NAST.pl
 
Komiks
  Facebook
Facebook
 
Forum

  RSS RSS

 Strona główna     Zapowiedzi     Recenzje     Imprezy     Konkursy     Wywiady     Patronaty     Archiwum newsów     Artykuły i relacje     Biblioteka     Fragmenty     Galerie     Opowiadania     Redakcja     Zaprzyjaźnione strony   

Zaloguj się tutaj! | Rejestruj

Patronat

Sherriff, Robert Cedric - "Rękopis Hopkinsa"

Robinson, Kim Stanley - "Czerwony Mars" (Wymiary)

Ukazały się

Iglesias, Gabino - "Diabeł zabierze was do domu"


 Richau, Amy & Crouse, Megan - "Star Wars. Wielka Republika. Encyklopedia postaci"

 King, Stephen - "Billy Summers"

 Larson, B.V. - "Świat Lodu"

 Brown, Pierce - "Czerwony świt" (wyd. 2024)

 Kade, Kel - "Los pokonanych"

 Scott, Cavan - "Wielka Republika. Nawałnica"

 Masterton, Graham - "Drapieżcy" (2024)

Linki

Tidhar, Lavie - "Ziemia nieświęta"
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Tytuł oryginału: Unholy Land
Tłumaczenie: Dariusz Kopociński
Data wydania: Lipiec 2021
ISBN: 978-83-8202-288-9
Oprawa: twarda
Format: 140x205 mm
Liczba stron: 320
Cena: 45,00 zł
Rok wydania oryginału: 2018



Tidhar, Lavie - "Ziemia nieświęta"

Zacznę od samego początku jednoznacznym stwierdzeniem, że „Ziemia Nieświęta” Laviego Tidhara, to – dla mnie – jego najlepsze dzieło z (dorosłych) książek dotychczas wydanych w Polsce („Osama”, „Stulecie przemocy”, „Stacja Centralna”). Począwszy od warstwy językowej po fabularną – powieść od razu mnie kupiła. Nawet rzeczy, do których normalnie miałbym zastrzeżenia (np. trochę rwana fabuła), w „Ziemi Nieświętej” pasują idealnie i w zasadzie wydają się dopełnieniem wizji pisarza.

Akcja rozgrywa się w alternatywnym „Izraelu”: położonym w Afryce, na terenie Ugandy. Nie będę się rozwodził nad tym, dlaczego właśnie tam. Wystarczy napisać, że autor zaczerpnął ten pomysł z historii, a resztę należy pozostawić czytelnikom do własnych eksploracji. Choć może to nie ma większego znaczenia fabularnego, ponieważ ten alternatywny „Izrael” nie jest jedynym istniejącym na kartach powieści. Tu należy już stąpać ostrożnie, aby za dużo nie zdradzić. Jednak ten „wieloświat” jest, jakby nie patrzeć, czynnikiem determinującym fabułę, więc nie można go – ot, tak sobie – pominąć również w recenzji. Do tego Tidhar dodał mu nieco mistycznego smaku, nawiązując do żydowskiej kabały (sefiry).

W fabule występuje główny protagonista, Lior Tirosh, pisarz science fiction, który wraca do rodzinnego kraju i mimowolnie zostaje zamieszany w sprawę zniknięcia bratanicy i większy spisek polityczny. Z bardzo wysoką stawką. Brzmi to jak zapowiedź standardowego thrillera, połączenia Chabonowskiego „Związku Żydowskich Policjantów”, twórczości Dicka i jeszcze kilku innych ogranych motywów w tego typu fantastyce („Miasto i miasto” Mieville’a). Jednak Tidhar również ma tego świadomość i w powieść wplótł trochę autoironii. Do tego uczynił to wdzięcznie i bez szkody dla fabuły, która dzięki temu nie stała się pastiszowa (choć może to nie byłoby niczym złym). Lior Tirosh to po troszę alter ego samego pisarza, ale – być może – także każdego pisarza fantastyki. Szczególnie tej pulpowej.

„To były tylko wymyślone historie. Już to mówiłam. Wyobrażali sobie setki wariantów przyszłości, wszystkie niemożliwe. To byli wyrobnicy, którzy pisali dla kasy i klepali biedę. Zdrowo myślący człowiek rzuciłby taką robotę i poszukał normalnego etatu. Oni tylko bujali w obłokach, za co płacono im od strony, od słowa, od święta...”.

