„Australijskie piekło” pokazuje, że najbardziej przerażające historie pisze samo życie. I można je odnaleźć w każdym miejscu i czasie.
Radosław Lewandowski ma już na koncie kilka książek wydanych m.in. w wydawnictwie Akurat, ale przy najnowszym projekcie zdecydował się na samodzielne wydanie książki. Nie zmienia się jedno – nadal trzyma się realiów historycznych, choć tym razem proponuje opowieść późniejszą niż jego „Wikingowie”.
Kanwą
„Australijskiego piekła” jest rejs „Batavii”, niderlandzkiego statku handlowego z XVII wieku, którego rejs zakończył się tragicznie. Autor czerpie z dokumentów i wiernie przedstawia tę opowieść, ale jednocześnie tam, gdzie jest konieczne, uzupełnia i nadaje życia. O tym, że takie podejście się sprawdza, mogliśmy się przekonać chociażby w innej powieści związanej z żeglugą dalekomorską, czyli
„Terrorze” Dana Simmonsa. Z tym, że Lewandowski ogranicza się tylko do uzupełnienia wątków, grozę pozostawiając wyłącznie efektom autentycznych ludzkich zachowań.
Skoro mowa o powieści opisującej autentyczne wydarzenia, to można szerzej przedstawić fabułę: wszak nie jest ona tajemnicą dla nikogo, kto umie obsługiwać wyszukiwarkę. Historii „Batavii” rozpoczęła się w 1628 roku, a celem rejsu była właśnie Batavia, czyli dzisiejsza Dżakarta. Na skutek niesnasek na pokładzie sytuacja zaczęła się zaogniać, a gdy statek rozbił się u wybrzeży Australii, doszło do buntu i serii tragicznych wydarzeń. W efekcie przetrwała około jedna trzecia z początkowej liczby pasażerów i załogi.
Autor całkiem nieźle radzi sobie w siedemnastowiecznych realiach. Co prawda charakterystyka fabuły sprawia, że niewiele miejsca poświęcone jest życiu „na lądzie”, ale i tak tu i tam przemyconych zostało trochę detali i scen nawiązujących do ówczesnych wydarzeń. Większe pole do popisu miał przy okazji opisywania realiów podczas dalekomorskiego rejsu. Całość uzupełnia nienachalna stylizacja.
Chociaż „Australijskie piekło” pozbawione jest elementów fantastycznych, czytając o wydarzeniach będących udziałem wielu osób płynących na Batavii, ciarki przechodzą po plecach. Może się wydawać, że wyobraźnia pisarzy nie będzie w stanie przebić tego, czego ludzkość już się dopuściła. Tu wystarczyły nie tak przecież rzadkie okoliczności w ówczesnych realiach i kilka spaczonych umysłów, by doszło do tragedii. Mimo wszystko finał niesie odrobinę optymizmu i sprawia, że nie jest to aż tak mroczna opowieść.
„Australijskie piekło” stanowi interesującą próbę przypomnienia mało znanego wydarzenia z naszej historii i ukazania różnych ludzkich postaw w obliczu kryzysu. Nieźle odmalowana, przejmująca opowieść.
Autor:
Tymoteusz Wronka
Dodano: 2021-02-24 18:26:23