadziła do głębokiej reformy zakonu franciszkanów. Ale pamięć o tym została świadomie zatarta przez zazdrosnych mężczyzn w sutannach. Choć przyznawano, że jej metody uzdrawiania zdemoralizowanych zakonów były skuteczne, to mężczyźni nie chcieli, aby takie odnowy dokonywane były pod jej imieniem. Można napisać, że pod tym względem toksyczna męskość (do której jeszcze wrócę w dalszej części) nie zmieniła się na przestrzeni wieków. Jak zwykle, sprawiedliwość oddano jej dopiero w XVIII wieku, choć „czekała” na nią w kolejce od wieku XVII.
Inna główna bohaterka tej opowieści, Lukrecja Borgia zdecydowanie przetrwała w pamięci potomnych. Do XXI wieku w masowej wyobraźni przedstawiana była jako przedstawicielka drapieżnego rodu Borgiów, kochanka swojego ojca, papieża i brata Cesarego, który budził postrach w Italii, a także jako trucicielka. Tymczasem to wszystko kłamstwa rozsiewane głównie przez pierwszego męża Lukrecji, Giovanniego Sforzę i jego stronnictwo (a następnie przez licznych wrogów Borgiów). Kłamstwa na tyle skuteczne, że przetrwały wieki. Choć może za sprawą serialu „The Borgias” emitowanego dekadę temu była okazja, aby to się zmieniło. Także bardzo kompetentna i zajmująca książka G. J. Meyera „Borgiowie. Historia prawdziwa” również mogła zdjąć odium krzywdzącej złej sławy z Lukrecji. Żyła w cieniu ojca i braci i dopiero jej trzecie małżeństwo, z dziedzicem księstwa Ferrary, choć politycznie zaaranżowane (jak dwa poprzednie) pozwoliły jej stopniowo wyjść z cienia rodziny. Z całą pewnością była zaradna i przedsiębiorcza jak jej matka, Vanozza Cattanei. A także dała się poznać jako dobra administratorka u boku swojego męża. I zmarła również otoczona szacunkiem.
W książce Anna Brzezińska przywołuje również historie innych kobiet, pozwalając im zająć w historii należne miejsce. Ale o ile nie były banalnymi postaciami, tak z pewnością nie można im przypisywać nadmiernej roli, w szczególności nie sposób uznać, że – jak głosi podtytuł – zawdzięczamy im nowożytność. Nijak to z tej książki nie wynika. I sama Anna Brzezińska takiej tezy nie stawia.
Z opisu okładkowego wynika, że książka opowiada także o kryzysie męskości, który nie zaczął się w XXI wieku. To również teza trochę na wyrost. Niemniej, skłoniła mnie nienachalnie do kilku przemyśleń na temat kryzysu męskości, opowiadanie o którym modne jest dziś w pewnych kręgach (nie wspominając o patologicznych zjawiskach promowania tzw. samców alfa). Czasami tylko trafiając w sedno. Faktem jest, że zarówno z lewa i prawa padają tezy o toksyczności patriarchatu i jego szkodliwości nie tylko dla kobiet, ale także dla mężczyzn. Po przeczytaniu
„Zmierzchu świata rycerzy” chce się napisać, że każda epoka miała swój kryzys męskości. Choć wydaje się, że jego objawy i przyczyny wciąż pozostają takie same. Nieosiągalne wymagania i presja społeczna, aby im dorównać, co udaje się nielicznym, a i to wątpliwe. Zresztą, kobietom też przecież takie wymagania kultura czy społeczeństwo stawiały na przestrzeni wieków. Z nieosiągalności tych ideałów wypływa frustracja i nieszczęście.
W czasach, o których pisze Brzezińska, wciąż jeszcze silna była „ideologia” rycerskości i związanych z nią ideałów, które mit założycielski brały choćby z legend o królu Arturze (ale i odwoływały się do starożytności). Tymczasem mało kto im potrafił sprostać, a nawet mało kto próbował. Nie tylko w wieku XV i początkach XVI, o których pisze autorka, kiedy te ideały odchodziły już do lamusa, ale i wcześniej.
