NAST.pl
 
Komiks
  Facebook
Facebook
 
Forum

  RSS RSS

 Strona główna     Zapowiedzi     Recenzje     Imprezy     Konkursy     Wywiady     Patronaty     Archiwum newsów     Artykuły i relacje     Biblioteka     Fragmenty     Galerie     Opowiadania     Redakcja     Zaprzyjaźnione strony   

Zaloguj się tutaj! | Rejestruj

Patronat

Nayler, Ray - "Góra pod morzem" (niebieska)

Heinlein, Robert A. - "Luna to surowa pani" (Artefakty)

Ukazały się

Sullivan, Michael J. - "Epoka legendy"


 Stewart, Andrea - "Cesarzowa kości"

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku"

 Howard, Robert E. - "Conan. Księga druga"

 Kukiełka, Jarosław - "Kroczący wśród cieni"

 Gray, Claudia - "Leia. Księżniczka Alderaana"

 Le Fanu, Joseph Sheridan - "Carmilla"

 Henderson, Alexis - "Dom Pożądania"

Linki

Hibberd, James - "Ogień nie zabije smoka"
Wydawnictwo: W.A.B.
Tłumaczenie: Marcin Mortka
Data wydania: Listopad 2020
ISBN: 978-83-280-8442-1
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Format: 142x202 mm
Liczba stron: 528 + kolorowe strony
Cena: 54,99 zł



Hibberd, James - "Ogień nie zabije smoka"

O „Grze o tron” pisze się, że jest to ostatni TAKI serial: ostatni serial masowy, który oglądali „wszyscy”. Niezależnie od tego, czy mieli wykupiony abonament na HBO, czy też nielegalnie ściągali go z Internetu. W dobie serwisów streamingowych, których jest już tyle (nawet w Polsce), że nie wszystkich stać na wykupienie dostępnych abonamentów; i wobec faktu, że seriale (które warto znać) rzeczywiście „przeniosły” się na płatne platformy: można naprawdę rozważać kwestię, czy „Gra o tron” była ostatnią serialową rozrywką, jaka łączyła odbiorców „ponad podziałami” abonamentowymi. Bez wątpienia z sezonu na sezon serial ten przekraczał kolejne granice finansowe: jego budżet rósł i zapewne dalej by wzrastał, gdyby producenci i showrunnerzy tego chcieli. Szefostwo HBO było gotowe na wiele ustępstw finansowych, aby kontynuować serial, który sprawiał, że kurs akcji na giełdzie szedł w górę. Osiągane i planowane zyski z produkcji wpisywane były do prospektów emisyjnych jako zachęta dla inwestorów. Jeszcze przed premierą finałowego sezonu „Gra o tron” zarobiła ponad 3,5 miliarda dolarów. Według ostrożnych szacunków. Zatem nawet rosnące z roku na rok koszty produkcji były niewielką ceną za wyhodowanie kury znoszącej złote jajka. Ponieważ znosić je będzie jeszcze długo. Nie powstrzymają tego negatywne recenzje dwóch ostatnich sezonów.

Książka „Ogień nie zabije smoka” Jamesa Hibberda jest chyba pierwszą próbą zmierzenia się z fenomenem serialu na polskim rynku. Autor jest dziennikarzem, który o „Grze o tron” zaczął pisać z obowiązku, następnie przeczytał książki, trafił na plan – i pisał o serialu nadal, ale już z pasją. Książka jest częściowo efektem tej pracy. To chronologiczny zapis prac nad adaptacją. Począwszy od trudnych początków: od próby przekonania George’a R.R. Martina do wyrażenia zgody na ekranizację. Martin nie był entuzjastą tego pomysłu, gdyż miał za sobą karierę twórczą przy produkcjach telewizyjnych i widział, na ile ustępstw trzeba iść, aby pomysł został zrealizowany. Zaś „Pieśń Lodu i Ognia” od początku pisał nie ograniczony żadnymi ustępstwami czy wymogami. I chciał, aby właśnie na takiej zasadzie została sfilmowana. Kiedy został przekonany przez Davida Benioffa i D.B. Weissa poszło już gładko, choć przecież musiał zdawać sobie sprawę z tego, że nie da się tej sagi zaadaptować ze stu procentową zgodnością. Czwarty i piąty tom cyklu wprowadzają kilka nowych wątków oraz postaci, a umieszczanie ich w serialu w takich porządku i formie, jak w powieści spowodowałoby (w zasadzie) powstanie dwóch seriali albo pokazywanie głównych bohaterów bardzo rzadko na ekranie. Jednak, kiedy powstawała koncepcja serialu nikt jeszcze o tym nie myślał. Przynajmniej nie wynika to z książki. Pisząc z punktu widzenia fana tego cyklu, już choćby jego struktura i rozrośnięcie się fabuły wskazywało na to, że zmiany będą konieczne.