Te słowa wypowiada inna bohaterka tej powieści, Nur, która pisała pracę magisterską o pisarzach fantastyki zgłębiających różne scenariusze alternatywnych historii. Narrator, inny protagonista tej opowieści, kilkakrotnie podkreśla własny dystans do fabuły, opisując niektóre wydarzenia jako ograne motywy literackie. I tak dalej.

Dobrze działa przedstawienie wydarzeń w powieści z trzech punktów widzenia. Jednak Tidhar nie powtarza tych samych wydarzeń z różnych perspektyw, tylko je ze sobą przeplata w trakcie przesuwania akcji do przodu. Jest to płynne i interesujące, ale chyba nie najważniejsze w „Ziemi Nieświętej”. Fabuła ma tu tak naprawdę drugie dno, inną warstwę. Zaryzykuję stwierdzenie, że to również opowieść o izraelskim fatum. Naród pozbawiony ojczyzny, żyjący na globie, na którym – pisząc wprost – wszystkie miejsca są już zajęte, skazany jest na konflikt, jeśli chce znaleźć własne. Mimo że w rzeczywistości, w której żyje Lior, nie zdarzył się Holokaust (poza tzw. Małym Holokaustem), przemoc i trauma są wpisane w los narodu i determinują go. Nie dziwi to, że budowany jest mur mający odgrodzić „Izraelczyków” od uchodźców, od „tubylców” (brzmi znajomo?). Nie dziwi konflikt, nie dziwi to, że w alternatywnych rzeczywistościach te elementy się powtarzają. A może powinno dziwić. Jest w tym jakiś egzystencjalny ból, który ładnie wybrzmiewa w finale. To dosyć smutna powieść, która może skłaniać do niewymuszonej refleksji. Zastanawiam się, czy Tidhar nie dorzucił jej kolejnej warstwy właśnie przez nawiązanie do kabały, jednak chyba byłoby to stwierdzenie na wyrost, wymagające mocnej gimnastyki w udowadnianiu związku sefir z powieści z tymi kabalistycznymi i przypisywanie im symbolicznych znaczeń. To mimo wszystko nie jest powieść aż tak ambitna.

Jednocześnie to powieść, która bardzo mnie zaangażowała. Po początkowym rekonesansie, aby się rozeznać z czym mam do czynienia, następnego dnia w niej zatonąłem, a trzeciego skończyłem. Z głodem kolejnych powieści Tidhara. Szczególnie „By Force Alone” z 2020 r., pierwszej części Anti-Matter of Britain Quartet, będącej retellingiem arturiańskiego mitu. „The Hood”, jego druga część, miała się ukazać w październiku 2021 r. w Wielkiej Brytanii. Mam nadzieję, że polski wydawca nie każe nam długo czekać. Po „Ziemi Nieświętej” jestem przekonany, że twórczość Tidhara zasługuje na uwagę większą niż dotychczas.


Autor: Roman Ochocki
Dodano: 2021-12-05 12:35:29
Komentarze

Sortuj: od najstarszego | od najnowszego

historyk - 14:52 05-12-2021
W fabule występuje główny protagonista

Niesamowite, aż mi się przypomniał kolega ze szkoły średniej, który wypracowanie zaczął jakoś tak: "W Chłopach występował brud, smród i nędza".

A do rzeczy: jakbyś nie silił się na pseudomądre słówka, to byś nie walił baboli: protagonista = główny bohater, więc główny protagonista, to masło maślane.

inny protagonista tej opowieści

Nie, nie, nie może być innych protagonistów poza głównym bohaterem.

Nie dość, że używasz coś, co jest szkaradnym nowotworem ("protagonista" w znaczeniu "główny bohater" to dość nowa sprawa w języku polskim, niestety, uznana przez polonistów), to jeszcze używasz błędnie.
_______________________
http://seczytam.blogspot.com

Haribo - 15:13 05-12-2021
Bardzo mnie cieszy, że recenzent chwali powieść.Po przeczytanych w tym roku "Stuleciu przemocy" i "Stacji centralnej", które zrobiły na mnie bardzo dobre wrażenie, biorę w ciemno każdą książkę Tidhara. Ciekawy pisarz, interesująca proza.