Barbara W. Tuchman w jednej ze swoich znakomitych książek pt. „Odległe zwierciadło, czyli rozlicznymi plagami nękane XIV stulecie” kulturze rycerskiej również poświęciła wiele miejsca. I także ona wskazywała, jak bardzo ideały te nie przystawały do rzeczywistości. Choć były mocno propagowane zarówno przez poetów, jak i przez kler, żyli nimi na dworach rycerze i damy. Oczywiście, głównie na pokaz. Był to taki, wulgaryzując na potęgę, bajer na podryw.
Barbara W. Tuchman w barwnym opisie choćby haniebnej klęski francuskiej armii w bitwie pod Poitiers (oraz jej przyczyn i skutków) pokazała, jak te ideały miały się do rzeczywistości. I jaki wstrząs u piewców tychże ta klęska spowodowała. Jednak nie tylko u poetów, ale i wśród zwykłego ludu, który był rozwścieczony tym, jak napuszone i niekompetentne (delikatnie ujmując) rycerstwo swoim zachowaniem zaprzeczyło całej tej dworskiej kulturze i do czego w ten sposób doprowadziło. Ta hipokryzja i niezdolność do sprostania wymaganiom „ideologii” przejawiała się również w degeneracji kleru widocznej zarówno w XIV, jak i opisywanych przez Brzezińską XV i XVI stuleciu. Nie omijała książąt i królów. Wystarczy wskazać na liczne potomstwo pozamałżeńskie tychże, opisywaną przez Tuchman sprawę gwałtu króla Edwarda III na hrabinie Salisbury. Dodatkowo zarówno Tuchman, jak i Brzezińska wskazywały na choroby weneryczne toczące szlachtę i władców. Których nie „otrzeźwiły” nawet epidemie Czarnej Śmierci, kiedy wzywano do czystości i pokuty. Zresztą, nie tylko ich. Kler także był toczony rozwiązłością. Czego przykładem choćby papież Juliusz II, następca Aleksandra VI. Cierpiał, jak Cezar Borgia, na syfilis (nazywany także francuską, hiszpańską i polską chorobą, w zależności od punktu widzenia czy wektora antypatii). Zresztą, papież Aleksander VI miał przecież stado własnych dzieci i tabun kochanek. A korupcją i kupczeniem religią mógłby zawstydzić współczesnych polityków. Tych dwóch papieży na tle poprzedników wcale nie prezentowało się najgorzej. Ich następcy zresztą też potrafili dorównać im w życiu całkowicie niezgodnym z głoszonymi „prawdami” czy naukami.
Może to cała tajemnica kryzysów męskości wczoraj i dziś: konstruowanie nierealnych oczekiwań i presji społecznych wobec mężczyzn i rodząca się frustracja oraz agresja spowodowane niemożliwością dorównania im. Żaden spisek feministek, Netfliksa i gejów, czy kto tam jeszcze jest „winny”.
Ale powtórzę, Anna Brzezińska nie stawia tego typu tez. Stworzyła barwną opowieść o zmierzchu pewnej epoki, skupiła się na szczególe, wplatając go w ogólny obraz, wyciągnęła z zapomnienia kobiety (nie tylko te wspomniane w recenzji) i pozwoliła im zająć należne im miejsce, które wcale nie było główne, jak wskazywać może podtytuł książki. Jest to lektura warta szczerego polecenia, bo dawno nie czytałem tak pasjonującej popularyzującej historię książki napisanej przez polską autorkę. Chyba od czasów poprzedniej książki Anny Brzezińskiej.
Sortuj: od najstarszego | od najnowszego
historyk - 19:36 11-05-2023
Widzę, że to konkretne brednie w duchu mizoandrycznym. Cóż, znalazła p. Brzezińska swoją niszę - przerabianie historii na herstorię. Lektura dla mentalnych spurków.
_______________________
http://seczytam.blogspot.com
romulus - 20:51 11-05-2023
historyk pisze:Widzę, że to konkretne brednie w duchu mizoandrycznym. Cóż, znalazła p. Brzezińska swoją niszę - przerabianie historii na herstorię. Lektura dla mentalnych spurków.
_______________________
http://seczytam.blogspot.com
Nie mogłeś bardziej strzelić w płot.
Przepraszam za dwa błędy, które się wkradły przy pisaniu. Małgorzata z Yorku była siostrą, a nie córką Edwarda IV. Zaś papież syfilityk to Juliusz a nie Julian.
Shadowmage - 22:21 11-05-2023
Popr.