Jednak Hibberd skupia się na kronikarskim opisie powstawania produkcji, tylko czasami analizując jej główne punkty. Głównie te „kontrowersyjne” zarówno jeśli chodzi o obsadę, jak i fabułę. Początkowo nie jest to problemem. Powstawanie produkcji telewizyjnej, szczególnie z takim planem, opisy kuchni telewizyjnej, castingów, planów fabularnych i zdjęciowych – to coś, co dla najniżej podpisanego jest samą frajdą, z racji zainteresowań i możliwości pogłębienia wiedzy. Do tego dobrze się konfrontuje tak uzyskaną wiedzę z tym, co potem widać na ekranie. Pozwala to lepiej zrozumieć decyzje fabularne twórców. I czasami inaczej spojrzeć na własne oceny poszczególnych sezonów, czy nawet odcinków (brak wprowadzenia lady Stoneheart, marsz wstydu Cersei itd.).

Wadą i jednocześnie zaletą jest sposób prowadzenia „narracji” przez Jamesa Hibberda. Przeważa bowiem głos twórców: reżyserów, scenarzystów, aktorów. Autor skomponował książkę z wypowiedzi udzielanych przez nich zarówno jemu, jak i w licznych wywiadach prasowych, telewizyjnych, internetowych. Dopełnia to własny opis autora i jego uwagi oraz wnioski. Jest to bez wątpienia świetny zabieg, jeśli chodzi o płynność czy też przystępność lektury. Dobrze i stosunkowo szybko można się w tę historię wgryźć i ją przyswajać. Mimo to, taka forma zaczyna ciążyć z biegiem czasu i zamienia książkę w rodzaj panegiryku. W wypowiedziach medialnych osób zaangażowanych w produkcję przeważa bowiem taki pozytywny ton: wszystko było fajne, wszyscy się starali, wspaniałe, niezapomniane doświadczenie, byliśmy jak rodzina. Jak żywcem wyjęty z promocyjnych wypowiedzi, których udzielają aktorzy i pozostali twórcy w szybkich wywiadach. Warto byłoby to skonfrontować z wypowiedziami tych, którym serial nie podobał się od początku, w trakcie i w finale.

Oczywiście, nie chodzi mi o brak brudów z produkcji. Z pewnością gdyby jakieś poważne były, to nie dałoby się ich utrzymać w tajemnicy przez tak długi czas. Rzecz w tym, że te wypowiedzi w końcu tworzą tylko mniej lub bardziej entuzjastyczny opis produkcji, a nie jej analizę. Zaś autor za mało się starał, aby dodać coś takiego od siebie. Było to potrzebne, kiedy książka dotarła do opisu dwóch finałowych sezonów. Jak wiadomo, były one najbardziej krytykowane m.in. za podkręcone tempo akcji. Hibberd mimo to nie unika tych zarzutów. Zawarte w książkach wypowiedzi odnoszą się również do nich. Widać w nich czasami sypanie popiołu na głowę, czy krytyczną refleksję. Ale jest to zbyt skrótowe, moim zdaniem. Podlane usprawiedliwieniami zbyt pobieżnie zbywającymi zarzuty. Dodać w tym miejscu należy, że sam uważam część krytyki, z którą pod koniec spotkał się serial, za niezasłużoną. Nie kwestionuję zarzutów, ale zbyt emocjonalna, przesadzona krytyka je nadto wyolbrzymiła. W zasadzie jedynym niekwestionowanym przeze mnie zarzutem jest kwestia upływającego w fabule czasu. Reszta, na przykład rozwiązanie poszczególnych wątków, była dobrze zaplanowana i wykonana. Czy jeśli chodzi o Daenerys, Jona, Szarego Robaka, Brana czy kogokolwiek innego. Hibberd zestawia wypowiedzi twórców broniących tych decyzji odnośnie losów postaci i są to argumenty rzeczowe i w zasadzie nie wymagające jakiś dodatkowych uzasadnień w serialowej fabule. Sam nigdy nie miałem wątpliwości odnośnie dobrego uzasadnienia losów Daenerys. „Wszyscy” się podniecali tą postacią, nie zauważając, że z sezonu na sezon stawała się coraz mroczniejsza. Począwszy od złotej korony Viserysa, po bitwę w Królewskiej Przystani. Ale może to dobry przykład tego, jakim ewenementem był ten serial: pobudzał i pobudzać będzie do dyskusji jeszcze długo.