Fidel-F2 - 19:21 05-12-2021
Ale to Romulus, jeśli on chwali to wiem, że trzeba uważać. On potrafi czasem pochwalić coś wartego lektury, ale równie często albo i częściej, zachwyca go twórczość na poziomie Mody na sukces.

Abstrahując od Tidhara, bo Stacja centralna była interesująca.

El Lagarto - 20:11 05-12-2021
historyk pisze: Nie dość, że używasz coś, co jest szkaradnym nowotworem ("protagonista" w znaczeniu "główny bohater" to dość nowa sprawa w języku polskim, niestety, uznana przez polonistów), to jeszcze używasz błędnie.


Czemu zaraz szkaradnym? Słowo nader użyteczne, pod warunkiem, że stosowane z umiarem. W innym znaczeniu funkcjonowało w języku polskim od dawna. A teraz pisząc wypracowanie, nie trzeba w kółko powtarzać "bohater"/ "główna postać".

"Protagonista" przydaje się też, kiedy chcemy podkreślić jego konflikt z "antagonistą".

Język polski ma zdolność przyswajania obcych wyrazów, które spokojnie funkcjonują obok rodzimych jako synonimy (kartofel i ziemniak; glacjalny i lodowcowy, helikopter i śmigłowiec, auto i samochód, thriller i dreszczowiec itd.)

Coacoochee - 20:59 05-12-2021
Kartofel, ziemniak i pyra.

Fidel-F2 - 05:48 06-12-2021
Zasadniczo jak widzę "protagonistę" w recenzji to przestaję czytać tudzież zaczynam patrzeć na recenzenta z politowaniem. Btw, słowo "tudzież" działa podobnie, choć nie tak srogo i bezwzględnie.

romulus - 08:28 06-12-2021
historyk pisze:
W fabule występuje główny protagonista

Niesamowite, aż mi się przypomniał kolega ze szkoły średniej, który wypracowanie zaczął jakoś tak: "W Chłopach występował brud, smród i nędza".

A do rzeczy: jakbyś nie silił się na pseudomądre słówka, to byś nie walił baboli: protagonista = główny bohater, więc główny protagonista, to masło maślane.

inny protagonista tej opowieści

Nie, nie, nie może być innych protagonistów poza głównym bohaterem.

Nie dość, że używasz coś, co jest szkaradnym nowotworem ("protagonista" w znaczeniu "główny bohater" to dość nowa sprawa w języku polskim, niestety, uznana przez polonistów), to jeszcze używasz błędnie.
_______________________
http://seczytam.blogspot.com


Dziękuję. Postaram się wziąć pod uwagę przy pisaniu recenzji, których jeszcze nie napisałem. :wink:

asymon - 09:40 06-12-2021
Historyku, dobrze wiesz że życie nie jest czasem takie proste. I protagonistów czy bohaterów może być wielu, albo może być zbiorowy... Gra o tron, Malazańska, Czarna Kompania...

W sumie protagonista i główny bohater to też nie musi być synonim, ale tak na szybko żaden przykład mi nie przychodzi. Ktoś opowiadający czyjąś historię jest raczej trzecioosobowych narratorem, nie protagonistą. Albo takie Accelerando, gdzie główni bohaterowie się "forkują".

Zaznaczam, że tego tu Tidhara nie czytałem.

historyk - 10:27 06-12-2021
asymon pisze:Historyku, dobrze wiesz że życie nie jest czasem takie proste. I protagonistów czy bohaterów może być wielu, albo może być zbiorowy...

Nie, nie może, ponieważ protagonista to z definicji główny bohater, nie jeden z głównych, nie drugoplanowy, nie zbiorowy. Jeden z głównych też użyłem tu nie do końca prawidłowo, ale zrozumiale. Bo podział jest taki (od najważniejszego):

1. Główny bohater (jeden!).
2. Postaci pierwszoplanowe.
3. Postaci drugoplanowe - poboczne.
4. Postaci trzecioplanowe - epizodyczne.

Historia tegoż słówka: do języka polskiego dostało się z greki (chyba via łacina) i oznaczało głównego aktora grającego w sztuce. Z czasem znaczenie poszerzono na człowieka, który czemuś przewodzi, acz w tym znaczeniu rzadko używano.

W XXI wieku pojawiły się w internecie recki gier, w których zastosowano protagonistę, jako kalkę z angielskiego, czyli główny bohater. Z recek gier protagonista przebił się do recek książek/komiksów/filmów/seriali - początkowo jako ewidentnie niepoprawny. Po latach któryś z autorów z poradni językowej napisał, że na tyle to się przyjęło, że można uznać za poprawne (co nie znaczy, że za dobre).

Podsumowując: protagonista nie jest synonimem (lub jest częściowym w brzydkim zastosowaniu) do bohatera. I oby tak zostało, oby nie udało się zaśmiecaczom języka poszerzyć tegoż znaczenia. Niestety, są ludzie, którzy lubują się w takich dziwacznych słówkach, bo myślą, że to mądre słówka, i że przez ich użycie sami wyjdą na mądrych. No nie wychodzą.
_______________________
http://seczytam.blogspot.com

asymon - 13:03 06-12-2021
Ale w sensie, jeśli bohaterów jest wielu (weźmy tę Grę o tron, Czarna Kompania czy Podpalacze Mostów to faktycznie bohater zbiorowy) to nie ma protagonisty? Czy jest wielu? I kto nim jest? Jon? Arya? Daenerys? Bo na przykład matematycy policzyli i twierdzą, że Tyrion... Halo! Czy jest na sali polonist(k)a?



Ale fakt, określenie "główny protagonista" też mi jakoś nie leży...

historyk - 13:37 06-12-2021
asymon pisze:Ale w sensie, jeśli bohaterów jest wielu (weźmy tę Grę o tron, Czarna Kompania czy Podpalacze Mostów to faktycznie bohater zbiorowy) to nie ma protagonisty?

Tak, nie ma protagonisty, jest wielu bohaterów pierwszoplanowych (w każdym razie w Grze o tron, bo w Czarnej kompanii jakoś kojarzy mi się z takowym Konował, a Podpalacze Mostów to Malazan, czytałem tylko tom pierwszy, dawno temu, więc nie wypowiem się).

Jeszcze raz: protagonista = główny bohater (a nie bohater). I nie tłumaczmy tego via angielski, bo w polskim jest to import z łaciny, a w łacinie z greki. Po grecku to protagonistes (protos = pierwszy, główny, jeden; agonistes = aktor). Owszem, znaczenie, o którym rozmawiamy, to kalka z angielskiego, ale nie poszerzajmy chociaż tego potworka.

Ale fakt, określenie "główny protagonista" też mi jakoś nie leży...

Bo to masło maślane.
_______________________
http://seczytam.blogspot.com

El Lagarto - 17:31 06-12-2021
Protagonista jako "główny bohater" nie jest "potworkiem", bo w tym znaczeniu jest powszechnie używany w wielu językach: francuskim, hiszpańskim, portugalskim, włoskim, rosyjskim, czeskim, ukraińskim, niemieckim, niderlandzkim, ba nawet w albańskim i w indonesian bahasa.

Coacoochee - 17:51 06-12-2021
W filmach z cyklu Flip i Flap, który protagonista był bardzej główny?
Dempsey czy Makepeace? ;-]

El Lagarto - 20:20 06-12-2021
Polonistą nie jestem, ale protagonista na tyle mnie zaciekawił, że zrobiłem mały rysercz (sponsorami były literki P i G (G jak Google). Obecnie termin "protagonista" w znaczeniu "bohater" pojawia się w tekstach literaturoznawczych bardzo, bardzo często. W opracowaniach z XX w. bardzo rzadko, ale jednak. Poniżej link do artykułu Lévi-Straussa, który odnosi się do teorii Proppa: https://bazhum.muzhp.pl/media/files/Pam ... 67-284.pdf

Słowo protagonista w znaczeniu "bohater" pojawia się w tym tekście 2 razy. Data publikacji: 1968 r.

historyk - 23:58 06-12-2021
El Lagarto pisze:Protagonista jako "główny bohater" nie jest "potworkiem", bo w tym znaczeniu jest powszechnie używany w wielu językach: francuskim, hiszpańskim, portugalskim, włoskim, rosyjskim, czeskim, ukraińskim, niemieckim, niderlandzkim, ba nawet w albańskim i w indonesian bahasa.