Reasumując, „Ogień nie zabije smoka” nieco zawodzi, nie pogłębiając kulturoznawczego spojrzenia na fenomen serialu, nie dodając mu popkulturowego kontekstu. Ale to nie musi być wadą, skoro książka skupiona jest bardziej na opisie samego serialu, jego produkcji i zaangażowanych w nią ludzi. Jest czymś w rodzaju hołdu. Czasami zbyt czołobitnego, ale co do zasady nie uciekającego przed wskazywaniem na ewentualne wady produkcji.

W ciągu najbliższych kilku lat okaże się, czy „Gra o tron” określiła gatunek serialowego/filmowego fantasy na stałe. George R. R. Martin w ostatniej wypowiedzi zawartej w książce tak ujął swoje nadzieje: „Jeśli zaś chodzi o spuściznę, ujmę to tak: mam nadzieję, że udało nam się trwale wprowadzić fantasy dla dorosłych do telewizji. Teraz wszyscy marzą o drugiej „Grze o tron”. (…) Chciałbym, aby fantasy zagościło w telewizji na zawsze, tak jak seriale o prawnikach czy policji. Seriale o gliniarzach są dobre albo złe, ale zawsze jakieś z nami są, a jeśli któryś jest do bani, wnet pojawia się kolejny.” I chyba – z perspektywy sympatyka fantasy – za realizację tego marzenia należałoby trzymać kciuki. Po „Grze o tron” nadszedł „Wiedźmin”, który mimo wad szybko zdobył szeroką widownię. W perspektywie jest jeszcze serial z tolkienowskiego Śródziemia, tak samo, jak ekranizacja „Koła Czasu”, cyklu Roberta Jordana (obydwa tytuły od Amazon Prime Video). O samych prequelach „Gry o tron” nie wspominając. Czy odniosą sukces, przekonamy się w ciągu następnych dwóch, trzech lat. W każdym razie te adaptacje z pewnością nie powstałyby bez sukcesu serialowej „Gry o tron” i na pewno będą z tym sukcesem porównywane i konfrontowane. Nie mogę się już tego doczekać.



Autor: Roman Ochocki
Dodano: 2021-01-03 11:40:01
Komentarze
-Jeszcze nie ma komentarzy-
Komentuj


Artykuły

Plaża skamielin


 Zimny odczyt

 Wywiad z Anthonym Ryanem

 Pasje mojej miłości

 Ekshumacja aniołka

Recenzje

Fosse, Jon - "Białość"


 Hoyle, Fred - "Czarna chmura"

 Simmons, Dan - "Modlitwy do rozbitych kamieni. Czas wszystek, światy wszystkie. Miłość i śmierć"

 Brzezińska, Anna - "Mgła"

 Kay, Guy Gavriel - "Dawno temu blask"

 Lindgren, Torgny - "Legendy"

 Miles, Terry - "Rabbits"

 McCammon, Robert - "Królowa Bedlam"

Fragmenty

 Howard, Robert E. - "Conan. Księga druga"

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku" #2

 Sherriff, Robert Cedric - "Rękopis Hopkinsa"

 Howard, Robert E. - "Conan. Księga pierwsza"

 Howey, Hugh - "Silos" (wyd. 2024)

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku" #1

 Mara, Sunya - "Burza"

 Mrozińska, Marta - "Jeleni sztylet"

Projekt i realizacja:sismedia.eu       Reklama     © 2004-2024 nast.pl     RSS      RSS