Ale nie w języku polskim - w języku polskim to potworek, czy raczej nowotwór. Nie wiem po co nam tu wyliczasz języki (dyskryminując Aborygenów, Papuasów i Eskimosów), skoro znaczenie tej wyliczanki jest zerowe.

A to, że błędnie pojawiał się wcześniej - sporadycznie - nie ma znaczenia. Błąd polegający na idiotycznym zastępowaniu mieć przez posiadać w przypadku nieludzi (np. książka posiada okładkę) pojawia się co najmniej od XIX wieku i nadal jest błędem. Protagonista w znaczeniu główny bohater nie jest już błędem, przynajmniej w mniemaniu części polonistów, tym niemniej na pewno nie jest to ładne, a używanie jako ogólnie bohater wciąż jest błędem.
Obecnie termin "protagonista" w znaczeniu "bohater" pojawia się w tekstach literaturoznawczych bardzo, bardzo często.

Niestety, wśród humanistów też nie brak ludzi używających pseudomądrych słówek, żeby dodać sobie powagi. A język w pracach literaturoznawczych robi się coraz bardziej koszmarny.

zrobiłem mały rysercz

Kolejny śmieć w polszczyźnie rodem z angielskiego. A w zależności od znaczenia, mamy polskie słowa, np. kwerenda.
_______________________
http://seczytam.blogspot.com

El Lagarto - 02:02 07-12-2021
historyk pisze:Ale nie w języku polskim - w języku polskim to potworek, czy raczej nowotwór. Nie wiem po co nam tu wyliczasz języki (dyskryminując Aborygenów, Papuasów i Eskimosów), skoro znaczenie tej wyliczanki jest zerowe.

Może wyliczam je dlatego, że podobnie jak polski kształtowały się pod wpływem greki i łaciny? I wzajemnie na siebie oddziaływały i nadal oddziałują? Aborygenów, Papuasów i Eskimosów, których języki rozwijały się w izolacji raczej to nie dotyczyło, a przynajmniej przez większą część ich istnienia.
Dla mnie potworek językowy to np. nazwa firmy Mięs-Trans. Tymczasem protagonista jest kulturalnym słowem greckiego pochodzenia. Nowe znaczenia wyrazów nie są niczym nowym w języku.

historyk pisze: A to, że błędnie pojawiał się wcześniej - sporadycznie - nie ma znaczenia.

Ma znaczenie, jeśli pojawiał się w pracach literaturoznawczych.
1. Protagonista jako bohater nie pochodzi z recenzji gier komputerowych
2. Lévi Strauss i Propp są kluczowymi postaciami dla badań nad literaturą (w tym także nad bohaterem utworu narracyjnego) . Raczej nie tłumaczyły ich dzieł przypadkowe osoby, zaś do ich dokonań odnosiły się pokolenia naukowców
3. Protagonista jako główny bohater nie jest zatem angielską kalką z przełomu wieków, ale prawdopodobnie wszedł do polszczyzny poprzez rosyjski i/lub francuski. Recki gier pod wpływem angielskiego tylko wydobyły go z niszy.

historyk pisze:Błąd polegający na idiotycznym zastępowaniu mieć przez posiadać w przypadku nieludzi (np. książka posiada okładkę) pojawia się co najmniej od XIX wieku i nadal jest błędem.

O znaczeniu "posiadać" spieraliśmy się ongiś w innym miejscu Internetów.
Nieludzie też mogą posiadać: elfy, kosmici, smoki, bogowie itd.
Posiadać mogą również antropomorfizowane zwierzęta np. sroka-złodziejka może posiadać kolekcję błyskotek, a lis-przechera może nawet posiadać wspaniałą (czytaj cenną) kitę, którą nosi z dumą.
Jest to jednak temat na osobną dyskusję.
historyk pisze: Niestety, wśród humanistów też nie brak ludzi używających pseudomądrych słówek, żeby dodać sobie powagi. A język w pracach literaturoznawczych robi się coraz bardziej koszmarny.

Być może, niemniej "protagonista" jest w tych pracach akceptowany, co oznacza, że mało kogo razi i zwyczajnie się przyjął.

historyk pisze: Kolejny śmieć w polszczyźnie rodem z angielskiego. A w zależności od znaczenia, mamy polskie słowa, np. kwerenda

Och. Ryserzczu (powinno być riserczu ??? ;-) użyłem świadomie i lekko prowokacyjnie. Kwerenda raczej kojarzy się z bibliotekarzem, archiwistą albo nomen omen historykiem. Prosty internauta sobie zwyczajnie surfuje

historyk - 09:46 07-12-2021
El Lagarto
Może wyliczam je dlatego, że podobnie jak polski kształtowały się pod wpływem greki i łaciny? I wzajemnie na siebie oddziaływały i nadal oddziałują? Aborygenów, Papuasów i Eskimosów, których języki rozwijały się w izolacji raczej to nie dotyczyło, a przynajmniej przez większą część ich istnienia.

Ale to dalej bez znaczenia, to że słowo jest poprawne w języku A nie oznacza, że jest poprawne w języku B.

Recki gier pod wpływem angielskiego tylko wydobyły go z niszy.

Z tym się mogę w pewnym sensie zgodzić, tyle że błąd ów w pracach naukowych i internetowych reckach pojawił się niezależnie od siebie. Bo jednak sądzę, że reckarze gier raczej zaczerpnęli to bezpośrednio z angielskiego, a nie z nielicznych prac naukowych.

Jest to jednak temat na osobną dyskusję.

Wchodzisz na grunt fantastyki. Wiec tak, posiadać mogą tylko ludzie i w literaturze fantastycznej inne sapienty (że wykorzystam termin Beama Pipera).

Być może, niemniej "protagonista" jest w tych pracach akceptowany, co oznacza, że mało kogo razi i zwyczajnie się przyjął.

Żeby tylko takie głupoty były akceptowane. Przykład - też humanista, historyk:
http://seczytam.blogspot.com/2017/04/pi ... andel.html

Och. Ryserzczu (powinno być riserczu ??? ;-) użyłem świadomie i lekko prowokacyjnie. Kwerenda raczej kojarzy się z bibliotekarzem, archiwistą albo nomen omen historykiem. Prosty internauta sobie zwyczajnie surfuje

Kwerenda to po prostu przeszukiwanie zasobów biblioteki czy archiwum po to, żeby uzyskać jakieś informacje. Oznacza też po prostu śledztwo, dochodzenie, dociekanie, poszukiwanie. Naturalnie rozciąga się to na zasoby internetu. Niestety, u nas śmieciowy risercz, rodem, z korponowomowy (tak samo jak dedlajn czy dreskod) zyskał sobie popularność - znowu wśród polonistów - przez program FBL Risercz (z grubsza rzecz biorąc, program do przeszukiwania internetu i tworzenia zestawień np. częstotliwości używania danych wyrazów).

A jestem ostatnio baaardzo uczulony na śmieci z angielskiego, a to za sprawą wydanej przez Prószyński książki Krewniacy. Życie, miłość, śmierć i sztuka neandertalczyków, gdzie tłumacz pojechał takimi kalkami, że głowa mała, np. narzędzia kamienne to dla niego artefakty lityczne. Jest to tak popularna kalka w polszczyźnie, że google zwraca 8 wyników, z czego połowa to recenzje/omówienia tej książki. Przez ten kulawy język nie byłem w stanie przeczytać książki - teraz zanim kupię cokolwiek (popularno)naukowego wydanego przez Prószyńskiego, postaram się najpierw przejrzeć to w księgarni/bibliotece pod kątem jakości tłumaczenia i jego udziwnień rodem z angielskiego.
_______________________
http://seczytam.blogspot.com

Bibi King - 12:57 07-12-2021
historyk pisze:Nie dość, że używasz coś, co jest szkaradnym nowotworem

historyk mnie nie przeczyta, bo chełpi się tym, że mnie blokuje, ale niech mu ktoś zwróci uwagę, że jak na takiego rycerza polszczyzny to popełnia jednak żenujące błędy. "Używa się" czegoś, nie coś. Dopełniacz, nie biernik.

Haribo - 13:17 07-12-2021
@Historyk. Mnie również w książce "Krewniacy" zdziwiły te "artefakty lityczne", ale wyjaśnienie w przypisach było dosyć zgrabne: nie każdy artefakt jest narzędziem. Chyba że chodzi Ci o słowo "lityczne" i wolałbyś określenie artefakty kamienne?

Aha, uwaga od katedrowego kolegi:
Bibi King - 12:57 07-12-2021
historyk pisze: Nie dość, że używasz coś, co jest szkaradnym nowotworem

historyk mnie nie przeczyta, bo chełpi się tym, że mnie blokuje, ale niech mu ktoś zwróci uwagę, że jak na takiego rycerza polszczyzny to popełnia jednak żenujące błędy. "Używa się" czegoś, nie coś. Dopełniacz, nie biernik.

El Lagarto - 14:15 07-12-2021
historyk pisze: Ale to dalej bez znaczenia, to że słowo jest poprawne w języku A nie oznacza, że jest poprawne w języku B.

Z jednej strony masz rację: w języku rosyjskim глаз (głaz), to oko, zaś дыня (dynia) to melon. Różnice w znaczeniu identycznych lub prawie identycznych wyrazów istnieją w tak zbliżonych do siebie językach jak polski i słowacki (vide: "szukać" po polsku i "ŠUKAŤ" po słowacku). Różnice istnieją nawet w obrębie tego samego języka. W Portugalii "rapariga" to "dziewczyna", a w Brazylii "prostytutka" (choć w obu krajach przecież mówi się po portugalsku).

Z drugiej strony nie masz racji. W naukowym żargonie często zapożycza się terminy z języków obcych w oryginalnej formie. Jeżeli "protagonista" jako "główny bohater" występuje w angielskim, a dodatkowo jeszcze niemieckim, francuskim i paru innych, to tym łatwiej taki "protagonista" przenika do polskiego.

Z trzeciej strony założę się, że jeśli poszukamy greckich słów "katharsis" albo "gimnastyka" w słownikach, to w dziesiątkach języków będą miały podobne definicje. Wygląda na to, że nad protagonistą ciąży to samo fatum.

historyk pisze: Z tym się mogę w pewnym sensie zgodzić, tyle że błąd ów w pracach naukowych i internetowych reckach pojawił się niezależnie od siebie. Bo jednak sądzę, że reckarze gier raczej zaczerpnęli to bezpośrednio z angielskiego, a nie z nielicznych prac naukowych.

Na pewno zaczerpnęli to z angielskiego, ale skoro pojęcie już istniało w żargonie literaturoznawców, tym łatwiej zostało zaakceptowane w środowisku naukowym.

historyk pisze:Żeby tylko takie głupoty były akceptowane. Przykład - też humanista, historyk:
http://seczytam.blogspot.com/2017/04/pi ... andel.html

Każdy popełnia błędy, ale po to wydawnictwa zatrudniają korektorów, żeby takie kwiatki wyłapywać. A jeśli nie zatrudniają albo zatrudniają kiepskich, to tym większa sromota.


historyk pisze:A jestem ostatnio baaardzo uczulony na śmieci z angielskiego, a to za sprawą wydanej przez Prószyński książki [i]Krewniacy. Życie, miłość, śmierć i sztuka neandertalczyków

Chyba mam to na ebooku i niestety mam zamiar przeczytać, bo temat mnie interesuje. Mam nadzieję, że nie zgłupieję.

historyk - 16:43 07-12-2021
Haribo pisze:@Historyk. Mnie również w książce "Krewniacy" zdziwiły te "artefakty lityczne", ale wyjaśnienie w przypisach było dosyć zgrabne: nie każdy artefakt jest narzędziem. Chyba że chodzi Ci o słowo "lityczne" i wolałbyś określenie artefakty kamienne?

Chodzi mi o oba człony. Lityczne: oczywiste, że to idiotyczna naukowa nowomowa. Co do artefaktów to już dawno temu prof. Elżbieta Kowalczyk (archeolożka i językoznawczyni) strasznie się "pultała" na nadużywanie tego słówka (a akurat bona potrafi coś zjechac z góry na dół, wbrew zasadom naukowego savoir-vivre, potrafi użyć określeń typu "brednia" :D). Ale sam artefakt mnie tak nie wkurzył (walka z "artefaktami" w archeologii to walka z wiatrakami), jak te "lityczne". Podsumowując: mamy tu nadużywanie jednego wyrazu, a na dodatek próbę wprowadzenia do polszczyzny terminu jej obcego (nawet obcego w języku, który sam zwę przemądralicą naukawą), brzmiącego wręcz zabawnie przez swoją sztuczność.

Przy czym ów termin w ogóle nie jest polszczyźnie potrzebny - nie wiem co sensownego wnosi zamiana "artefakty (niech już będzie to nieszczęśliwe słówko) kamienne" na "artefakty lityczne"? Jakoś polska archeologia dawała sobie radę bez tego kretyńskiego zwrotu przez ponad sto lat. I nagle jakiś randomowy tłumacz pracy popularnonaukowej nie umie sobie poradzić bez wprowadzania potworka? Gdyby Prószyński chciał być w porządku, to powinien zlecić nowe tłumaczenie tej książki i na swój koszt wymienić ją nabywcom. A coś mam wrażenie, że teraz zaroi się w pracach archeologów od "litycznych artefaktów" (archeologowie jakoś najszybciej wśród humanistów łapią takie głupawe nowinki; inna rzecz, że zaliczanie ich do humanistów jest dość naciągane).

A takie znaczenia słowa "lityczny" znają nasze słowniki:
Słownik Języka Polskiego PWN:
lityczny
1. «działający na coś rozpuszczająco»
2. «o zjawiskach chorobowych: przebiegający stopniowo, łagodnie»


Glosbe:
lityczny
DEFINICJE
- o chorobach mających łagodny, bezkryzysowy przebieg
- działający na coś rozpuszczająco



Nie musisz mi cytować wyciszonego - sensem jego istnienia i jego pobytu tutaj jest niezbyt mądre (to eufemizm) wyzłośliwianie się i szukanie zaczepki, dlatego programowo go ignoruję. Inna rzecz, że nawet mi się teraz nie chce szukać (bo i leniwy jestem, i nie będę go karmił reagowaniem na zaczepki), gdzie ewentualnie mogłem popełnić błąd.
_______________________
http://seczytam.blogspot.com

Haribo - 17:41 07-12-2021
@Historyk. Rozumiem Twoje zastrzeżenia co do określenia "artefakty lityczne", bo jak pisałem wcześniej, też mi to na początku zgrzytało. Ale z drugiej strony takie określenia jak "budowle megalityczne" czy "megalit" nie budzą chyba niczyjego sprzeciwu (z greki: lithos-kamień). A wyjaśnienie użycia słowa "artefakt" zamiast "narzędzie" też wydaje się mieć sensowne podstawy (nie każdy artefakt musi być narzędziem). No, chyba że polska archeologia ma jakieś inne, własne specjalistyczne nazewnictwo i "artefakt" nie jest jej do niczego potrzebny.

Komentuj


Artykuły

Plaża skamielin


 Zimny odczyt

 Wywiad z Anthonym Ryanem

 Pasje mojej miłości

 Ekshumacja aniołka

Recenzje

Fonstad, Karen Wynn - "Atlas śródziemia


 Fosse, Jon - "Białość"

 Hoyle, Fred - "Czarna chmura"

 Simmons, Dan - "Modlitwy do rozbitych kamieni. Czas wszystek, światy wszystkie. Miłość i śmierć"

 Brzezińska, Anna - "Mgła"

 Kay, Guy Gavriel - "Dawno temu blask"

 Lindgren, Torgny - "Legendy"

 Miles, Terry - "Rabbits"

Fragmenty

 Grimwood, Ken - "Powtórka"

 Lewandowski, Maciej - "Grzechòt"

 Howard, Robert E. - "Conan. Księga druga"

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku" #2

 Sherriff, Robert Cedric - "Rękopis Hopkinsa"

 Howard, Robert E. - "Conan. Księga pierwsza"

 Howey, Hugh - "Silos" (wyd. 2024)

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku" #1

Projekt i realizacja:sismedia.eu       Reklama     © 2004-2024 nast.pl     RSS      RSS